MICHAŁ KĘDZIERSKI
Wybory do Landtagu Meklemburgii-Pomorza Przedniego z 4 września zakończyły się dla CDU i samej Angeli Merkel prawdziwą kompromitacją. Pierwszy raz w historii partia kanclerz Niemiec dała się wyprzedzić prawicowej Alternatywie dla Niemiec (AfD) i zajęła zaledwie trzecie miejsce z wynikiem 19% głosów. Ta klęska dotyka przewodniczącą CDU osobiście i to z wielu powodów. To właśnie w tym landzie znajduje się okręg wyborczy Angeli Merkel, z którego w przyszłym roku będzie ponownie kandydować w wyborach do Bundestagu. W niektórych jego częściach AfD, partia jednoznacznie odrzucająca politykę Merkel wobec kryzysu migracyjnego i domagająca się jej ustąpienia, wyraźnie wyprzedziła CDU z wynikami bliskimi 25%[1].
Co jednak ważniejsze, chociaż wspomniane wybory miały charakter regionalny, ich głównym tematem przewodnim była polityka migracyjna rządu Merkel, a jej krytyczna ocena wśród wyborców okazała się być bezpośrednią przyczyną sukcesu AfD i porażki CDU. Wymiar symboliczny zyskał fakt, że wybory te odbywały się dokładnie w rocznicę decyzji szefowej niemieckiego rządu o otwarciu granic dla uchodźców.
Polityka „otwartych drzwi”, którą swoją twarzą firmowała niemiecka kanclerz, kosztowała Merkel tąpnięcie w sondażach popularności oraz dotkliwy spadek poparcia dla CDU na przełomie 2015 i 2016 roku[2]. Kiedy na początku wakacji wydawało się, że kryzys został zażegnany, a Merkel i jej partia zaczęły znów odzyskiwać poparcie, w drugiej połowie lipca nastąpiła seria zamachów terrorystycznych w południowych Niemczech, w których sprawcami byli m.in. uchodźcy[3]. Notowania Merkel ponownie tąpnęły, a meklemburska CDU, która do tej pory prowadziła w sondażach, zapłaciła za to, że społeczeństwo powiązało zamachy z napływem do kraju ponad miliona imigrantów, głównie z Bliskiego Wschodu. Tym samym powtórzył się scenariusz z marcowych wyborów do landtagów Badenii-Wirtembergii i Nadrenii-Palatynatu, gdzie CDU przegrała na finiszu „wygrane” wybory właśnie wskutek krytycznej oceny polityki migracyjnej Merkel przez jej elektorat.
Nie ma już „Mutti Merkel”
Przez ostatnie 12 miesięcy Merkel roztrwoniła kapitał polityczny, który budowała przez 10 lat swojego kanclerstwa. Obecnie niewielu wyborców kojarzy ją z poskramiającą międzynarodowe kryzysy „cesarzową Europy”, czy opiekującą się krajem i dbającą o spokój obywateli „mateczkę Merkel”. Zniknęła aura wszechmocnej, niepokonanej, „nie do ruszenia” pani kanclerz, cieszącej się ponad 70-proc. poparciem społecznym.
Dziś Merkel postrzegana jest jako ta, która sprowadziła na Niemcy najpoważniejszy od wielu lat kryzys i nie potrafi go rozwiązać. Ta, która podzieliła społeczeństwo. „Decyzja Merkel uczyniła z Niemiec inny kraj. Poróżniła Niemcy społecznie i politycznie. Wyrwa przebiega w poprzek wszystkich obozów politycznych, przez rodziny i kręgi przyjaciół” – pisze publicysta tygodnika „Cicero” Christoph Schwennicke.
Aż dwie trzecie Niemców nie zgadza się z jej polityką migracyjną, co odbija się wyraźnie nie tylko na popularności pani kanclerz, lecz także na wynikach CDU, która przez rok straciła co piątego wyborcę. W coraz mniejszym stopniu Angela Merkel jest lokomotywą swojej partii. Obecnie niemiecka kanclerz mobilizuje raczej swoich przeciwników (wyborców AfD), niż zwolenników. Nic więc dziwnego, że w samej CDU rośnie opór przeciw polityce Merkel. Spadek poparcia w okresie przedwyborczym będzie kosztował wielu posłów utratę mandatów, a partię może kosztować utratę władzy.
Wewnątrzkoalicyjny wstęp do kampanii wyborczej
Od polityki szefowej rządu otwarcie dystansują się już obie partie koalicyjne – CSU i SPD. Pierwsza z nich, bawarska „siostra” CDU, od dawna domagała się zaostrzenia warunków przyjmowania imigrantów, a jej głównym postulatem stało się wprowadzenie górnej granicy przyjmowanych uchodźców w wysokości 200 tys. rocznie. Lider partii Horst Seehofer groził nawet swojemu rządowi pozwem do Federalnego Trybunału Konstytucyjnego, jeśli ten nie zmieni swojej polityki.
Po wyborach w Meklemburgii CSU jeszcze bardziej zaostrzyła kurs, domagając się m.in. zakazu noszenia burek jako „munduru islamizmu”, a także faworyzowania imigrantów z chrześcijańsko-zachodniego kręgu kulturowego. „Islam nie jest częścią Niemiec” – mówią członkowie CSU, sprzeciwiając się tym samym reprezentowanej m.in. przez Angelę Merkel opinii. Rozdźwięk między „siostrzanymi” partiami sięga coraz głębiej. Jak doniósł ostatnio „Bild”, szeregowi członkowie CSU przed zatwierdzeniem kandydatów w przyszłorocznych wyborach do Bundestagu oczekują wręcz zobowiązania, że nowi posłowie pod żadnym pozorem nie wybiorą ponownie Angeli Merkel na kanclerza.
Od polityki migracyjnej niemieckiej kanclerz dystansują się także socjaldemokraci, którzy miesiącami ją współtworzyli i bronili przed krytyką ze strony CSU. O ile jednak Bawarczycy kwestionują jej sedno, o tyle SPD krytykuje sposób jej realizacji. Jak tłumaczy szef SPD, Sigmar Gabriel, „nie wystarczy powiedzieć „damy radę!”, trzeba też stworzyć ku temu warunki”. Tym samym socjaldemokraci próbują uciec od odpowiedzialności, spychając winę za niepowodzenia na chadeckiego koalicjanta. Po zwycięskich dla SPD wyborach w Meklemburgii mnożą się w partii głosy, że to „początek końca ery Merkel”, a po przyszłorocznych wyborach nowy kanclerz będzie już politykiem SPD.
Odzyskać zaufanie
Kierownictwo CDU oraz sama kanclerz są oczywiście świadomi kryzysu. Od wielu miesięcy trwa de facto zaostrzanie krok po kroku polityki migracyjnej, chociaż Merkel, która nie może otwarcie przyznać się do błędu, oficjalnie tego nie przyznaje. Nie ma już jednak śladu po „kulturze gościnności”, „otwartych drzwiach”, czy robieniu sobie selfie z uchodźcami, co przez wielu odczytywane było wręcz jako zaproszenie imigrantów do Niemiec. Ze słownika Merkel zniknęło powtarzane cały rok entuzjastyczne hasło „Damy radę!”, które podczas ostatniej debaty w Bundestagu zastąpiło nieoczekiwanie zdanie „Niemcy pozostaną Niemcami”. Parę dni wcześniej hasłem przewodnim było zaś „wydalanie” imigrantów, którym nie przyznano statusu uchodźcy.
„Najważniejszym zadaniem jest teraz odzyskać zaufanie” – oznajmiła po porażce w Meklemburgii Angela Merkel. Problem w tym, że większość wyborców nie dostrzega lub już nie chce dostrzec korekty kursu CDU i licznych działań na rzecz wyprostowania dotychczasowych błędów. „Przepaść między postrzeganiem przez społeczeństwo [polityki rządu] a [jego] faktycznymi działaniami rośnie. Pakiety azylowe, spadek liczby uchodźców i inne sukcesy nie są już dostrzegane” – zauważają publicyści „Frankfurter Allgemeine Zeitung” Günter Bannas i Manfred Schäfers. Merkel wciąż kojarzy się społeczeństwu z selfie z uchodźcami i hasłem „damy radę”, nie zaś z zaostrzaniem polityki imigracyjnej.
Niezwykle ciężko będzie ten trend odwrócić. Podstawowym warunkiem odzyskania zaufania przez niemiecką kanclerz i jej partię jest spokój. Każde zaostrzenie kryzysu, wzrost liczby uchodźców, przypadki kradzieży czy napaści na kobiety, tak jak to miało miejsce w noc sylwestrową w Kolonii, czy wreszcie kolejne zamachy terrorystyczne będą kojarzone z merkelowskimi „otwartymi drzwiami” i będą prowadziły do kolejnych ataków na szefową rządu i jej partię.
Wciąż bezalternatywna?
Czy zatem tytułowy „zmierzch Merkel” jest przesądzony? Z całą pewnością szefowa niemieckiego rządu przeżywa obecnie najgłębszy kryzys swojego 11-letniego kanclerstwa. W przeciwieństwie do wyborów w latach 2009 i 2013 nie może być już pewna tego, że zasiądzie w fotelu kanclerza po raz kolejny. Wciąż istnieje jednak wystarczająco wiele powodów, żeby sądzić, że we wrześniu 2017 roku to ona czwarty raz z rządu zostanie szefową rządu.
Wprawdzie oficjalnie Angela Merkel wciąż nie potwierdziła, że będzie ponownie ubiegać się o fotel kanclerza w przyszłorocznych wyborach, lecz wszystko wskazuje na to, że postępuje tak z czysto taktycznych pobudek. W grudniu odbędą się wybory na przewodniczącego CDU, które będą sprawdzianem poparcia dla jej szefowej. Z otoczenia Merkel słychać, że obecna szefowa partii wystartuje w kolejnych wyborach tylko wtedy, jeśli zostanie ponownie wybrana na funkcję przewodniczącej. Nawet partyjni przeciwnicy Merkel zdają sobie sprawę z tego, że na zmianę lidera przed wyborami jest już za późno i taki ruch byłby niezwykle ryzykowny. Na horyzoncie nie widać z resztą poważnych kontrkandydatów, zdolnych zapewnić partii lepszy wynik niż pani kanclerz. W sondażach popularności Merkel wprawdzie straciła blisko 30%, ale wciąż cieszy się poważaniem ponad 40% wyborców. W elektoracie CDU natomiast odsetek ten wynosi aż 81%. Ponadto z pracy rządu zadowolonych jest 44% Niemców, ale aż 71% zwolenników CDU. Merkel cieszy się wciąż wysokim poparciem swojego elektoratu i wie, że wewnątrzpartyjni przeciwnicy nie mają wielkiego pola do manewru.
Na korzyść Merkel przemawia jeszcze jeden argument – słabość lidera głównej konkurencji, czyli SPD. Niemcy zdecydowanie bardziej wolą obecną szefową rządu, niż lidera socjaldemokratów, wicekanclerza Sigmara Gabriela. Gdyby można było wybierać kanclerza bezpośrednio, 45% Niemców wybrałoby Merkel, Gabriela zaś jedynie 27%. Preferencje kanclerskie wyborców zawsze odgrywały zaś znaczną rolę przy urnach do głosowania.
Kto najbardziej wyczekuje detronizacji Merkel?
Mimo spadku poparcia wskutek kryzysu migracyjnego CDU/CSU wciąż prowadzi w sondażach z wynikiem 33% i ma bezpieczną przewagę nad drugą SPD, którą wybrałoby jedynie 22% głosujących. Ta dysproporcja, która w znacznej mierze jest dziełem samej Merkel, nie zmienia się od wielu lat. Jeśli w SPD nie wydarzy się wkrótce nic nadzwyczajnego, np. udana zmiana lidera, to powinna się utrzymać do samych wyborów.
O tym, kto zasiądzie na fotelu kanclerza, będą decydować wyniki pozostałych partii, zdolnych tworzyć koalicje (czyli wszystkich poza AfD). Na wejście do Bundestagu liczyć może aż sześć partii, co będzie miało duży wpływ na możliwości koalicyjne. Zmęczenie społeczeństwa i samych polityków kolejną w ostatnich latach „Wielką Koalicją” CDU/CSU-SPD uprawdopodabnia scenariusz, w którym po wyborach z września 2017 roku Niemcami rządzić będzie zupełnie nowy układ. Zwłaszcza od wyniku SPD będzie zależeć, czy będzie to sojusz CDU z Partią Zielonych pod przywództwem Angeli Merkel, czy koalicja trzech partii lewicowych z kanclerzem z ramienia SPD. Obecne sondaże nie dają jednak lewicowym partiom większości, a winne tego stanu rzeczy są paradoksalnie prawicowa AfD, odbierająca wyborców protestu partii Die Linke, oraz liberalna FDP, która może przekroczyć próg wyborczy.
Pozycja Merkel jest osłabiona i tym razem będzie musiała walczyć o swoje kanclerstwo. Jej szanse na czwartą kadencję i wyrównanie rekordu rządzącego 16 lat Helmuta Kohla są jednak wciąż bardzo poważne. Jak na razie „zmierzch Merkel” pozostaje natomiast życzeniem. Być może nawet bardziej SPD, niż AfD.
[1] Pełne wyniki wyborów w Meklemburgii-Pomorzu Przednim z 4 września 2016 roku z podziałem na okręgi wyborcze: http://service.mvnet.de/wahlen/2016_land/dateien/atlanten/ergebnisse.2016/landtagswahl.html
[2] Sondaże poparcia dla partii politycznych oraz zadowolenia z pracy polityków w badaniach DeutschlandTREND: http://www.infratest-dimap.de/umfragen-analysen/bundesweit/ard-deutschlandtrend/
[3] http://www.spiegel.de/politik/deutschland/attentaeter-von-wuerzburg-ein-jahr-fluechtling-ein-tag-islamist-a-1103777.html; https://www.welt.de/politik/deutschland/article157342869/War-der-Ansbach-Attentaeter-schon-lange-ein-IS-Terrorist.html
Przeczytaj też:
J. Tołczyk, Meklemburgia Pomorze-Przednie dała czerwoną kartkę CDU. Jak zagłosuje Berlin?
J. Tołczyk, Jak kryzys migracyjny wpłynie na sceną polityczną w Niemczech?
J. Tołczyk, Angela Merkel – przywódca na trudne czasy?
K. Wróbel, Koloński karnawał kontrolowany
R. Smentek, Dysharmonia w orkiestrze Merkel – kwestie sporne w ramach niemieckiej koalicji
R. Smentek, Wybory do Bundestagu 2013: Dylemat rządzenia, dylemat istnienia
Polecamy również:
M. Kędzierski, Niemiecka scena polityczna na rok przed wyborami do Bundestagu, Biuletyn Analiz CIM nr 8/2016
Michał Kędzierski – Absolwent studiów drugiego stopnia w Instytucie Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego (2015). Stypendysta Międzynarodowego Stypendium Parlamentarnego IPS 2016 w niemieckim Bundestagu. W latach 2012-2014 redaktor Przeglądu Spraw Międzynarodowych Notabene, a w latach 2012-2016 redaktor Portalu Spraw Zagranicznych, w którym od 2015 roku pełnił funkcję szefa działu Europa i Unia Europejska. W latach 2014-2016 współpracował przy redakcji „Biuletynu Niemieckiego”, wydawanego wspólnie przez Centrum Stosunków Międzynarodowych oraz Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej. W 2016 roku odbył staż w niemieckim Bundestagu.