KAROL WASILEWSKI*
20 lipca tzw. Turecka Republika Północnego Cypru (TRPC)[1] obchodziła swoje święto narodowe. Dzień Pokoju i Wolności – ustanowiony na pamiątkę interwencji tureckiej armii z 1974 r., która ostatecznie doprowadziła do wyodrębnienia niezależnego państwa na północy wyspy – był hucznie świętowany. Szczególnie spektakularna okazała się parada wojskowa, w trakcie której jedną z głównych ulic tureckiej części Nikozji – stolicy zarówno Republiki Cypryjskiej, jak i TRPC – maszerowali paradnym krokiem żołnierze, przemieszczały się liczne pojazdy wojskowe, a nad głowami zebranych przelatywały myśliwce i śmigłowce. Wszystko to odbywało się w wyjątkowych okolicznościach – w końcu defilada przechodziła tylko kilkaset metrów od terytorium Republiki Cypryjskiej, z którą Turcy cypryjscy próbują dojść do porozumienia w sprawie zjednoczenia wyspy.
Powiew nadziei
Szanse na zjednoczenie nabrały nowego wymiaru, gdy pod koniec kwietnia 2015 r. prezydentem TRPC został Mustafa Akıncı – polityk od lat znany jako jeden z największych orędowników pojednania, czemu wielokrotnie dawał wyraz w swojej kampanii wyborczej. Również po jej zakończeniu – a jeszcze przed oficjalnym objęciem urzędu – wzbudził zdumienie wielu obserwatorów, ponieważ jego pierwsze krytyczne słowa były wymierzone nie we władze Republiki Cypryjskiej, lecz w Ankarę, która jako jedyna na świecie uznaje państwowość Turków cypryjskich. Prezydent-elekt wezwał Turcję do porzucenia paternalistycznego traktowania TRPC i ułożenia stosunków bilateralnych tak, aby odzwierciedlały one relacje między dwoma, równoprawnymi partnerami. Słowa te nie zostały dobrze odebrane w Ankarze. Turcy darzą bowiem Cypr Północny szczególnym sentymentem, który wyraża się m.in. tym, że wyspa nazywana jest przez nich „małą ojczyzną” (tur. yavru vatan). W wartościach bardziej wymiernych gorące uczucia Turków wobec ich cypryjskich braci znajdują odzwierciedlenie w budżecie TRPC, do którego Ankara dokłada około 35%.
Niemniej jednak chłodna atmosfera między Mustafą Akıncım a Recepem Tayyipem Erdoğanem, prezydentem Republiki Turcji, nie powstrzymała obu liderów przed wyrażeniem poparcia dla zjednoczenia Cypru. Zarówno w trakcie wspólnej konferencji prasowej, jak i w przemówieniach, które zostały wygłoszone przed rozpoczęciem parady, politycy wskazywali, że kwestia cypryjska musi wreszcie znaleźć rozwiązanie. Wprawdzie turecki prezydent nader często wspominał przy tej okazji o „małej ojczyźnie” – nieco „dopiekając” w ten sposób swojemu gospodarzowi i puszczając oko do wyborców – jednak nie zepsuło to wrażenia, że zależy mu przede wszystkim na pokoju. Należy przyznać, że w tej sytuacji parada, w trakcie której prezentowano sprzęt wojskowy i umiejętności Turków cypryjskich, średnio pasowała do przekazu i wyglądała nieco groteskowo. Zgodził się z tym również sam Mustafa Akıncı. Co prawda, podkreślił, że państwowy ceremoniał rządzi się swoimi prawami, ale jednocześnie zauważył, że osobiście wolałby organizować obchody wspólnie z cypryjskimi Grekami. Dodał jednak, że najpierw muszą wypracować wspólną okazję do świętowania.
Międzynarodowy parias
Nic dziwnego, że Turkom cypryjskim tak bardzo zależy na zjednoczeniu. TRPC boleśnie odczuwa bowiem skutki międzynarodowej izolacji: „Nasz wzrost gospodarczy wynosi około 2,5%, podczas gdy – jak szacujemy – powinien sięgać 5%, gdyby nie te wszystkie niedogodności” – wskazuje Fikri Toros, prezes Izby Handlowej Tureckiego Cypru – jak sam zauważa – jednej z trzech instytucji Północnego Cypru, które cieszą się międzynarodowym uznaniem. „Doświadczamy wszystkich konsekwencji, z jakimi muszą zmagać się kraje niestabilne. A tam, gdzie nie ma stabilności, nie ma też inwestycji” – dodaje. I choć w początkowych latach kryzysu gospodarczego – głównie dzięki ścisłej współpracy z Turcją i dobrej kondycji ekonomicznej Ankary – stan gospodarki TRPC pozornie mógł wydawać się lepszy niż Republiki Cypryjskiej, poziom życia obywateli na północy wyspy nadal odbiega od tego, jakim cieszą się mieszkańcy południa. Jednocześnie Cypr Północny – mimo całkiem sporego potencjału inwestycyjnego – ma problemy z przyciągnięciem kapitału. Dużą przeszkodę stanowi już sam fakt, że z większości krajów świata na północną część wyspy nie można dotrzeć bezpośrednio – zarówno turyści, jak i biznesmeni, którzy chcieliby się wybrać tam z wizytą, zmuszeni są do odbycia podróży albo przez Turcję, albo przez Republikę Cypryjską.
Brak uznania wywołuje skutki nie tylko natury ekonomicznej. Emine Çolak, nowa minister spraw zagranicznych Cypru Północnego, wskazuje na problemy z tożsamością: „Nie do końca wiemy, kim jesteśmy. Dzięki uprzejmości Turcji mogą mieć paszport turecki, mogę posiadać też paszport cypryjski, ale to nie to samo, bo czemu niby mam używać paszportu cypryjskiego, skoro nie posiadam żadnego wpływu na kształt tego państwa?” – mówi. Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że sama pani minister jest również ciekawym przykładem oddziaływania międzynarodowej izolacji. Choć merytorycznie wydaje się jak najlepiej przygotowana do pełnienia swej funkcji, w jej wystąpieniu brakuje charakterystycznej dla tego typu osób narracji, która powoduje, że osoba uczestnicząca w briefingu czuje się, jakby jednocześnie brała udział w sesji natrętnego kreowania rzeczywistości. Emine Çolak raz po raz wtrąca bowiem, że konflikt cypryjski dotknął nie tylko Turków, lecz także Greków cypryjskich, jakby zależało jej nie na przestawieniu stanowiska swojego kraju, a zarysowaniu jak najbardziej obiektywnego obrazu. Trzeba przyznać, że ta pozornie mało profesjonalna – z punktu widzenia tradycyjnego podejścia do stanowiska ministra spraw zagranicznych – narracja pozwala jej na przykucie uwagi słuchaczy i zyskanie ich sympatii.
Podobne wrażenie wywołuje Mustafa Akıncı. Prezydent TRPC – mimo wielu ukłonów w stronę Republiki Cypryjskiej, a zwłaszcza prezydenta Nikosa Anastasiadisa – znacznie częściej wspomina jednak o perspektywie Turków cypryjskich. Wskazuje, że ich społeczność jest już zmęczona „ciągłymi staraniami i ciągłymi rozczarowaniami”. W sposób pośredni nawiązuje w ten sposób do referendum z 2004 r., gdy obywatele wyspy głosowali nad tzw. planem Annana – najbardziej kompleksową dotychczas próbą rozwiązania konfliktu cypryjskiego. Choć blisko 2/3 Turków cypryjskich głosowało za jego przyjęciem, inicjatywa zakończyła się fiaskiem, gdyż została odrzucona przez 75% cypryjskich Greków. W pamięci Turków szczególnie mocno wyrył się obraz Tassosa Papadopoulosa, ówczesnego prezydenta Republiki Cypryjskiej, który w przededniu referendum płakał na wizji, przyczyniając się wydatnie do klęski planu Annana. Tym razem ma być inaczej, gdyż Nikos Anastasiadis jest jednym z niewielu greckich liderów, którzy ówcześnie głosowali za przyjęciem inicjatywy. Należy jednak przyznać, że choć z jego strony również płynie wiele pozytywnych sygnałów, zjednoczenie wyspy wcale nie musi być takie łatwe.
Syzyfowa praca
Obie strony konfliktu cypryjskiego cierpią na deficyt zaufania. Nic dziwnego, skoro tyle poprzednich prób zjednoczenia zakończyło się fiaskiem, a jeszcze więcej deklaracji okazało się tylko pustymi słowami. „Właśnie dlatego tak istotne są środki budowy zaufania i bezpieczeństwa, które uzupełniałyby negocjacje pokojowe (ang. Confidence and Security Building Measures, CSBM)” – wskazuje prof. Ahmet Sözen, jeden z najbardziej znanych tureckich naukowców, którzy zajmują się problemem cypryjskim. Na pytanie, jaki powinien być zakres tych środków, odpowiada krótko: „sky is the limit”, wskazując jednocześnie na takie rozwiązania jak wspólny uniwersytet, elektrownie słoneczne, telefonię komórkową czy rewizję podręczników. Prof. Sözen – w niedalekiej przeszłości zaangażowany również w kampanię prezydenta Akıncı’ego – prezentuje dość ciekawe zapatrywania na negocjacje pokojowe. Jego zdaniem liderzy obu społeczności nie powinni spieszyć się tak bardzo z osiągnięciem porozumienia, a raczej skupić się na jego kompleksowości i odpowiednim wdrożeniu CSBM. Środki budowy zaufania i bezpieczeństwa wydają się jego „kamieniem filozoficznym”, który ma stanowić odpowiedź na wszystkie problemy Cypru.
Prezydent Akıncı, który zdaje się popierać profesora odnośnie do CSBM (podobnie jak Nikos Anastasiadis), jest nieco innego zdania, jeśli chodzi o ramy czasowe. Wskazuje, że toczące się rozmowy to ostatnia szansa na zjednoczenie Cypru: „Opiszę Wam to za pomocą anegdoty” – mówi. „Mój ojciec był biegły w Grece, często prosiłem go o tłumaczenie greckich gazet. Ja znam Grekę tylko trochę, a moje dzieci już w ogóle” – kontynuuje. Opowiada również o swoim dzieciństwie w Limassol i – jak zwykle w takich sytuacjach bywa – z sentymentem wspomina klimat ówczesnego miasta, w którym dwie społeczności – grecka i turecka – żyły obok siebie. Gorzko konkluduje: „Moja generacja, czyli ludzie, którzy to pamiętają, już odchodzą z tego świata”. Ta perspektywa pozwala zrozumieć, dlaczego prezydentowi TRPC tak bardzo zależy na czasie.
Pozostaje jednak pytanie, czy aby na pewno na zjednoczeniu zależy obu społecznościom. Tu pojawia się szereg innych problemów. Chociaż badania pokazują, że zarówno cypryjscy Grecy (68%), jak i cypryjscy Turcy (65%) pragną, aby proces pokojowy się powiódł, trudności pojawiają się, gdy rozważane są bardziej szczegółowe kwestie porozumienia (co ciekawe, o ile obie społeczności pragną, aby proces się powiódł, o tyle odsetek tych, którzy mają nadzieję, że zakończy się on sukcesem, jest znacznie niższy – pokazuje to, jak bardzo minione niepowodzenia wpłynęły na postrzeganie obecnych starań). Z jednej strony stołu negocjacyjnego zasiada bowiem Republika Cypryjska – państwo, które cieszy się międzynarodowym uznaniem i członkostwem w Unii Europejskiej – z drugiej zaś międzynarodowy parias. Zrozumiałe zatem, że obywatelom południa może być trudno wytłumaczyć, dlaczego mają ustępować w pewnych sprawach TRPC. Szczególne kontrowersje wywołuje tam kwestia „sprawiedliwego” podziału władzy w przyszłej federacji. Cypryjscy Grecy, którzy stanowią większość (Republikę Cypryjską zamieszkuje około 850 tys. obywateli), chcieliby bowiem, aby ich potencjał ludnościowy znalazł odpowiednie odzwierciedlenie. Cypryjscy Turcy (blisko 300 tys.) zaś boją się zdominowania przez grecką większość i żądają odpowiednich zabezpieczeń ustrojowych. „Mamy tu do czynienia z klasyczną sytuacją kompromisową” – wskazuje prof. Sözen. „Teraz rolą obu liderów jest wytłumaczenie społecznościom, że nawet jeśli na języku będą odczuwały gorzki posmak, to warto jest dojść do porozumienia”. Jego zdaniem najlepszym wyjściem z sytuacji byłaby „belgizacja Cypru”. Na wskazania dziennikarzy, że federacja belgijska również ma swoje problemy, odpowiada, śmiejąc się: „No właśnie, ma swoje problemy i co? I nic, trwa dalej, to właśnie jest dobre rozwiązanie!”.
Należy jednak zauważyć, że tak jak cypryjscy Turcy obawiają się zdominowania przez grecką większość, tak też cypryjscy Grecy odczuwają strach. Szczególne zaniepokojenie na południu wyspy wywołuje potężny protektor TRPC – Turcja, która wciąż utrzymuje na północy pokaźne oddziały (jak pokazują badania, rządowi tureckiemu zdecydowanie nie ufa 91% cypryjskich Greków). W drugiej połowie czerwca prezydent Anastasiadis wyraźnie podkreślił, że o porozumieniu nie może być mowy, jeśli Ankara nie zdecyduje się na wycofanie wojsk. To zaś może być trudne zarówno ze względu na wspomniane tureckie sentymenty, jak i ciągle niepewną sytuację wewnętrzną Turcji, która może usztywniać stanowisko rządu wobec kwestii cypryjskiej. W tym kontekście szczególnie ciekawe są jednak nieporozumienia między Mustafą Akıncım a Recepem Tayyipem Erdoğanem. Wiele wskazuje na to, że również obywatele Cypru Północnego podzielają przekonanie swego prezydenta co do konieczności rewizji stosunków z Turcją. Świadczyć o tym mogą nie tylko napisy na murach, lecz także badania, które wskazują, że 52% Turków cypryjskich całkowicie odrzuca możliwość przyłączenia północnej części wyspy do Turcji. Jak wskazywała Emine Çolak: „Nie chcemy być tureckim wilajetem. Turcja w przeszłości bardzo nam pomogła – i pomaga nadal – jesteśmy, oczywiście, Turkami, ale też cypryjskimi Turkami, to coś więcej”. Zdaniem prof. Sözena, który powoływał się na swoje badania, tę tożsamość podziela około 65% mieszkańców Cypru Północnego.
***
To jednak tylko część trudności, przed jakimi stoją obecnie liderzy Republiki Cypryjskiej i TRPC. Choć Mustafa Akıncı i Nikos Anastasiadis sprzyjają zjednoczeniu, prowadzone przez nich negocjacje mogą się rozbić nie tylko o wspomniane kwestie, lecz także o zagadnienia natury technicznej, których w tak kompleksowym porozumieniu nie brakuje. Problem mogą również stanowić złoża gazu na Morzu Śródziemnym, które przecież nie tak dawno poróżniły północ i południe, czy kwestie związane z własnością (po inwazji wojsk tureckich i podziale wyspy na północy pozostały nieruchomości Greków cypryjskich; kwestia ta stanowi jeden z najpoważniejszych – i najbardziej kontrowersyjnych – problemów do rozwiązania w ramach procesu pokojowego). W tej sytuacji należy zadać pytanie, co stanie się z Cyprem, jeśli rozmowy po raz kolejny zakończą się fiaskiem. Prezydent Akıncı odpowiada: „Zawsze mówię, że w dyplomacji nie ma kropek, są tylko przecinki, ale wydaje mi się, że na Cyprze dotarliśmy już do ostatniej możliwości rozwiązania problemu”. Po chwili dodaje: „Gdy patrzę na młodsze pokolenia, nie jestem pewien, czy będą chciały zjednoczenia, wydaje mi się, że raczej będą szły w stronę separacji”. Paradoksalnie być może nie byłoby to najgorsze rozwiązanie. W ten sposób obie społeczności mogłyby rzeczywiście rozeznać wszystkie wady i zalety zjednoczenia. Republika Cypryjska wreszcie poczułaby się zmotywowana do osiągnięcia porozumienia obecnością na północny pełnoprawnego konkurenta, a TRPC – już po otwarciu na świat – mogłaby dostrzec, że zjednoczony Cypr może osiągnąć więcej. Nie wszyscy podzielają jednak ten optymizm: „Jeśli nie belgizacja, czeka nas syrizacja Cypru” – twierdzi prof. Sözen – „Oznacza to życie w miejscu, w którym ludzie zabijają się, bo się różnią”.
* Autor – na zaproszenie władz tzw. Tureckiej Republiki Północnego Cypru i Republiki Turcji – odbył w dniach 19-23 lipca wizytę badawczą na Cyprze Północnym. W trakcie pobytu uczestniczył w oficjalnych obchodach tzw. Dnia Pokoju i Wolności, miał także okazję spotkać się z przedstawicielami władz TRPC. Cytaty użyte w artykule pochodzą z tych spotkań i rozmów, chyba że zaznaczono inaczej.
[1] Turecka Republika Północnego Cypru jest podmiotem uznawanym wyłącznie przez Republikę Turcji. Dlatego też w polskiej nomenklaturze zazwyczaj pisze się o niej jako o „tak zwanej Tureckiej Republice Północnego Cypru”.
Zdjęcia: Karol Wasilewski, wszystkie prawa zastrzeżone
Karol Wasilewski – Absolwent studiów pierwszego i drugiego stopnia w Instytucie Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego (specjalizacja dyplomacja współczesna) oraz studiów pierwszego stopnia na Wydziale Orientalistycznym (kierunek turkologia). Aktualnie student studiów III stopnia na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych. Autor książki “Turecki sen o Europie – tożsamość zachodnia i jej wpływ na politykę zagraniczną Republiki Turcji”.
Przeczytaj też:
K. Wasilewski, Cypryjski labirynt
T. Wolanin, Turcja – co ją jeszcze dzieli od UE?
Q. Genard, Belgium has a federal government but at what cost?
B. Marcinkowska, Koniec jedności Belgii?