Europa Europa Zachodnia Społeczeństwo

Francuski problem z parlamentarną frekwencją

BARBARA MARCINKOWSKA

W ciągu ostatnich kilku miesięcy zdarzyło mi się obserwować wyniki niektórych głosowań we francuskim Zgromadzeniu Narodowym w kwestiach, wydawałoby się, znacznej wagi. W kilku przypadkach frekwencja wśród posłów była tak niska, że aż budząca zdziwienie opinii publicznej. O ile bowiem całkiem naturalne (i quasi-akceptowalne) wydaje się, że poszczególne tematyki sektorowe nie budzą entuzjazmu wśród szerokich rzeszy parlamentarzystów, o tyle kwestie tak istotne jak stan wyjątkowy, reforma konstytucyjna czy sankcje wobec Rosji (które prawa część sceny politycznej obwinia o spowodowanie i/lub pogłębianie kryzysu rolnego we Francji) powinny mobilizować nie tylko do obecności, lecz także do zajęcia zdecydowanego stanowiska.

 

To zdziwienie sprowokowało mnie do postawienia kilku pytań: z czyjej inicjatywy wyszły projekty ustaw? Jakie jest oficjalne stanowisko głównych partii politycznych w danej kwestii? Kto najbardziej zawiódł z frekwencją? Czy mamy podstawy podejrzewać, że niska frekwencja to przejaw świadomej polityki ugrupowań politycznych? Jak wyglądała sytuacja z frekwencją podczas innych głosowań w danych przedziałach czasowych? Postaram się odpowiedzieć na przynajmniej część z nich w tym artykule.

Stan wyjątkowy

Nie bez przyczyny chcę zacząć od analizy stanu wyjątkowego. Ustawa przedłużająca jego obowiązywanie we Francji o kolejne dwa miesiące nie tylko była głosowana niedawno (19 maja 2016 r.), lecz także zgromadziła rekordowo niską liczbę posłów na sali obrad. Frekwencja była jedną z najniższych w tym roku i wyniosła 68 posłów [sic!]. W tym miejscu chciałabym podkreślić, gdyż sama liczba wyjęta z kontekstu niewiele nam mówi, że we francuskim Zgromadzeniu Narodowym zasiada łącznie 577 posłów. Czy stan wyjątkowy aż tak spowszedniał francuskim posłom, że w sprawie jego przedłużenia głosowało jedynie 11% wszystkich reprezentantów narodu (z czego tylko 35 posłów z Grupy Socjalistów, Republikanów i Obywateli liczącej w sumie ok. 286 członków (Groupe socialiste, républicain et citoyen – SRC) i będącej zapleczem parlamentarnym rządu, od którego wyszła propozycja ustawy, oraz 14 posłów z Grupy Republikanów (dawne UMP), liczącej łącznie 192 członków)? Wychodzi na to, że najlepszą frekwencją wykazały się małe ugrupowania. Ekolodzy, których w Zgromadzeniu Narodowym zasiada „aż” 16, byli w stanie zjawić się w liczbie 10 na głosowaniu (oni zresztą są jednym z ugrupowań najbardziej przeciwnych wydłużaniu stanu wyjątkowego). W pełnym (dwuosobowym) składzie pojawił się za to skrajno-prawicowy Front Narodowy, który w Zgromadzeniu Narodowym zasiada w ławach posłów niezrzeszonych.

W innych majowych głosowaniach[1] frekwencja była znacznie większa, wahając się od 529 posłów (reforma wymiaru sprawiedliwości) do 246 posłów (wotum nieufności wobec rządu, przy wyraźnym bojkocie członków Grupy SRC). Co więcej, w poprzednim (16 lutego 2016 r.) głosowaniu nad przedłużeniem stanu wyjątkowego wzięło udział 246 posłów.

Reforma konstytucyjna

Projekt reformy konstytucyjnej, również zaproponowany przez rząd, głosowany był kilkuetapowo. Jego pierwsza część (dotycząca notabene stanu wyjątkowego) zgromadziła na sali obrad 136 posłów, z czego 107 z Grupy SRC, jedynie 10 Republikanów (tym razem to oni byli „największymi nieobecnymi”), 10 Ekologów i 9 posłów z pozostałych ugrupowań opozycyjnych.

Tak słaba frekwencja zbulwersowała część dziennikarzy, którzy grzmieli w nagłówkach prasy o „głosowaniu nad reformą konstytucyjną na sali w 3/4 pustej” (Liberation) i zbierali wymówki posłów tłumaczących się ze swojej nieobecności (LeMonde).

Warto jednak podkreślić, że głosowanie nad drugą częścią reformy, które odbyło się dzień później, zgromadziło już 332 posłów, a uroczyste głosowanie nad całością projektu rządowego (10 lutego) – prawie pełną salę, tj. 567 posłów.  Nie wiadomo tylko, czy ta rekordowo wysoka frekwencja była rezultatem zmiany stanowisk poszczególnych partii odnośnie do istotności tej kwestii, czy dokonała się raczej pod naciskiem opinii publicznej, która patrzy władzy legislacyjnej na ręce.

Sankcje wobec Rosji

Kwiecień nie należał do miesięcy najbardziej obłożonych pod względem liczby głosowań w Zgromadzeniu Narodowym (podczas całego miesiąca odbyło się ich aż 5[2]), z czego (prawie) najsłabszą frekwencją[3] cieszyło się głosowanie nad przedłużeniem sankcji unijnych wobec Rosji. Projekt zgłoszony przez Republikanów, wzywający rząd do niegodzenia się na przedłużanie sankcji był – jakby mogło się wydawać – istotny dla grupy parlamentarnej, która go złożyła. Wszakże opozycja nieczęsto ma okazję przedłożyć projekt rezolucji[4].

Nic bardziej mylnego. Głosowanie zgromadziło jedynie 101 posłów (a wiec mniej niż 1/5 izby), w tym 45 Republikanów (ok 25%) i 42 Grupy SRC. Dziennikarze Le Monde dotarli do komentarzy, w których posłowie Republikanów tłumaczyli niską frekwencję brakiem oficjalnej linii partii. Ten brak nie przeszkodził im jednak w przedłożeniu propozycji rezolucji pod obrady Zgromadzenia Narodowego[5]. Projekt zresztą, wobec równie niskiej frekwencji posłów wywodzących się z partii rządzącej, przeszedł „zatrważającą” większością 55 głosów, co reprezentuje – przypominam – niecałe 10% składu izby.

* * *

577 posłów. Trzy głosowania w istotnych kwestiach: zmiany konstytucji, wydłużenia stanu wyjątkowego o kolejne 2 miesiące i przedłużenia sankcji wobec Rosji – trzy bardzo niskie frekwencje, często również po stronie partii, której teoretycznie powinno zależeć na przegłosowaniu ustawy/rezolucji. Skąd to wynika? Czy ze zwykłego faktu, że niektóre głosowania są „złośliwie” zaplanowane na okołoweekendowe sesje, jak to sugerował jeden z posłów, tłumacząc się z nieobecności na głosowaniu dotyczącym reformy konstytucyjnej („w poniedziałki i piątki jest zwykle mało ludzi”)? Czy może ze znacznych rozbieżności w ramach partii wychodzącej z inicjatywą („nie ma oficjalnego stanowiska partii” – głosowanie ws. Rosji; „pozostawmy socjalistów ich własnym wewnętrznym podziałom” – głosowanie w sprawie reformy konstytucyjnej i stanu wyjątkowego)? Jedno pozostaje pewne – „czwarta władza” patrzy politykom na ręce i wytknie im takie potknięcia – zwłaszcza jeśli chodzi o głosowania, które są istotne dla przyszłości kraju.


Zdjęcie: Sala obrad plenarnych Zgromadzenia Narodowego, 
źródło: Assemblee Nationale (public domain)


Przeczytaj też:

B. Marcinkowska, Francja – Rosja : Co z tym fantem zrobić?

K. Mierzejewska, Francja: „permanentny” stan wyjątkowy

B. Marcinkowska, Francja: To jest wojna!

B. Marcinkowska, „Francja mocarstwem wpływów” czyli Ukraina w polityce zagranicznej Paryża

Polecamy również:

CIM BRIEFING PAPERS (maj 2016) – Barbara Marcinkowska, Stan wyjątkowy we Francji: umocowanie w prawie i prawdopodobieństwo kontynuacji


Barbara Marcinkowska – Analityk Centrum Inicjatyw Międzynarodowych. Absolwentka Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW (2010), College of Europe (2013) i Ecole nationale d’administation (2019). W 2009 roku stypendystka programu Erasmus w SciencesPo Paris. Doświadczenie zawodowe zdobywała w Ambasadzie RP we Francji, Ministerstwie Spraw Zagranicznych, Ministerstwie Infrastruktury i Rozwoju, Międzynarodowym Przeglądzie Politycznym, Instytucie Sobieskiego oraz w Parlamencie Europejskim. Zainteresowania badawcze: Unia Europejska, polityka bezpieczeństwa, Francja.