KATARZYNA CZUPA
Wielka Brytania wychodzi z Unii Europejskiej – tak zdecydowali obywatele Zjednoczonego Królestwa w referendum, które odbyło się tydzień temu – 23 czerwca 2016 r. Zgodnie z oficjalnymi wynikami 51,9% Brytyjczyków zagłosowałoza „Brexitem”. Trudno jednak przewidzieć, co przyniesie przyszłość i jak skończy się „brexitowe” zamieszanie.
Żal i niedowierzanie
W piątek, dzień po referendum, świat zalały komentarze i spekulacje na temat przyszłości Zjednoczonego Królestwa, Unii Europejskiej i reszty świata. Niemal wszystkie giełdy zareagowały spadkami. Wartość londyńskiego indeksu FTSE tuż po otwarciu spadła o ponad 8%. Niemiecka giełda otworzyła się poniżej czwartkowego zamknięcia, a po rozpoczęciu sesji cena otwarcia DAX była niższa o 4% w stosunku do ceny zamknięcia z dnia poprzedniego. Podobnie wyglądała sytuacja na warszawskim parkiecie – w momencie otwarcia wartość indeksu WIG20 była o ponad 4% niższa niż w momencie zamknięcia. Na giełdzie amerykańskiej sytuacja wyglądała nieco lepiej, ale cena zamknięcia S&P500 była o 3,6% niższa od ceny otwarcia. Ucierpiała też brytyjska waluta. W dniu referendum funt szterling kosztował ok. 1,31 euro, dzień później już tyko 1,23 euro.
Sytuacja wyglądała równie dramatycznie, jeżeli chodzi o sferę polityczną. W kilka godzin po opublikowaniu wyników referendum, brytyjski premier David Cameron zapowiedział, że poda się do dymisji (przed konwencją Partii Konserwatywnej, która odbędzie się w październiku). Jak powiedział, w najbliższym czasie Zjednoczone Królestwo czeka proces negocjacji warunków wystąpienia z Unii Europejskiej. Dodał, że Wielka Brytania potrzebuje nowego przywódcy, który będzie odpowiedzialny za prowadzenie rozmów z UE w ramach art. 50 Traktatu o Unii Europejskiej (dotyczy on wystąpienia państwa członkowskiego z Unii). Jak tłumaczył Cameron, on sam pozwolił Brytyjczykom podjąć ważną decyzję i teraz zamierza „uspokoić statek po to, aby oddać stery następnemu kapitanowi”.
Głos zabrali także oficjele samej UE. Donald Tusk, Przewodniczący Rady Europejskiej, powiedział, że choć liczył na inny wynik, UE sprosta zaistniałej sytuacji a Unia zachowa jedność. Zapowiedział również, że dopóki w życie nie wejdzie umowa dotycząca wyjścia Wielkiej Brytanii z UE to państwo to ma prawa i obowiązki takie jak pozostali członkowie UE. Jean-Claude Juncker, Przewodniczący Komisji Europejskiej, wypowiedział się w ostrzejszym tonie. Po ogłoszeniu wyników referendum wezwał Zjednoczone Królestwo do jak najszybszego podjęcia działań mających na celu wystąpienie z UE. Dzień przed referendum Juncker zapowiedział, że jeżeli Wielka Brytania opowie się za wyjściem z UE, Unia nie będzie prowadziła, żadnych rozmów z tym krajem mających na celu nadanie mu specjalnego statusu w ramach UE lub podjęcie reform Unii zgodnie z oczekiwaniami Zjednoczonego Królestwa. Swoje nawoływanie ponowił także we wtorek, starając się zachować stanowczy ton, który ma zniechęcić inne państwa do podążania ścieżką Brytyjczyków.
Koniec imperium
Po chwili zaskoczenia i rozgoryczenia nadszedł czas na spokojną analizę. Jak przekonywali zwolennicy opcji „Remain”, czyli pozostania Wielkiej Brytanii w UE, Zjednoczone Królestwo ucierpi na rozwodzie z Unią przede wszystkim w wymiarze gospodarczym. Po pierwsze chodzi o rynek pracy. Każda osoba, która pojedzie do Londynu zauważy, że w usługach zatrudnieni są w znacznej części obcokrajowcy. Chodzi nie tylko o punkty gastronomiczne, sklepy, czy place budowy. Języki inne niż angielski słychać bardzo często na Canary Wharf i w City of London, czyli w miejscach gdzie siedziby mają różnego rodzaju instytucje finansowe. Jeśli chodzi o samych Polaków to w Wielkiej Brytanii zatrudnionych ich jest ponad 850 tys. Jak wskazuje Independent, obecnie w Wielkiej Brytanii pracuje ponad 3,2 mln osób, które nie posiadają brytyjskiego obywatelstwa (co dziesiąty pracownik na wyspach nie jest Brytyjczykiem). Oczywiście gros tych osób pochodzi z państw Commonwealthu, ale znaczna część z nich posiada obywatelstwo unijne. W przypadku wystąpienia Wielkiej Brytanii z UE przestanie obowiązywać swoboda przepływu osób między Zjednoczonym Królestwem a państwami Unii, a w konsekwencji utrudniony będzie dostęp do rynku pracy. Oznacza to, że osoby, które bądź chciały pracować na Wyspach Brytyjskich będą potrzebowały pozwolenia na pracę, co bardzo utrudni swobodę zatrudniania (większa czasochłonność procesu a tym samym i wyższe koszty). Część z nich prawdopodobnie zdecyduje się wrócić do krajów ojczystych (zwłaszcza biorąc pod uwagę spadek kursu funta w ostatnich dniach i wzrost agresji na tle narodowościowym). To najbardziej uderzy w brytyjski rynek pracy, ponieważ obcokrajowcy stanowią jego integralną część i Wielka Brytania może pozostać bez dużej liczby pracowników. Zaznaczyć należy, że tej luki nie wypełnią Brytyjczycy, ponieważ stanowiska pracy zajmowane przez obcokrajowców najczęściej postrzegane są jako mało atrakcyjne (niski prestiż i relatywnie niskie zarobki).
Po drugie, może ucierpieć rynek finansowy. Wspomniane wcześniej City of London, czyli centrum brytyjskiego świata finansów, jest atrakcyjnym miejscem do lokowania środków nie (tylko) ze względu na gospodarkę brytyjską. Oczywiście globalni inwestorzy (spoza UE) decydują się na Londyn dlatego, że jest to jeden z wiodących światowych centrów finansowych. To właśnie City wpływa na transakcje gospodarcze na Starym Kontynencie i w pozostałych częściach świata. Za przykład niech posłuży nam LIBOR (i LIBID), czyli międzybankowa stopa pożyczkowa (i odpowiednio depozytowa). Jest to stawka po jakiej banki udzielają sobie kredytów (lokują depozyty). Stanowi ona punkt odniesienia dla wyceny instrumentów na całym świecie, w tym w UE, pomimo tego, że na rynku funkcjonuje EURIBOR (odpowiednik LIBORu dla państw strefy euro). Jednak, siła City może ulec osłabieniu w sytuacji, gdy Wielka Brytania nie będzie już członkiem UE. Jest tak dlatego, że dla wspomnianych już wcześniej inwestorów Londyn jest bramą do całego rynku europejskiego. W ich oczach Wielka Brytania to głównie (lub jedynie) część większej całości. Wobec tego dobrze rozbudowana infrastruktura rynku finansowego może okazać się niewystarczająca w przypadku dezintegracji z Unią. Inwestorom lokowanie środków w jednym państwie (bez dostępu do wspólnego rynku UE) po prostu może się nie opłacać. Na znaczeniu zyskać mogą zatem Niemcy lub Luksemburg. Być może inwestorzy zawitają nad Wisłę (do Polski gorąco zaprasza ich wicepremier Morawiecki).
Kapitał może uciec nie tylko z brytyjskiego sektora finansowego. Zagrożona jest cała gospodarka. Podobnie jak w przypadku finansów, inwestorzy lokują kapitał w gospodarkę brytyjską ze względu na dostęp do wspólnego rynku UE. Bezpośrednia inwestycja (np. w formie rozbudowy przedsiębiorstwa produkcyjnego) postrzegana jest jako sposób na sprzedaż produktów lub usług w Unii. Każda taka inwestycja wiąże się z zapewnieniem miejsc pracy. Ograniczenie napływu (lub coraz bardziej prawdopodobna ucieczka) kapitału poważnie uderzy w gospodarkę Zjednoczonego Królestwa. Odwrócenie się inwestorów od Wielkiej Brytanii grozi też spadkiem cen nieruchomości w związku ze spadkiem popytu. To z jednej strony rozwiązałoby brytyjski problem drogich i niedostępnych nieruchomości, ale z drugiej, w przypadku kredytów hipotecznych, mogłoby zagrozić stabilności sektora bankowego i gospodarki (obniżenie wartości zabezpieczeń). Z opałów nie wyciągnie Zjednoczonego Królestwa nawet tani funt, który wspomógłby brytyjski eksport. Jak we wtorek zapowiedział George Osborne, brytyjski Kanclerz Skarbu, konieczne będzie podniesienie podatków i ograniczenie wydatków państwowych w celu zrównoważenia budżetu. Jak informował, w pobrexitowej rzeczywistości Zjednoczone Królestwo będzie biedniejsze i jak najszybciej trzeba przyjąć „budżet stanu wyjątkowego”.
Powrót niewiernej żony?
O potencjalnych negatywnych skutkach Brexitu rząd informował swoich obywateli od miesięcy. Przygotowano nawet specjalne materiały informacyjne dla gospodarstw domowych, gdzie w przystępny i obrazowy sposób opisano, jak wyjście z UE wpłynie na losy zwykłych Brytyjczyków. Teraz, gdy obywatele Zjednoczonego Królestwa zdecydowali się opuścić UE, rzeczywistość zweryfikuje, czy nakreślony scenariusz się ziści. Spadek wartości funta, obniżki na giełdach (w tym między innymi wstrzymanie notowań Royal Bank of Scotland oraz Barclays) zdają się potwierdzać prawidłowość postawionych założeń.
Podkreślić jednak należy, że Wielka Brytania wciąż pozostaje członkiem Unii Europejskiej. Technicznie rzecz biorąc referendum nic nie zmieniło w tej kwestii, ponieważ zgodnie z prawem decyzja podjęta w głosowaniu ludowym nie ma mocy obowiązującej. Brytyjscy konstytucjonaliści informują w prasie, że referendum miało charakter wyłącznie doradczy, ponieważ tylko parlament może stanowić prawo. W tym wypadku musi on podjąć decyzję, w formie aktu prawnego, która będzie odnosić się do (a w zasadzie uchylać) dokumentu The European Communities Act 1972 (c. 68), który wyraża zgodę na przystąpienie Wielkiej Brytanii do UE. Bez takiej zgody uruchomienie art. 50 byłoby niezgodne z prawem w związku z brakiem podstawy prawnej do takiego kroku. Jak podkreślają konstytucjonaliści, zgodnie z art. 50 decyzja o wystąpieniu z UE ma być podjęta zgodnie z obowiązującym porządkiem prawnym (wymogami konstytucyjnymi) danego państwa.
Sprawę utrudnia fakt, że w parlamencie brytyjskim zasiadają członkowie wszystkich części składowych Zjednoczonego Królestwa, a więc także i Szkocji i Irlandii Północnej, które opowiadają się zdecydowanie za pozostaniem w UE. Decyzja musi być podjęta przez Izbę Gmin i zatwierdzona przez Izbę Lordów. W obecnym składzie izby niższej, podjęcie decyzji umożliwiającej Brexit jest niemożliwe (Partia Pracy i część przedstawicieli Partii Konserwatywnej są przeciw wyjściu Wielkiej Brytanii z UE). Co więcej, na wyjście z UE muszą wyrazić zgodę także parlamenty lokalne. W przypadku Szkocji takiej zgodny na pewno nie będzie (co, jak informują eksperci, nie jest jednak tożsame z blokowaniem Brexitu).
Osłabienie gospodarcze Wielkiej Brytanii w sytuacji Brexitu było koronnym argumentem obozu „Remain”. Większość obywateli uznała, że to „blef” i opowiedziała się za wystąpieniem kraju z UE. O ogromie konsekwencji swojej decyzji zdali sobie sprawę, kiedy zobaczyli jak na wynik referendum zareagowały rynki i oficjele UE. Znamienna jest również perspektywa rozpadu Zjednoczonego Królestwa (Szkoci podnoszą temat kolejnego referendum niepodległościowego, wspomina się też o niepewnej sytuacji Gibraltaru i Irlandii Północnej). Teraz mówi się o organizacji kolejnego referendum, w nowej, dużo gorszej, sytuacji ekonomicznej. Czy do niego dojdzie? Nie wiadomo. Pewne jest to, że ewentualny a proces wyjścia będzie trwał miesiące lub lata (zgodnie z art. 50 negocjacje mają trwać ok 2 lata) i nie wiadomo dokładnie jak będzie wyglądał. Jeżeli chodzi o samo uruchomienie art. 50, Traktat nie przewiduje żadnych ram czasowych w tym względzie. Zgodnie z jego postanowieniami notyfikację złożyć musi kraj członkowski. Obecnie nikt w Wielkiej Brytanii się do tego nie kwapi. Ostry ton przedstawicieli UE ma odstraszyć inne państwa członkowskie, które również rozważają opuszczenie UE. Celem przedstawicieli Unii jest publiczne ukaranie Wielkiej Brytanii i udowodnienie, że życie w pojedynkę to zły wybór. Wydaje się jednak, że po cichu liczą na to, że niewierna żona nie odejdzie. Wszak małżeństwo przynosi więcej korzyści niż rozwód.
Zdjęcie: D Smith (Brexit), licence CC BY-NC 2.0;
Przeczytaj też:
A. Radziwoń, Porozumienie z Londynu: czy uda się uniknąć Brexitu?
A. Radziwoń, Brexit bliżej niż kiedykolwiek wcześniej?
K. Czupa, Rozwodu nie będzie. Szkocja nie chce niepodległości
A. Radziwoń, „Szkocja dla Szkotów” czyli spektakularne zwycięstwo SNP
A. Radziwoń, Migracyjny prztyczek dla Konserwatystów
Katarzyna Czupa – Katarzyna Czupa jest ekspertem Centrum Inicjatyw Międzynarodowych ds. Bliskiego Wschodu oraz koordynatorem projektu „Let’s talk about Islamic finance”. Obecnie pracuje jako młodszy analityk w firmie Analizy Online, gdzie zajmuje się analizą rynku funduszy inwestycyjnych. W okresie od kwietnia do listopada 2016 r. pracowała na stanowisku młodszego analityka w Domu Maklerskim Banku Zachodniego WBK, gdzie była odpowiedzialna za analizy rynkowe oraz wycenę spółek. W okresie od stycznia 2014 r. do kwietnia 2016 r. pracowała w CASE – Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych na stanowisku koordynatora ds. projektów oraz asystenta naukowego. Obecnie realizuje studia doktoranckie w Kolegium Ekonomiczno-Społecznym Szkoły Głównej Handlowej. Jest absolwentką kierunków finanse i rachunkowość (Szkoła Główna Handlowa) oraz stosunki międzynarodowe (Uniwersytet Warszawski). W 2013 roku otrzymała stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego za wybitne osiągnięcia naukowe.