Europa Europa Środkowa i Wschodnia Gospodarka Społeczeństwo Wybory

Wybory prezydenckie na Białorusi w 2015 r. / Czy jest szansa na zmianę?  

JAKUB ŻYLICZ

Chociaż według wielu osób wynik dzisiejszych wyborów prezydenckich na Białorusi jest przesądzony, to okoliczności, jakie im towarzyszą sprawiają, że mogą one być ważniejsze niż wszystkie białoruskie wybory do tej pory. Przede wszystkim dlatego, że pierwszy raz od dłuższego czasu wybory prezydenckie odbywają się z kryzysem gospodarczym w tle. Jest to ważne, gdyż pogorszenie się sytuacji materialnej Białorusinów może negatywnie przełożyć się na poparcie dla Aleksandra Łukaszenki, urzędującego prezydenta. Tworzy to też szansę na umocnienie się opozycji i zdobycie względnie wysokiego wyniku w wyborach. Po trzecie sprawia, że białoruskie władze stają się bardziej podatne na naciski z zewnątrz.

W niniejszym tekście, który stanowi kontynuację artykułu opublikowanego 6 października, postaram się ocenić rzeczywisty wpływ zarówno sytuacji gospodarczej, jak i innych czynników,  na przebieg najbliższego głosowania.

Sytuacja gospodarcza a wybory prezydenckie 2015        

Pogarszającą się sytuację makroekonomiczną białoruskiej gospodarki obrazują dane pochodzące z różnych niezależnych od siebie instytucji. Jak podaje Państwowy Urząd Statystyczny (Biełstat) PKB Białorusi od stycznia do sierpnia tego roku spadło o 3,5%. Jest to pierwsza recesja od 2000 r.[1]. Po raz pierwszy w XXI wieku Łukaszenka prowadzi kampanię w obliczu trudnej sytuacji gospodarczej. Według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) w ciągu bieżącego roku PKB Białorusi zmniejszy się o kolejne 2,3%, natomiast Bank Światowy podaje, że może być to nawet i 3,5 procentowy spadek. Inne wskaźniki także nie są optymistyczne. Poziom inflacji od grudnia 2014 r. do sierpnia 2015 r. wzrósł o 7,8 punktów procentowych, do poziomu 16,2%. W tym samy czasie średnia płaca Białorusinów zmalała o 3,1%.

Jak wynika ze statystyk niezależnego ośrodka badania opinii publicznej IISEPS w marcu 2015 r. już prawie połowa Białorusinów zauważała pogorszenie się sytuacji ekonomicznej. Co więcej, dostrzegalny jest związek pomiędzy sytuacją gospodarczą, a poparciem dla urzędującego prezydenta. Jeszcze we wrześniu 2014 r. na Łukaszenkę zagłosowałoby 45,2% Białorusinów, a już w maju kolejnego roku chęć taką deklarowało niewiele ponad 1/3 respondentów. Dlatego, w celu poprawy sytuacji gospodarczej podejmowane są różne działania. Po pierwsze, od paru miesięcy Białoruś stara się o pieniądze z zagranicy. Aleksander Łukaszenka zwrócił się m.in. do MFW, o kredyt w wysokości 3,5 mld USD[2].  Po drugie, gdy tylko eksport benzyny do Rosji w zamian za bezcłową ropę przestał być opłacalny ze względu na dewaluację rosyjskiego rubla i spadek cen paliwa, Białoruś wstrzymała dostawy. Po trzecie, rząd i Bank Narodowy Białorusi zapowiedziały program reform gospodarki na lata 2016-2020, który ma obejmować reformy strukturalne i „zmianę podejścia do funkcjonowania przedsiębiorstw”.

Mimo że posunięcia te są symboliczne i nie mają realnego przełożenia na gospodarkę, to wydaje się, że uspokoiły nastroje wśród Białorusinów, dając im nadzieję na poprawę sytuacji materialnej. Widać to choćby na przykładzie najnowszego sondażu ośrodka IISEPS z 29 września, który wykazał niespodziewany wzrost poparcia dla Łukaszenki do poziomu 45,7%.

Źródło: www.euroradio.fm

Z pewnością, gdyby nie kryzys to poparcie dla Łukaszenki byłoby jeszcze większe. Ostatecznie wydaje się, że zła sytuacja gospodarcza nie wpłynie drastycznie na decyzje wyborcze Białorusinów. Jeśli jednak dla opinii publicznej stałoby się klarowne, że negocjacje z MFW to tylko posunięcie obliczone na poprawą wizerunku, a obietnice odnośnie reform gospodarki to deklaracje bez pokrycia, to może okazać się, że długofalowa zła sytuacja makroekonomiczna przełoży się na znaczny (ale czy wystarczający do zmiany władzy?) spadek popularności Łukaszenki.

Społeczeństwo białoruskie a wybory

Jak wskazują badania IISEPS, mimo że większość Białorusinów zauważa potrzebę zmian, to mniej niż jeden na dziesięciu uważa, że powinny one nastąpić w wyniku ulicznych protestów. Z innych badań tego samego ośrodka, opublikowanych w grudniu 2014 roku, wynika, że niemal 4/5 Białorusinów nie wzięłoby udziału w masowych protestach, nawet jeśli okazałoby się, że wybory zostały sfałszowane. Co prawda w 2010 r. doszło do manifestacji, w których udział wzięło 30 tysięcy osób, ale na 9,5-milionowy kraj liczba ta stanowi relatywnie niewielki odsetek ludności.

Na bieżącą bierność społeczeństwa białoruskiego mogą wpływać m.in. doświadczenia sąsiedniej Ukrainy. Wydarzenia, jakie nastąpiły po protestach na Majdanie (destabilizacja państwa ukraińskiego oraz wybuch konfliktu w Donbasie) zbudowały w Białorusinach przekonanie o tym, że stawianie się w kontrze wobec panującej władzy może przynieść więcej strat niż korzyści. Innym powodem braku radykalnego sprzeciwu mogą być postawy ukształtowane w społeczeństwie na przestrzeni ostatnich lat, w czasach Związku Radzieckiego (tzw. homo sovieticus[3]). Jeden z moich rozmówców (którego spotkałem podczas pobytu na Białorusi parę tygodni temu) stwierdził, że w przeciwieństwie do Polaków Białorusini są bardziej cierpliwi. Jak rozumiem, miało to oznaczać, że są oni mniej skłonni do buntowania się przeciw władzy. Usłyszałem, że ”Baćka[4] może nie jest idealny, ale lepszego kandydata nie znajdą. Tylko on jest w stanie zapewnić im stabilność”. Choć opinie te nie mogą być reprezentatywne dla całego społeczeństwa, to wydźwięk słów wraz z przytoczonymi wyżej statystykami wydają się być potwierdzeniem tezy o politycznej bierności Białorusinów.

Jeżeli rzeczywiście przytłaczająca większość społeczeństwa odznacza się brakiem skłonności do przeciwstawiania się władzy, to Łukaszenka nie musi czuć się zagrożony. Nawet jeżeli wyniki wyborów zostaną – jak w poprzednich latach – sfałszowane, to i tak zdecydowana część społeczeństwa nie wystąpi przeciw prezydentowi.

Opozycja wobec wyborów

Jak wynika z przekazów medialnych, opozycja od dłuższego czasu nie jest w stanie porozumieć się w sprawie wyborów. Nie udało jej się ani wybrać wspólnego kandydata, ani umówić się co do ewentualnego bojkotu. W rezultacie, podczas gdy Tatiana Karatkiewicz startuje z częściowym poparciem opozycji, apelując o szerokie poparcie dla jej kandydatury, to Mikołaj Statkiewicz wraz z innymi przedstawicielami opozycji nawołuje do bojkotu wyborów.

Źródło: www.narodny.org

Wśród czterech zarejestrowanych kandydatów na prezydenta tylko Tatiana Karatkiewicz jest związana z opozycją. Karatkiewicz była zaangażowana w ruch społeczny „Mów prawdę”, współorganizowała akcję „Referendum ludowe”[5]. Trudno natomiast określić pozostałych kandydatów jako tych, którzy choć w najmniejszym stopniu reprezentują opozycję. Na przykład Sierhiej Hajdukiewicz jest przewodniczącym stronnictwa Liberalno-Demokratycznej Partii Białorusi, która przez część ekspertów uważana jest za partię niemal otwarcie popierającą Łukaszenkę. Inny kandydat – Mikałaj Ułachowicz (szef białoruskich kozaków) – powiedział wprost, że popiera strategię Łukaszenki, ale „nie zgadza się z jego taktyką”. Ponadto w skład sztabu wyborczego Ułachowicza wchodzą członkowie prołukaszenkowskiej organizacji Biała Ruś, która oficjalnie opowiada się za reelekcją obecnego prezydenta. Pewne nadzieje dla opozycji mogło budzić niespodziewane wypuszczenie z więzienia Mikałaja Statkiewicza. Statkiewicz, który stracił wolność za zorganizowanie powyborczej manifestacji i spędził w areszcie ponad cztery lata mógłby być idealnym kandydatem opozycji na prezydenta jako symbol walki o „wolną Białoruś”. Jednak uniemożliwiła mu to Centralna Komisja Wyborcza, która powołując się na Konstytucję nie zarejestrowała jego kandydatury[6].

Mimo sprzyjającego opozycji kryzysu gospodarczego, opozycja nie ma raczej szans na dobry wynik. Sama Tatiana Karatkiewicz nie jest w stanie osiągnąć dobrego wyniku[7] bez poparcia większości ugrupowań opozycyjnych. Za sukces mogłoby być uznane przekroczenie progu 17,33% głosów, czyli najlepszego jak dotąd wyniku, jaki zdobył rywal Łukaszenki. Niestety, w efekcie braku porozumienia opozycyjnych ugrupowań, spora część elektoratu negatywnie nastawionego do Łukaszenki nie zostanie zagospodarowana[8]. A szansa na umocnienie opozycji przepadnie. Nawet jeżeli ewentualny wspólny kandydat przegrały wybory, to jego ewentualny dobry wynik wyborczy mógłby być zalążkiem do budowania szerokiego poparcia dla opozycji.

Rywalizacja Rosji i Unii Europejskiej w kontekście wyborów na Białorusi

Wybory na Białorusi to czas, w którym Unia Europejska próbuje konkurować z Kremlem o ten kraj i przynajmniej w pewnym stopniu uwolnić Białoruś z rosyjskiej strefy wpływów. Od wyborczych zobowiązań obecnie urzędującego prezydenta zależy kierunek polityki zagranicznej. Dlatego tak Rosji, jak i UE, zależy na tym, aby deklaracje Łukaszenki były jak najbardziej dla nich korzystne.

Mając świadomość, że Białoruś pozostaje od dnia uzyskania niepodległości przedmiotem walki o strefy wpływów między Wschodem i Zachodem, Łukaszenka zręcznie balansuje między Rosją a Unią Europejską. Nie wynika to jednak tylko z wizji Łukaszenki, ale – co może dziwić w kontekście niedemokratycznych realiów państwa białoruskiego – także z poglądów samego społeczeństwa. Białorusini nie są ani jednoznacznie prorosyjscy, ani prozachodni. Widać to choćby na przykładzie badań opinii publicznej odnośnie do pożądanego kierunku polityki zagranicznej Białorusi. Ponad 25% Białorusinów chce przystąpienia do UE; natomiast za przyłączeniem do Rosji opowiada się 29% obywateli Białorusi.

Strategię Łukaszenki dobrze ilustrują słowa, które padły w trakcie ostatniego spotkania z szefem Gazpromu pod koniec września 2015 roku. Prezydent zaprzeczył, jakoby „Białoruś musiała wybierać między Rosją a Zachodem”. Podkreślił, że Moskwa nie może mieć wątpliwości, co do uczciwości, prawości i wiarygodności Mińska. A samą Rosję nazwał „wspólną ojczyzną”, w której nie ma większych sporów, a jedynie nieistotne nieporozumienia. Co ciekawe, w tej samej wypowiedzi zapowiedział  normalizację stosunków z Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi.

W strategii manewrowania można zauważyć czasowe zbliżanie się Białorusi raz do jednej, raz do drugiej strony. Po wydarzeniach z grudnia 2010 r., kiedy Łukaszenka brutalnie spacyfikował powyborczą manifestacje opozycji, na Białoruś nałożono sankcje, doprowadzając do kolejnej izolacji tego państwa na arenie międzynarodowej. W rezultacie Białoruś znacznie zacieśniła więzy z Rosją. Jednak wraz z rozpoczęciem konfliktu na Ukrainie i w sytuacji pogłębiającego się kryzysu gospodarczego w Rosji, można mówić o kolejnym zwrocie w polityce zagranicznej Białorusi. Część ekspertów twierdzi nawet, że mamy do czynienia z odwilżą na linii UE-Białoruś. Od 2010 r. rzeczywiście wiele się zmieniło. Prezydentowi udało się przekonać zachodnich przywódców, aby to właśnie w Mińsku odbywały się negocjacje ws. procesu pokojowego na Ukrainie (słynne „porozumienia mińskie”), co w efekcie przełamało izolację białoruskiego reżimu, a liderzy państw europejskich, m.in. Francois Hollande i Angela Merkel, po raz pierwszy od lat pojawili się w stolicy Białorusi. Co więcej, w sierpniu br. Łukaszenka zwolnił więźniów politycznych, a było to jednym z głównych warunków stawianych przez UE. Efekty tego posunięcia już są widoczne. 17 września 2015 r. agencja Reuters podała (na razie niepotwierdzoną u źródła) informację, że Unia zamierza zdjąć sankcje z Białorusi. Poprawienie się relacji z UE może skutkować przynajmniej częściowym uznaniem zbliżających się wyborów przez Zachód (o ile zachowane zostaną pozory ich demokratyczności), na czym zależy Łukaszence, ze względu na możliwe europejskie kontrakty gospodarcze.

Rosyjskie władze nie zamierzają jednak biernie patrzeć na perspektywę poprawy relacji Białorusi z państwami UE.  W połowie września br. Łukaszenka spotkał się w Soczi  z prezydentem Rosji, Władymirem Putinem. Obok wyborów prezydenckich, najprawdopodobniej jednym z tematów spotkania była kwestia uzyskania zgody na budowę rosyjskiej bazy wojskowej na terytorium Białorusi[9]. Łukaszenka obawia się scenariusza, w którym w razie braku realizowania przez niego żądań Kremla, ten wesprze innego kandydata i utrudni aktualnemu prezydentowi wygraną .

Wnioski

Największy wpływ na zbliżające się wybory ma zła sytuacja gospodarcza. Jednak dzięki symbolicznym ruchom takim jak negocjacje z MFW ws. kredytu, czy zapowiedź reform, białoruskim władzom udało się uspokoić nastroje społeczne. Po wyborach okaże się, na jak długo. A to zależy od tego, czy obietnice zostaną uzupełnione o realne działania, które doprowadzą do poprawy kondycji białoruskiej gospodarki.

Jednak nie tylko uśmierzenie nastrojów Białorusinów sprzyja reelekcji Łukaszenki, ale również nieudolność opozycji, która w dogodnych okolicznościach nie zdołała się zjednoczyć i wystawić do wyborów wspólnego kandydata. Co więcej, opozycja nie może liczyć na poparcie ze strony społeczeństwa, które jest sceptycznie nastawione zarówno do opozycji, jako i do rozwiązań na skalę protestów.

Trudno nie zauważyć, że tegoroczne wybory przebiegają w atmosferze nacisków z zagranicy, głównie ze strony Rosji. Kreml domaga się od Łukaszenki prorosyjskiego kursu, w tym konkretnych ustępstw, np. bazy lotniczej na terytorium Białorusi.

Jak zostaną ocenione niedzielne wybory przez społeczność międzynarodową? Okaże się dopiero za kilka godzin – dni. Niemniej, zwrot w relacjach z Zachodem jest prawdopodobny. Czy będzie on trwały? Podejrzewam, że będzie on trwał tak długo, jak długo zła będzie kondycja gospodarcza Federacji Rosyjskiej.



Jakub Żylicz – Student trzeciego roku Stosunków Międzynarodowych na Uniwersytecie Jagiellońskim, specjalizacja – dyplomacja. Zainteresowania: polityka wschodnia RP, region Europy Wschodniej,  marketing polityczny i historia (szczególnie XX-lecie międzywojenne).


Przeczytaj też:

J. Żylicz, Wybory prezydenckie na Białorusi 2015: uczciwa rywalizacja czy wielkie fałszerstwo wyborcze?

M. Stypułkowski, Pesymistyczne prognozy dla białoruskiej gospodarki

M. Wnuk, Co wypuszczenie Alesia Bielackiego mówi o obecnej sytuacji na Białorusi?

M. Stypułkowski, Społeczno–demograficzne wyzwania Rosji