DOMINIKA KLIMOWICZ
W maju tego roku odbywa się sporo ważnych wyborów na świecie. Dopiero co opadły emocje po trudnych wyborach prezydenckich we Francji, a media już zaczynają przyglądać się z trwogą kolejnej rozgrywce politycznej – tym razem w Iranie. 19 maja 2017 roku[1] do urn wyborczych uda się 55 milionów irańskich obywateli uprawnionych do głosowania, aby wybrać nowego prezydenta Islamskiej Republiki. Ponad 2,5 miliona z nich żyje poza Iranem. By wyjść na przeciw potrzebom diaspory, Irańczykom przebywającym za granicą umożliwi się głosowanie w placówkach dyplomatycznych i konsularnych znajdujących się w 103 krajach, w tym Stanach Zjednoczonych. Spośród 1 636 osób, które zgłosiły swoją chęć kandydowania w wyborach (wśród których znalazło się 137 kobiet) tylko 6 osób zostało formalnie dopuszczonych przez Radę Strażników Konstytucji. Sam proces rejestracji kandydatów nie obył się bez niespodzianek – były prezydent Mahmud Ahmadineżad postanowił zarejestrować się jako oficjalny kandydat pomimo tego, iż rok wcześniej Najwyższy Przywódca Rewolucji ajatollah Ali Chamenei oficjalnie odniósł się negatywnie do kandydatury Ahmadineżada. Ostatecznie kontrowersyjny były prezydent Iranu nie został dopuszczony do kandydowania w najbliższych wyborach.
Kampania wyborcza
Artykuły w prasie zachodniej w większości podchodzą do wyborów w chłodny sposób, skupiając się na kilku tematach, zwłaszcza stosunku kandydatów do tzw. porozumienia nuklearnego. Zazwyczaj podkreśla się, iż rola prezydenta w Iranie jest mocno ograniczona, a wielu komentatorów jest zwolennikami tezy, iż nawet stanowiska stosunkowo reformistycznych kandydatów (takich jak obecny prezydent Hassan Rouhani) to tylko element z góry zaplanowanego spektaklu, który nie ma związku z żadną realną rozgrywką polityczną. W związku z tym nie podchodzi się do istotnych elementów kampanii wyborczej z taką samą uwagą i skupieniem, jak chociażby było w trakcie wspomnianych wyborów we Francji. Pomimo iż nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy kandydaci są całkowicie niezależni w swoich poglądach i działaniach, należy przyznać, że kampania jest dużo „gorętsza” niż mogłoby się to wydawać i przynajmniej częściowo można ją porównać w charakterze do niedawnych wyborów we Francji czy Stanach Zjednoczonych.
Spośród sześciu kandydatów tak naprawdę liczyło się od początku tylko czterech, a w rzeczywistości jedynie dwóch. Pierwsze skrzypce grają obecnie urzędujący prezydent, Hassan Rouhani, uznawany za umiarkowanie centrowego polityka oraz sejjed Ebrahim Raisi[2] – postać z jednej strony ciesząca się dużym szacunkiem ze względu na funkcję religijną, jaką pełni oraz ze względu na otrzymaną aprobatę ajatollaha Chameneiego, z drugiej zaś kontrowersyjna ze względu na swoją rolę w czystkach politycznych, które odbyły się w Iranie w 1988 roku. Dwóch pozostałych kandydatów – Mohammad Bagher Ghalibaf oraz Eszagh Dżahangiri grali w trakcie kampanii rolę cichych asystentów głównych faworytów. Ghalibaf, obecny burmistrz Teheranu, miał równoważyć swoim wkładem brak doświadczenia politycznego Raisiego i ostatecznie na 5 dni przed I turą wyborów wycofał się z wyścigu. „Przekazał” przy tym głosy swoich wyborców faworytowi ajatollaha Chameneiego. Następnego dnia Eszagh Dżahangiri pełniący funkcję wiceprezydenta za prezydentury Rouhaniego wykonał podobny ruch, tyle że przekazał swoje poparcie Rouhaniemu. Dla analityków irańskiej polityki tego typu zabieg nie jest zaskoczeniem, chociaż zazwyczaj takie działania następują dopiero po pierwszej turze wyborów.
W trakcie kampanii dominowały przede wszystkim tematy gospodarcze – rządowi Rouhaniego udało się ograniczyć inflację z 40% do 7,5% oraz doprowadzić do wzrostu gospodarczego (7%). Jednak wciąż najpilniejszym problemem jest wysokie bezrobocie, zwłaszcza wśród młodych ludzi, którzy stanowią ponad 50% populacji. Wiele osób, które głosowały na prezydenta Rouhaniego w 2013 roku, jest rozczarowanych sytuacją gospodarczą po 4 latach jego prezydentury oraz tym, iż pomimo względnej poprawy relacji z państwami Zachodu, wciąż wiele sankcji nie zostało zniesionych. Do tych nastrojów odnosił się w kampanii Raisi, kreujący się na obrońcę biednych. Raisi w podobnym tonie, co niegdyś Ahmadineżad, obiecywał większe wsparcie socjalne państwa dla najbiedniejszych rodzin. Argumentował też, że otwarcie ekonomiczne nie przyniosło spodziewanych skutków, a wręcz przyczyniło się do powiększenia nierówności społecznych. Prezydent Rouhani odpierał te ataki twierdząc, że 4 lata to zbyt mało, aby udało się odwrócić negatywne trendy ostatnich dekad. Co więcej, ustępujący prezydent dosyć otwarcie krytykował ograniczanie wolności słowa i praw obywatelskich przez twardy aparat reżimu mówiąc, iż „ten czas się skończył”, a ludzie domagają się mniejszej ingerencji władz w życie prywatne obywateli.
Prezydentura – realna władza czy reżyserowany spektakl?
Nieodłącznym elementem dyskursu związanego z irańskim systemem politycznym jest pytanie o faktyczną rolę i władzę prezydenta w Islamskiej Republice. Raczej nie ma wątpliwości, faktyczną władzę sprawuje Najwyższy Przywódca Rewolucji – ajatollah Ali Chamenei – oraz związany z nim Korpus Strażników Rewolucji (tzw. Sepah). Prezydent ma konstytucjonalne uprawnienia do kreowania i wdrażania polityki wewnętrznej oraz polityki zagranicznej, lecz bez poparcia aparatu rewolucyjnego nie ma szans na jakiekolwiek niezależne działania. Sam fakt, iż spośród setek kandydatów wybieranych przez Radę Strażników Konstytucji (organ niewybieralny bezpośrednio w wyborach, pełni niejako rolę Trybunału Konstytucyjnego) wyłania się małe grono na podstawie niejasnych kryteriów, znacząco ogranicza demokratyczną legitymizację głosowania. Kluczowe postaci ruchu reformistycznego takie jak Mir Hosejn Musawi czy były prezydent Mohammad Chatami nie mogą udzielać się publicznie ze względu na areszt domowy lub odgórny zakaz udziału w polityce. Możliwość demokratycznej partycypacji zwolenników różnych sił politycznych jest drastycznie ograniczona również ze względu na ewentualne oskarżenia o zdradę rewolucji islamskiej oraz zarzuty bluźnierstwa wobec dominującej religii.
Czy wybory nie mają w takim razie żadnego realnego znaczenia? Nie do końca. Pomimo wielu zastrzeżeń, prezydent w systemie Irańskiej Republiki ma pewne uprawnienia. Nie da się porównać okresu prezydentury Ahmadineżada, w trakcie której inflacja doprowadziła niejednego irańskiego przedsiębiorcę do bankructwa, zamrożone zostały aktywa irańskich spółek, a Iran stał się obok Korei Północnej najbardziej demonizowanym graczem na arenie międzynarodowej, ze stonowaną wersją prezydentury Rouhaniego – przynajmniej starającego się stwarzać pozory propagowania łagodniejszego wizerunku państwa. Jego polityka doprowadziła m.in. do wzrostu zainteresowania Iranem wśród międzynarodowych turystów. Obecnie nie dziwią już duże grupy europejskich turystów przechadzających się swobodnie po Teheranie, podczas gdy jeszcze kilka lat temu Iran był omijany szerokim łukiem przez masową turystykę. Co prawda jakiekolwiek otwarcie nie miałoby miejsca bez przyzwolenia ajatollaha Chameneiego, sam Rouhani będący dosyć blisko Najwyższego Przywódcy musiał mieć jednak wpływ na taką decyzję.
Kolejny ważny aspekt wyborów ma wymiar badawczy – analizując przebieg wyborów i ich ostateczny wynik można dowiedzieć się wiele o nastrojach społecznych wśród Irańczyków. Wydaje się to oczywiste, jednak w wypadku Iranu ma ogromne znaczenie ze względu na brak wiarygodnych ośrodków badań opinii publicznej, cenzurę i słabą transparentność instytucji publicznych. Przy bardzo okrojonych możliwościach ekspresji politycznej, ale także indywidualnej, wyniki wyborów bezpośrednich (nie tylko zresztą prezydenckich, ale też regionalnych i parlamentarnych) służą jako barometr, który może pomóc zarówno dziennikarzom i politologom, jak i ludziom na najwyższych szczeblach władzy w Iranie i poza nim w zrozumieniu co tak naprawdę Irańczycy myślą.
Prezydentura zyskuje w ostatnim czasie także dodatkowego wymiaru – Najwyższy Przywódca ajatollah Chamenei ma już 77 lat. W ostatnich latach coraz częściej mówiło się o jego problemach zdrowotnych i potrzebie znalezienia następcy. Można uznać, iż pośrednie „namaszczenie” Ebrahima Raisiego przez ajatollaha Chameneiego na funkcję prezydenta było poniekąd sygnałem wskazującym, kto ma w przyszłości objąć najważniejszą funkcję w państwie. Nie jest tajemnicą, iż prezydent Rouhani ma ambicje wzglądem tego urzędu – kolejna wygrana w wyborach prezydenckich dawałaby mu mocny mandat. Rouhani posiada odpowiednie kompetencje religijne, polityczne oraz autorytet – spełnia więc warunki niezbędne do objęcia tej funkcji. Droga od prezydentury do roli Najwyższego Przywódcy wydaje się być dla niego naturalna – tym bardziej, że sam ajatollah Chamenei właśnie w ten sposób doszedł do pełni władzy. Najpierw w latach 1981-1989 sprawował funkcję prezydenta Islamskiej Republiki, aby po śmierci Chomeiniego objąć funkcję Najwyższego Przywódcy.
Wyborczy piątek – i co dalej?[3]
Sondaże wskazują na wygraną Rouhaniego, chociaż trudne jest do przewidzenia, jak zachowają się niezdecydowani wyborcy oraz ile osób zdecyduje się wziąć udział w wyborach. Co do zasady, im niższa frekwencja, tym mniejsze szanse na wygraną obecnie urzędującego prezydenta ze względu na dużą motywację wyborców konserwatywnych. Wielu Irańczyków o centrowym i reformistycznym światopoglądzie po latach represji politycznych przywódców opozycji straciło wiarę w jakąkolwiek moc sprawczą głosowania. Ostatnie wiece wyborcze obu kandydatów w świętym dla szyitów mieście Maszchadzie na północy Iranu były pełne emocji i entuzjazmu zwolenników obu obozów. W mediach społecznościowych, które odgrywają ogromną rolę opiniotwórczą pojawił się za to slogan zwolenników Rouhaniego – „kolor turbanu wybranego kandydata będzie symbolem kolejnych czterech lat przyszłości Iranu”. Raisi jako sejjed tzn. potomek Mahometa według szyitów – nosi czarny turban; Rouhani, którego nazwisko oznacza duchownego także z racji pełnienia tej funkcji nosi turban – lecz jest on biały. Tak jak w kulturze europejskiej, tak w Iranie czerń oznacza kolor zadumy, refleksji i żałoby, a biel – oczyszczenia. Jaki kolor wybiorą dla siebie Irańczycy i czy będzie to oznaczało faktyczną zmianę, przekonamy się już niebawem.
- 1] 29 ordibeheszt 1396 roku wg kalendarza irańskiego.
- [2] Sejjed Raisi zarządza najważniejszą fundacją religijną w Iranie – Astan-e Ghods-e Razawi, która sprawuje pieczę nad mauzoleum imama Rezy w Maszchadzie.
- [3]Piątek to w Iranie dzień wolny od pracy i wtedy odbywa się głosowanie.
Dominika Klimowicz – Doktorantka na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW. Absolwentka Instytutu Stosunków Międzynarodowych (2013) oraz Centrum Europejskiego UW (2013), studiowała także na Maastricht University w Holandii (LLP Erasmus). Stypendystka Erasmus Mundus SALAM na Uniwersytecie Teherańskim (8 miesięcy). Odbywała staże m.in. w Ministerstwie Gospodarki oraz Ministerstwie Spraw Zagranicznych RP. Główne zainteresowania badawcze: stosunki międzynarodowe na Bliskim Wschodzie, polityka zagraniczna Islamskiej Republiki Iranu, nieproliferacja broni jądrowej, szyizm jako ideologia polityczna, kultura i tożsamość narodowa Iranu.
Przeczytaj też:
D. Klimowicz, Triumf „listy nadziei” – szansa na zmianę po wyborach w Iranie?
CIM, Francja: wybory prezydenckie 2017
J. Cytrynska, Prezydentura Rowhaniego – perspektywa rewizji irańskiej polityki?
D. Klimowicz, „Nowa-stara” twarz Islamskiej Republiki Iranu
U. Skwarek, Irański zurkhaneh
C. Szczepaniuk, On a Persian carpet. The diversity of Iran
Polecamy również:
A. Malantowicz, L. Smalec, „Stabilizacja czy destabilizacja? Społeczność międzynarodowa wobec programu nuklearnego Iranu”, Warszawa 2014