KATARZYNA KOZON
Jednym z głównych tematów kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa była walka z radykalnym islamem oraz terroryzmem, zwłaszcza z tzw. Państwem Islamskim (ISIS). Podczas kampanii, D. Trump obiecał wszczęcie zdecydowanych działań zbrojnych przeciwko ISIS oraz stworzenie nowej skutecznej strategii, która uwolniłaby Bliski Wschód od trwającej już kilka lat wojny. Kluczowym jej elementem miało być zaskoczenie. Niedługo mija rok prezydentury Trumpa, wydaje się więc, że jest to dobry moment, aby podjąć próbę odpowiedzi na pytanie: czy dotychczasowe działania Donalda Trumpa odróżniają go znacznie od jego poprzednika?
Obama na celowniku
Donald Trump od początku starał się zaprezentować jako opozycja wobec Baracka Obamy w kwestiach terroryzmu. Wielokrotnie krytykował działania swojego poprzednika [1] na Bliskim Wschodzie. Pozostawał krytyczny również wobec planów swojej przeciwniczki w wyborach prezydenckich, Hillary Clinton. Starał się uwypuklić udział tej ostatniej w procesie kształtowania strategii walki z terroryzmem podczas kadencji Obamy, a w konsekwencji podkreślić, że podobnie jak poprzedni prezydent przyczyniła się ona do powstania Państwa Islamskiego.
Pierwszym poważnym błędem poprzedniej rządzącej ekipy, według D. Trumpa, było wycofanie amerykańskich wojsk z Iraku i tym samym pozostawienie dużej swobody działania terrorystom. W styczniu 2017 r. (już po przeprowadzce do Białego Domu) prezydent Trump obiecał, że wkrótce przedstawi oficjalny i „bezkompromisowy” plan walki z Państwem Islamskim.
Stara strategia w nowej odsłonie
Zwalczanie terroryzmu stało się najważniejszym punktem w polityce bezpieczeństwa nowej administracji. Prezydent Trump swój pierwszy oficjalny plan działania przedstawił 28 lutego 2017 roku. Zapowiedział między innymi działania mające na celu pozbawienie terrorystów źródeł finansowania oraz powołanie nowej międzynarodowej koalicji do walki z ISIS. Administracja Trumpa postanowiła zezwolić na większą decyzyjność dowódcom wojskowym oraz zmienić taktykę w walce z terrorystami na terenach przez nich zajętych. Zdecydowano, aby otaczać ich kluczowe twierdze, co miało być bardziej efektywne i spowodować mniejsze straty wśród ludności cywilnej. Donald Trump podczas kampanii wyborczej zapowiadał „zbombardowanie i wymiecenie ISIS”, ale ostatecznie jego strategia nie różni się znacząco od działań realizowanych przez Baracka Obamę. Stany Zjednoczone dalej wspierają lokalne siły zbrojne, głównie za pomocą wsparcia wywiadowczego i działań wojskowych komandosów (punktowe uderzenia na terenach zajętych przez ISIS). Nastąpiła natomiast radykalna zmiana w zakresie podmiotów wspieranych w walce z terroryzmem. Trump ogłosił koniec pomocy dla syryjskich rebeliantów [2], którzy otrzymywali wsparcie podczas kadencji Obamy. W ocenie administracji Trumpa Al-Assad nadal pozostaje dyktatorem, który w dalszej perspektywie powinien opuścić urząd, jednak walka z ISIS stała się na tyle ważnym priorytetem, że sytuacja polityczna wewnątrz Syrii zeszła na dalszy plan, a Stany Zjednoczone doszły do wniosku, że bez silnego reżimu w Syrii nie da się pokonać Państwa Islamskiego.
Trudne zbliżenie z Rosją
Podczas kampanii prezydenckiej media obawiały się zacieśnienia stosunków pomiędzy Donaldem Trumpem a Władimirem Putinem. Trump podczas kampanii wyborczej wspominał o chęci naprawy stosunków amerykańsko – rosyjskich. Jednak współpraca w pierwszych miesiącach prezydentury D. Trumpa nie była wcale łatwa. Pierwsze napięcia powstały, gdy służby wywiadu amerykańskiego oskarżyły Rosję o ingerencję w amerykańską kampanię wyborczą, oczernienie Hillary Clinton i tym samym utorowanie ścieżki do wygranej Donaldowi Trumpowi. W odpowiedzi na to, a także w związku ze wcześniejszą aneksją Krymu oraz wciąż trwającymi operacjami militarnymi na Wschodniej Ukrainie, Kongres nałożył na Rosję sankcje. Następne kontrowersje miały miejsce, gdy okazało się, że gen. Flynn przed nominacją na doradcę prezydenta ds. bezpieczeństwa kontaktował się z rosyjskim ambasadorem Siergiejem Kieslakiem, co zataił przed FBI. Powołano także specjalnego prokuratora Roberta Mullera, którego zadaniem jest badanie ewentualnych powiązań z Kremlem wśród pozostałych członków administracji Trumpa. Spekulacje co do zażyłości stosunków amerykańsko – rosyjskich okazały się jednak zbyt daleko posunięte, chociażby biorąc pod uwagę wsparcie Stanów Zjednoczonych dla Ukrainy oraz potwierdzenie deklaracji sojuszniczych w ramach NATO, które jeszcze podczas kampanii prezydenckiej Trump uważał za przestarzałą formę współpracy.
W kwestii syryjskiej, Stany Zjednoczone od początku kadencji Trumpa dążyły jednak do zawiązania ścisłej współpracy z Rosją. Na początku zapewniano że intencją USA nie jest zmiana rządu Bashara Al-Assada, wspieranego przez Rosję, jak to było w przypadku prezydenta Obamy. Dobrze zapowiadającą się współpracę skomplikowały jednak doniesienia o ataku chemicznym dokonanym przez syryjski rząd w prowincji Idib. Donald Trump, w odróżnieniu od poprzednika użył środków dyplomatycznego nacisku, wyznaczając „czerwoną linię”[3], której przekroczenie skutkowałoby wkroczeniem wojsk amerykańskich, ale odpowiedział bezpośrednio – zbombardowaniem syryjskiej bazy wojskowej Al-Szajrat.
Wydawać by się mogło, że zaprzepaści to dotychczasową współpracę rosyjsko-amerykańską, biorąc pod uwagę, że Rosja od początku wspierała rząd Al-Assada, Jednak już kilka miesięcy później na szczycie G20 w Hamburgu uzgodniono zawieszanie broni na terenie Syrii pomiędzy wojującymi tam ugrupowaniami. Także podczas ostatniego szczytu gospodarczego państw nieformalnej Wspólnoty Gospodarczej Azji i Pacyfiku (APEC), który odbył się 11 października w Hanoi, Trump razem z Putinem ponownie zadeklarowali wspólną walkę z terroryzmem i chęć do współpracy w Syrii przeciwko ISIS.
Pierwsze sukcesy
Prawdopodobnie zdobycie Allepo przez syryjskie siły rządowe w grudniu 2016 roku było momentem przełomowym dla amerykańskiej polityki w Syrii. Zauważono, że skuteczniej jest walczyć z dżihadystami poprzez wspieranie sił Al-Assada, niż wspierając rebeliantów, którzy sympatyzowali z ekstremistami lub zostali później wcieleni w szeregi ISIS. Zmiana taktyki i wzmożona współpraca z Rosją pozwoliła na wyzwolenie Al-Rakki, która była okupowana przez Państwo Islamskie od 2014 roku i stała się ich główną siedzibą w Syrii. Operacja wyzwolenia trwała od listopada zeszłego roku. Dzisiaj miasto znajduje się pod kontrolą SDF.[4]
Pozorne zwycięstwo
Wyzwolenie Al–Rakki, było niewątpliwym sukcesem Syryjskich Sił Demokratycznych (które są oparte na siłach kurdyjskich), jak i Stanów Zjednoczonych oraz Rosji, wspierających te operacje. Jest to jednak sukces pozorny albo w najlepszym razie niepełny. Nie doprowadził on do zniszczenia ISIS, ani nie rozwiązał problemu pojawiających się nowych bojowników dżihadu na Bliskim Wschodzie i w Europie. Nierozwiązana pozostaje także kwestia, kto dalej będzie rządzić Syrią. Mimo że Stany Zjednoczone przeniosły środek ciężkości swojej polityki na walkę z dżihadystami, a nie z siłami rządowymi Al-Assada, niewykluczone, że po kwietniowym ataku chemicznym w miejscowości w prowincji Idlib Syria może zostać wpisana na amerykańską listę państw zbójeckich, a Stany Zjednoczone zechcą wpłynąć na zmianę rządu w Damaszku.
O ile w przypadku Donalda Trumpa, jego opinia na temat rządów partii Baas nie jest jasna, o tyle Putin wyraźnie popiera reżim Al-Assada. Może się to w przyszłości okazać istotną kwestią sporną pomiędzy dwoma mocarstwami. Problemem pozostaje również brak planu na ustabilizowanie sytuacji polityczno-społecznej po zakończeniu działań militarnych. Niestety strategii zwycięstwa (na „dzień po”) nie miał prezydent Obama, i – jak na razie – nie przedstawił jej także prezydent Trump.
[1]Donald Trump w swojej kampanii wyborczej krytykował Baracka Obamę między innymi za brak zdecydowanej reakcji na użycie przez Assada gazu bojowego w Damaszku w 2013 r, a także za zbyt miękką dyplomację wobec układu nuklearnego Iranu. Uważał także za błąd przedłużenie obecności wojsk w Afganistanie.
[2] W Syrii znajduje się kilka walczących ze sobą ugrupowań: opozycję walczącą z siłami rządowymi, Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF) wspierające rząd i walczące z dżihadystami oraz Państwo Islamskie.
[3] Czerwona linia – Barack Obama zapowiedział możliwość wkroczenia wojsk amerykańskich do Syrii jeśli Bashar Al – Assad użyje broni chemicznej wobec rebeliantów.
[4] Przy wsparciu USA i międzynarodowej kolacji udało się doprowadzić także do wyzwolenia Mosulu (Irak), który Państwo Islamskie zajęło w 2014 r. i który był kolejnym strategicznym terytorium ISIS na Bliskim Wschodzie. Operacja trwała 8 miesięcy i dzięki jej powodzeniu tzw. Państwo Islamskie straciło swój największy okupowany teren w Iraku. Wyzwolenie Mosulu zostało oficjalnie ogłoszone 9 lipca przez premiera Iraku Hajdara al-Abadiego.
Katarzyna Kozon – Studentka stosunków międzynarodowych II stopnia na uczelni Łazarskiego oraz absolwentka stosunków międzynarodowych I stopnia na Uniwersytecie im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego. W latach 2016-2017 odbyła praktyki w Ministerstwie Spraw Zagranicznych oraz w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. Publikuje na łamach portalu psz.pl. Wśród jej zainteresowań znajdują się: polityka Stanów Zjednoczonych wobec Bliskiego Wschodu oraz Europa.