PAULINA ANNA WOJCIECHOWSKA
Podejście pod najwyższy szczyt Beskidów – Howerlę, znajdującą się w ukraińskim paśmie Czarnohory, jest dość wymagające. Może nie byłoby tak źle, gdyby nie kilkunasokilogramowy plecak. Mijający nas Ukraińcy przyglądają nam się ze współczuciem, mówią, że jeszcze daleko. Ich stroje kontrastują mocno z naszymi, chyba dopiero na szczycie zobaczyłam kogoś w górskim obuwiu za kostkę, reszta wygląda jakby przyszła tu prosto z miejskiego deptaka. Przecząc jednocześnie teoriom niektórych “korpo-ludków”, którzy twierdzą, że nie mogą jeździć w góry, bo nie mają wodoszczelnych butów, odzieży termicznej, soft shelli i innych cudów techniki…
Jakiś czas temu zostałam nazwana „CIMową górołazką i backpackerką”. Dziś z tej subiektywnej perspektywy, chciałabym napisać kilka słów o Ukrainie – tej, widocznej z perspektywy Karpat Wschodnich. Karpaty, zajmujące niecałe 4% powierzchni Ukrainy, to takie „legendarne” wśród górołazów pasma jak Bieszczady Wschodnie, Połonina Równa, Borżawa, Gorgany, Świdowiec, Czarnohora, Góry Hryniawskie, Wyhorlat.
Piękny i dziki kraj
Wielu z nas tam było, ale i ci co nie byli wiedzą, że jest tam „pięknie i dziko”. Bez tzw. nachalnej komercji, która coraz lepiej radzi sobie w “naszych” górach, ponoć na wzór zachodni. Te piękne góry cieszą się największą popularnością wśród Polaków i Czechów. To Czesi, przy wsparciu Polaków zajmują się znakowaniem szlaków w tych regionach, wspominają nawet o braku chęci takiego działania ze strony turystycznych organizacji ukraińskich. Istnieją parki narodowe/rezerwaty, ale ich funkcją jest chyba głównie zbieranie opłat. Ne terenie Karpat ukraińskich bez problemu można biwakować i palić ognisko, czy jeździć motorem, quadem, a nawet samochodem.
Większość pasm ukraińskich, poza najwyższą Czarnohorą, charakteryzuje się niewielkim ruchem turystycznym. Wędrując po Gorganach, nawet w sezonie, spotykamy raptem jedną grupę turystów dziennie. Napotykani turyści ukraińscy rzadko mają na sobie markową odzież turystyczną, za to nie raz potrafią zadziwić – np. trzymaniem namiotu (w pokrowcu) w rękach podczas wędrówki lub chodzeniem na bosaka. W niektórych górskich miejscowościach powoli rozwijają się ośrodki narciarskie – największym i najpopularniejszym jest Bukovel. Słabszą infrastrukturę rekompensują konkurencyjnym cennikiem.
Wielu górołazów podróżujących na Ukrainę bardzo ceni sobie podróże ukraińskimi kolejami. Nie za luksus, tylko za tak zwany klimat. Daleko im do Pendolino – podróż z Lwowa do Rachowa, które w linii prostej dzieli 198 km, trwa sześć godzin. (Zresztą podróż busem też nie jest szybka – ze względu na stan dróg i pojazdów). Podróżowanie na dłuższe dystanse jest jednak wygodniejsze niż w PKP – wagony w każdej klasie mają miejsca do leżenia (da się je łatwo modyfikować na siedzące). Często spotykamy ciekawych miejscowych ludzi, normą jest dzielenie się z podróżnymi żywnością i napojami (o tym jak serdeczni i gościnni są ludzie, którzy często sami niewiele mają, napisano już wiele – i to wciąż się sprawdza). W pociągach podmiejskich króluje “handel obwoźny” – można kupić lody, napoje czy drobne wyposażenie gospodarstwa domowego. Do podróżowania pociągiem zachęcają też ceny. Za kilkusetkilometrową podróż zapłacimy równowartość 12-15 PLN.
Jedną z najciekawszych gór Ukrainy jest wspomniana już Howerla, na którą Ukraińcy wschodzą masowo, podobnie jak Polacy na Giewont, czy Słowacy na Krywań. Ukraińcy organizują też masowe wejścia na szczyt – jedno z nich odbywa się w święto niepodległości (24 sierpnia), inne tzw. Goverlyana, w kwietniu. W 2014 roku w wejściu uczestniczyło 500 osób. “Na szczycie przemowy wielokrotnych zdobywców, organizatorów i pieśni narodowe. Następnie powrót do Worochty oraz wieczorem uroczyste zakończenie.” Na specjalne, zorganizowane wycieczki przyjeżdżają autokary ze szkół i innych organizacji. Wycieczki mają na celu jedynie zdobycie szczytu najkrótszą drogą i powrót na dół. Na Howerlę wchodzą ludzie, którzy po górach raczej nie chodzą. Taka tradycja.
Ślady Galicji
Warto wspomnieć jeszcze o polskich śladach w Karpatach Wschodnich, które przed I wojną światową należały do “naszej” Galicji, a przed II wojną – były w granicach II RP. Do dziś odnaleźć można wiele słupków granicznych. Jednym z najciekawszych reliktów przeszłości są ruiny obserwatorium meteorologiczno-astronomicznego na górze Pop Iwan (ze względu na rozmach przedsięwzięcia i jego kwestionowaną przydatność nazywanego “Białym Słoniem”).
W ostatnich latach podjęto pierwsze prace zmierzające do renowacji obiektu, już jako Polsko-Ukraińskiego Centrum Spotkań Młodzieży Akademickiej. Projekt ruszył w 2012 roku pod patronatem ówczesnych prezydentów Polski i Ukrainy. Dziś, ze względu na sytuację polityczną i ekonomiczną Ukrainy trudno przewidzieć, jak potoczą się dalsze losy projektu.
Europejskie marzenie Ukraińców
Kijowski Majdan rozpoczął się od protestów, kiedy ówczesny prezydent Wiktor Janukowycz nie chciał podpisać umowy stowarzyszeniowej z UE. To marzenie o Europie jest dziś nadal na Ukrainie widoczne – choćby w unijnych flagach wywieszanych spontanicznie od prywatnych domów, przez restauracje i inne lokale, aż po najwyższy szczyt kraju. Flaga UE przewyższa inne znajdujące się na szczycie “dekoracje”. Oglądałam zdjęcia ze szczytu sprzed 2-3 lat, były tam wówczas jedynie ukraińskie symbole narodowe. Kolejną “nowością” jest mały pomniczek ze zdjęciami żołnierzy, którzy zginęli w trwającym konflikcie zbrojnym na wschodzie kraju.
Czy “europejskie marzenie” Ukraińców kiedyś się ziści – trudno powiedzieć. Dane statystyczne dotyczące Ukrainy i państw UE bardzo się różnią. Ukraiński przyrost naturalny należy do najniższych na świecie, wynosi -0,64 (średnia unijna to 1,19). Wysokie są za to wskaźniki umieralności, niska jakość opieki medycznej. Podobnie, jak w innych krajach byłego Związku Radzieckiego, dużym problemem jest HIV/AIDS. Choruje 231 tys. osób, umiera 18 tys. rocznie. Różnice w poziomie życia również są znaczące – PKB per capita na Ukrainie to 8200 USD – przy unijnej średniej prawie 27 tys. USD*. Wartość wzkaźnika Human Developement Indeks wynosi 0,734. przy unijnej średniej 0,858.
Powszechnym elementem rzeczywistości ukraińskiej jest gigantyczna korupcja, paraliżująca życie publiczne. Jako turystka z jej przykładem spotkałam się raz – jechaliśmy jako wycieczka wynajętym autokarem, tuż za przejściem granicznym na sygnale podjechał do nas milicyjny radiowóz. Od policjantów dowiedzieliśmy się, że nasz premier podpisał specjalną umowę, która unieważnia wszystkie zawarte w kraju umowy ubezpieczeń i musimy zawrzeć nową, stosowną umowę, z przedstawicielami władz państwowych. Dodatkowym elementem “umowy ubezpieczenia” było zawiezienie żony jednego z milicjantów do najbliższego miasteczka…(!) W rankingu Transparency International z 2014 roku Ukraina zajmuje 142. miejsce na 175 badanych państw – jest to gorszy wynik niż Rosji (126. miejsce) czy Białorusi (119. miejsce). W rankingu Freedom House Ukraina ma status partly free – otrzymując 3 na 7 możliwych punktów w każdej kategorii. Z krajów europejskich taki status mają jeszcze Bośnia i Hercegowina oraz Albania. Rosja i Białoruś mają status not free. Autorzy raportu odnotowali poprawę w kategorii political rigts ze względu na następstwa Majdanu.
* * *
Wędrując po ukraińskich Karpatach nie miałam wrażenia, że jestem w kraju, gdzie trwa wojna. Tylko z prasy wiem, że kolejne porozumienia o zawieszeniu broni nie odnoszą zamierzonego skutku. Odczuwam jedynie, że kurs hrywny wciąż spada (kiedyś, żeby przeliczać hrywny na złotówki dzieliłam cenę przez dwa, zeszłej jesieni dzieliłam przez cztery, a latem dzieliłam przez pięć lub nawet sześć). Już z prasy wiem, że szaleje inflacja. Żeby uzyskać zagraniczne kredyty rząd podnosi ceny energii i tnie świadczenia socjalne. Tymczasem znaczna część społeczeństwa nie jest gotowa na ponoszenie dalszych kosztów reform – w badaniach ze stycznia 2015 roku jedynie 10% badanych zadeklarowało gotowość ponoszenia kosztów społecznych reform dłużej niż rok, 34% mogło zaakceptować czasowe pogorszenie sytuacji finansowej w czasie krótszym niż rok.
Od początku konfliktu na Ukrainie spędziłam tam łącznie ok. 14 dni i prawie, jak pisałam wyżej, nie miałam wrażenia, że jestem w kraju gdzie toczy się wojna. Aż do ostatniego dnia. Jesteśmy we Lwowie, czekamy na nasz autobus do Polski, odjeżdżający z głównego dworca kolejowego. Ostatnie zakupy. Co i raz mijają nas panowie w mundurach. Młodzi, dwudziestoparoletni chłopcy. Jadą na wojnę. Za chwilę z dworcowej knajpki usłyszymy coś jakby pożegnalną musztrę. Ci młodzi chłopcy, których mijaliśmy może już za kilka godzin będą w piekle, w którym “ludzie ludziom zgotowali ten los”. Jadą na wojnę, w której zginęło ponad 8 tys. osób, a ponad 1,4 mln ludzi zostało uchodźcami, głównie wewnątrz kraju. Jest piękny słoneczny dzień. Myślę sobie, że traktuję pokój jako coś normalnego, oczywistego. Miliony ludzi na świecie nie mają tego szczęścia…
Wszystkie powyższe dane pochodzą z CIA World Factbook
Wszystkie zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum autorki.
Paulina Anna Wojciechowska – Absolwentka Instytutu Stosunków Międzynarodowych (2010) oraz Kolegium Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych (2009 – dyplom socjologa). Skończyła również podyplomowe studium bankowości i uzyskała Europejski Certyfikat Bankowca. Obecnie pracuje w sektorze bankowym. Interesuje się państwami azjatyckimi (w szczególności: Indie, Nepal i Birma), pomocą humanitarną (w szczególności uchodźcy), sprawami społecznymi i komunikacją międzykulturową.
Przeczytaj też:
P. Wojciechowska, Kresy Europy? Rumuńskie impresje
P. Wojciechowska, Europejskie marzenie Gruzinów
P. Wojciechowska, Himalaje dla żółtodziobów. Trekking pod Everest jako wyraz „demokratyzacji podróżowania”
P. Wojciechowska, Ponieważ istnieje. O najwyższej górze świata w 60-lecie pierwszego wejścia
P. Wojciechowska, Między Gruzją a Armenią. Subiektywnie o Zakaukaziu