ŁUKASZ SMALEC, Program Amerykański
Operacja militarna prowadzona w Afganistanie począwszy od października 2001 r. zmierza ku końcowi. Naturalne wydaje się podjęcie próby oceny rezultatów tej najdłuższej w historii Stanów Zjednoczonych (USA) operacji militarnej. Jest to tym bardziej uzasadnione, że według wcześniejszych zapowiedzi obecność sił międzynarodowych w Afganistanie miała skończyć się w 2014 roku. Obecnie po zakończeniu operacji Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa (ISAF) planowana jest zmiana charakteru obecności koalicji w Afganistanie. Jednocześnie, wobec postępującej destabilizacji Iraku, który „amerykańscy chłopcy” opuścili niespełna trzy lata temu, należy również zastanowić się czy poprawa warunków bezpieczeństwa w Afganistanie jest zjawiskiem długotrwałym, czy jedynie tymczasowym.
Dwie wojny Busha…
Operacja realizowana w Afganistanie przechodziła kilka faz [1]. Zmieniał się zarówno jej charakter (od misji bojowej po szkoleniowo-doradczą), intensywność (wyraźny wzrost po 2009 r.), skład koalicji (rozszerzenie katalogu państw po 2006 r.) oraz liczebność (po 2009 r.). W tym ostatnim aspekcie należy zwrócić uwagę, że w odróżnieniu od operacji Iraqi Freedom zaangażowanie Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników było ograniczone (ang. light footprint). W operację zaangażowany był personel liczący około 40 tys. osób, a więc pięciokrotnie mniejszy niż miało to miejsce w przypadku wojny z Irakiem. Co więcej, w I fazę konfliktu (zakończoną szybkim zwycięstwem USA i Wielkiej Brytanii) poza jednostkami Sojuszu Północnego (związek ugrupowań afgańskich o charakterze polityczno-militarnym) nie zostały zaangażowane istotne siły lądowe. Wydaje się, że wynikało to z obaw przed „ugrzęźnięciem” strategicznym w Afganistanie. Zakończenie większych operacji militarnych ogłoszono w maju 2002 r., wówczas rozpoczęto również proces wycofywania kluczowych jednostek amerykańskich z Afganistanu. Waszyngton koncentrował się już na zbliżającej się operacji w Iraku, do której przygotowania szły pełną parą.
W odróżnieniu od scenariusza irackiego, nie zakładano okupacji oraz „przygotowywania” nowych władz do przejęcia odpowiedzialności za losy państwa. Planowano realizację scenariusza minimalistycznego. Zbyt wcześnie uznano, że wojna została wygrana, tymczasem pierwsze pięć lat operacji (2002-2006) nie tylko nie doprowadziło do ustabilizowania sytuacji, ale nawet nie przyniosło przełomu. W tym okresie liczba rebeliantów rosła i z kilkuset (2005) osiągnęła kilkanaście tysięcy w ciągu zaledwie roku.
Bardzo istotny – o ile nie przełomowy – dla operacji afgańskiej był rok 2006. Po pierwsze, USA doceniły znaczenie wojny w Afganistanie dla powodzenia w tzw. wojnie z terrorem (ang. war on terror). Afganistan obok Iraku uznano za jedną z jej dwóch głównych aren. Do końca kadencji prezydenta George’a Walkera Busha kontyngent amerykański w Afganistanie – mimo że w latach 2002-2008 zwiększył się aż sześciokrotnie – wynosił zaledwie 30 tys. żołnierzy (w Iraku był on wówczas pięciokrotnie wyższy). Niezmiennie priorytetem pozostawała wojna w Iraku. Po drugie, rozpoczęła się trwająca do dzisiaj faza natowska operacji. Dowodzenie misją Enduring Freedom zostało przekazane NATO. Chociaż formalnie funkcjonowały dwie operacje, to jednak różnice pomiędzy nimi zaczęły się zacierać. Dowództwo nad obiema operacjami od tego czasu sprawowali generałowie amerykańscy stojący na czele dowództwa kompozytowego ISAF.
Zmiana władzy i zmiana strategii
Zmiana na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych i objęcie władzy przez Baracka Obamę oznaczało zmianę strategii wojennej w Afganistanie. Zastąpił on Irak w roli kluczowego frontu w walce ze światowym terroryzmem. Podjęto decyzję o zwiększeniu kontyngentu amerykańskiego oraz położono nacisk na budowę potencjału cywilnego. Istotne znaczenie miała nominacja na stanowisko dowódcy ISAF gen. Stanleya McChrystala – twórcy strategii przeciwpartyzanckiej realizowanej w Iraku. Przeprowadzona przez niego ocena sytuacji bezpieczeństwa nie napawała optymizmem. Uznano, że kluczowe dla odniesienia sukcesu w Afganistanie jest zwycięstwo w „wojnie o serca i umysły” (novum), które z kolei wymaga zaufania wobec się ISAF ze strony ludności cywilnej w Afganistanie. Cel nadrzędny miał zostać osiągnięty dzięki podjęciu zdecydowanych działań przeciwko rebeliantom, odbudowie struktur cywilnych, wyeliminowaniu patologii w życiu publicznym (m.in. szerzącej się korupcji), poprawie bytu Afgańczyków, zwiększeniu efektywności działania ISAF (interoperacyjność i jedność dowodzenia), zwiększeniu wielkości i zdolności bojowych sił bezpieczeństwa Afganistanu (ANSF), jak również poprawie możliwości ich kooperacji z ISAF.
Przeprowadzona wówczas diagnoza sytuacji oraz zakładane cele działań wojennych stały się podstawą nowej strategii przedstawionej przez prezydenta Obamę 1 grudnia 2009 r. Demokrata podkreślił konieczność pokonania Al-Kaidy, powstrzymania ofensywy talibów oraz wzmocnienia zdolności bojowych ANSF. Waszyngton uznał, że osiągniecie tych ambitnych celów wymaga wysłania w rejon konfliktu dodatkowych 30 tys. żołnierzy (łącznie kontyngent Stanów Zjednoczonych w Afganistanie miał wynieść 100 tys.) [2]. Zwiększenie kontyngentu amerykańskiego miało być tymczasowe (na wzór irackiego Surge). Zakładano ponadto, że proces wycofywania jednostek z Afganistanu rozpocznie się w lipcu 2011 roku.
Afgański Surge
Planowana ofensywa została skoncentrowana geograficznie. Priorytetową rolę przyznano południowemu Afganistanowi (prowincje: Kandahar – „matecznik talibów”, Helmand – „spichlerz talibów”). Drugie miejsce w hierarchii przypadło wschodniemu Afganistanowi, który stanowił bezpieczne schronienie talibów m.in. dla siatki Haqqani’ego. Decyzja o skoncentrowaniu zasobów sojuszniczych na wskazanych obszarach okazała się słuszna. Pozwoliła na zwiększenie bezpieczeństwa w teatrze działań do końca 2012 r., co umożliwiło wycofanie jednostek rozmieszczonych w ramach operacji Surge (zakończone we wrześniu 2012 r.).
Administracja Obamy bardzo optymistycznie oceniła rezultaty operacji, która pozwoliła na przekazanie odpowiedzialności za bezpieczeństwo afgańskim siłom bezpieczeństwa. Warto zadać pytanie czy rzeczywiście operacja zakończyła się takim sukcesem. Z jednej strony, raporty dla Kongresu wskazują na pozytywne zjawiska tj. spadek liczby ofiar cywilnych w wyniku działań ISAF, ataków rebelianckich, zamachów za pomocą improwizowanych ładunków wybuchowych. ANSF przejęły odpowiedzialność za bezpieczeństwo w Afganistanie (czerwiec 2013 r.). Od tej chwili ISAF pełni jedynie rolę wspierającą. Co więcej, znacząco (o ponad 50%) spadł również poziom ofiar w szeregach sił międzynarodowych. Z drugiej strony, o czym często „zapomina się”, wzrosła liczba ofiar cywilnych, które poniosły śmierć za sprawą operacji rebeliantów. Jak zauważa Tomasz Ot?owski owe oceny są nazbyt optymistyczne. Statystyki opracowywane przez ekspertów amerykańskich dotyczące sytuacji bezpieczeństwa w Afganistanie przygotowywano w sposób kreatywny m.in. nie uwzględniają wszystkich rodzajów ataków (m.in. porwania) czy też nieudanych zamachów z użyciem improwizowanych ładunków wybuchowych. Z punktu widzenia poczucia bezpieczeństwa obywateli są one bardzo istotne. Co więcej, spadkowi ofiar w szeregach ISAF towarzyszył ich wzrost po stronie ANSF.
Zwycięstwo?
Warto zadać sobie pytanie czy kampania prowadzona w Afganistanie zakończyła się sukcesem strategicznym… Pojawia się kolejna wątpliwość: kiedy mamy do czynienia ze zwycięstwem, a kiedy z porażką w konflikcie zbrojnym? Zwycięstwo ma charakter kontekstowy, ocena dokonana w danej chwili może zostać zrewidowana pod wpływem rozwoju sytuacji. Zwycięstwo powinno zostać przeanalizowane w odniesieniu do dwóch aspektów: rozstrzygającego charakteru (ang. decisiveness) i realizacji strategii (ang. achievement). Pierwszy, wydaje się trudniejszy do osiągnięcia, odnosi się do wymiaru politycznego (długofalowe cele polityczne), stanowi miarę trwałości osiągniętego sukcesu. Z kolei celem drugiego jest ocena postępów militarnych.
Analizowanie rezultatu działań wojennych w kategoriach zero-jedynkowych jest zbytnim uproszczeniem (obok zwycięstwa i porażki – dwa punkty skrajne – znajdują się również stadia pośrednie). W odniesieniu do pierwszego kryterium, z punktu widzenia ISAF można uznać, że sukces militarny został osiągnięty (przynajmniej jeśli odniesiemy się do celów operacji Surge). Nie można jednak zapominać o znaczących kosztach działań wojennych. I to nie tylko finansowych. Tylko w przypadku Stanów Zjednoczonych te ostatnie w latach budżetowych 2001-2013 przekroczyły 640 mld dolarów. W przypadku USA na uwagę zasługują również znaczące straty ludzkie (ponad 2,3 tys. żołnierzy).
Jednocześnie należy pamiętać, że działania wojenne w Afganistanie nadal trwają. Jak słusznie zauważył prezydent Obama o wiele łatwiej zacząć wojnę niż ją skończyć. Mimo że operacja ISAF zmierza ku końcowi, to rok 2014 nie zakończy definitywnie obecności sił międzynarodowych w tym państwie. Po jej zakończeniu NATO będzie realizować operację doradczo-szkoleniową Deliberate Force. Stany Zjednoczone planują pozostawić na terytorium Afganistanu niemal 10 tysięcy żołnierzy (obecnie jest ich trzykrotnie więcej), którzy mają zostać wycofani do końca 2016 r.
Decyzja o utrzymaniu kontyngentu amerykańskiego w Afganistanie wydaje się krokiem w dobrym kierunku, zwłaszcza gdy uwzględnimy postępującą destabilizację Iraku. U progu prezydentury demokraty poziom bezpieczeństwa w Iraku można było uznać za satysfakcjonujący. Wycofanie sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych z tego państwa w 2011 r. pozostawiło próżnię bezpieczeństwa. Pozwoliło również na przegrupowanie oraz podjęcie działań, które doprowadziły do destabilizacji sytuacji.
Co do drugiego kryterium wydaje się, że uznanie, iż w Afganistanie odniesiono zwycięstwo strategiczne jest nieuprawnione. Co prawda dzięki operacji Surge osiągnięto postęp, to jednak szansa na całkowitą stabilizację została utracona w latach 2002-2006. Odwrócenie uwagi od Afganistanu na rzecz Iraku uniemożliwiło doprowadzenie operacji do zwycięskiego końca. Mimo doświadczeń irackich nie udało się uniknąć błędów popełnionych przez poprzednika. Na czoło wysuwa się decyzja o zaangażowaniu w konflikt, w którym stawką jest wiarygodność USA jako mocarstwa globalnego, a szanse na odniesienie pełnego zwycięstwa wydają się niewielkie. Jednocześnie bogatsi o doświadczenia irackie Amerykanie zadbali o większe zaangażowanie ze strony sojuszników jak również postarali się, aby zagwarantować wsparcie dla ANSF po zakończeniu obecności ISAF.
[1] W październiku 2001 r. rozpoczęto operację pod kryptonimem Enduring Freedom. W grudniu na mocy rezolucji Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych (RB ONZ) nr 1386 powołano ISAF. W latach 2002-2006 na terytorium Afganistanu działały obie ww. misje, pierwsza – przeciw-rebeliancka pod dowództwem amerykańskim na południu, druga – stabilizacyjna (ISAF) pod egidą NATO na północy. W 2006 r. NATO przejęło dowodzenie nad operacją Enduring Freedom, co otworzyło natowską fazę wojny w Afganistanie, która trwa do chwili obecnej.
[2] Zgodnie z nadziejami amerykańskiego prezydenta sojusznicy Stanów Zjednoczonych również wysłali dodatkowe jednostki (7 tys. żołnierzy).
Łukasz Smalec – Absolwent Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego w specjalności bezpieczeństwo i studia strategiczne (2011 r.) oraz Szkoły Głównej Handlowej (kierunek zarządzanie, 2013). Doktorant na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW. Odbywał staże w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (2010) oraz Ministerstwie Spraw Zagranicznych (2012).W przeszłości współpracownik portalu stosunki.pl oraz miesięcznika Stosunki Międzynarodowe. Zainteresowania badawcze: bezpieczeństwo międzynarodowe po Zimnej Wojnie, polityka bezpieczeństwa oraz kultura strategiczna USA, region “Globalnych Bałkan” (zwłaszcza Irak, Iran and Afganistan), rywalizacja/współpraca amerykańsko-chińska oraz problematyka północnokoreańska. kontakt: lukasz.smalec(at)centruminicjatyw.org
Przeczytaj też:
Ł. Smalec, Co dalej z Afganistanem?
M. Hatzigeorgopoulos, EUPOL Afghanistan: too small, too slow, too late?
Ł. Smalec, Quo vadis Ameryko? II akt tego samego spektaklu rozpocz?ty
K. Mazurek, Budżet do remontu? O sekwestracji w wydatkach obronnych USA słów kilka
Ł. Smalec, Obama idzie na wojnę…