GRZEGORZ GOGOWSKI
Niedawna 60. Rocznica podpisania Traktatów Rzymskich jest postrzegana jako dobra okazja do dyskusji nad reformami, których tak bardzo potrzebuje Unia Europejska. W dziedzinie obronności, potrzeba takiej formy istniała od początku procesu integracji europejskiej. Ze względu na odmiennie i trudne do pogodzenia podejścia państw członkowskich oraz możliwość korzystania z gwarancji amerykańskich – pomimo kilku prób – nie została ona jednak zrealizowana.
Warto zwrócić uwagę na zagadnienie istotne dla właściwego rozumienia problematyki integracji obronnej Europy. Opierając się na nazewnictwie stosowanym w oficjalnych dokumentach unijnych, należy odróżniać „bezpieczeństwo” od „obrony”. Zgodnie z ową praktyką obronę rozumie się jako dziedzinę obejmującą planowanie i użycie siły wojskowej, podczas gdy bezpieczeństwo odniesiono do spraw „miękkich”, takich jak zaopatrzenie w broń i rozbrojenie. Z punktu widzenia tego rozróżnienia Wspólna Polityka Bezpieczeństwa i Obrony (WPBiO), stanowiąca obecnie platformę rozwoju integracji militarnej państw członkowskich UE, została skoncentrowana na problematyce bezpieczeństwa, jedynie w niewielkim stopniu notując postęp w dziedzinie obrony. Dobrze wpisuje się to w polityczną rzeczywistość, w której większość państw europejskich preferuje pozostawienie działań militarnych w kompetencjach NATO, uznając że UE powinna prowadzić wyłącznie działania o niskiej intensywności. W ten sposób z WPBiO uczyniono mało efektywny instrument jedynie w niewielkim stopniu wykorzystujący swoje potencjalne możliwości. Przez co, często podnoszona w dyskursie europejskim potrzeba uzyskania przez UE „strategicznej autonomii”, wydaje się całkowicie nierealna.
Dziwne w tym kontekście mogą wydawać się skargi państw członkowskich na fakt, że Unia Europejska jest „papierowym tygrysem”, który nie potrafi nie tylko oddziaływać militarnie w swoim najbliższym sąsiedztwie, ale także samodzielnie zadbać o własne bezpieczeństwo. Niewykluczone, że po długo wyczekiwanej deklaracji nowej administracji amerykańskiej, która ostatecznie nastąpiła podczas Konferencji w Monachium, Europie po raz kolejny uda się „podróżować na gapę”. W kontekście swoistej loteryjności polityki Donalda Trumpa oraz jego żądań by Europejczycy byli bardziej samodzielni w dziedzinie obronności, błędem byłoby całkiem wygodne założenie, że w decydującym momencie USA z pewnością zaangażują się w sprawy europejskie. To właśnie z tego powodu państwa członkowskie UE powinny podjąć kolejną próbę zmaterializowania nieco chyba zapomnianej idei „autonomizacji obronnej”.
Doświadczenia płynące z poprzednich podejść pozwalają przewidywać, że o pogłębioną reformę WPBiO może być trudno. Choć Unię Europejską opuści Wielka Brytania, która dotychczas niezwykle skutecznie blokowała postęp w procesie integracji militarnej, to szansa na jej rzeczywisty rozwój wcale nie musi wzrosnąć. Na północnej i wschodniej flance UE nie brakuje bowiem państw, które z niewielkim entuzjazmem patrzą na faktyczne zwiększenie roli WPBiO. Niezależnie od poparcia, jakie te państwa oficjalnie wyrażają dla idei europejskiej integracji militarnej, dostrzegają w niej zagrożenie dla adaptacji NATO do obecnych wyzwań. Kontynuowana jest więc niewłaściwa percepcja architektury bezpieczeństwa europejskiego jako „gry o sumie zerowej”, w której wzmocnienie mechanizmów współpracy europejskiej wiąże się z ryzykiem jednoczesnego osłabienia więzów transatlantyckich.
Niewielkie szanse na rozwój współpracy na poziomie Unii Europejskiej powodują, że jedynym realnym rozwiązaniem wydaje się rozwój koncepcji „wysp integracji militarnej”, polegającej na wzmocnieniu koordynacji przez grupy państw członkowskich o podobnych potencjałach i potrzebach. Warto podkreślić, że taka forma współpracy powinna obejmować zarówno kwestie „bezpieczeństwa” (rozwój przemysłu zbrojeniowego) jak i „obrony” (wspólne jednostki – np. grupy bojowe UE). Co również znamienne, taka forma kooperacji prowadzi wprost do zmaterializowania tak często ostatnio używanego określenia „Europy wielu prędkości”. Również w tym kontekście, bardzo często przypomina się obecnie o wcześniej zapomnianej formule stałej współpracy strukturalnej (PESCO), którą przewidziano w Traktacie z Lizbony. Rada UE kwalifikowaną większością głosów może pozwolić, aby grupa państw rozpoczęła przyspieszoną integrację w dziedzinie obronności. Warto podkreślić, że dotychczas „militarna Eurogrupa” pozostawała abstrakcyjnym tworem, o którym chętnie pisali analitycy, ale europejscy politycy nawet nie podjęli próby jej zmaterializowania. Uruchomienie PESCO wymagałoby bowiem przełamania oporu państw członkowskich sprzeciwiających się zróżnicowaniu tempa europejskiej integracji w dziedzinie obronności. Zalążkiem PESCO przez moment wydawała się rozwijana od końca 2010 roku współpraca francusko-brytyjska, która została jednak zawiązana poza strukturami UE, a także miała wyłącznie dwustronny i ekskluzywny charakter. Należy jednak zaznaczyć, że po decyzji brytyjskiego społeczeństwa o opuszczeniu UE, Francja i Niemcy powróciły do idei wzmocnienia polityki obronnej UE, którą wkrótce poparły także Hiszpania i Włochy. Nie można zatem wykluczyć, że państwa te będą dążyły do budowy rdzenia obronnego UE.
Taki scenariusz wydawałby się ze wszech miar zasadny. Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę, że wspólny mianownik dla interesów obronnych państw członkowskich UE dotychczas mógł być wyznaczony nie wyżej niż na minimalnym poziomie. Niezaprzeczalnymi atutami PESCO byłyby jej otwarty charakter, wysokie kryteria uczestnictwa (które mobilizowałyby państwa członkowskie do zwiększenia intensywności rozwoju własnych sił zbrojnych) oraz kontrola sprawowana przez Europejską Agencję Obrony (EDA). Co ciekawe, ewentualny sprzeciw pozostałych państw członkowskich, z punktu widzenia ich interesów długofalowych mógłby okazać się nieopłacalny. Nie można bowiem wykluczyć scenariusza, w którym – przy braku możliwości uruchomienia PESCO – zainteresowane państwa członkowskie zawiążą umowę międzyrządową poza traktatami UE. W ten sposób, w miejsce „militarnej Eurogrupy” powstałoby „militarne Schengen”, które w jeszcze większym stopniu wyłączałoby pozostałe kraje UE z obszaru współpracy.
Zdjęcie: Komisja Europejska, public domain
Grzegorz Gogowski – Doktorant na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Absolwent kierunku europeistyka (2011) oraz Podyplomowych Studiów Bezpieczeństwa Wewnętrznego (2012) na Uniwersytecie Warszawskim. Zainteresowania badawcze: polityka zagraniczna i bezpieczeństwa Wielkiej Brytanii, stosunki brytyjsko-amerykańskie, bezpieczeństwo międzynarodowe, polityka jądrowa.
Przeczytaj też:
K. Mazurek, Krajobraz europejskiego sektora zbrojeniowego w rok po szczycie Rady Europejskiej
K. Czupa, A jednak Brexit?
G. Gogowski, (Dalsze) Cięcie brytyjskiej potęgi
R. Smentek, Dialog dla pokoju, czy „klub podżegaczy wojennych”? Munich Security Conference 2015
K. Mazurek, Czy to się mogło udać? Czyli krajobraz WPBiO po grudniowym szczycie Rady Europejskiej
Polecamy również:
G. Gogowski, CIM Briefing Papers: Brexit a europejska polityka bezpieczeństwa, CIM Briefing Papers (czerwiec 2016)
K. Mazurek, Europejska Agencja Obrony. Działalność i perspektywy, WDiNP, 2012
B. Marcinkowska, T. Pasierbiak, Ł. Smalec, Partnerstwo transatlantyckie w XXI wieku. Stanowiska głównych aktorów, WDiNP 2016