MICHAŁ KĘDZIERSKI
Sondaże przeprowadzane na kilka dni przed zaplanowanymi na 24 września wyborami do Bundestagu jasno wskazują na partię Angeli Merkel jako ich zwycięzcę. Przewaga chadeków nad ich głównymi rywalami (socjaldemokratami) wynosi paręnaście punktów procentowych i nie zmieniła się zasadniczo już od wielu tygodni. Podczas gdy na CDU/CSU według różnych sondaży swój głos chce oddać 36% Niemców, poparcie dla SPD wynosi jedynie 22-23%. Zacięta walka toczy się natomiast o trzecie miejsce. Zgodnie z wynikami badań pięcioprocentowy próg wyborczy przekroczą jeszcze cztery partie i każda z nich ma szansę na trzecie miejsce, bowiem różnica między nimi mieści się w granicy błędu statystycznego. Na kilka dni przed wyborami poparcie dla AfD, FDP i Lewicy wynosi od 9 do 11%, a na Zielonych swój głos oddać chce 7-8% wyborców.
Jak od wielu tygodni sugerują wyniki sondaży, w kolejnej kadencji Bundestagu de facto nie da się sformować większości parlamentarnej z pominięciem CDU/CSU, na co jeszcze parę miesięcy temu liczył kandydat SPD na kanclerza – Martin Schulz. Oznacza to, że kanclerzem Niemiec po raz czwarty z rządu zostanie Angela Merkel. Jedyną niewiadomą pozostaje natomiast skład przyszłej koalicji rządowej. To pytanie zajmuje też Niemców na kilka dni przed wyborami i może mieć wpływ na ostateczny wynik wyborów.
„Wielka Koalicja” CDU/CSU-SPD
Rządząca Niemcami od czterech lat tzw. „Wielka Koalicja” CDU/CSU-SPD cieszy się w Niemczech całkiem wysokim poparciem. Z jej pracy zadowolonych jest dokładnie połowa Niemców. Obecna koalicja zgodnie współpracowała przez całe cztery lata, przeprowadzając wspólnie wiele ważnych projektów. Na jej korzyść przemawia nie tylko udowodniona już dwukrotnie w ostatnich latach zdolność do zgodnego rządzenia krajem, lecz także bezpieczną większość w Bundestagu (ok. 60% posłów).
Na tym kończą się jednak plusy. Po drugiej w ostatnich latach i trzeciej w historii „Wielkiej Koalicji”[1] powszechne jest przekonanie o wyczerpaniu się tej formuły. Podkreśla się zwłaszcza to, że CDU/CSU i SPD, czyli partie, które przecież tradycyjnie rywalizują ze sobą o zwycięstwo i o prawo do kierowania rządem, w ostatnich latach za bardzo zbliżyły się do siebie programowo i wizerunkowo. Dobitnym dowodem tego była telewizyjna debata Angeli Merkel (CDU) i Martina Schulza (SPD), podczas której kandydaci w większości kwestii zgadzali się ze sobą. Bardziej tracą jednak na tym socjaldemokraci, którzy mimo przeforsowania wielu swoich projektów (zarówno w latach 2005-2009, jak i w mijającej kadencji (2013-2017)), nie byli w stanie zaistnieć w świadomości wyborców i odbudować poparcia tak, żeby w wyborach zagrozić chadekom. Nic więc dziwnego, że zauważalna jest znaczna niechęć po stronie SPD do odtworzenia koalicji z CDU/CSU. Najdobitniej wyraził ją wiceprzewodniczący frakcji SPD w Bundestagu Axel Schäfer, który powiedział, że „SPD nie ma obowiązku składania się samej w ofierze”.
Wiele zależeć będzie od ostatecznego wyniku SPD w wyborach. Jeśli – tak jak przewidują sondaże – osiągnie najgorszy w historii wynik, czyli poniżej 23%, w partii pojawi się znaczna presja na wymianę kierownictwa i wewnętrzną odnowę. To zaś będzie musiało oznaczać przejście do opozycji w Bundestagu. Jeśli natomiast ostateczny wynik będzie oscylował w okolicach 25-26%, czyli poziomu z ostatnich wyborów, Martin Schulz i Sigmar Gabriel, nieoficjalnie sprzyjający koalicji z chadekami (także z osobistych pobudek), mogą utrzymać się u władzy i uzyskać mandat do rozmów nad nową umową koalicyjną. Pewne sygnały potwierdzające taką gotowość zostały już wysłane (np. Schulz określił niedawno warunki wejścia do (jakiejkolwiek) koalicji). Jak jednak już zapowiedział lider SPD, o wejściu do rządu, podobnie jak w 2013 roku, w wewnętrznym głosowaniu zadecydują członkowie partii. Trudno będzie zaś przekonać partyjnych działaczy do udziału w kolejnej koalicji pod kierownictwem kanclerz Angeli Merkel. „Po doświadczeniach obecnej kampanii wyborczej odtworzenie Wielkiej Koalicji nie jest już dla naszych działaczy żadną opcją” – stwierdził niedawno skarbnik partii Dietmar Nietan.
CDU/CSU-FDP
Naturalnym koalicjantem chadecji są liberałowie. CDU/CSU i FDP tworzyły w historii RFN już wiele wspólnych rządów, ostatni w latach 2009-2013 pod kierownictwem Angeli Merkel. Za tą opcją przemawia nie tylko długa tradycja takiego sojuszu, lecz także bliskość programowa partii. Dla wielu polityków chadecji FDP jest preferowanym partnerem. Oficjalnie taką koalicję poparł przewodniczący CSU Horst Seehofer oraz czołowy polityk CDU, premier Nadrenii Północnej-Westfalii, Armin Laschet.
Problemem może okazać się natomiast brak wystarczającej liczby głosów do stworzenia większości w Bundestagu. Według przytaczanych sondaży CDU/CSU i FDP powinny otrzymać łącznie 45-47% głosów, co może ostatecznie przełożyć się na minimalną większość mandatów. Równie dobrze obu partiom może jednak zabraknąć kilku mandatów do niezbędnej większości.
Wiele znaków zapytania stoi także po stronie samej FDP. Po nieudanej koalicji z chadekami w latach 2009-2013 partia po raz pierwszy w powojennej historii Niemiec znalazła się poza Bundestagiem w wyniku wyborów z 2013 roku. W okresie opozycji pozaparlamentarnej odeszło od niej wielu doświadczonych działaczy, zajmujących w przeszłości ministerialne stanowiska. Chociaż przewodniczący FDP, Christian Lindner, zapewnia, że partia dysponuje niezbędnymi kadrami do ewentualnego objęcia teczek ministerialnych, to nazwiska potencjalnych kandydatów pozostają szerszej opinii publicznej raczej anonimowe. Między innymi z tego powodu także wielu polityków FDP obawia się skoku na głęboką wodę – z opozycji pozaparlamentarnej wprost do ław rządowych. W pamięci żywe jest wciąż doświadczenie klęski roku 2013. Christian Lindner zdaje sobie sprawę z tego, że partia będzie musiała zaistnieć w koalicji, żeby nie powtórzyć błędów poprzedników i świadomie winduje „cenę” wejścia do koalicji z CDU/CSU. „Nie ma tu żadnego automatyzmu” – podkreślał Lindner, który zaznaczył, że liberałowie wejdą tylko do takiej koalicji, w której będą mogli realizować swój program.
CDU/CSU-Zieloni
O nowatorskiej koalicji CDU/CSU z Partią Zielonych spekuluje się w Niemczech od lat. Pierwszą próbę podjęto już przed czteroma laty. Wówczas jednak Zieloni zerwali rozmowy i ostatecznie koalicję stworzyli ponownie chadecy z socjaldemokratami. W obecnej kadencji zauważalnie przybyło jednak zwolenników takiego rozwiązania. Zmniejszyła się także liczba potencjalnych punktów spornych między nimi – głównie wskutek przesunięcia się chadecji do środka politycznego spektrum i przejęcia części „zielonych” postulatów, takich jak otwartość na uchodźców, promocja ochrony klimatu i postawienie na odnawialne źródła energii. Obecnie te „zielone” tematy kojarzy się w Niemczech także z Angelą Merkel. Również w samej Partii Zielonych zwiększyło się grono polityków otwartych na koalicję z CDU/CSU. Do tej grupy należą liderzy zielonych Katrin Göring-Eckardt i Cem Özdemir, którzy w kampanii wyborczej sygnalizowali możliwość stworzenia koalicji z chadecją.
Warto zauważyć, że chociaż te partie nigdy nie stworzyły ze sobą jeszcze rządu na szczeblu federalnym, to od paru lat taki sojusz udanie rządzi w dwóch landach zachodnioniemieckich: w Hesji oraz w Badenii-Wirtembergii.
Nad „czarno-zieloną” koalicją wisi jednak wciąż wiele znaków zapytania. Po pierwsze, sondaże nie dają CDU/CSU i Zielonym samodzielnej większości – obecnie dysponują łącznym poparciem 43-44% wyborców. Po drugie, po obu stronach wciąż jest wiele postulatów trudnych do pogodzenia, szczególnie jeśli chodzi o kwestie imigracji, podatków, bezpieczeństwa wewnętrznego, czy ochrony klimatu. „Zielone” postulaty wygaszania elektrowni węglowych, czy ostatnio wycofania się z produkcji samochodów z silnikiem diesla do 2030 roku, spotykają się ze zdecydowanym odrzuceniem chadeków, którzy określają takie pomysły mianem „irracjonalnych” i „niebezpiecznych dla niemieckiego przemysłu”.
„Jamajka” CDU/CSU-FDP-Zieloni
Jeśli większości głosów nie starczy ani koalicji chadeków z FDP, ani z Zielonymi, a dalszej współpracy odmówi SPD, to ostatnią realną możliwością pozostaje eksperymentalna koalicja CDU/CSU, FDP i Partii Zielonych. Koalicja, nazywana w Niemczech „Jamajką”[2], gwarantowałaby bezpieczną większość głosów w Bundestagu. Na wspomniane partie swoje głosy chce bowiem oddać łącznie od 52 do 55,5% Niemców. Podobnie jak w przypadku sojuszu CDU/CSU z Partią Zielonych, „Jamajka” jako koalicja rządowa jest testowana obecnie w jednym z niemieckich landów – Szlezwiku-Holsztynie.
O ile jednak między chadekami a Zielonymi wciąż istnieje wiele trudnych do pogodzenia stanowisk, o tyle jeszcze bardziej skomplikowane wydaje się być znalezienie wspólnych mianowników między tymi drugimi a liberałami. Zwłaszcza w kwestiach polityki finansowej, gospodarczej, społecznej, energetycznej oraz klimatycznej postulaty obu partii wydają się być niezwykle trudne do pogodzenia.
Bardzo dobrze odzwierciedla to retoryka obu partii z ostatnich dni kampanii. Liberałowie i zieloni to bodaj dwie najbardziej zwalczające się ostatnio grupy. „Stawiamy wyborców przed alternatywą, czy w następnym rządzie FDP będzie uprawiało skierowaną wstecz politykę klientelizmu, czy kraj będą modernizować Zieloni” – powiedział niedawno lider Zielonych Cem Özdemir. Szef liberałów Lindner odpowiedział Zielonym ostrą krytyką ich postulatów, określając je jako ekonomicznie i ekologicznie bezsensownymi”.
W czasami ostrej wzajemnej krytyce kryje się jednak zwykła taktyka przedwyborcza, mająca na celu zaostrzenie swoich stanowisk w celu pokazania klarownych różnic programowych i zebranie dodatkowych głosów w ostatnich dniach przed wyborami. Należy zauważyć, że ani liberałowie, ani zieloni nie wykluczają możliwości wejścia do wspólnej koalicji po wyborach. Pytani o „Jamajkę” odpowiadają natomiast zgodnie, że „brakuje im do tego wyobraźni”. Ta jednak zawsze może się odnaleźć po wyborach…
Mimo wielu różnic pomiędzy CDU/CSU, FDP i Partią Zielonych istnieje także szereg wspólnych przekonań oraz dziedzin, w których znalezienie kompromisu byłoby z pewnością trudne, ale wykonalne. Jedno wydaje się być jednak pewne. Koalicja trzech (lub nawet czterech, jeśli liczyć oddzielnie CDU i CSU) partii, wiązałaby się z wielkim ryzykiem. Wypracowywanie niezbędnych kompromisów przy czasem dalece rozbieżnych stanowiskach będzie wymagało prawdziwego kunsztu politycznego i szczęścia. Jeśli któraś z mniejszych partii będzie odnosiła polityczne straty w tej koalicji, należy liczyć się z możliwością jej zerwania i – być może – przedterminowymi wyborami.
* * *
To, jaka koalicja będzie rządziła Niemcami w następnej kadencji Bundestagu (2017-2021), zależy oczywiście w pierwszej kolejności od wyników wyborów. Jeśli CDU/CSU wraz z FDP będą dysponowały bezwzględną większością głosów, to właśnie odnowienie koalicji z lat 2009-2013 wydaje się być najbardziej prawdopodobnym scenariuszem. Jeśli jednak chadekom i liberałom zabraknie głosów, wówczas wszystko zależeć będzie od wyniku i nastrojów powyborczych w SPD. Jeśli socjaldemokraci odmówią negocjacji nad przedłużeniem „Wielkiej Koalicji”, a głosów do stworzenia większości zabraknie sojuszowi CDU/CSU z Partią Zielonych, to wówczas jedynym rozwiązaniem będzie próba pogodzenia i określenia wspólnego programu przez chadeków, liberałów i zielonych w ramach eksperymentalnej koalicji o chwytliwym przydomku „Jamajka”.
Dla porządku należy wspomnieć, że dwie inne rozważane wcześniej koalicje, w których najsilniejszą partią byłaby SPD, a kanclerzem zostałby Martin Schulz, nie zostały omówione w tekście ze względu na niezwykle nikłe prawdopodobieństwo uzyskania przez te partie większości. Centrolewicowy sojusz SPD-Zieloni-Lewica może liczyć obecnie na 39-41% głosów, a koalicja SPD-FDP-Zieloni dysponowałaby łącznym poparciem 38-41%.
[1] Pierwszy rząd Merkel w latach 2005-2009 także utworzyły CDU/CSU i SPD. Pierwszą „Wielką Koalicją” w latach 1966-1969 kierował Kurt Georg Kiesinger (CDU). Wicekanclerzem był wówczas Willy Brandt (SPD).
[2] Od barw partii ją tworzących: czarny – chadecja, żółty – liberałowie, zielony – Partia Zielonych.
Wykres– opracowanie własne
Michał Kędzierski – Absolwent studiów drugiego stopnia w Instytucie Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego (2015). Stypendysta Międzynarodowego Stypendium Parlamentarnego IPS 2016 w niemieckim Bundestagu. W latach 2012-2014 redaktor Przeglądu Spraw Międzynarodowych Notabene, a w latach 2012-2016 redaktor Portalu Spraw Zagranicznych, w którym od 2015 roku pełnił funkcję szefa działu Europa i Unia Europejska. W latach 2014-2016 współpracował przy redakcji „Biuletynu Niemieckiego”, wydawanego wspólnie przez Centrum Stosunków Międzynarodowych oraz Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej. W 2016 roku odbył staż w niemieckim Bundestagu.
Przeczytaj też:
M. Kędzierski, Wybory do Bundestagu: Po raz czwarty Merkel?
M. Kędzierski, Ostatnia szansa Martina Schulza
M. Kędzierski,R2G alternatywą dla Niemiec?
M. Kędzierski, Wybory do Bundestagu: Merkel już nie jest bezalternatywna
M. Kędzierski, Martin Schulz rywalem Angeli Merkel we wrześniowych wyborach do Bundestagu