Europa Europa Środkowa i Wschodnia Wybory

Zeman po raz drugi

MAURYCY MIETELSKI

Dotychczasowy czeski prezydent Miloš Zeman będzie sprawował swój urząd przez następnych pięć lat, po tym jak w drugiej turze wyborów prezydenckich zdobył ponad 2,85 miliona głosów, czyli dokładnie 51,4 proc. poparcia[1]. Jego kontrkandydatowi Jiríemu Drahošowi zaufało natomiast o blisko 150 tysięcy mniej wyborców.

Wyniki wyborów nie były specjalnym zaskoczeniem, chociaż większość sondaży przeprowadzonych w styczniu wskazywała jednak na lekką przewagę przeciwnika urzędującej głowy państwa. Zeman jest jednak często niedoszacowany w takich ankietach, podobnie zresztą jak większość liderów tak zwanych antysystemowych ruchów na całym świecie.

Kto głosował na Zemana?

W trakcie drugiej tury wyborów ośrodki badania opinii publicznej postanowiły nakreślić obraz przeciętnego zwolennika czeskiego prezydenta. Było to zadanie niezwykle trudne, ponieważ Zemana poparli reprezentanci wielu skrajnie odmiennych środowisk politycznych, a więc centroprawicowy ruch ANO, Komunistyczna Partia Czech i Moraw (KS?M), nacjonalistyczna Wolność i Demokracja Bezpośrednia (SPD), część Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej (ĆSSD), a także związany – Vaclav Klaus (były prezydent, związany z prawicą). Sondaże przeprowadzone w trakcie dwóch dni wyborów wskazują przy tym, że Zeman mógł liczyć na zdecydowaną większość elektoratu wyżej wymienionych partii, a także na połowę zwolenników socjaldemokracji.

Czeski dziennik „Mlada Fronta Dnes” pokusił się natomiast o dokładniejszą analizę profilu zwolenników obu kandydatów, uwzględniając poziom wykształcenia, bezrobocia, długość życia, zadłużenie, liczbę cudzoziemców i stopień religijności w poszczególnych okręgach wyborczych. Jeśli uznać taką metodologię za odpowiednią, Zeman wygrał przede wszystkim w gminach z niewielką ilością osób posiadających wyższe wykształcenie, dużą liczbę bezrobotnych, niższą długością życia, a także niewielką liczbę mieszkających w nich obcokrajowców, zaś podejście do religijności nie rozróżniało specjalnie stronników prezydenta i jego kontrkandydata. Agencja Median w swoich badaniach wykazała z kolei, że głowa państwa zmobilizowała w dużej mierze osoby nie biorące udziału w pierwszej turze, pracowników zakładów przemysłowych i firm budowlanych oraz osoby poniżej 50. roku życia, ze średnim wykształceniem. Obaj kandydaci zyskali natomiast niemal takie samo poparcie wśród osób starszych z dyplomami wyższych uczelni.

Badania opinii publicznej mogą, ale wcale nie muszą odzwierciedlać rzeczywistych podziałów przebiegających w społeczeństwie. Z wyników wyborów można jednak łatwo wywnioskować, iż Zeman wygrał w dziesięciu z trzynastu krajów (odpowiedniki polskich województw) Republiki Czeskiej oraz sromotnie przegrał w mieście wydzielonym Pradze, gdzie Drahoš uzyskał dokładnie 68,75 proc. głosów. Co ciekawe, Drahoš (były prezes Akademii Nauk Republiki Czeskiej) w ostatnich tygodniach kampanii próbował zerwać z wizerunkiem kandydata wielkomiejskich elit, dlatego podkreślał swoje przywiązanie do rodzinnego Jabłonkowa i kraju śląsko-morawskiego, lecz to właśnie w tym regionie czeski prezydent otrzymał najwięcej, bo aż 62,32 proc. wszystkich głosów.

Żałoba praskiej elity

Po raz kolejny w przeciągu kilku miesięcy (bo przecież trend ten jasno pokazały październikowe wybory parlamentarne) okazało się, że czescy wyborcy nie ufają mediom i tamtejszym elitom. Zeman nigdy nie był bowiem ulubieńcem mediów i sam jasno wykazywał swoją niechęć do dziennikarzy”[2]. Czeski prezydent sprytnie rozegrał również kwestię telewizyjnych debat przed drugą turą wyborów. Komentując wyniki pierwszej rundy stwierdził on bowiem, że oglądając studio wyborcze telewizji publicznej miał wrażenie, iż to jego przeciwnik odniósł zwycięstwo, a w tym kontekście wymienił nazwisko prowadzącego je prezentera. Nie chcąc wzbudzić większych kontrowersji dziennikarz Václav Moravec (znany z przeprowadzania ostrych dyskusji z politykami) zrezygnował z prowadzenia debaty podczas drugiej rundy wyborów, co podziałało na korzyść Zemana.

Niechęci czeskiego prezydenta do środków masowego przekazu trudno się jednak dziwić, nie tylko znając ogólny stosunek polityków do nieprzychylnych im mediów. Czołowe czeskie media po pierwszej turze wyborów alarmowały bowiem, że tylko przegrana Zemana może uratować demokrację i pluralizm. „Reflex”, jeden z najpoczytniejszych tygodników opinii wzywał więc „wszystkich porządnych ludzi” do poparcia jego kontrkandydata(nie szczędząc przy tym wulgaryzmów). Głos ten był reprezentatywny dla mediów wspierających Drahoša, stąd umiarkowany dziennik „Lidové noviny” ostrzegał przed podobnym podejściem do wyborów. Upatrywał on bowiem sukcesów Zemana właśnie w arogancji „praskiej kawiarni”, którą porównywał do sytuacji amerykańskich elit przed zwycięstwem Donalda Trumpa, również przekonanych wówczas o swojej nieskazitelności.

Porażka faworyta czołowych czeskich mediów, ani też głosy części dziennikarzy przestrzegających przed pogardą dla wyborców Zemana, nie zmieniły jednak specjalnie podejścia praskich elit do ich głównego przeciwnika. Chociaż i tutaj chwilę po ogłoszeniu oficjalnych wyników pojawiła się jednak pewna doza samokrytycyzmu, ponieważ obok rytualnego potępienia zacofania czeskich wyborców, zaczęto mówić o konieczności zmiany medialnego przekazu, czy też o rezygnacji z postrzegania niektórych polityków jako „mesjaszy mogących uratować czeską demokrację liberalną”. Ostatecznie jednak bardziej powszechna była postawa, którą zobrazował tygodnik „Reflex”, udostępniający swoim czytelnikom plakat z wizerunkiem Zemana w czapce czerwonoarmisty, nie wspominając już o dużej popularności wywiadów z psychologami zastanawiającymi się jak groźna może być głowa państwa.

Wątek rosyjski jest zresztą często podnoszony przez osoby nieprzychylne Zemanowi, ponieważ czeski prezydent znany jest właśnie z częstych podróży do Moskwy i krytyki sankcji wobec Rosji. Stąd też media za naszą południową granicą nadal zastanawiają się, jak wielki wpływ na przebieg wyborów mieli rosyjscy agenci, którzy według narracji części publicystów mają już szykować następcę obecnej głowy państwa, rozpoczynającej przecież swoją drugą i zarazem ostatnią kadencję. Nie są to przy tym zupełnie bezpodstawne twierdzenia, ponieważ najbardziej przychylnie do Zemana odnosiły się serwisy znane z jednoznacznie prorosyjskiego stanowiska, rozpowszechniające przy tym nieprawdziwe informacje o jego przeciwniku – takie jak choćby jego rzekoma wspólpraca z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa (StB).

Kapitał Drahoša

Trzeba pamiętać, że zwycięstwo Zemana nie było miażdżące, ponieważ różnica pomiędzy obydwoma kandydatami wyniosła nie całce trzy punkty procentowe. Zdania komentatorów na temat Drahoša są jednak podzielone. Część z nich docenia bowiem jego pracę w kampanii wyborczej i wskazuje na to, że były szef Akademii Nauk dość szybko uczy się zasad współczesnej polityki, ale niektórzy widzą w nim miałkiego kandydata ponoszącego największą odpowiedzialność za wygraną dotychczasowego gospodarza Hradczan. Trzeba przy tym zaznaczyć, że początkowo faworytem „praskiej kawiarni” nie był Drahoš, ale były prawicowy premier Mirek Topolánek, który po hucznym początku kampanii cieszył się śladowym poparciem w sondażach.

Sam Drahoš nie przedstawił jeszcze żadnych konkretnych planów, chociaż po ogłoszeniu wyników wyborów zapowiedział, iż nie zamierza kończyć z polityką, do której wszedł przecieł dopiero przed kilkoma miesiącami. Swoim dalszym milczeniem dał jednak duże pole do popisu czeskim komentatorom, którzy od wielu dni zastanawiają się jaki będzie jego kolejny krok i są w swoich spekulacjach podzieleni. Jedni uważają więc, że Drahoš nie powinien ulegać złudzeniu, jakim jest jego wyborczy wynik, ponieważ jego zwolenników spajała niechęć do Zemana, a nie specjalne przekonanie do jego kandydatury. Inni upatrują w ewentualnym nowym ugrupowaniu powiewu świeżości na scenie politycznej, którą obecnie miałyby zajmować jedynie partie niezdolne do ponownego przejęcia władzy. Jak na razie wiadomo tylko o zainteresowaniu Drahoša zbliżającymi się wyborami do Senatu w Pradze.

Same emocje po wyborach prezydenckich powoli opadają, co jest zrozumiałe szczególnie po deklaracji premiera Andreja Babiša, który w razie niepowodzenia przy drugim podejściu do budowy stabilnej koalicji rządowej chce przeprowadzić wcześniejsze wybory parlamentarne.


[1] I tura odbyła się  12 i 13 stycznia, a II tura 26 i 27 stycznia 2018.

[2] Co zresztą zademonstrował na początku kampanii wyborczej, chwaląc się otrzymanym prezentem, jakim była atrapa kałasznikowa z butelką becherovki jako magazynkiem i napisem „na dziennikarzy. źródło: https://www.denik.cz/z_domova/zeman-ma-novy-samopal-s-becherovkou-na-novinare-20171020.html


Maurycy Mietelski – Stały współpracownik Portalu Spraw Zagranicznych psz.pl oraz portalu Histmag.org. Publikował również w „Uważam Rze”, „Uwazam Rze Historia”, „Rzeczach Wspólnych” i „Wręcz Przeciwnie”.


Przeczytaj też:
M. Mietelski, Czeski wyścig równych szans
M. Mietelski, Ile wytrwa Babiš?
M. Mietelski, Czechy w rękach miliardera?
M. Mietelski, Wybory parlamentarne w Czechach: Babiš bez realnej konkurencji
G. Sójka, Awatar, książę, technokrata… Kto walczy o Praski Zamek?