DOMINIKA KLIMOWICZ
Tegoroczne obchody świętego dla muzułmanów miesiąca ramadan nie przebiegają niestety w atmosferze refleksji i spokoju. Nie sprzyja temu ani napięta atmosfera po zamachach w Manchesterze i Londynie dokonanych przez zwolenników Państwa Islamskiego (Daesz), ani kryzys dyplomatyczny wywołany przez Arabię Saudyjską, w wyniku którego Katar został uznany za pariasa i odizolowany gospodarczo od pozostałych państw Rady Państw Zatoki (GCC). Do niepokojącego bilansu dołączają tragiczne wydarzenia z 7 czerwca 2017 roku. Tego dnia, w niewielkim odstępie czasu dokonano dwóch zamachów terrorystycznych w Teheranie: w siedzibie parlamentu (Madżlesie) oraz przed mauzoleum ajatollaha Chomeiniego na południu stolicy Iranu.
Zamachowcy użyli broni palnej oraz ładunków wybuchowych. Co najmniej 12 osób zginęło, a ponad 40 zostało rannych. To pierwszy zamach na taką skalę w Teheranie od czasu powstania Islamskiej Republiki. Wybór miejsca ataku ma wymiar symboliczny – z jednej strony budynek parlamentu jako jednej z najważniejszych instytucji państwowych – z drugiej zaś mauzoleum przywódcy rewolucji, która zmieniła ustrój kraju oraz układ sił w całym regionie. W związku z doborem miejsc nie było jasne na początku, kto mógłby stać za zamachem. Irański reżim ma wielu wrogów, w tym skrajnie lewicową organizację Mudżahedinów Ludowych, którzy byliby zainteresowani destabilizacją kraju. Ostatecznie do organizacji zamachu przyznało się Państwo Islamskie, publikując na swojej stronie internetowej wideo – 24-minutowy filmik, na którym zamachowcy rozmawiają ze sobą nad ciałami ofiar w siedzibie parlamentu. Według informacji potwierdzonych przez irańskie ministerstwo spraw wewnętrznych, zamachowcy przebrani za kobiety weszli na teren budynku i zaczęli strzelać do przypadkowych ludzi. Dostęp do broni jest w Iranie pod ścisłą kontrolą, w związku z czym użyte przez zamachowców karabiny i rewolwery pochodzą najprawdopodobniej z przemytu. Specjaliści wskazują na Pakistan, jako na potencjalny kanał przemytu, gdyż pomimo ścisłej kontroli granicy irańsko-pakistańskiej wciąż pozostaje tam szara strefa, przez którą oprócz broni szmuglowane są narkotyki.
Zamach w Teheranie był dużym zaskoczeniem, nie tylko dla Irańczyków, ale i dla światowej opinii publicznej. Co prawda, Iran od początku trwania konfliktu jest na celowniku Państwa Islamskiego, jednak – jak dotąd – nie udało się przeprowadzić z skutecznego zamachu.
Dla sunnickich radykałów z Daesz Irańczycy są śmiertelnymi wrogami. Szyitów uważa się bowiem za niebezpieczną sektę, która jest tak samo wartą pogardy, jak chrześcijanie. Ponadto reżim w Teheranie aktywnie zaangażowany jest w walkę na terenie Syrii i Iraku z Państwem Islamskim i za pomocą szyickich bojówek paramilitarnych rozgrywa swoje własne interesy. Dlatego też od samego początku kryzysu związanego z Daesz irańskie służby bezpieczeństwa pracują nad udaremnianiem potencjalnych zamachów terrorystycznych.
Od pewnego czasu Państwo Islamskie prowadzi także perskojęzyczną stronę internetową, na której wzywa do walki z Iranem. Apele publikowane na tym portalu są adresowane zwłaszcza do sunnickiej mniejszości w Iranie, która czuje się dyskryminowana przez szyicki reżim. Przedstawiciel irańskich służb bezpieczeństwa potwierdził później, iż zamachowcy byli obywatelami Iranu.
Środowe tragiczne wydarzenia w stolicy kraju na pewno doprowadzą do wzmożonej kontroli stanu bezpieczeństwa państwa, chociaż władze postanowiły przyjąć powściągliwą postawę i nie wzniecać paniki – zaraz po uspokojeniu się sytuacji w stolicy przewodniczący irańskiego parlamentu Ali Laridżani skomentował całe zajście mówiąc, że był to tylko niewielki incydent terrorystyczny. Panika i poczucie braku bezpieczeństwa nie jest w interesie reżimu, który sam podkreślał w trakcie ostatniej kampanii wyborczej, iż najlepiej potrafi zagwarantować bezpieczeństwo swoim obywatelom – w przeciwieństwie do wielu państw europejskich.
Zamachy w Teheranie to także kolejna kostka do regionalnego domina napięć i coraz większych podziałów – silne wsparcie Arabii Saudyjskiej wyrażone w formie wizyty prezydenta Donalda Trumpa oraz podpisania kolejnych umów na dostawy broni, które mogło wpłynąć na radykalne postępowanie Saudów wobec Kataru ma ogromny wpływ na postawę samego Iranu. Spora część komentarzy w irańskich mediach wprost odnosiła się do rzekomego zaangażowania Arabii Saudyjskiej w zamach. Amerykański prezydent Donald Trump dolał także oliwy do ognia w swoim oficjalnym oświadczeniu, składając kondolencje ofiarom ataku terrorystycznego oraz narodowi irańskiemu, jednocześnie dodając, iż reżim w Iranie sam zbiera żniwo swojego zaangażowania we wsparcie terroryzmu w innych krajach. Takie oświadczenia są na rękę dla najbardziej konserwatywnej części irańskiego establishmentu, która jakiekolwiek próby porozumienia ze Stanami Zjednoczonymi uważa za porażkę, a nawet zdradę. Nowo wybrany prezydent Hassan Rouhani będzie musiał się zmierzyć z silną i agresywną krytyką swojej polityki koncyliacji i dialogu. Z pewnością wszyscy gracze na arenie międzynarodowej powinni z uwagą przyglądać się bliskowschodnim kostkom domina, które są w coraz szybszym tempie ustawiane obok siebie, bo jeśli któraś z nich nie będzie miała solidnego oparcia – to pozostałe przewrócą się natychmiast. A skutki takiego działania będą dotyczyć już nie tylko Iranu, Arabii Saudyjskiej czy Iraku – ale całego świata.