MAREK RUSSJAN
Trwająca obecnie w UE dyskusja na temat przyjęcia fali imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej charakteryzuje się zmieniającymi się dynamicznie postulatami i brakiem jasności co do intencji zarówno Komisji Europejskiej, jak i państw najbardziej zainteresowanych we wprowadzeniu systemu obowiązkowych kwot. Zgodnie z najnowszym planem, przedstawionym 9 września przez przewodniczącego KE Jean-Claude’a Junckera, Polska byłaby zobowiązana przyjąć niecałe 12 tys. z łącznej sumy 160 tys. imigrantów przybyłych na Węgry, do Włoch i Grecji począwszy od maja 2015 r. Zwraca przy tym uwagę jednostronność argumentacji obecnej w dyskursie publicznym w Europie Zachodniej, w odróżnieniu od Polski, gdzie wyraźnie reprezentowany jest pogląd zarówno opowiadający się za otwartością wobec przybyszy, jak i stanowisko przeciwne, sceptyczne wobec przyjmowania dużej ilości imigrantów. Niewątpliwie głosy przeciwne imigracji posługują się często niedopuszczalną, agresywną retoryką (obecną szczególnie na forach internetowych i portalach społecznościowych)[1]. Nie powinno to jednak przesłaniać istoty problemu ani blokować rzeczowej i możliwie wolnej od emocji dyskusji.
We wstępie niniejszego tekstu celowo nie pojawiło się dotychczas słowo „uchodźca”, ponieważ kluczowym z punktu widzenia analizy problemu wydaje się wyraźne oddzielenie kategorii uchodźców i imigrantów ekonomicznych. Zgodnie z Konwencją genewską o statusie uchodźców definicję uchodźcy spełnia jedynie ten, kto przebywa poza granicami państwa, którego jest obywatelem i nie może do niego powrócić „na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem z powodu swojej rasy, religii, narodowości, przynależności do określonej grupy społecznej lub z powodu przekonań politycznych”[2]. Katalog ten jest zamknięty. Wyraźnie wskazuje to, że prawa do ochrony przewidzianej w Konwencji (a więc m. in. do legalnego przebywania w państwie goszczącym) nie mają osoby, które opuściły swój kraj dążąc jedynie do poprawy swojego statusu materialnego (imigranci ekonomiczni).
Przyjęcie obywateli innego państwa, zapewnienie im warunków do życia zgodnych ze standardami praw człowieka wiąże się ze znacznymi kosztami. W przypadku imigracji różniącej się istotnie pod względem kulturowym od społeczeństw krajów docelowych (a z tym mamy do czynienia w przypadku imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej) dochodzi również ryzyko związane z odmiennością ich zwyczajów, religii, nierzadko zupełnej nieznajomości języka, które utrudniają integrację w społeczeństwie i powodują napięcia. Wydaje się więc naturalne, że państwa UE powinny udzielić pomocy przede wszystkim tym, którzy rzeczywiście jej potrzebują, ponieważ zagrożone jest ich życie i mienie w związku z działaniami wojennymi. Tymczasem wiele czynników wskazuje na to, że spośród ponad 380 tys. osób, które w 2015 r. dotarły na teren UE przez Bałkany i Morze Śródziemne, jedynie część jest w istocie uchodźcami z krajów takich jak Syria czy Irak – osobami wymagającymi niezwłocznej pomocy.
Świadczy o tym w pierwszej kolejności struktura demograficzna przybyłej do UE w ostatnich miesiącach ludności. Informacja ta przebiła się do opinii publicznej, warto jednak ją podkreślić: według najnowszych danych UNHCR, 72% stanowią wśród imigrantów mężczyźni, 15% dzieci, 12% kobiety. Biorąc pod uwagę, że w przypadku toczących się konfliktów zbrojnych uchodźcami stają się z reguły całe rodziny, statystyka ta może zastanawiać. Tym bardziej, że wśród uchodźców z Syrii zarejestrowanych w sąsiednich państwach (Liban, Jordania, Turcja oraz Irak) mężczyźni w wieku 18-59 lat stanowią jedynie 21,8%.
Spośród wielu możliwych wytłumaczeń najbardziej logiczne wydaje się następujące: znacząca nadreprezentacja mężczyzn wśród przybyłych do Europy wynika z tego, że duża część z nich udaje się do UE samotnie, aby następnie po dotarciu do któregoś z państw Europy Zachodniej i uzyskaniu tam legalizacji pobytu, skorzystać z prawa do łączenia rodzin i sprowadzić po pewnym czasie także żony i dzieci. Nasuwa się jednak pytanie: czy w sytuacji realnego, bezpośredniego zagrożenia mężczyźni ci pozostawiliby swoje rodziny na kilka tygodni lub miesięcy, aby samemu dotrzeć do państw członkowskich UE, czy też wraz z tymi rodzinami usiłowaliby przedostać się do najbliższego bezpiecznego kraju, który by ich przyjął? Racjonalne rozumowanie zdaje się prowadzić do wniosku, że większość rzeczywistych uchodźców, mając na uwadze los swych rodzin, wybrałaby drugą możliwość. Natomiast pierwszy sposób postępowania jest logiczny, jeżeli prawdziwym celem jest emigracja ekonomiczna i poprawa swojego statusu materialnego poprzez uzyskanie prawa pobytu w krajach takich jak Niemcy, Wielka Brytania czy Szwecja.
Powyższy wniosek wydaje się potwierdzać zachowanie dużej części przybyłych. Na Węgrzech np. wielu z nich odmawiało przyjmowania od węgierskiej policji jedzenia i wody, wyrzucając je na tory, uniemożliwiali też swoją rejestrację na Węgrzech, deklarując jedynie chęć jak najszybszego dostania się do RFN. Ponadto wielu imigrantów wyrzuca bądź niszczy dokumenty tożsamości, a następnie podaje się za uchodźców z Syrii, używając fałszywych syryjskich paszportów. Dokumenty te, (podrabiane lub kradzione) rozprzestrzeniły się na taką skalę, że postępowania o przyznanie Syryjczykom azylu w państwach europejskich znacznie się wydłużyły. Na liczne zagrożenia związane z fałszowaniem tożsamości przez imigrantów z państw arabskich (w tym na ich infiltrację przez przedstawicieli tzw. Państwa Islamskiego – IS) otwarcie wskazywał m. in. szef unijnej agencji Frontex Fabrice Leggeri.
Fakty te świadczą o tym, że celem znaczącej części przybyłych do Europy jest nie uzyskanie azylu lub statusu uchodźcy w wolnym od zagrożeń kraju, a osiedlenie się w państwie zapewniającym wysoki standard socjalny i deklarującym przyjęcie dużej liczby osób (Niemcy, Szwecja). Trudno czynić zarzut imigrantom ekonomicznym, że dążą do poprawy swojego statusu materialnego, jednakże spełnienie tych dążeń nie jest przedmiotem moralnego czy prawnego obowiązku europejskich państw i społeczeństw.
Nie jest przy tym dziełem przypadku, że tak wielu przybyłych zdecydowanie deklaruje chęć dostania się do Niemiec. Kanclerz Angela Merkel zapowiedziała 24 sierpnia, że RFN przyjmie wszystkich ubiegających się o azyl, pochodzących z Syrii. Ponadto rząd niemiecki dystrybuuje materiały promocyjne, reklamujące niemiecką politykę imigracyjną. Pomimo bezprecedensowego napływu imigrantów w ostatnich dniach na Węgry i do Grecji, Niemcy kontynuują tego rodzaju podejście. Wicekanclerz Niemiec, w odpowiedzi na zarzuty premiera Węgier Viktora Orbana, iż Niemcy swoją polityką zachęcają do napływu imigrantów, zapowiedział 8 września, że Niemcy „mogłyby przyjmować corocznie przez kolejne lata (several years) 0,5 mln uchodźców”. Wydaje się jasne, że gdy tego rodzaju wypowiedzi docierają do odbiorców w krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, zachęcają do przybycia do RFN nie uchodźców, myślących przede wszystkim o swoim bezpieczeństwie, a imigrantów, którzy dodatkowo są w stanie opłacić kosztowny przemyt do Europy.
Część obserwatorów zgadza się, iż nie jest możliwe osiedlenie na obszarze UE wszystkich zainteresowanych tym mieszkańców Bliskiego Wschodu i Afryki. Skoro tak, to podstawowym zadaniem polityki unijnej w tej kwestii powinno być wyraźne odróżnianie uchodźców od imigrantów ekonomicznych poprzez staranną i konsekwentną ich weryfikację. W miarę możliwości należy pomagać „na miejscu”, a więc m. in. zwiększyć dofinansowanie państw przyjmujących uchodźców, a położonych blisko Syrii i Iraku. Coraz bardziej przekonujące stają się też argumenty za zwiększeniem zaangażowania militarnego państw Zachodu przeciwko IS (pod wpływem presji migracyjnej niektóre państwa, np. Francja już zmieniają stanowisko w tej sprawie). Działania te umożliwią ponadto powrót uchodźców do ich miejsc zamieszkania po zakończeniu działań wojennych, co przyczyni się do odbudowy ich państw i społeczeństw.
- [1]Agora zablokowała w swoich serwisach możliwość komentowania tekstów o uchodźcach, http://www.press.pl/newsy/internet/pokaz/49949
- [2] 1A pkt 2 Konwencji dotyczącej statusu uchodźców, sporządzonej w Genewie dnia 28 lipca 1951 r., Dz. U. z 1991 r. Nr 119, poz. 515 i 517.
Marek Russjan – absolwent stosunków międzynarodowych w ISM UW (specjalność bezpieczeństwo i studia strategiczne, 2012) oraz prawa na WPiA UW (2014). Stypendysta programu LLP Erasmus na Uniwersytecie Antwerpii w Belgii. Obecnie (od 2014) słuchacz Krajowej Szkoły Administracji Publicznej.
Przeczytaj też:
M. Makowska, Waga ludzkiego życia w politycznej grze Europy
J. Tołczyk, Polska solidarna (?) z UE w sprawie uchodźców
M. Makowska, Disrupting, but still not solving – EU policy toward migrants
P. Wojciechowska, Na południe od Lampedusy – Libia, państwo upadłe (?)
M. Makowska, Europa i islam – czyli o zderzeniu ze skomplikowana rzeczywistością
A. Biernacka-Rygiel, Polityka migracyjna nowym priorytetem Unii?
M. Makowska, Domknięta Europa