Europa Europa Zachodnia Wybory

R2G alternatywą dla Niemiec?

MICHAŁ KĘDZIERSKI

We wtorek 18 października 2016 r. w Berlinie doszło do spotkania polityków trzech niemieckich partii (centro-)lewicowych, mogących za rok stworzyć nową koalicję rządową w Niemczech: Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD), Lewicy i Zielonych. Od barw partyjnych sojusz ten w mediach zaczęto już określać zdrobniale skrótem R2G (Rot-Rot-Grün, czerwono-czerwono-zielony). W spotkaniu wzięło udział ponad stu polityków, których celem jest zbliżenie trzech partii, umożliwiające stworzenie lewicowej koalicji (o której dyskutowano już od wielu lat). O wadze spotkania świadczy fakt, że zjawili się na nim wysocy przedstawiciele ugrupowań, w tym kilkudziesięciu posłów wszystkich trzech frakcji w Bundestagu. Takie spotkania mają być kontynuowane.

Trudna historia

Czerwono-czerwono-zielony sojusz w Bundestagu przez ponad 20 lat pozostawał jedynie obiektem zainteresowań politologów i przedstawicieli mediów w Niemczech, scenariuszem, który mimo matematycznych możliwości nigdy nie doszedł do skutku. Powodem były liczne podziały i zaszłości między partiami, a właściwie między współpracującymi ze sobą od lat SPD i Zielonymi, a trzymaną dotychczas na marginesie Lewicą.

Lewica (Die Linke) powstała w 2007 roku z połączenia wschodnioniemieckiej, postkomunistycznej Partii Demokratycznego Socjalizmu (PDS) oraz stworzonej po odłączeniu się od SPD Alternatywy Wyborczej Praca i Sprawiedliwość Społeczna (WASG). Już sama historia Lewicy stanowi jedną z ważnych linii podziału. Do dzisiaj politycy tej partii zaciekle krytykują SPD za jej odsocjaldemokratyzowanie, czyli porzucenie socjalnych wartości w czasach Gerharda Schrödera (ale także przez jego następców). Wielu socjaldemokratów nie wyobraża sobie z kolei koalicji z partią „żyjącą z nienawiści do SPD”. Wielu zraża ponadto postkomunistyczny rodowód Lewicy.

Bliżej Rosji

Nie tylko historia jest jednak problemem w stworzeniu sojuszu na szczeblu federalnym. Lewica zajęła najbardziej na lewo wysunięte miejsce na niemieckiej scenie politycznej. Jej postulaty socjalne uchodzą wśród polityków SPD i Zielonych za zbyt radykalne, niemożliwe do sfinansowania, w końcu za czysto populistyczne. Nie jest tajemnicą, że Lewica celuje w tzw. wyborców protestu – rozczarowanych polityką, biednych i społecznie wykluczonych, szczególnie podatnych na populistyczne czy radykalne hasła i ułudę prostych rozwiązań.

Największym problemem dla przyszłych koalicjantów wydaje się być jednak wizja polityki zagranicznej Lewicy, która radykalnie odbiega od wyobrażeń pozostałych partii na niemieckiej scenie politycznej.

Lewica domaga się m.in. rozwiązania NATO i zastąpienia go kolektywnym sojuszem obronnym z udziałem Rosji, postuluje rozluźnienie współpracy z USA i należy do największych jej krytyków, chętnie dystansuje się także od Unii Europejskiej, a lobbuje z kolei za zbliżeniem z Rosją, zupełnie przemilczając lub wręcz usprawiedliwiając jej politykę np. wobec Ukrainy. Przedstawiciele Lewicy wzywają do zniesienia unijnych sankcji wobec Moskwy i uznania Krymu za część Rosji – od początku uznając jego aneksję za usprawiedliwioną. Dwaj przedstawiciele partii uczestniczyli nawet jako obserwatorzy w kontrowersyjnym referendum na Krymie w marcu 2014 roku i nie dopatrzyli się wówczas przesłanek jego nieważności. O polityce Rosji na obszarze byłego Związku Radzieckiego mówią, że trzeba respektować uprawnione interesy Moskwy w tym regionie[1]. Podobnie jest zresztą w przypadku interwencji militarnej Rosji w Syrii po stronie – również oszczędzanego przez posłów Lewicy – prezydenta Bashara al-Asada. Jednocześnie ta sama partia w imię pacyfizmu kategorycznie wyklucza jakiekolwiek misje zagraniczne Bundeswehry, czy nawet eksport uzbrojenia.

Chociaż wielu polityków SPD zdradza cieplejszy stosunek do Rosji i jest skłonnych do łagodniejszej polityki wobec Moskwy, to jak podkreśla przewodniczący frakcji socjaldemokratów w Bundestagu Thomas Oppermann, „powiązanie Niemiec z systemem wartości Zachodu oraz integracja z NATO i UE nie podlegają w żadnym wypadku negocjacjom”. Także wśród Zielonych trudno znaleźć miłośników zarówno opresyjnej polityki wewnątrznej, jak i agresywnej polityki zagranicznej Rosji. Chociaż wiąc pryncypia polityki zagranicznej Niemiec nie wydają się być zagrożone, to rząd w Berlinie z udziałem polityków Lewicy z pewnością będzie prowadził chłodniejszą (niż dotychczas) politykę wobec USA a cieplejszą wobec Rosji.

„Sojusz sił postępowych”

Mimo różnic od lat postępuje zbliżenie trzech (centro-)lewicowych partii, które nabrało tempa za czasów kanclerstwa Angeli Merkel. Zarówno w latach 2005-2009 oraz w obecnej kadencji Bundestagu (2013-2017) SPD, Zieloni oraz Lewica mieli możliwość zawiązania większościowej koalicji, jednak socjaldemokraci dwukrotnie decydowali się wejść do rządu pod przywództwem szefowej CDU. Jeszcze jednak w listopadzie 2013 roku przewodniczący SPD Sigmar Gabriel przeforsował na kongresie partii uchwałę otwierającą drogę do przyszłej lewicowej koalicji. Już rok później w Turyngii SPD zdecydowała się nie przedłużać koalicji ze zwycięską CDU, lecz wspólnie z Zielonymi stworzyć lokalny rząd pod przywództwem polityka Lewicy Bodo Ramelowa. Negocjacje nad powołaniem drugiego sojuszu R2G toczą się także od wrześniowych wyborów w Berlinie.

W te wakacje wicekanclerz i Przewodniczący SPD Sigmar Gabriel wezwał trzy (centro-)lewicowe partie do „przezwyciężenia podziałów” na rzecz utworzenia „sojuszu wszystkich sił postępowych”. To wezwanie zostało jasno odczytane jako zapowiedź dążenia do powołania nowej koalicji po przyszłorocznych wyborach. Na słowa Gabriela ochoczo odpowiedziała Lewica, apelując o stworzenie sojuszu na rzecz wdrożenia prawdziwie socjalnej polityki.

Jedyna szansa na kanclerza z SPD

Po drugiej w ostatnich latach „Wielkiej Koalicji” CDU/CSU-SPD zarówno wśród chadeków, jak i socjaldemokratów panuje niechęć do jej przedłużania. Pierwsza z nich skończyła się dla SPD historycznie niskim wynikiem w wyborach w 2009 roku. Po przeszło trzech latach drugiej socjaldemokraci wypadają w sondażach jeszcze słabiej. Sigmar Gabriel wie, że – nawet gdyby chciał – nie przekona partii do odtworzenia koalicji z CDU/CSU. Socjaldemokraci po latach rządów Angeli Merkel chcą przejąć władzę na własny rachunek i wiedzą, że – przy obecnych notowaniach – ich jedyną szansą będzie centrolewicowa koalicja z Zielonymi i Lewicą. „Kto umie liczyć, ten wie, że w 2017 roku tylko głosami R2G starczy większości do wyboru kanclerza z SPD” – mówi wprost poseł socjaldemokratów Frank Schwabe.

Dla Sigmara Gabriela, który chce wystartować w tych wyborach jako kandydat SPD na kanclerza, R2G to jedyna szansa nie tylko na sukces, lecz w ogóle na przedłużenie swojego przywództwa w partii. Wielu członków SPD najchętniej już pozbyłoby się nielubianego w partii Gabriela i zastąpiliby go holubionym Przewodniczącym Parlamentu Europejskiego – Martinem Schulzem. Brak realnej perspektywy przejścia władzy w 2017 roku musiałby kosztować Gabriela utratę funkcji jeszcze przed wyborami. Ustawienie się pod sojusz sił lewicowych to jedyny sposób na zachowanie wpływów i walkę o fotel kanclerza w nadchodzących wyborach.

Mobilizacja lewicowego elektoratu

Wprawdzie obecne sondaże nie dają koalicji R2G większości w przyszłej kadencji Bundestagu, jednak do wyborów pozostało jeszcze 11 miesięcy. W tym czasie wydarzyć się może wystarczająco dużo, aby na końcu umożliwić powołanie takiej koalicji. W maju przyszłego roku odbędą się wybory do Landtagu Nadrenii Północnej-Westfalii, najludniejszego  niemieckiego landu, w którym wybory niejednokrotnie przesądzały o losach późniejszych wyborów do Bundestagu. Obecnie władzę sprawuje tam koalicja SPD-Zieloni pod przywództwem premier z szeregów SPD – Hannelore Kraft. Ponowne zwycięstwo SPD mogłoby podziałać mobilizująco na elektorat socjaldemokratów. Ważnym czynnikiem może być także lutowy wybór Prezydenta RFN. W mediach spekuluje się na temat możliwej kandydatury szefa MSZ Franka-Waltera Steinmeiera (SPD) jako możliwego kandydata sił centrolewicowych.

W SPD liczy się także na to, że realna perspektywa końcowego zwycięstwa, czyli przejęcia władzy i odsunięcia od niej po 12 latach Angeli Merkel (bo możliwości osiągnięcia przez SPD lepszego wyniku wyborczego niż CDU nikt już realnie nie traktuje) podziała mobilizująco na centrolewicowy elektorat. To właśnie z jednej strony lewicowe hasła solidarności, równości i sprawiedliwości społecznej, a z drugiej hasło realnej zmiany ma według strategów SPD podziałać mobilizująco na wyborców i pomóc partii odzyskać część utraconego przez ostatnie lata poparcia.

W SPD liczą także po cichu na dalszy spadek notowań wciąż popularniejszej od Sigmara Gabriela kanclerz Angeli Merkel i jej CDU. Wprawdzie sondażowe wyniki chadecji ustabilizowały się na poziomie 32-34%, ale każdy kryzys migracyjny będzie powodował kolejne ataki na szefową rządu i może prowadzić do dalszego osłabienia pozycji jej i jej ugrupowania.

Zieloni w komfortowej sytuacji

Nawet jeśli SPD, Zielonym i Lewicy uda się osiągnąć kompromis programowy i umiejętnie przedstawić go wyborcom w kampanii wyborczej, istnieje kilka przeszkód, które mogą stanąć na drodze zwolennikom R2G. Największą z nich mogą się okazać same wyniki wyborów. Obecnie sondaże dają R2G ok. 42% poparcia, czyli mniej niż np. również rozważanemu sojuszowi czarno-zielonemu (CDU/CSU-Zieloni).

Sceptycy podkreślają, że opowiedzenie się SPD za koalicją z Lewicą może wprawdzie podziałać mobilizująco na wyborców lewicowych, ale może także odstraszyć od partii wyborców centrowych. Według przeprowadzonego we wrześniu sondażu Politbarometer R2G jest najmniej pożądaną przez Niemców koalicją. Za jej powstaniem opowiedziało się jedynie 33% badanych, przeciw zaś – aż 51%. Dla porównania koalicję CDU/CSU-Zieloni popiera 38% Niemców (40% jest przeciw), a przedłużenie „Wielkiej Koalicji” – 37% (wobec 41% przeciw).

Ze względu na mocno niepewne szanse sukcesu R2G od jednoznacznego opowiedzenia się za tą opcją wstrzymują się politycy Zielonych. Z ich punktu widzenia korzystnie jest iść do wyborów z własnym programem i nie zamykać przed sobą żadnych drzwi, czy to do koalicji z SPD i Lewicą, czy też z CDU/CSU. Także ta opcja ma wielu zwolenników wśród polityków chadecji i Zielonych, którzy od lat spotykają się nieoficjalnie w berlińskich restauracjach, żeby utorować drogę możliwemu sojuszowi w 2017 roku. Ponieważ zarówno chadecy, jak i socjaldemokraci wykluczają koalicję z prawicową AfD, a wynik FDP będzie najpewniej za niski do odtworzenia ich sojuszu z CDU/CSU, może się okazać, że nie będzie możliwe stworzenie koalicji bez udziału Zielonych. Niewykluczone więc, że ostatecznie to właśnie Zieloni zdecydują, czy kolejnym kanclerzem Niemiec będzie polityk SPD, czy może jednak znów Angela Merkel.


[1] Zob. http://www.spiegel.de/politik/deutschland/linkspartei-in-der-krim-krise-putins-freunde-in-berlin-a-959041.html, i http://www.zeit.de/politik/deutschland/2014-03/sahra-wagenknecht-krim-russland

Wykres: opracowanie własne

Zdjęcie: Bundestag.de (public domain)


Przeczytaj też:

J. Tołczyk, Meklemburgia Pomorze-Przednie dała czerwoną kartkę CDU. Jak zagłosuje Berlin?

J. Tołczyk, Jak kryzys migracyjny wpłynie na scenę polityczną w Niemczech?

R. Smentek, Wybory do Bundestagu 2013: Dylemat rządzenia, dylemat istnienia

M. Kędzierski, Zmierzch Merkel?

R. Smentek, Niemcy wchodzą do gry – interwencja Bundeswehry na Bliskim Wschodzie

Polecamy również:

M. Kędzierski, Niemiecka scena polityczna na rok przed wyborami do Bundestagu, Biuletyn Analiz CIM nr 8/2016


Michał Kędzierski -Absolwent studiów drugiego stopnia w Instytucie Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego (2015). Stypendysta Międzynarodowego Stypendium Parlamentarnego IPS 2016 w niemieckim Bundestagu. W latach 2012-2014 redaktor Przeglądu Spraw Międzynarodowych Notabene, a w latach 2012-2016 redaktor Portalu Spraw Zagranicznych, w którym od 2015 roku pełnił funkcję szefa działu Europa i Unia Europejska. W latach 2014-2016 współpracował przy redakcji „Biuletynu Niemieckiego”, wydawanego wspólnie przez Centrum Stosunków Międzynarodowych oraz Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej. W 2016 roku odbył staż w niemieckim Bundestagu.