JAKUB ŻYLICZ
Trwa kampania przed wyborami prezydenckimi na Białorusi. Przebiega ona w okolicznościach trudnej sytuacji gospodarczej kraju i w cieniu konfliktu na Ukrainie, który odwrócił uwagę polskiej opinii publicznej od innych wydarzeń w tym regionie. Jednak nie powinniśmy pozwolić sobie na bagatelizowanie tego, co dzieje się na Białorusi. Między innymi dlatego, że ewentualny kierunek zmian w tym kraju może mieć wpływ także i na Polskę. Nie tylko na płaszczyźnie gospodarczej, ale i politycznej czy bezpieczeństwa.
Aby zrozumieć specyfikę wyborów na Białorusi nie tylko zapoznałem się z wnioskami Raportu Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) dotyczącymi poprzednich wyborów prezydenckich, ale i (dla pełnego obrazu) wybrałem się z wizytą badawczą na Białoruś, gdzie przyjrzałem się kampanii wyborczej z bliska. Z zebranych przeze mnie informacji wynika, że niedemokratyczność wyborów na Białorusi ma miejsce na wielu płaszczyznach.
Wybory prezydenckie na Białorusi – tło
11 października 2015 roku Aleksander Łukaszenka po raz piąty zaprezentuje swoją kandydaturę w wyborach prezydenckich, które są zarazem piątymi w historii niepodległej Republiki Białorusi.
Tylko raz w historii, w 1994 r. doszło do drugiej tury, kiedy to kontrkandydat Łukaszenki zdobył 17,33% głosów, osiągając jednocześnie najlepszy wynik, jaki do tej pory zdobył ktoś inny niż Łukaszenka. Od tego czasu oficjalne poparcie dla urzędującego prezydenta nie spada poniżej 80%, a według danych Centralnej Komisji Wyborczej (CKW) za każdym razem w wyborach brało udział ponad 80% obywateli (to prawie dwa razy więcej niż w analogicznych wyborach w Polsce). Co więcej, w ostatnich dwóch głosowaniach (2006, 2010) miało wziąć udział ponad 90% Białorusinów (wg oficjalnych szacunków). Tak niespotykana wysoka frekwencja oraz wyniki jednego kandydata rzucają cień podejrzenia na uczciwość przebiegu wyborów; dlatego też ich wyniki są regularnie podważane zarówno przez działaczy opozycyjnych i niezależne ośrodki badania opinii publicznej, jak i inne państwa i instytucje międzynarodowe.
Od lat OBWE wraz z innymi instytucjami monitoruje przebieg wyborów (nie tylko prezydenckich) na Białorusi. Z ostatniego raportu dotyczącego wyborów prezydenckich – które miały miejsce w 2010 r. – wynika, że „wybory te pokazały, że Białoruś ma jeszcze przed sobą długą drogę, aby wypełnić standardy OBWE co do demokratyczności ich przebiegu.”[1] Zgodnie z przyjętymi przez wiele instytucji standardami, aby wybory były demokratyczne muszą być powszechne, równe, sprawiedliwe, wolne, transparentne, a także odpowiedzialne (ang. accountable). Zasady te muszą przejawiać się mi.n. w zapewnieniu jawności finansowania i wydatków w kampanii wyborczej, w równym dostępie do mediów publicznych, a także sprawiedliwym relacjonowaniu przebiegu kampanii w środkach przekazu należących do państwa. Ponadto wszyscy uprawnieni do tego obywatele powinni zostać dopuszczeni do głosowania, a liczenie głosów powinno być transparentne.
Realny przebieg wyborów na Białorusi
Polska opinia publiczna nie ma pełnego obrazu przebiegu białoruskich wyborów. Pojawiają się nawet opinie, że wybory w tym kraju są od początku do końca sfałszowane i nie spełniają żadnych kryteriów demokratyczności. Jest to jednak duże uproszczenie. Mimo licznych nadużyć ta fasadowość wyborów jest mniejsza, niż nam się powszechnie wydaje. Po pierwsze, ugrupowania opozycyjne mają prawo wystawić swoich kandydatów, choć ich wyeliminowanie na etapie weryfikowania podpisów jest możliwe. Po drugie, kandydaci są w stanie w miarę swobodnie prowadzić kampanię wyborczą: mogą zwoływać wiece, organizować spotkania z wyborcami, czy rozpowszechniać materiały wyborcze, przysługuje im także darmowy czas antenowy. Po trzecie, od pewnego czasu kandydaci mogą finansować swoją kampanię ze środków prywatnych, a nie – jak było to wcześniej – tylko z ograniczonych państwowych subwencji. Po czwarte, przedstawiciele opozycji mają prawo zasiadać w komisjach wyborczych niższego szczebla, choć w praktyce realizacja tego prawa pozostawia wiele do życzenia. Co więcej, do monitorowania niektórych etapów wyborów dopuszczani są międzynarodowi obserwatorzy (np. do monitorowania posiedzeń CKW, a także samego procesu głosowania).
Nie zmienia to jednak faktu, że wybory te odbywają się w warunkach, które tworzą pole do nadużyć, i w których trudno wygrać jakiemukolwiek kandydatowi opozycji. Pierwszym elementem tej niedemokratycznej układanki jest upolitycznienie instytucji, które – stojąc na straży wolności wyboru – z definicji powinny być apolityczne.
Na podstawie Konstytucji Republiki Białorusi połowa składu CKW, w tym przewodniczący komisji, jest wybierana przez prezydenta. Co więcej, głowa państwa może odwołać wszystkich członków komisji [2]. Wolne od politycznych wpływów nie są też komisje wyborcze niższego szczebla. Brak szczegółowych norm regulujących sposób wybierania składu tych komisji sprawił na przykład, że w poprzednich wyborach dziewięciu na dziesięciu ich członków była związana z obozem prezydenta. Jak potwierdzają doniesienia prasowe, dokładnie ten sam scenariusz występuje także w tegorocznych wyborach[3].
Kolejnym powodem, dla którego nie można uznać wyborów na Białorusi za demokratyczne jest to, że pomimo pewnej współpracy, białoruskie władze nie dopuszczają obserwatorów do monitorowania niektórych fundamentalnych dla przebiegu wyborów etapów. Po pierwsze, niejawny jest etap weryfikowania podpisów na danego kandydata, co stwarza sytuację, w której z powodów politycznych jakaś osoba nie zostaje dopuszczona do kandydowania w wyborach (np. w tym roku tylko czterech z siedmiu kandydatów zostało zarejestrowanych). Pytanie, jakie musi się w związku z tym nasuwać jest następujące: czy rzeczywiście pozostałe osoby nie spełniły wymogów formalnych? Czy raczej należy się domyślać, że zostały zdyskwalifikowane z jakichś innych przyczyn? Dopóki proces nie będzie przejrzysty, nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić. Z brakiem jawności mamy także do czynienia na etapie liczenia głosów. W poprzednich wyborach w przypadku co trzeciej komisji obserwatorzy nie zostali wpuszczeni do sali i głosy były liczone za zamkniętymi drzwiami. Tylko w mniej niż 1/3 wszystkich komisji proces liczenia głosów był w pełni jawny.
Następną płaszczyzną nieprawidłowości jest utrzymywanie przez obecną elitę polityczną systemu prawnego, który umożliwia manipulowanie przebiegiem wyborów. Chodzi tu przede wszystkim o brak jednego scentralizowanego rejestru wyborczego – każdy obwód ma swój własny rejestr wyborców. Jak donosi OBWE, nie ma procedury na poziomie ogólnokrajowym, dzięki której można by sprawdzić, czy część wyborców nie jest zarejestrowana w kilku okręgach. Pojawia się więc ryzyko, że niektórzy wyborcy zagłosują w kilku okręgach. A co jeśli byłoby ich np. kilkanaście tysięcy? Takie zjawisko mogłoby mieć znaczący wpływ na wynik wyborów.
Obecny system prawny utrudnia także działalność opozycji. Dobrym tego przykładem jest przepis, według którego osoba tymczasowo aresztowana lub taka, która została skazana za jakiekolwiek, nawet najmniejsze przestępstwo, nie może ani głosować, ani startować w wyborach (Art. 64 Konstytucji Republiki Białorusi z 1994 r.). Jeden z liderów opozycji Mikołaj Statkiewicz właśnie przez to, że został skazany w 2011 r. za „organizację masowych zamieszek”, nie dostał pozwolenia na start w najbliższych wyborach.
W odniesieniu do samych wyborów, bardzo uciążliwy dla opozycji jest przepis, który stanowi, że osoby chcące startować w wyborach prezydenckich muszą zebrać 100 tys. podpisów. W 9,5-milionowym kraju, w którym wewnętrznie skłócona opozycja nie ma rozbudowanych struktur partyjnych, zebranie takiej sumy podpisów to nie lada sztuka. Dla porównania w Polsce, w której liczba mieszkańców jest czterokrotnie większa, aby kandydować na urząd prezydenta również należy zebrać 100 tysięcy podpisów.
Kolejnym działaniem, które nie odpowiada standardom demokratycznym jest kontrola prawie wszystkich mediów, zarówno cyfrowych jak i tradycyjnych, przez państwo. Z raportu OBWE wynika, że w 2010 roku na Białorusi istniało 77 stacji telewizyjnych i 157 radiowych oraz 9 agencji informacyjnych[4]. Pomimo stosunkowo dużej liczby środków masowego przekazu dominuje jednostronny, bezkrytyczny przekaz, w którym obóz rządzący przedstawiany jest w samych superlatywach, co ogranicza niezależny przekaz. Obiektywny głos w debacie publicznej ogranicza się do kilku prywatnych gazet i przede wszystkim Internetu[5]. Trzeba jednak przyznać, że część wymogów demokratycznych odnośnie do mediów jest spełniona. Na przykład, każdemu kandydatowi przysługuje bezpłatny czas antenowy (łącznie 60 min) w państwowych mediach. W tym roku, jak i w poprzednich latach, Łukaszenka zrezygnował ze swojego czasu antenowego, gdyż z racji sprawowania urzędu i tak jest wszechobecny w środkach masowego przekazu[6]. Kodeks Wyborczy przewiduje także przeprowadzenie w telewizji debat między kandydatami, jednak urzędujący prezydent konsekwentnie odmawia udziału w nich.
Wykorzystywanie aparatu państwowego do represjonowania przeciwników politycznych Łukaszenki i utrudniania prowadzenia przez nich kampanii to kolejny przykład na niedemokratyczność białoruskiego systemu. W przeszłości dochodziło do prób zastraszania przez Komitet Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) m.in. właścicieli drukarni w celu wymuszenia na nich, aby nie drukowali materiałów wyborczych opozycji. Oprócz tego zarejestrowano przypadki niszczenia materiałów wyborczych kandydatów opozycji.
Nie można też zapominać o wydarzeniach, które miały miejsce po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich w grudniu 2010 r. Opozycja zorganizowała wówczas manifestację, która została brutalnie stłumiona przez policję. W wyniku interwencji policji kilkaset osób zostało zatrzymanych, a niektórzy kandydaci na prezydenta, w tym wspomniany Mikołaj Statkiewicz, trafili na kilka lat do więzienia. Taka sytuacja nie była odosobnionym przypadkiem. Podobne zdarzenie miało miejsce po wyborach w 2006 r.
* * *
Abstrahując od innych przykładów na niedemokratyczność wyborów, największe konsekwencje niesie za sobą brak transparentności na etapie liczenia głosów. Zastrzeżenia opozycji co do wiarygodności oficjalnych wyników wyborów wydają się być uzasadnione. Jeżeli wierzyć badaniom exit-poll przeprowadzonym bezpośrednio po wyborach prezydenckich 19 grudnia 2010r. przez niezależny ośrodek badania opinii społecznej IISEPS, to tylko nieco ponad połowa (ok. 51%) wyborców poparła reelekcję Łukaszenki. W takim wypadku prawdziwa liczba głosów oddanych na Łukaszenkę od tej oficjalnej podanej przez CKW (ok. 80 %) różniłaby się o ok. 29 punktów procentowych. Co ciekawe, nawet gdyby liczenie głosów odbyło się zgodnie z prawem to i tak Łukaszenka zdobyłby wystarczającą liczbę głosów, aby wygrać już w pierwszej turze. Sfałszowanie części głosów służy jednak wzmacnianiu pozycji urzędującego prezydenta.
Czy i w tym roku poparcie dla Łukaszenki okaże się tak duże, że nawet fałszowanie wyborów nie będzie niezbędne? Jak sytuacja gospodarcza oraz geopolityczna Białorusi wpłynie na wybory? Czy społeczeństwo i opozycja obudzą się z politycznego marazmu?
Na te pytania postaram się odpowiedzieć w następnym artykule.
- [1]Aktem, który od początku powstania OBWE stanowił podstawę do orzekania o demokratyczności wyborów w obserwowanych przez tę organizację państwach był „Copenhagen Document” z 1990 r. W późniejszym czasie łącząc także dorobek innych organizacji w zakresie standardów demokratyczności wyborów OBWE stworzyła nowy dokument „Existing commitments for democratic elctions in OSCE participating states” z 2003, rozszerzający „Copenhagen Document”. http://www.osce.org/odihr/elections/13957?download=true
- [2] 84 ust. 4 i 11 Konstytucji Republiki Białorusi z 1994 r. http://law.by/main.aspx?guid=3871&p0=V19402875e
- [3]„Przedstawiciele opozycyjnej kampanii “Prawo wyboru 2015” informowali m.in., że w ponad 99 proc. obwodowych komisji wyborczych na październikowe wybory nie ma reprezentanta opozycji.” http://wyborcza.pl/1,91446,18751489,bialorus-ckw-zarejestrowala-czterech-kandydatow-na-prezydenta.html#ixzz3mvs7WBdN
- [4]Liczba ta mogła nieznacznie ulec zmianie od czasu napisania raportu.
- [5]Do niezależnych gazet należą np. „Narodnaya Volia” oraz „Nasha Niva”. Natomiast w przypadku internetu są to strony takie jak charter97.org i belaruspartizan.org. Na terenie Białorusi nadawana jest niezależna stacja „TV Biełsat”, a także „Radio Racja”, czy „Europejskie Radio dla Białorusi”.
- [6]OBWE przytacza przypadek kilkugodzinnego orędzia prezydenta w publicznej telewizji, które zostało wyemitowane w trakcie kampanii w grudniu 2010 r., w którym to Łukaszenka nie tylko podsumował swoje osiągnięcia, ale także zarysował plany na przyszłą kadencję.
Jakub Żylicz – Student trzeciego roku Stosunków Międzynarodowych na Uniwersytecie Jagiellońskim, specjalizacja- dyplomacja. Zainteresowania: polityka wschodnia RP, region Europy Wschodniej, marketing polityczny i historia (szczególnie XX-lecie międzywojenne).
Przeczytaj też:
M. Stypułkowski, Pesymistyczne prognozy dla białoruskiej gospodarki
M. Wnuk, Co wypuszczenie Alesia Bielackiego mówi o obecnej sytuacji na Białorusi?
C. Szczepaniuk, Sprawozdanie z misji obserwacyjnej wyborów prezydenckich na Ukrainie w ramach misji OBWE/ODHIR
C. Szczepaniuk, OSCE Election Observation Mission in Georgia – report from an International Observer