Europa Europa Środkowa i Wschodnia Społeczeństwo

Bułgaria wybrała „parlament rozczarowanego wyborcy”

MAURYCY METELSKI

Sześć ugrupowań przekroczyło próg wyborczy i będzie miało swoją reprezentację w parlamencie Bułgarii w wyniku wyborów przeprowadzonych 4 kwietnia 2021 roku. Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii (GERB) wygrali piąte wybory z rzędu, jednak ich poparcie spadło w ciągu ostatnich czterech lat z 33,5 do 26,18%. Drugie miejsce zajął powstały w ubiegłym roku ruch „Jest Taki Naród” (INT), na który zagłosowało 17,66% wyborców. Na trzecim miejscu uplasowała się wspólna lista Bułgarskiej Partii Socjalistycznej (BSP) i jej lewicowych sojuszników, otrzymując łącznie 15% poparcia. Do parlamentu wejdą jeszcze reprezentujący mniejszość turecką Ruch na rzecz Praw i Wolności (DPS) z 10,49% poparciem, centroprawicowa koalicja Demokratycznej Bułgarii (DB) z 9,45% głosów oraz populistyczny ruch „Powstań! Mafia precz!”, który zdobył 4,72% głosów.

Mafijne państwo Borisowa

GERB co prawda zwyciężyło w wyborach, ale w porównaniu do lat wcześniejszych nie była to przekonująca wygrana. Co więcej, progu wyborczego nie przekroczyły ugrupowania wspierające rząd Bojko Borisowa w trakcie ostatniej kadencji. Z powodu licznych nieporozumień rozpadł się bowiem sojusz Zjednoczonych Patriotów, który tworzyły WMRO – Bułgarski Ruch Narodowy, Ataka oraz Narodowy Front Ocalenia Bułgarii (NFSB). Pod progiem wyborczym znalazła się także partia „Wola”, wspierająca rządzących w niektórych głosowaniach w parlamencie.

Utrata poparcia przez bułgarską centroprawicę nie powinna jednak dziwić. Gabinet Borisowa od dawna kojarzony był bowiem z powszechną w Bułgarii korupcją, systemem oligarchicznym i licznymi nadużyciami ze strony władzy. Dodatkowo rozczarowanie rządami GERB, które notabene samo w 2009 roku doszło do władzy pod hasłami krytycznymi wobec ówczesnych elit politycznych, negatywnie wpływa na postrzeganie Unii Europejskiej przez Bułgarów. Partia Borisowa jako członek Europejskiej Partii Ludowej (EPP) jest bowiem często chwalona przez UE za walkę z korupcją, co jednak nie pokrywa się z rzeczywistością. Świadczą o tym zresztą badania opinii publicznej, według których prawie 80% Bułgarów postrzega łapówkarstwo jako zjawisko powszechne.

Korupcja jest tylko jednym z wielu zarzutów stawianych władzy GERB. Ugrupowanie to miało przede wszystkim doprowadzić do stworzenia oligarchicznego systemu, w którym osoby związane z przestępczością zorganizowaną wywierają znaczny wpływ na gospodarkę kraju. Jest to możliwe między innymi dzięki uzależnieniu wymiaru sprawiedliwości od polityków i podatności sędziów na korupcję. Bułgaria jest również miejscem wyjątkowo niebezpiecznym dla dziennikarzy opisujących afery z udziałem władzy. Są oni zastraszani (między innymi poprzez liczne procesy sądowe), nie wspominając już o problemach z pozyskaniem reklamodawców.

W czasie kampanii wyborczej można było doskonale zaobserwować symbiozę struktur państwowych z Borisowem i jego ugrupowaniem. Na ten fakt wskazała zresztą Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE). Komentując przebieg wyborów, jej obserwatorzy zwracali uwagę na wykorzystywanie zasobów państwowych do kampanii partii rządzącej. Kolejnym zarzutem ze strony OBWE jest niewielki pluralizm w mediach, które zaniechały dziennikarstwa śledczego i publikowały reklamy kandydatów pod postacią rzekomo zwykłych tekstów informacyjnych.

Przelana czara goryczy

Spora część Bułgarów nie patrzy z założonymi rękami na kontrowersyjne działania władzy. W ciągu ostatnich dwunastu lat wielokrotnie dochodziło do masowych protestów społecznych. W ich rezultacie Borisow dwukrotnie rezygnował nawet z funkcji szefa rządu. Za każdym razem wracał jednak na to stanowisko, gdyż GERB wygrywało kolejne wybory parlamentarne i formowało nową koalicję. Problemy centroprawicowego ugrupowania w ciągu ostatnich dwóch lat zaczęły się jednak piętrzyć.

Wszystko za sprawą afer związanych z samym Borisowem. Od dawna zarzucano mu zgromadzenie ogromnego majątku, jednak dopiero w lutym ubiegłego roku światło dzienne ujrzały nowe fakty w tej sprawie. Katalońska policja zajęła się mianowicie sprawą blisko pięciu milinów euro, które od 2013 roku miała w sumie otrzymać bułgarska modelka i jej rodzina. Śledczy uważają, że pieniądze mogą pochodzić z nielegalnych funduszy uzyskanych przez wysoko postawionych bułgarskich urzędników. Co prawda, nie ujawniono czy chodzi o samego Borisowa, ale modelką jest jego życiowa partnerka.

Kilka miesięcy później do mediów trafiły natomiast kontrowersyjne materiały z udziałem Borisowa. Pierwszym z nich było rzekome nagranie jego rozmowy z innym politykiem, w której bułgarski premier chwalił się nękaniem jednej z firm oraz wysuwał groźby pod adresem europosła wywodzącego się z socjalistów. Kilka dni później w mediach opublikowano z kolei zdjęcie Borisowa śpiącego obok szafki pełnej pieniędzy, na której dodatkowo leży pistolet.

Lider GERB nazwał powyższe materiały prowokacją ze strony rosyjskich służb specjalnych oraz bułgarskiego prezydenta Rumena Radewa. Borisow oskarżył zresztą głowę państwa o wywołanie całego skandalu, a także o osobiste sterowanie dronem mającym zrobić jego zdjęcia z pistoletem i pieniędzmi. Niedługo potem do biur dwóch pracowników prezydenckiej kancelarii weszli prokuratorzy, którzy – zdaniem krytyków obecnej władzy – mieli zdyskredytować Radewa poprzez fałszywe oskarżenia wobec jego współpracowników. Działania Prokuratury Generalnej wywołały masowe protesty trwające od początku lipca ubiegłego roku.

Na fali protestów

Demonstracje przeciwników rządu Borisowa ogółem nie są niczym nowym. Jak już wspomniano, dwukrotnie bułgarski premier rezygnował ze stanowiska właśnie z ich powodu. Za każdym razem manifestacje ostatecznie wygasały, bo nie przynosiły żadnych wymiernych rezultatów. Do parlamentu Bułgarii na fali sprzeciwu wobec klasy politycznej weszło co prawda kilka antysystemowych ugrupowań, ale każde z nich okazywało się dosyć szybko jedynie polityczną efemerydą. Na dodatek owe ugrupowania protestu cieszyły się ograniczonym poparciem, często ledwie pozwalającym na przekroczenie progu wyborczego.

Tym razem do bułgarskiego parlamentu weszły jednak aż trzy partie, które zyskały popularność właśnie dzięki ubiegłorocznym protestom. Na drugą siłę polityczną kraju wyrosło zarejestrowane oficjalnie w ubiegłym roku INT. Liderem tego ugrupowania jest znany piosenkarz i prezenter telewizyjny Sławi Trifonow, a nazwa partii pochodzi od albumu wydanego przez muzyka. Sam ruch powstał na bazie sprzeciwu wobec zignorowania przez parlament wyniku referendum z 2016 roku, w którym Bułgarzy zdecydowali o zmniejszeniu subwencji dla partii politycznych i o reformie prawa wyborczego.

Nowe partie cieszyły się największym poparciem wśród uczestników ubiegłorocznych protestów. Według powyborczych sondaży blisko 22% z nich poparło właśnie ruch „Jest Taki Naród”, tyle samo zagłosowało na socjalistów, a blisko 14% opowiedziało się za koalicją opozycyjnej centroprawicy. Na ruchy protestu głosowali również Bułgarzy przebywający za granicą, zwłaszcza ci pracujący w Europie Zachodniej. Wśród nich partia Trifonowa uzyskała 30% głosów, natomiast DB prawie 18%.

Dużym problemem INT, DB i ruchu „Powstań! Mafia precz!” jest fakt, że są to ugrupowania nie mające sprecyzowanego planu rządzenia. Zwłaszcza Trifonow miał problem ze zdefiniowaniem swojego programu, koncentrując się jedynie na hasłach odsunięcia od władzy Borisowa oraz wdrożenia reform wynikających ze wspomnianego już referendum z 2016 roku. Niektórzy analitycy nie doszukują się z tego powodu głębszej refleksji ze strony wyborców, nazywając nowy skład Zgromadzenia Narodowego mianem „parlamentu rozczarowanego wyborcy”.

Nowy rząd czy nowe wybory?

Nowy skład parlamentu znacząco utrudnia stworzenie większościowej koalicji. Ugrupowania protestu mają zbyt mało mandatów, aby móc powołać swój samodzielny rząd. Co więcej, nowe partie musiałyby zaprzeczyć własnym postulatom wyborczym  już na początku kadencji i wycofać się z zapowiedzi „odesłania na kwarantannę” dotychczasowej opozycji wobec rządów Borisowa. Tylko w taki sposób mogą bowiem przejąć władzę z rąk dotychczasowego premiera.

Sam Borisow zaproponował z kolei utworzenie rządu technicznego. Zdaniem lidera GERB miałby on funkcjonować do końca bieżącego roku, żeby przeprowadzić Bułgarię przez następne kryzysowe miesiące. Jednocześnie dotychczasowy szef bułgarskiego rządu raczej zniechęcił swoich przeciwników do poparcia jego pomysłu. W swojej wypowiedzi wprost sugerował bowiem niekompetencję liderów nowych ugrupowań, nie mających doświadczenia politycznego i poparcia międzynarodowego.

Według przewidzianych prawem procedur misję utworzenia nowego rządu otrzyma od prezydenta najpierw GERB jako największe ugrupowanie. W razie niepowodzenia, kolejną próbę podejmuje szef drugiej w kolejności frakcji parlamentarnej, z kolei za trzecim razem prezydent wyznacza kandydata na premiera według własnego uznania. Równie dobrze odbyć mogą się więc przedterminowe wybory, gdy nie powiedzie się trzecie podejście do stworzenia koalicji rządowej.


Zdjęcia użyte w artykule przedstawiają plakaty zachęcające do obalenia rządu Borisowa i zostały zrobione podczas protestów w 2020 r. Źródło zdjęć: Wikimedia Commons, licencja CC


Maurycy Mietelski – Stały współpracownik Portalu Spraw Zagranicznych psz.pl oraz portalu Histmag.org. Publikował również w „Uważam Rze”, „Uwazam Rze Historia”, „Rzeczach Wspólnych” i „Wręcz Przeciwnie”.


Przeczytaj też:

M. Mietelski, Eurowybory 2019: Przetasowania na Bałkanach

M. Mietelski, Mołdawia 2019: wybory parlamentarne w cieniu skandali korupcyjnych

K. Jaromin, Walka z korupcją w Rumunii – mission impossible?

Inne artykuły autora: Maurycy Mietelski na blogu CIM