KAROL WASILEWSKI
Ostatnimi czasy pojawia się coraz więcej sygnałów o możliwym rozbracie między dwoma najważniejszymi politykami w Turcji – prezydentem Recepem Tayyipem Erdoğanem i premierem Ahmetem Davutoğlu. Wprawdzie podobne przejawy rozłamów w rządzącej Turcją od blisko 14 lat Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) zarysowywały się od dawna (chociażby przy okazji wyborów parlamentarnych z czerwca 2015 roku), jednak obecnie zarówno ich intensywność, jak i szczególne okoliczności każą zastanowić się poważniej nad możliwością realizacji tego scenariusza.
Od krytyki do puczu
Najnowsza odsłona spekulacji na temat wrzenia wewnątrz AKP zaczęła się pod koniec stycznia 2016 roku, gdy były wicepremier Bülent Arınç stwierdził, że turecki prezydent znał ustalenia tzw. konsensusu z Dolmabahçe. Było to porozumienie, które na początku 2015 roku zostało wypracowane w ramach turecko-kurdyjskiego procesu pokojowego przez przedstawicieli tureckiego rządu i prokurdyjskiej Demokratycznej Partii Ludów (HDP). Deklaracja byłego wicepremiera nie spodobała się Tayyipowi Erdoğanowi, jako że niemal od samego początku odrzucał on postanowienia konsensusu, zaprzeczał, że cokolwiek wiedział na temat jego zapisów, a nawet negował istotę porozumienia. Dodatkowej pikanterii dodawał sprawie fakt, że Bülent Arınç to w tureckiej polityce postać nie byle jaka – obok prezydenta Erdoğana i jego poprzednika Abdullaha Güla uchodzi za jednego z trzech głównych założycieli AKP.
Wkrótce do grona krytyków dołączył Hüseyin Çelik, wieloletni minister w rządach Partii Sprawiedliwości i Rozwoju, krótko mówiąc – kolejny polityczny zawodnik wagi ciężkiej. A gdy do mediów dotarły przecieki, że obaj wspomniani panowie mają spotkać się z Abdullahem Gülem, Turcję zalała kolejna fala spekulacji, które głosiły, że niedługo może dojść do powstania nowej formacji politycznej. O tym, że sprawa jest poważna, miał świadczyć fakt, że Recep Tayyip Erdoğan zdecydował się na niespodziewane spotkanie ze swoim poprzednikiem. I choć po wizycie Abdullaha Güla w pałacu prezydenckim domniemani rozłamowcy nieco przycichli, nie udało się zatrzeć wrażenia, że w monolicie, jaki dotychczas stanowiła AKP, dochodzi do coraz poważniejszych pęknięć.
Relatywny spokój w kwestii podziałów w obozie rządzącym nie trwał jednak długo. Wkrótce sygnały o nieuchronnym rozłamie odżyły. Wszystko dzięki ponownemu przebudzeniu Fuata Avni – twitterowego fenomenu, który od kilku lat publikuje na swoim koncie różne przecieki z pałacu prezydenckiego. Wprawdzie tożsamość osoby prowadzącej konto pozostaje nieznana (co powinno wzbudzać ostrożność), jednak fakt, że spora część publikowanych na nim informacji potwierdza się, powoduje, że zarówno tureckie media, jak i liczni analitycy bacznie je śledzą [1]. Tym razem w gronie informacji, które przykuły uwagę obserwatorów, znajdowały się między innymi doniesienia o poważnym konflikcie na linii Davutoğlu-Erdoğan. Fuat Avni, jak zwykle zresztą, szczegółowo donosił o kolejnych etapach spięcia między prezydentem a premierem, a także środkach, jakie zostaną wykorzystane w tureckiej walce stulecia [2]. Wczoraj (tj. 19 kwietnia) wskazał również konkretną datę, kiedy dojdzie do ostatecznego starcia. Ma to nastąpić w przyszłym tygodniu (29 kwietnia 2016 r.), gdy Binali Yıldırım – minister w rządzie Davutoğlu, a zarazem postać znana jako „człowiek prezydenta” – dokona politycznego przewrotu.
Między faktami a fantazjami
Jak wspomniano wyżej, do rewelacji publikowanych przez Fuata Avni należy podchodzić ze szczególną ostrożnością. Z faktu, że wciąż nie wiadomo, kto stoi za twitterowym kontem, wynika również, że nie wiadomo, jakie są jego polityczne interesy. Nie można zatem wykluczyć, że publikacja tego typu informacji ma na celu wstrząsanie AKP, doprowadzenie do zasiania nieufności między Recepem Tayyipem Erdoğanem i Ahmetem Davutoğlu i – w konsekwencji – rozbicia jedności ugrupowania, co pomogłoby nieporadnej opozycji. Jednocześnie wydaje się jednak, że bezwzględne lekceważenie doniesień Fuata Avni byłoby nierozsądne. Po pierwsze, trudno przejść obojętnie wobec źródła, którego informacje tak często znajdują potwierdzenie w rzeczywistości [3]. Po drugie, należy przyznać, że istnieją okoliczności, które sprzyjają konfrontacji między prezydentem a premierem. Czy jednak oznacza to, że wkrótce należy się spodziewać znaczącego przetasowania na szczytach tureckiej polityki?
Na wstępie należy zauważyć, że sygnały o rozłamach w AKP nie są nowością. W rzeczywistości różnice zdań między liderami pojawiały się od dawna [4]. Wtedy też mówiono o potencjalnym powstaniu nowej formacji, jednak dotychczas nic z tego nie wyszło, mimo że domniemani rozłamowcy mieli – jak się wydaje – doskonałe okazje, by wykonać ruch (chociażby po wyborach z czerwca 2015 roku, gdy AKP była osłabiona jak nigdy dotąd). Taki stan rzeczy sugerował, że pogłoski o rozłamie w partii rządzącej były świadomie podsycane przez jej liderów i wykorzystywane jako strategia wyborcza. W ten sposób AKP była przedstawiana tureckim wyborcom jako ugrupowanie unikalne, którego członkowie są świadomi wspólnego celu, a na rzecz jego osiągnięcia są w stanie zrezygnować z indywidualnych aspiracji. Taki wizerunek ma w tureckiej polityce spore znaczenie, które łatwo zrozumieć, gdy przeanalizuje się losy takich ugrupowań jak chociażby Partia Ojczyźniana Turguta Özala. Jeśli wierzyć podobnym interpretacjom, nie można wykluczyć, że wspomniana strategia jest wykorzystywana i tym razem.
Do dokonania rozłamu może także zniechęcać absolutna dominacja Tayyipa Erdoğana zarówno w samej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju, jak i zasadniczo w tureckim systemie politycznym. Dzięki kilku zmyślnym posunięciom tureckiemu prezydentowi udało się doprowadzić do stanu, w którym przez wielu to on właśnie postrzegany jest jako jedyny lider AKP, podczas gdy pozycja innych założycieli partii – np. wspomnianych Bülenta Arınça i Abdullaha Güla – została mocno zmarginalizowana (przypomina o tym zresztą jeden z przydomków prezydenta, reis, co po polsku oznacza „szef”). Znaczenie tego argumentu można zrozumieć, gdy porozmawia się z młodszymi członkami partii – trudno wtedy nie odnieść wrażenia, że Erdoğan jest dla nich postacią absolutnie wyjątkową, z którą nie może równać się żaden inny polityk. Sytuacja ta – w połączeniu z zakresem władzy tureckiego prezydenta – może zniechęcać do wyłomów, które nie gwarantują politycznych zysków, wiążą się natomiast z ryzykiem potencjalnej straty [5]. W tej sytuacji można poważnie zastanawiać się, czy ewentualnym rozłamowcom udałoby się uzyskać wsparcie wewnątrz AKP, co byłoby kluczowe dla powodzenia takiej inicjatywy. Może to być zarazem czynnik, który osłabia zapał krytycznych wobec Erdoğana polityków.
Istnieją jednak również przesłanki, które nakazują traktować rewelacje Fuata Avni poważnie. Po pierwsze, prawdą jest, że między liderami Partii Sprawiedliwości i Rozwoju dochodziło wcześniej do spięć, które ostatecznie nie doprowadziły do rozłamów. Należy jednak przyznać, że tym razem krytyka jest tak ostra i dotyczy tak kluczowych obszarów polityki prezydenta i rządu (np. walka z PKK czy z Ruchem Gülena), że bez wątpienia można mówić o nowej jakości w tym zakresie. Po drugie, zastanawiająca jest również postawa Ahmeta Davutoğlu. Ostatnimi czasy turecki premier kilkukrotnie wygłosił inną opinię niż prezydent, po czym – słysząc krytykę z ust głowy państwa – dokonał niemal natychmiastowej korekty kursu. Tak było np. ze stwierdzeniem, że rząd może wrócić do negocjacji z Partią Pracujących Kurdystanu (PKK), jeśli terroryści zdecydują się na złożenie broni. Podczas gdy jedni interpretują to jako kolejny dowód na poparcie tezy, że Ahmet Davutoğlu jest wyłącznie narzędziem w rękach Tayyipa Erdoğana, inni wskazują, że premier nie chce dać prezydentowi okazji do uderzenia. Jakkolwiek trudno rozstrzygnąć, która z tych wersji jest prawdziwa, nie sposób nie zauważyć, że podobne różnice zdań między premierem a prezydentem były widoczne ostatnimi czasy częściej. Jedną z najciekawszych – i najwięcej mówiących – może okazać się kwestia zniesienia immunitetu parlamentarzystom.
Od dłuższego czasu prezydent Erdoğan lobbuje na rzecz zniesienia immunitetu kilku posłom HDP, których oskarża o wspieranie terroryzmu (sprawa ma dotyczyć m.in. jednego z liderów ugrupowania Selahattina Demirtaşa). W świetle przeciągającego się, ostrego konfliktu PKK i – w oczach wielu Turków – niezbyt wyraźnego odcięcia się posłów HDP od organizacji terrorystycznej obserwatorzy tureckiej polityki spodziewali się, że starania tureckiej głowy państwa wkrótce przyniosą rezultat. Sporym zaskoczeniem zatem było, gdy w marcu premier Davutoğlu zaproponował jednorazowe zniesienie immunitetu wszystkim posłom. Oferta ta nie tylko zaskoczyła tureckich dziennikarzy, lecz także podobno nie przypadła do gustu tureckiemu prezydentowi. W związku z tym natychmiast pojawiła się masa teorii, które próbowały wyjaśnić zachowanie premiera. I choć wpisuje się to w tradycyjny już w tureckich mediach trend, w ramach którego roztrząsane są najmniejsze nawet różnice między oboma politykami, trudno nie zgodzić się, że propozycja Ahmeta Davutoğlu mogła być sygnałem wysłanym w stronę pałacu prezydenckiego. Turecki premier bowiem doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to nie on należy do grona polityków AKP, wobec których wysuwane są różnego rodzaju zarzuty (nie licząc oskarżeń opozycyjnej Republikańskiej Partii Ludowej, która twierdzi, że jego polityka przyczyniła się do umocnienia PKK).
Co więcej, premier od dawna daje subtelne znaki, że jest nie do końca zadowolony ze swej podrzędnej roli w tureckiej polityce. Nie ma w tym nic dziwnego – w końcu formalnie to on powinien być głównym rozgrywającym, tymczasem skazany jest na permanentne pozostawanie w cieniu Tayyipa Erdoğana. Jego gorycz może pogłębiać fakt, że sam cieszy się szczególną pozycją w partii, czego wyrazem jest – wywodzący się z uniwersyteckiej przeszłości Davutoğlu – przydomek hoca (pol. nauczyciel, mistrz). Trudno jednak z całą pewnością orzec, na ile ta pozycja jest pochodną dobrych relacji z tureckim prezydentem, a na ile kwestią trwałą, co może nieco studzić ewentualny rebeliancki zapał premiera. Z pewnością nie pobudza go też fakt, że ciało zarządzające AKP (Merkez Karar ve Yönetim Kurulu) jest zdominowane przez zwolenników Erdoğana. To zaś nieco krępuje swobodę Ahmeta Davutoğlu i przypomina mu, że jego poczynania są bacznie obserwowane.
Pozostaje jednak pytanie, czy lojalność tureckiego premiera względem prezydenta – w którą niewielu dotychczas powątpiewało, a co do której sporo obserwatorów tureckiej polityki nawet dziś jest przekonanych – wytrzyma obecne okoliczności. Nie da się bowiem ukryć, że o ile Recep Tayyip Erdoğan jest „dominatorem” w polityce wewnętrznej, o tyle stanowi również pewne obciążenie dla partii, z której się wywodzi. Z jednej strony problematyczne jest jego dążenie do wprowadzenia w kraju systemu prezydenckiego, co wpływa na różne obszary tureckiej polityki i blokuje niektóre inicjatywy, z drugiej zaś sytuacji nie ułatwia fakt, że turecki prezydent ma coraz mniej przyjaciół za granicą. Zwłaszcza ta druga kwestia jest niezwykle kłopotliwa, jako że Turcja – nękana coraz poważniejszymi problemami – musi wreszcie przełamać impas w polityce zagranicznej. Wiele wskazuje na to, że premier Davutoğlu – jak przystało na profesora stosunków Międzynarodowych – jest tego świadomy i podejmuje pewne starania w tym zakresie. Ich skuteczność jednak wydaje się ograniczana przez charakterystyczny dla Turcji prymat polityki wewnętrznej nad zagraniczną (np. trudno doprowadzić do zbliżenia z Izraelem, gdy ma się świadomość, że wsparcie elektoratu, który sobie tego nie życzy, ciągle może się przydać, aby osiągnąć wreszcie upragniony cel prezydenta). Krótko mówiąc – w głowie tureckiego premiera mogła zakiełkować myśl, że jego polityczne życie byłoby łatwiejsze bez wiecznie towarzyszącego mu cienia prezydenta.
Co ciekawe, wrażenia te mogą być podsycane przez niektóre sygnały z zagranicy. Szczególnie symptomatyczne w tym zakresie było zachowanie Baracka Obamy, którego administracja przez długi czas utrzymywała, że prezydent nie spotka się z Recepem Tayyipem Erdoğanem w trakcie jego marcowej wizyty w Stanach Zjednoczonych. Ostatecznie do spotkania doszło, jednak amerykański prezydent robił wszystko, aby okazać swoje niezadowolenie tureckiemu odpowiednikowi. Co więcej, kilka dni przez wizytą Erdoğana w USA w Miami został zatrzymany Reza Zarrab – jeden z głównych podejrzanych w tureckiej aferze korupcyjnej z grudnia 2013 roku, która uderzyła m.in. w tureckiego prezydenta. Turcy, którzy tego typu zdarzeń nigdy nie interpretują jako przypadku, natychmiast zaczęli doszukiwać się w zatrzymaniu biznesmena sygnału wysłanego tureckiemu prezydentowi. Ich czujność wzbudził zwłaszcza fakt, że rzeczywiście trudno wyobrazić sobie, że Zarrab – świadomy przecież ciążących na nim zarzutów – postanowił beztrosko wybrać się na wakacje do Stanów Zjednoczonych [6]. Niezależnie od tego, czy rzeczywiście była to zawoalowana wiadomość skierowana do tureckich decydentów, zwykły przypadek, czy może część zupełnie innej układanki, trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że dla Recepa Tayyipa Erdoğana jest to wydarzenie niesprzyjające. Dlatego też w Turcji pojawiły się teorie – podsycane przez rewelacje wspomnianego Fuata Avni – które głosiły, że zatrzymanie Zarraba jest ukłonem Amerykanów w kierunku Ahmeta Davutoğlu. Opinie te przybrały na sile, gdy okazało się, że premier również wybiera się do USA na początku maja.
* * *
Czy zatem wkrótce należy spodziewać się wielkiego trzęsienia ziemi w tureckiej polityce? Choć dotychczasowe doświadczenia nakazują sceptycznie zapatrywać się na taką możliwość, na to pytanie wciąż nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Z jednej strony bowiem wiele czynników przeczy takiej możliwości, z drugiej jednak – można również zauważyć tendencje i uwarunkowania, które sprzyjają takiemu rozwojowi sytuacji. Pewne jest jednak, że w tureckiej polityce wewnętrznej dzieją się ostatnio bardzo ciekawe rzeczy, które warto śledzić, aby uzyskać odpowiedź na pytanie, ile jest faktów, a ile fantazji w informacjach Fuata Avni.
Kluczowa w tym zakresie wydaje się sprawa zniesienia immunitetów. Na tę chwilę pozostaje ona przedmiotem sporych kontrowersji, jednak pojawiają się już sygnały, że zarówno inicjatywa premiera Davutoğlu, jak i jej okoliczności doprowadziły do sporego wrzenia w AKP. Medialne doniesienia wskazują z jednej strony na głosy sprzeciwu tych posłów, którzy obawiają się, że wskutek tego posunięcia staną się przedmiotem postępowania, z drugiej zaś na – pojawiające się w prasie raz po raz od dłuższego czasu – informacje, że nie wszyscy posłowie AKP są przekonani odnośnie do zniesienia immunitetów posłom HDP. Przeciwnicy takiego posunięcia mają bowiem argumentować, że może to przyczynić się do wytworzenia wśród Kurdów wrażenia, że zostaną pozbawieni politycznej reprezentacji, a w konsekwencji zwrócenia się ich w kierunku PKK i zaostrzenia konfliktu. Dalsza obserwacja rozwoju tej inicjatywy może pomóc w udzieleniu odpowiedzi na pytanie, czy AKP rzeczywiście jest coraz bardziej podzielona, czy może ciągle stanowi monolit, a być może pozwoli również na udzielenie dokładniejszej odpowiedzi na pytanie o rzeczywisty stan relacji między Recepem Tayyipem Erdoğanem i Ahmetem Davutoğlu.
Dotychczasowa działalność Fuata Avni wskazuje, że często balansuje on na krawędzi faktów i fantazji (varmış bir yokmuş). Już wkrótce przekonamy się, czy jego kolejne doniesienia są prawdziwe, czy może tylko stanowią element większej gry, jaką osoba, do której należy konto, prowadzi od dłuższego czasu. Jednocześnie warto zauważyć, że nawet jeśli 29 kwietnia w Turcji nie dojdzie do zmiany rządu, nie będzie to oznaczało, że teorie o konflikcie między tureckim prezydentem a premierem należy ostatecznie odłożyć na półkę. Nie pozwalają na to aktualne uwarunkowania i wspomniane wyżej sygnały, które mogą wpływać na rozbudzanie tendencji rozłamowych w AKP. Niemniej jednak należy zauważyć, że kwestia immunitetów wydaje się być znacznie bardziej obiektywnym barometrem nastrojów w obozie rządzącym niż ewentualne ziszczenie się (bądź nie) rewelacji twitterowego fenomenu.
- [1] O prowadzenie konta podejrzewa się wiele osób i organizacji. Część teorii głosi, że za Fuatem Avni mogą stać Bülent Arınç lub Abdullah Gül. Inne zakładają, że konto prowadzone jest przez jedną z najbliższych Erdoğanowi osób, np. jego rzecznika prasowego Ibrahima Kalina czy szefa wywiadu Hakana Fidana. Jeszcze inne zaś, że Fuat Avni to w rzeczywistości jawny dowód na istnienie tzw. paralelnej struktury (media prorządowe wskazywały np., że konto prowadzone jest przez powiązanego z Ruchem Gülena, mieszkającego w Stanach Zjednoczonych dziennikarza, Emrego Uslu). Warto również wspomnieć, że wśród teorii wyjaśniających fenomen, można znaleźć również takie, które głoszą, że konto jest narzędziem w rękach tureckiego prezydenta i ma służyć do zastraszania politycznych przeciwników i osłabiania w społeczeństwie szoku, jakie wywołują wymierzone w nich akcje.
- [2] Jak nietrudno się domyślić, Fuat Avni donosił przede wszystkim o wykorzystaniu różnego rodzaju „politycznych haków” (np. uniwersyteckiej przeszłości tureckiego prezydenta), wskazywał jednak również na pewne bardzo konkretne decyzje i wydarzenia z zakresu tureckiej polityki wewnętrznej, które miałyby być przejawem ukrytej walki między prezydentem a premierem.
- [3] Tak było m.in. z różnymi operacjami wymierzonymi w tzw. Ruch Gülena. Wśród informacji, które dotychczas nie potwierdziły się, można natomiast wymienić chociażby doniesienia o chorobie tureckiego prezydenta.
- [4] Chociażby przy okazji protestów w obronie parku Gezi z przełomu maja i czerwca 2013 roku, gdy bardzo wyraźnie zaznaczyła się różnica zdań między Bülentem Arınçem, Abdullahem Gülem a Recepem Tayyipem Erdoğanem. Przy tej okazji należy również zauważyć, że AKP jest ugrupowaniem niezwykle hermetycznym – nawet osoby zbliżone do partii wskazują, że w jej ramach często toczą się burzliwe dyskusje, które jednak nie przedostają się na zewnątrz. Naturalnie trudno zweryfikować prawdziwość tych opinii.
- [5] W tym miejscu warto zauważyć, że badania psychologiczne wskazują, że ludzie w swych działaniach preferują unikanie strat. Więcej na ten temat w książce: D. Kahneman, Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym, Wydawnictwo Media Rodzina, Pozna? 2012.
- [6] Reza Zarrab oskarżany jest m.in. o łamanie amerykańskich sankcji nałożonych na Iran. Część tureckich komentatorów jest zdania, że jego zeznania ujawnią rolę Turcji w tym procederze i rzucą cień na międzynarodowy wizerunek Ankary, a zwłaszcza na jej relacje z Waszyngtonem.
Zdjęcia: wikimedia.org i flickr, licencja CC BY-SA 2.0
Przeczytaj też:
K. Wasilewski, Dlaczego AKP wygrała wybory?
K. Wasilewski, Erdoğan wygrywa wybory
K. Wasilewski, Wyborcze niespodzianki
K. Wasilewski, The Empire Strikes Back?
K. Wasilewski, Koronacja sułtana
Karol Wasilewski – Absolwent studiów pierwszego i drugiego stopnia w Instytucie Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego (specjalizacja dyplomacja współczesna) oraz studiów pierwszego stopnia na Wydziale Orientalistycznym (kierunek turkologia). Aktualnie student studiów III stopnia na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych. Autor książki “Turecki sen o Europie – tożsamość zachodnia i jej wpływ na politykę zagraniczną Republiki Turcji”.