Europa Wybory

W Chorwacji bez zmian

MAURYCY MIETELSKI

W wyborach parlamentarnych w Chorwacji (5 lipca 2020 r.) ponownie zwyciężyła centroprawicowa Chorwacka Wspólnota Demokratyczna (HDZ), która będzie miała 66 reprezentantów w liczącym 151 miejsc Saborze. Oznacza to wzrost o pięć mandatów w porównaniu do wyborów sprzed czterech lat. Na drugim miejscu uplasowała się lewicowa koalicja Restart skupiona wokół Socjaldemokratycznej Partii Chorwacji (SDP). Jej reprezentacja w parlamencie zmniejszyła się o cztery mandaty (z 45 do 41 posłów).

Trzeci wynik uzyskał nacjonalistyczny Ruch Ojczyźniany Miroslava Škoro (DPMŠ), który powstał zaledwie kilka miesięcy temu i wprowadził do Saboru aż 16 posłów. Dokładnie 8 mandatów zdobyła konserwatywno-liberalna partia Most (strata pięciu mandatów), natomiast po raz pierwszy w chorwackim parlamencie zasiądzie siedmiu posłów lewicowo-zielonej koalicji „Możemy”. Ponadto mandaty uzyskało trzech polityków liberalnej partii Pametno, trzech działaczy Niezależnej Demokratycznej Partii Serbów (SDSS), po jednym przedstawicielu Chorwackiej Partii Ludowej – Liberalnych Demokratów (HNS-LD) i Partii Ludowej – Reformiści (NS-R), a także pięciu działaczy mniejszości narodowych.

Mandat po koronawirusie

Wybory parlamentarne w Chorwacji powinny zgodnie z kalendarzem odbyć się na jesieni, ale w połowie maja posłowie do Saboru przegłosowali jego samorozwiązanie. Za takim krokiem opowiedziały się praktycznie wszystkie tamtejsze siły polityczne. Przeprowadzenie wcześniejszych wyborów parlamentarnych uzasadniano koniecznością uzyskania nowego mandatu społecznego, w związku z wyzwaniami stojącymi przed Chorwacją po sparaliżowaniu kraju przez pandemię COVID-19. Zdaniem premiera Andreja Plenkovicia nowy parlament powinien skupić się więc na walce z kryzysem gospodarczym.

Jednocześnie rządzący próbowali uspokajać obywateli, przypominając o swoich dotychczasowych sukcesach podczas ostatniej czteroletniej kadencji Saboru. Plenković komentując rozwiązanie parlamentu podkreślał, że Chorwaci odczuli zwłaszcza wzrost płac w sektorze prywatnym, dynamiczny rozwój rynku turystycznego, spadek bezrobocia oraz skutki udanej prezydencji w Unii Europejskiej. Ponadto szef rządu chciał wyraźnie zdyskontować swoje osobiste poparcie wśród społeczeństwa. Z przeprowadzonych jeszcze w maju badań wynikało, że Plenković jest najpopularniejszym chorwackim politykiem, a popiera go blisko jedna piąta respondentów.

Szef HDZ nie ukrywał też, że przeprowadzenie wyborów kilka miesięcy wcześniej jest spowodowane dużą dozą niepewności. Co prawda, mówił on w tym kontekście głównie o możliwości pojawienia się nowej fali pandemii koronawirusa, ale można było również wyczuć obawę o notowania centroprawicy. Prognozy gospodarcze dla Chorwacji nie są bowiem najlepsze. Analitycy Komisji Europejskiej uważają, że tylko w wypadku dwóch innych państw Unii Europejskiej dojdzie do jeszcze większego spadku PKB. W przypadku Chorwacji ma się ono skurczyć w tym roku o 10,8 proc.

HDZ trzyma się mocno

Podczas kampanii rządzące HDZ przede wszystkim chwaliło się swoimi dotychczasowymi osiągnięciami. Ponadto Plenković i jego partyjni koledzy podkreślali dobre zarządzanie podczas samej pandemii COVID-19. Chorwacji – dzięki całkowitemu zamknięciu granic w połowie marca – udało się bowiem ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa na terenie kraju. Co więcej, rządzący twierdzą też, że sprawnie zareagowali na kryzys gospodarczy spowodowany przez reżim sanitarny. HDZ przypisywało sobie więc w kampanii uratowanie blisko 600 tysięcy miejsc pracy.

Najwyraźniej w Chorwacji zadziałał więc mechanizm konsolidacji społeczeństwa wokół władzy podczas kryzysu. Warto zresztą zauważyć, że HDZ osiągnęło jeszcze lepsze wyniki w regionach, w których cieszy się zazwyczaj największym poparciem. To niezwykle ważne, bo według ordynacji wyborczej Chorwacja podzielona jest na dziesięć okręgów, a udział w podziale mandatów jest możliwy już dzięki przekroczeniu 5 proc. progu wyborczego przynajmniej w jednym z regionów. Tym samym HDZ umocniło się zwłaszcza na terenie Slawonii.

Ponadto w swojej kampanii centroprawicowe HDZ straszyło swoich wyborców powrotem do władzy centrolewicy. Plenković w ten sposób chciał zachęcić do głosowania na swoją partię zwłaszcza wyborców, którzy rozczarowani zbyt centrową polityką szefa rządu chcieli poprzeć nacjonalistyczną formację muzyka Miroslava Škoro. Nie można także zapominać o klientelistycznej części elektoratu HDZ. Pozostaniem centroprawicy u władzy zainteresowani są zwłaszcza mianowani przez nią urzędnicy, a także weterani wojenni mogący liczyć na wiele przywilejów gwarantowanych właśnie przez to ugrupowanie.

Klęska centrolewicy

Pół roku po zwycięstwie w wyborach prezydenckich kandydata SDP, czyli byłego premiera i lidera tej partii Zorana Milanovicia, centrolewica mogła mieć nadzieję na powrót do władzy po czterech latach przerwy. Nie tylko tak się nie stało, ale dodatkowo socjaldemokraci stracili cztery mandaty poselskie oraz blisko 200 tys. głosów w porównaniu do poprzednich wyborów parlamentarnych (2016 r.). O ile więc HDZ umocniło się w okręgach uważanych za bastiony tej partii, o tyle zupełnie inaczej było w przypadku SDP.

Słabe wyniki w regionach oraz miastach tradycyjnie wspierających lewicę stały się przedmiotem wielu powyborczych analiz. Najczęściej mówi się w tym kontekście o bojkocie wyborów nie tylko przez część elektoratu socjaldemokracji, ale przede wszystkim lokalnych działaczy SDP. Mieli oni być niezadowoleni ze sposobu ułożenia list wyborczych przez lidera partii, o czym mówiono już przed wyborami. Chodziło mianowicie o oferowanie odległych, „niebiorących” miejsc zasłużonym samorządowcom oraz byłym ministrom.

Wiadomo już, że problemy socjaldemokratów będzie musiało rozwiązać nowe kierownictwo partii. Dotychczasowy szef SDP, Davor Bernardić, postanowił bowiem zrezygnować ze swojego stanowiska. Wybory na nowego przewodniczącego mają odbyć się we wrześniu bieżącego roku, a udział w nich ogłosiło już kilku działaczy SDP. Socjaldemokratów czekają najprawdopodobniej spore zmiany, bo każdy z kandydatów zapowiada całkowitą przebudowę partii, zakończenie współpracy z niektórymi sojusznikami tworzącymi koalicję Restart czy też dostosowanie programu do wyzwań stojących przed współczesną lewicą.

Na prawo od HDZ, na lewo od SDP

Rozczarowani swoim wynikiem są nie tylko socjaldemokraci. Nieco więcej po wyborach spodziewali się nacjonaliści z DPMŠ, choć trzeba pamiętać, że ich partia powstała dopiero przed czterema miesiącami. Pół roku temu wspomniany już Škoro o mały włos nie wszedł jednak do drugiej tury wyborów prezydenckich, dlatego liczył na odebranie większej części elektoratu centroprawicy. Warto jednak zauważyć, że 16 mandatów zdobytych przez nacjonalistów to najlepszy w historii niepodległej Chorwacji wynik prawicowego ugrupowania niezależnego od HDZ. Dodatkowo Škoro zadał centroprawicy spory prestiżowy cios, przyciągając do siebie niemal całą jej strukturę w Vukovarze – mieście, które jest symbolem wojny o chorwacką niepodległość.

Z wyniku wyborczego może być z kolei zadowolona konserwatywna partia Most. Co prawda osiem zdobytych mandatów to o jedenaście mniej niż w 2015 i o pięć mniej niż w 2016 roku, ale jeszcze parę miesięcy temu partia Božo Petrova znajdowała się na politycznym dnie. Ugrupowanie odzyskało jednak część dawnej popularności dzięki bardziej wyrazistemu sprofilowaniu, a także zaproszeniu na swoje listy przedstawicieli młodej prawicowej inteligencji.

Za największego wygranego wyborów w Chorwacji, oczywiście obok HDZ, uważa się skrajnie lewicową koalicję „Możemy”. Jej politycy wyraźnie wykorzystali kryzys zarządzania oraz tożsamości SDP, czego symbolem jest zwłaszcza świetny wynik lewicowo-zielonego sojuszu w Zagrzebiu. Politycy tworzący „Możemy” nie ukrywają, że chcą zająć miejsce socjaldemokratów poprzez akcentowanie postulatów sprawiedliwości społecznej, a także przełamania dominacji prawicy w sferze publicznej.

Sondaże zawiodły

Wśród licznych argumentów mających uzasadniać porażkę bloku Restart pojawiają się między innymi te mówiące o uśpieniu jego liderów korzystnymi sondażami. Jeszcze na kilka dni przed wyborami w mediach pojawiały się sondaże dające centrolewicy zdecydowaną wygraną w wyborach. Według części z nich SDP wraz z sojusznikami mogło pokonać HDZ nawet różnicą dwunastu mandatów. Jak już wiadomo, ostatecznie to centroprawica uzyskała w Saborze o 25 miejsc więcej niż jej największy rywal.

Rozbieżności pomiędzy sondażami a ostatecznymi wynikami wyborów stały się przedmiotem dyskusji w Chorwacji. Krytyka spadła oczywiście na firmy zajmujące się przygotowywaniem badań opinii publicznej. Ich przedstawiciele twierdzą na ogół, że ich zadaniem nie jest prognozowanie wyników wyborów, stąd błędne mają być przede wszystkim interpretacje sondaży ze strony dziennikarzy i samych polityków. Dodatkowo problemem ma być kilkunastoprocentowa grupa niezdecydowanych wyborców, wpływających na ostateczne rezultaty.

Niektórzy dyrektorzy instytutów badawczych twierdzą z kolei, że od przeprowadzenia sondażu do publikacji jego wyników mija kilka dni. Z tego powodu badania nie uwzględniły choćby zmian preferencji wyborczych w ostatnich dniach kampanii, czyli na przykład reakcji Chorwatów na wzrost liczby zachorowań na koronawirusa. Ponadto winna miała być wyższa frekwencja niż ta deklarowana w ankietach.

Teraz Chorwaci czekają na wyłonienie składu nowego rządu. Plenković zapowiada jednak, że przedstawi swój kolejny gabinet nie wcześniej niż pod koniec lipca, chociaż już udało mu się zgromadzić większość parlamentarną złożoną z HDZ i przedstawicieli mniejszości narodowych.


Zdjęcie użyte w nagłówku: archiwum prywatne autora


Przeczytaj też:

M. Mietelski, Chorwaci zawiedzeni prawicą