Europa Europa Środkowa i Wschodnia Społeczeństwo

Antykorupcyjne protesty w Rumunii

KINGA JAROMIN

Problem korupcji w Rumunii jest powszechny do tego stopnia, że na arenie międzynarodowej, a przynajmniej w Unii Europejskiej, ten kraj niemal jednoznacznie kojarzy się z tym zjawiskiem. Jednak w ciągu kilku ostatnich lat, za sprawą urzędu Direcția Națională Anticorupție (DNA), bezpardonowa walka z korupcją stała się ważną cechą Rumunii i pozwoliła na poprawę wizerunku za granicą. Szczególnie po dymisji premiera Victora Ponty w 2015 roku i powołaniu rządu technicznego Daciana Cioloșa wydawało się, że kraj jest na dobrej drodze do oczyszczenia szczytów władzy z korupcji politycznej. Było tak aż do końca stycznia 2017 r., kiedy to zaszły zmiany, które jak twierdzą eksperci i przedstawiciele UE mogły zawrócić Rumunię ze szlaku reform i walki z korupcją. Co więcej, zmiany te zafundował Rumunom rząd wybrany zaledwie miesiąc wcześniej i to z wysokim poparciem.

Żałoba i złość

Victor Ponta, premier wywodzący się z Partii Socjaldemokratycznej, sam zamieszany w skandale korupcyjne długo utrzymywał się na stanowisku, nie zgadzając się na dymisję nawet w obliczu poważnych oskarżeń DNA, jak również po udowodnieniu mu plagiatu doktoratu. Ustąpił dopiero po protestach wywołanych tragedią w klubie Colectiv w Bukareszcie, kiedy to w wyniku pożaru zginęły dziesiątki młodych ludzi. Wstrząs, jaki wywołał ten pożar, spowodował liczne protesty przeciwko władzy, bo szybko stało się jasne, że klub, mimo braku odpowiednich środków bezpieczeństwa mógł funkcjonować dzięki powszechnemu korupcyjnemu systemowi, w którym łapówki z powodzeniem zastępują gwarancje bezpieczeństwa. Właściciele klubu dobrowolnie poddali się karze, a pomoc poszkodowanym i rodzinom ofiar spowodowana była potężnym poczuciem solidarności. Tragedia stała się symbolem rumuńskich problemów i wydawało się, że tym razem doszło do przełomu, który doprowadzi do zmiany mentalności i jeszcze bardziej bezkompromisowej walki z korupcją. Rząd Ponty został zastąpiony przez techniczny rząd Daciana Ciolosa, który wspierał walkę DNA z korupcją.

Zaskakujący wynik wyborów

Sytuacja uległa zmianie w wyniku wyborów w grudniu 2016 roku, które z wysoką przewagą wygrała Partia Socjaldemokratyczna (46%, druga Partia Liberalna uzyskała ok. 20%). Wynik ten zaskoczył wielu obserwatorów, tym bardziej że Socjaldemokraci (SPD) zostali doprowadzeni do zwycięstwa przez swojego lidera, Liviu Dragnea, na którym ciąży wyrok w zawieszeniu za oszustwa wyborcze. Ten fakt spowodował poważny kryzys między przyszłym jeszcze rządem a prezydentem Klausem Iohannisem, który od początku zapowiadał, że nie desygnuje na premiera osoby prawomocnie skazanej przez sąd. Choć Socjaldemokraci nie byli z tego faktu zadowoleni, to rumuński system polityczny zapewnia prezydentowi tę prerogatywę i nie było sposobu na zablokowanie decyzji Iohannisa. Liviu Dragnea zdecydował się w związku z tym zaproponować kandydaturę swojej bliskiej współpracownicy, Sevil Shhaideh, wywodzącej się z tatarskiej społeczności. Świat obiegła informacja, że w Rumunii stanowisko premiera może objąć po raz pierwszy w historii kobieta, a w dodatku muzułmanka. Ta historia została szybko przeinaczona przez europejskie i światowe media, które stawiały Rumunię za wzór w kontekście wzrostu poparcia dla partii skrajnie prawicowych. Ostatecznie Shhaideh również nie uzyskała nominacji, czego powodem były podejrzewane związki jej męża, Syryjczyka, z prezydentem Syrii Baszszarem al-Asadem. Kolejna nominacja Partii Demokratycznej została zaakceptowana przez prezydenta i premierem Rumunii został Sorin Grindeanu, 44-letni polityk i były minister ds. łączności i społeczeństwa informacyjnego.

Koniec skutecznej walki z korupcją?

Jednak wydaje się, że Liviu Dragnea nie zrezygnował z aspiracji do objęcia stanowiska premiera kraju. Skoro prezydent Iohannis jasno zadeklarował, że nie desygnuje na to stanowisko osoby skazanej prawomocnym wyrokiem, Partia Socjaldemokratyczna zdecydowała się przyjąć rozwiązanie, które pozwoliłoby na anulowanie wyroku swojego lidera. Już w pierwszym miesiącu rządzenia w kontrowersyjnych okolicznościach (szybko, bez konsultacji i w środku nocy) koalicja Partii Socjaldemokratycznej i ALDE (Unia Liberałów i Demokratów) przyjęła pilne rozporządzenie, które opierało się na wprowadzeniu amnestii dla wszystkich osób skazanych na karę do pięciu lat pozbawienia wolności, z wyłączeniem najcięższych przestępstw. Ponadto nowe prawo wprowadzało zmiany w sposobie interpretowania zachowań korupcyjnych wśród urzędników państwowych poprzez dekryminalizację zaniedbania sprawowania urzędu publicznego, złagodzenie definicji konfliktu interesów oraz częściową dekryminalizację nadużycia urzędu publicznego. Szczególnie głośne stało się postanowienie, że za przestępstwo uznawane są tylko te działania, w wyniku których skarb państwa poniósł straty ponad ok. 45 tys. euro. Jako że samemu liderowi PSD grozi kolejny wyrok, tym razem w sprawie o fikcyjne zatrudnienie dwóch działaczy partyjnych w samorządzie, przez co naraził państwo na stratę ok. 24 tys. euro, dla wielu Rumunów stało się jasne, że nowe rozporządzenie ma za zadanie służyć skorumpowanym politykom, a nie złagodzić sytuację systemu penitencjarnego, jak przekonywała koalicja rządząca.

Największe protesty po 1989 roku

Rząd zapewne uznał, że po wygraniu wyborów z tak znaczącą przewagą będzie  miał wolną rękę, a przyjęte zmiany zostaną zaakceptowane bez większych problemów. Jednak Rumuni, wyczuleni na problem korupcji i wzmocnieni sukcesami masowych protestów z poprzednich lat (np. tych, które obaliły premiera Pontę) wyszli na ulice, aby dać upust swojej furii. Protesty nie mają oficjalnego organizatora, uczestnicy umawiają się poprzez media społecznościowe, co już wielokrotnie sprawdziło się w Rumunii. Nie bez znaczenia jest też postawa prezydenta Klausa Iohannisa, który ostro sprzeciwia się działaniom rządu i swoim autorytetem popiera protestujących.

Przykładowe wydarzenie FB nawołujące do protestów przeciwko rządowi; Photo : Facebook

Obserwatorzy są zgodni, że mamy do czynienia z najliczniejszymi protestami od momentu upadku reżimu Ceaucescu, co jest o tyle interesujące, że niektórzy członkowie Partii Socjaldemokratycznej właśnie z tego reżimu się wywodzą, a członkiem honorowym partii jest Ion Iliescu, były współpracownik dyktatora, a potem prezydent kraju po obaleniu reżimu komunistycznego.

Według różnych danych na ulicach Bukaresztu protestowało 150 – 200 tys. osób, a w całym kraju nawet 300 tys. Demonstranci postawili sobie za cel zmuszenie rządu do odwołania przyjętych zmian i mimo że cel ten osiągnęli (5 lutego rząd wydał kolejne rozporządzenie anulujące przyjęte wcześniej zmiany), to brak zaufania i obawa przed kolejną próbą ograniczenia walki z korupcją (podobne rozwiązanie ma być poddane pod obrady parlamentu) zatrzymały tłumy na ulicach największych rumuńskich miast. Demonstranci nawołują do dymisji rządu, co jednak będzie  trudne z powodu niedawnych wyborów i potężnego kapitału politycznego, który uzyskała w nich PSD.

***

Choć Sorin Grindeanu starał się bronić stanowiska swojego rządu, to nie mógł liczyć na poparcie decyzji, która została skrytykowana m.in. przez DNA, Najwyższą Radę Sądowniczą oraz Prokuraturę Generalną, a także przedstawicieli Unii Europejskiej. W związku z tym, nawet jeśli przyjęte zmiany zostały zniesione, nowy rząd podburzył zaufanie obywateli i europejskich partnerów do rumuńskiego zaangażowania w walkę z korupcją,  psując ciężko budowany pozytywny wizerunek kraju. W dodatku istnieje szansa, że podobne zmiany w prawie zostaną przyjęte przez parlament, co nada im większą legitymację. Z drugiej strony, sami Rumuni są dumni ze swojej reakcji, dzieląc się w mediach społecznościowych zdjęciami ukazującymi skalę protestów z hasłem „Europo, tak właśnie walczy się o swoje wartości!”. Jest zatem nadzieja, że obecna sytuacja to tylko kolejny krok w walce Rumunii z korupcją, a mobilizacja społeczeństwa gwarantuje, że powrót do poprzedniego stanu będzie  niemożliwy.


Kinga Jaromin – Członek CIM, absolwentka Centrum Europejskiego UW ze specjalizacją polityka zagraniczna UE. Wolontariuszka EVS w Republice Mołdawii (2014), dziennikarka EurActiv.pl (2015) oraz stażystka think tanku Romanian Center for European Policies w Bukareszcie (2015). Interesuje się polityką wschodnią UE oraz sprawami wewnętrznymi krajów Europy Wschodniej.


Przeczytaj też:

K. Jaromin, Rumunia: Czy zmiana systemu jest możliwa?

K. Jaromin, Walka z korupcją w Rumunii – mission impossible?

K. Jaromin, Rumunia i NATO – większe zaangażowanie, rosnące zobowiązania

K. Jaromin, Co naprawdę dzieje się w Mołdawii?