Europa Europa Zachodnia Eurowybory UE Wybory

Hollande dostał pstryczka w nos!

BARBARA MARCINKOWSKA

Podczas ostatnich wyborów prezydenckich (2012r.) socjalistom udało się zmobilizować ogromny elektorat, który pozwolił im na powrót do Pałacu Elizejskiego po siedemnastu latach nieobecności. Był to wielki sukces francuskiej lewicy, obarczony ogromnymi nadziejami społeczeństwa. Niestety – jak pokazują wyniki tegorocznych wyborów do Parlamentu Europejskiego – nadzieje te zostały mocno zawiedzione, a partia urzędującego prezydenta dostała nauczkę, że w polityce nic nie jest dane raz na zawsze – nie można więc spoczywać na laurach.

Nie można lekceważyć niezadowolonych…

Nie tak dawno w moim artykule opublikowanym na tym blogu przestrzegałam przed rosnącym niezadowoleniem z rządów prezydenta Francoisa Hollande. Nie tylko krytykowany jest on za nieudolność w rozwiązywaniu problemów państwa (cóż taki zarzut stawia się większości polityków), ale co gorsza za odejście od lewicowych ideałów – a tego wyborcy nie wybaczają…  Ich niezadowolenie dało się odczuć podczas wyborów samorządowych, które odbyły się na wiosnę tego roku. Socjaliści stracili wtedy bardzo na korzyść UMP – partii, która dopiero co została odsunięta od władzy. Co istotne, już wtedy widoczne było rosnące poparcie dla Frontu Narodowego (Front National, FN), który teraz okazał się wielkim zwycięzcą wyborów do Parlamentu Europejskiego. Co prawda, już od jakiegoś czasu spodziewano się, że partia Marine Le Pen wejdzie do Parlamentu (sondaże były dla niej bardzo korzystne), niemniej jednak aż tak wysoki wynik – FN zdobył największą ilość głosów (ok. 25%) –  zaskoczył Francuzów.

A można się było tego spodziewać…

… bo można było przewidzieć taki rozwój wypadków. Front Narodowy był chyba najaktywniejszą partią jeśli chodzi o prowadzenie kampanii wyborczej – przynajmniej takie odnosiłam wrażenie śledząc francuską prasę. Dodatkową „reklamę” zapewniały mu liczne ataki ze strony dwóch największych ugrupowań, które Marine Le Pen skutecznie – jak widać – odpierała. Stała obecność w mediach i proaktywne podejście do kampanii przyniosły widoczne rezultaty.

Co więcej, nastroje we francuskim społeczeństwie radykalizują się już od pewnego czasu. Francja zmaga się z wieloma istotnymi problemami natury gospodarczo-społecznej. Poza skutkami kryzysu gospodarczego, najbardziej widocznym jest chyba przyrost liczby nielegalnych imigrantów. Nie dziwi więc, że społeczeństwo zwraca się ku partiom prawicowym, dążącym do większej samodzielności państwa, zamknięcia granic – a nawet wystąpienia z Unii (w końcu Francji samodzielnej i niezawisłej będzie  na pewno lepiej, a jej problemy rozwiążą się w mgnieniu oka…).

O ile ciężko komentować mi nieudolność socjalistów w sprawie rozwiązywania skutków kryzysu gospodarczego, o tyle chętnie odniosę się do problemów natury społecznej – w tym problemu imigrantów.

Już za czasów Sarkozy’ego problem imigrantów (głównie pochodzenia romskiego) był dość zauważalny na francuskiej scenie politycznej. Sarkozy zasłynął wręcz z brutalnego niszczenia obozów romskich i odsyłania ich na masową skalę do kraju pochodzenia (głównie Rumunii i Bułgarii). Było to raczej nieskuteczne. Osobiście dostrzegam znacznie więcej imigrantów teraz niż pięć lat temu. Ulice pełne są leżących na chodnikach materacy, na których śpią niekiedy całe rodziny… Problem jest więc zauważalny, a obecny prezydent również nie bardzo ma pomysł co z nim zrobić. Co więcej, udało mu się utracić część  socjalistycznego elektoratu przez tzw. „Aferę Leonardy”, o której już pisałam. Prawicowego elektoratu jednak to nie przyciągnęło.

A jaką receptę na problem ma Front Narodowy ? Cóż, odpowiedź jest prosta: koniec otwartych granic, koniec dostępu do rynku pracy, koniec Unii Europejskiej…

Nie przesadzajmy!

Nie jest tak, że nagle większość Francuzów przestała być socjalistami, a zaczęła popierać skrajną prawicę. Po prostu elektorat Partii Socjalistycznej trochę się zdemotywował… i tak, jak podczas prawyborów, a później wyborów prezydenckich był bardzo aktywy, tak teraz „trochę” mniej. Dla przypomnienia – w ostatnich wyborach prezydenckich PS wygrało z wynikiem 51,64%, dwa lata później w wyborach do Parlamentu Europejskiego uzyskali już tylko ok. 14 % głosów, plasując się na trzecim miejscu po FN i UMP. Warto podkreślić, że frekwencja była dość niska i wyniosła jedynie ok. 43%.

Jednak ten brak mobilizacji może mieć realne skutki na przyszłość Unii Europejskiej. Nie zapominajmy, że Francja dysponuje jedną z największych liczb eurodeputowanych (74), a znaczna część francuskich mandatów przypadnie właśnie eurosceptykom (ok. 23-25). W innych krajach też uzyskali oni znacznie lepsze niż poprzednio rezultaty. Daleka jestem od wieszczenia Unii upadku w najbliższych kilku latach, jednak trend ten jest niepokojący.

Jaka przyszłość dla Francji?

Bardzo słaby wynik w wyborach w zaledwie dwa lata po objęciu władzy to nigdy nie jest dobry sygnał. Według sondaży przeprowadzonych przy okazji wyborów, wyszło na jaw, że Hollande nie ma raczej szans na reelekcję w następnych wyborach prezydenckich (2017 r.) – może liczyć  jedynie na ok. 11% poparcia, Nicolas Sarkozy natomiast na ok. 39%.  Brakuje więc obecnie lidera, który byłby w stanie pociągnąć kampanie dwóch największych francuskich partii.

Jednak biorąc pod uwagę ogromny sukces Marine Le Pen, warto zadać sobie pytanie, czy Francja nie przeżywa obecnie kryzysu tożsamościowego. Nie tak dawno Sarkozy zadecydował o powrocie do struktur militarnych NATO, Hollande jest jeszcze bardziej pro-europejski. Może Francuzi tego nie chcą? Może marzy im się potężna wielka Francja, do której to idei zdają się być niezwykle przywiązani… Zbyt daleko jeszcze do przyszłych wyborów, by próbować przewidzieć ich wyniki, jednak  jedno jest wiadome – Marine Le Pen ma mniejsze szanse na zniechęcenie elektoratu działając głównie na płaszczyźnie europejskiej. Jeśli uda się jej skutecznie rozgrywać anty-imigracyjne i eurosceptyczne nastroje swoich wyborców, może zostać poważnym graczem w 2017 roku. Zresztą już w 2012 r. była na 3 miejscu.


Barbara Marcinkowska – Analityk Centrum Inicjatyw Międzynarodowych. Absolwentka Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW (2010), College of Europe (2013) i Ecole nationale d’administation (2019). W 2009 roku stypendystka programu Erasmus w SciencesPo Paris. Doświadczenie zawodowe zdobywała w Ambasadzie RP we Francji, Ministerstwie Spraw Zagranicznych, Ministerstwie Infrastruktury i Rozwoju, Międzynarodowym Przeglądzie Politycznym, Instytucie Sobieskiego oraz w Parlamencie Europejskim. Zainteresowania badawcze: Unia Europejska, polityka bezpieczeństwa, Francja.


Przeczytaj też:

B. Marcinkowska, Francja: wybory samorządowe ważniejsze od europejskich?

Q. Genard, European and Belgian elections D-Day+1: a look at the preliminary results

M. Makowska, Demokratyzacja, legitymizacja i dezorientacja – wybory do Parlamentu Europejskiego

B. Marcinkowska,  Na czym polega afera Leonardy? Czyli Francja, Romowie i rozłam w PS

B. Marcinkowska, Francja – już wiemy kto powalczy w II turze wyborów