Bezpieczeństwo Dyplomacja Społeczeństwo Wybory

Walka Benjamina Netanyahu

MARCEL LESIK

Wybór Donalda Johna Trumpa na 45. Prezydenta Stanów Zjednoczonych został przyjęty przez większość światowych sojuszników USA z niepokojem. Kontrowersje wzbudzają zwłaszcza dość niezręczne wypowiedzi prezydenta, które padały podczas kampanii wyborczej. Tylko jeden człowiek wydawał się odczuwać ulgę i zadowolenie z tego wyboru – premier Izraela Benjamin „Bibi” Netanyahu.

Chociaż obaj przywódcy państw ledwie się znają, a polityka nowego prezydenta USA wobec Bliskiego Wschodu nie została jeszcze szczegółowo określona, nie ulega wątpliwości, że dla nowej administracji Benjamin Netanyahu wydaje się być cennym sojusznikiem. To, jak bardzo Republikanie cenią lidera izraelskiego rządu, widać było podczas jego wystąpienia w Kongresie w 2015 roku. Niektórzy komentatorzy wskazywali wtedy, że w roli przywódcy wolnego świata amerykańska prawica wolałaby zamiast Baracka Obamy kogoś pokroju Netanyahu.

„Bibi” odwzajemnia ten entuzjazm. W 2012 roku otwarcie poparł kandydaturę Mitta Romneya na prezydenta, a podczas całej swojej kariery politycznej zdołał nawiązać bliskie relacje z wieloma ważnymi przedstawicielami Partii Republikańskiej. W tej sytuacji na ironię zakrawa fakt, iż będąc u władzy już łącznie 11 lat, Benjamin Netanyahu jeszcze nigdy nie miał okazji pracować z Republikańską administracją. Aż do teraz. W jaki sposób ta zmiana wpłynie na politykę izraelskiego rządu?

Jaki ojciec, taki syn

Aby w pełni zrozumieć stosunki szefa Likudu ze społecznością międzynarodową, w tym ze Stanami Zjednoczonymi, należy przyjrzeć się nieco uważniej biografii izraelskiego lidera. Benjamin Netanyahu urodził się w 1949 roku w Tel Awiwie, co czyni go pierwszym w historii premierem urodzonym w państwie Izrael. Jego ojciec, Benzion Netanyahu, przyszedł na świat w Warszawie, a 10 lat później przeprowadził się do Jerozolimy. Na terytorium Brytyjskiego Mandatu Palestyny Benzion studiował historię starożytną oraz włączył się w działalność Syjonizmu Rewizjonistycznego – prawicowego odłamu Syjonizmu, który uważał, iż państwo Izrael powinno się jak najszybciej ukonstytuować, a jego terytorium ma stanowić cały ówczesny Brytyjski Mandat Palestyny. Ten nurt ideologiczny stał się podwaliną pod powstanie partii Likud, której przewodniczy obecnie Benjamin Netanyahu. W latach 1940-1948 Netanyahu senior objął funkcję lidera Nowej Organizacji Syjonistycznej w Ameryce. W latach 70. wyjechał do Nowego Jorku.

Przekonania polityczne ojca oraz dorastanie w Stanach Zjednoczonych miały kluczowy wpływ na całokształt życia publicznego jego syna. „Bibi” jest bowiem wielkim fanem USA oraz amerykańskiego stylu życia i kultury [1]. Dzięki temu, że Netanyahu spędził lata młodzieńcze w Stanach – biegle włada językiem angielskim. Jego dorosłe życie to realizacja zadań postawionych przez ojca. W 1967 roku, w jeszcze przed wybuchem wojny sześciodniowej, Netanyahu wstąpił do izraelskiej armii. W czasie służby został bohaterem wojennym – brał udział w słynnej operacji uwolnienia zakładników w porwanym samolocie linii Sabena lotu 571. Po wojnie Jon Kippur Bibi powrócił do USA, aby ukończyć studia.

Krótko potem, został zatrudniony przez The Boston Consulting Group jako analityk ekonomiczny, gdzie zaprzyjaźnił się z Mittem Romneyem, późniejszym kandydatem na prezydenta USA. W tym samym czasie „Bibi” podjął decyzję o zmianie imienia na Ben Nitai i zaczął udzielać się publicznie – był kategorycznym obrońcą działań Izraela wzglądem Palestyńczyków i innych sąsiednich państw. Do Stanów Zjednoczonych powrócił w 1982 roku, najpierw jako zastępca szefa misji dyplomatycznej w ambasadzie Izraela w Waszyngtonie, a potem jako Ambasador Izraela w Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku. W czasie swojej pracy w ONZ Netanyahu poznał i zaprzyjaźnił się z Fredem Trumpem, ojcem nowego Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Pod koniec lat 80. „Bibi” z powodzeniem wystartował w wyborach do Knessetu, w którym zasiada nieprzerwanie do dziś.

Netanyahu najlepszym panaceum

Patrząc na karierę Netanyahu nietrudno stwierdzić, że świadomie bądź nie, został on kontynuatorem walki politycznej rozpoczętej przez swojego ojca. Jednak oprócz bezkompromisowych poglądów dotyczących roli i przyszłości Izraela, „Bibi” odziedziczył po nim coś jeszcze – głębokie przekonanie, że świat jest fundamentalnie wrogi wobec Izraela oraz przepełniony antysemityzmem. Netanyahu wierzy, że to właśnie od niego zależy, czy największe osiągnięcie jego przodków, a więc Państwo Izrael, przetrwa.[2]

To przekonanie stanowi centralną rolę prowadzonej przez premiera polityki. Netanyahu wkroczył w samo centrum politycznej debaty w czasie protestów przeciwko porozumieniom z Oslo[3]. W sposób bezpardonowy atakował premiera Icchaka Rabina, podburzając w ten sposób wiele tysięcy ludzi protestujących przeciwko układaniu się ich rządu [4] z Organizacją Wyzwolenia Palestyny Jasera Arafata, która odpowiedzialna była za liczne ataki terrorystyczne skierowane przeciwko Izraelczykom. Ta napięta sytuacja doprowadziła do zabójstwa premiera Rabina w czasie koncertu pokojowego, za co do dziś wielu politycznych konkurentów obwinia Netanyahu. Niemniej jednak, w obliczu napięć społecznych i kolejnej fali palestyńskiego terroryzmu, w kampanii wyborczej w 1996 roku Benjamin Netanyahu wykazał umiejętność zrozumienia potrzeb swojego narodu oraz niebywałą sprawność w posługiwaniu się innowacyjnymi technikami prowadzenia agitacji politycznej, co nie tylko zaprowadziło go na stanowisko premiera, ale do dziś stanowi jego znak rozpoznawczy.

Decyzje podejmowane przez Netanyahu podczas jego pierwszej kadencji były źródłem ciągłej frustracji niemal dla wszystkich – dla prezydenta Clintona, dla społeczności międzynarodowej oczekującej dokończenia procesu pokojowego, dla Jasera Arafata, ale także dla izraelskiej skrajnej prawicy, która – będąc w koalicji z Likudem – stanowczo sprzeciwiała się powstaniu państwa palestyńskiego. Mimo tego, umiejętności polityczne pozwoliły „Bibiemu” utrzymać się u władzy trzy lata. Podczas 10-letniego okresu przerwy od stanowiska premiera, kiedy Netanyahu pełnił m.in. funkcję ministra finansów, często odnosił się do konfliktu bliskowschodniego. Podczas wystąpień publicznych krytykował wszelkie ewentualne porozumienia z Palestyńczykami, które dawałyby im możliwość rozwoju militarnego czy terytorialnego.

W kampanii wyborczej w 2009 r. Izrael stanął przed kolejnym egzystencjalnym zagrożeniem, które wpisywało się w światopogląd Benziona Netanyahu, który tak skutecznie przekazał synowi. Mowa o rosnącej sile Iranu i jego dążeniach do wytworzenia broni atomowej. Konieczność zagwarantowania bezpieczeństwu Izraela, pozwoliła Netanyahu odzyskać władzę. Obejmując po raz kolejny fotel premiera przyszło mu zmierzyć się jednak z jeszcze jednym wyzwaniem – koniecznością współpracy z nowym prezydentem Stanów Zjednoczonych, Barackiem Obamą, którego poglądy na temat zaangażowania na Bliskim Wschodzie znacznie odbiegały od tych prezentowanych przez poprzedników.

Zapomniana sztuka polityki konfliktu

Nie ulega wątpliwości, że relacje Netanyahu – Obama przejdą do historii. Obama postrzegany był jako najbardziej prożydowski ze wszystkich dotychczasowych prezydentów. Jednak komentatorzy często pomijali olbrzymi dysonans pomiędzy światopoglądem i zachowaniem żydowskiej diaspory w Stanach, która była tak bliska amerykańskiemu prezydentowi, a tym, co reprezentowała większość Izraelczyków. Wszystko to, co Obama podziwiał w judaizmie i w Żydach, których miał okazję poznać w Chicago, było dokładnie tym, czego Netanyahu się obawiał. Chodzi tu przede wszystkim o żydowski imperatyw zmiany świata na lepsze. W oczach Netanyahu taka postawa jest zagrożeniem, ponieważ skupiając się na idealistycznych dążeniach naród żydowski jest zbyt słaby by radzić sobie z rzeczywistymi problemami Izraela[5].

Dotychczas nie było izraelskiego premiera i amerykańskiego prezydenta, których postrzeganie świata i trendów kształtujących otaczającą nas rzeczywistość byłyby tak różne. Jaskrawym przykładem tej różnicy była postawa obydwu liderów wobec Arabskiej Wiosny. Prezydent Obama od początku był przychylny protestom w państwach arabskich oraz wyraził poparcie dla działań mających na celu obalenie Hosniego Moubaraka w Egipcie. Premier Netanyahu był odmiennego zdania, bowiem obawiał się chaosu i zwiększenia wpływu Bractwa Muzułmańskiego i innych radykalnych organizacji islamskich.

Także w pozostałych kwestiach, niezwiązanych z Arabską Wiosną, premier Netanyahu i Barack Obama znacząco się różnili, co sprawiło, że „Bibi” znalazł się w politycznym klinczu.

Prezydent Obama naciskał, aby Izrael wstrzymał zasiedlanie terenów na Zachodnim Brzegu Jordanu. Ograniczenie osadnictwa oznaczałoby zerwanie koalicji składającej się z takich partii jak Szas, Zjednoczony Judaizm Tory czy Nasz Dom Izrael, a to doprowadziłoby do utraty władzy przez Netanyahu. Jednak w tym przypadku, podobnie jak 10 lat wcześniej, Netanyahu znakomicie manewrował pomiędzy tymi dwoma obozami. W kraju „Bibi” starał się przedstawić Obamę jako wroga Izraela, a siebie określał jako jedynego, który jest w stanie się mu przeciwstawić. Manewr ten okazał się skuteczny – Netanyahu wygrał kolejne wybory, i to dwa razy z rządu, a Obama jest postrzegany przez Izraelitów jako najgorszy amerykański prezydent od co najmniej 30 lat.

Umowa z Iranem negocjowana przez USA za plecami Izraela, tylko utwierdziła Izraelczyków w tym przekonaniu, zwiększając jeszcze bardziej poparcie dla Netanyahu [6]. Wydaje się nawet, że „Bibi” jest dla Izraela pewnym wentylem bezpieczeństwa na trudne, niespokojne czasy. Jego niebywałe zdolności oratorskie, które dają o sobie znać zwłaszcza podczas corocznych wystąpień na plenum Zgromadzenia Ogólnego ONZ, przyciągają międzynarodowe zainteresowanie i sprawiają, że premier Izraela jest jedną z bardziej rozpoznawalnych osób na świecie. Te zdolności w połączeniu z dużymi umiejętnościami dyplomatycznymi czynią z premiera ważną postać na arenie międzynarodowej. Netanyahu z niebywałą łatwością zjednuje sobie partnerów do realizacji swoich strategii politycznych (często pochodzą oni nawet z tak bardzo nieprawdopodobnych miejsc, jak na przykład w Arabia Saudyjskia).

Dobra zmiana

Benjamin Netanyahu jest dla wielu zagranicznych obserwatorów ewenementem – jego lista sukcesów, jak na ponad dekadę u władzy, jest dosyć krótka, jednak wciąż cieszy się dużą popularnością wśród Izraelczyków. Wynika to w dużej mierze ze specyfiki Izraela i izraelskiej polityki, gdzie papierkiem lakmusowym jest kwestia zapewnienia poczucia bezpieczeństwa. Netanyahu zrozumiał to i potrafił dobrze zaadresować swoje rozwiązania, i to właśnie stąd wynika jego polityczny sukces. Jednocześnie na korzyść politycznych manewrów Netanyahu przemawiał konflikt interesów między kluczowym partnerem w Białym Domu a koalicjantami we własnym rządzie w podejściu do kwestii niepodległości Palestyny oraz osadnictwa na Zachodnim Brzegu Jordanu. Tzw. stan „no peace no war” pozwalał Netanyahu zapewniać zagranicznych partnerów o chęci prowadzenia rozmów pokojowych w oparciu o ideę dwóch państw dla dwóch narodów i jednocześnie uchodził za twardego negocjatora w oczach krajowych współpracowników [7].

Możliwość prowadzenia polityki w ten sposób skończyła się wraz nadejściem prezydenta Trumpa. Teraz „Bibi” będzie  musiał pogodzić wiele sprzecznych dążeń – presję na zintensyfikowane osadnictwo, uznanie Jerozolimy za stolicę Izraela przez USA oraz dyplomatyczne cele, które od jakiegoś czasu są oczkiem w głowie premiera. W tym ostatnim przypadku chodzi przede wszystkim o kandydaturę Izraela na członka niestałego Rady Bezpieczeństwa ONZ w latach 2019-2020 i tworzenie koalicji państw Afryki i Bliskiego Wschodu, które będą gotowe stawić czoła Iranowi.

W tej sytuacji wydaje się wysoce prawdopodobne, że w najbliższych miesiącach izraelska polityka może doświadczyć jeszcze większego zwrotu w prawą stronę. Wbrew powszechnym opiniom, dla premiera Netanyahu ta nowa rzeczywistość jest problemem, gdyż może stanąć na drodze do osięgnięcia sukcesów dyplomatycznych, które mają być politycznym epitafium Benjamina Netanyahu.


[1] http://www.pbs.org/wgbh/frontline/film/netanyahu-at-war/transcript/, cytat z Eyala Arada, doradcy Netanyahu w latach 1984-96

[2] The Resistible Rise of Benjamin Netanyahu, Neill Lochery, Netanyahu at War, PBS Frontline

[3] idem

[4] Netanyahu at War, PBS Frontline, 28min 37sek

[5] Netanyahu at War, PBS Frontline, http://forward.com/opinion/israel/328600/netanyahu-at-war-takes-operatic-view-of-premiers-rise-and-feud-with-barack/

[6] Por :  http://www.jpost.com/Middle-East/Iran/Poll-74-percent-of-Israelis-say-deal-wont-stop-nuclear-Iran-409102http://www.timesofisrael.com/poll-finds-massive-drop-in-israelis-approval-of-obama/; oraz http://www.ynetnews.com/articles/0,7340,L-4700395,00.html

[7] The Resistible Rise of Benjamin Netanyahu, Neill Lochery

Zdjęcie : Barack Obama i Benjamin Netanyahu, Wikimedia Commons


Marcel Lesik – Absolwent Analityki Gospodarczej na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach. Uczestnik wielu konferencji międzynarodowych, m.in. OECD Forum w Paryżu czy Forum Ekonomicznym w Krynicy. Pasjonat ekonomii i polityki międzynarodowej oraz wszystkich nurtów łączących te dwie dziedziny nauki. Członek Forum Młodych Dyplomatów. Stypendysta programu EEA Grants na Universitetet i Agder w Kristiansand w Norwegii. Publikował w magazynie MyCompany Polska i na portalu UKPolitics po polsku.


Przeczytaj też:

B. Belica, Po raz pierwszy… po raz drugi… po raz trzeci… Netanjahu!

E. Ćwiek, Dlaczego Izrael znowu wybrał tak samo?

W. Wolanin, Co najbardziej niepokoi Izraelczyków? O istotnych wyzwaniach w polityce zagranicznej Izraela

B. Belica, Bliskowschodni kocioł – o problemach Izraela i Palestyny od początku istnienia państwa żydowskiego

K. Czupa, Resolving the unresolvable

C. Szczepaniuk, Rosyjsko-izraelska współpraca w dziedzinie zbrojeń