Europa Społeczeństwo UE

Bunt pięknych młodych bezrobotnych

ANITA SĘK

„Jesteście przyszłymi liderami Europy!” grzmiał egzaltowanie konferansjer na otwarcie tegorocznego balu wiedeńskiego zorganizowanego w Brugii przez studentów College of Europe (CoE) . Tak, po roku wróciłam do tego miejsca, tym razem z powodów czysto towarzyskich. I stojąc tak w koktajlowej sukience, otoczona pięknymi młodymi kobietami w sukniach balowych i mężczyznami w smokingach, z kieliszkami szampana w ręku z przejęciem oczekujących pierwszego walca, nie mogłam oprzeć się, by cynicznym scenicznym szeptem nie zwrócić się do otaczających mnie przyjaciół: „rok temu byliśmy dokładnie tak samo naiwni”. A potem przyszło zderzenie z rzeczywistością…

Zderzenie z rzeczywistością, czyli życie po studiach

Owszem, życie po CoE istnieje, ale nie jest już ono tak barwne, jak może się nam wydawać w trakcie studiów. Niestety, wbrew oczekiwaniom za bramą Brugii nie czekają na nas headhunterzy z propozycją ciepłej posadki w super fascynującym miejscu, gdzie będziemy się realizować na miarę naszych marzeń.

Spośród bliższych znajomych, znam cztery osoby (z 350!), które podpisały umowę o pracę na czas nieokreślony od razu po tak bardzo osławionych i prestiżowych studiach w College of Europe. Trzy: Litwinka, Estonka i Ukrainka – wróciły do obowiązków, którymi zajmowały się przed CoE. Czwarty to Serb, który mógł przyjąć i zachować stanowisko tylko dlatego, ze otrzymał w międzyczasie obywatelstwo jednego z krajów UE (unijna twierdza nawet młodym specjalistom nie odpuszcza).

Większość rówieśników, ale właściwie tylko tych z paszportem UE, załapała się na staże w instytucjach unijnych. W gabinetach unijnych Komisarzy alumni CoE stanowią/stanowili 1/3 wszystkich przyjętych na praktykę. Ale i tak nie wszyscy mieli choćby szansę na taką – płatną ¼ wysokości najniższej pensji merytorycznego pracownika Komisji Europejskiej – pracę. Niektórzy próbowali w Brukseli przez kilka miesięcy, zanim coś im się trafiło, bądź nie, i dopiero wtedy zrezygnowani wracali do swych krajów, lądując jako ochroniarz w barze (Hiszpan), kelnerka w restauracji (Meksykanka z hiszpańskim obywatelstwem), lub bez pracy w ogóle (Kolumbijczyk). Wielu z nas zaczynało od bezpłatnych lub nędznie płatnych praktyk o jeszcze nędzniejszych zadaniach w firmach konsultingowych lub korporacjach. „Na moje miejsce mogliby zatrudnić małpę i ona byłaby w stanie robić to samo co ja”, żalił się Słowak, który jest teraz w finale konkursu do służby dyplomatycznej swego kraju.

Dla prawie wszystkich młodych na brukselskim rynku pracy luty jest miesiącem niewyobrażalnego stresu. Już wiedzą, ze wielki świat Unii Europejskiej nie czeka na nich z otwartymi rękami. Nadal wierzą, że są wybitni, ale tłumaczą sobie, że po prostu nie maja szczęścia. Hiszpanka nie może się pogodzić z faktem, że mówiąc biegle trzema językami, posiadając genialne wykształcenie i będąc dobra w tym, czym się zajmuje, jest w tak beznadziejnej pozycji np. w stosunku do hiszpańskiego europosła, który nie zna języków obcych, nie rozumie funkcjonowania Unii i rzadko zna się na swojej pracy deputowanego do PE. Włoska aktywistka-unijna federalistka, miała szczęście w nieszczęściu trafić do prestiżowego think-tanku Carnegie, nienawidzi jednak swojej czysto biurowej pracy administratora strony i profilu na Facebooku. Na coś lepszego raczej nie ma co liczyć, gdyż, jak jej mówią: “jest za młoda i ma za mało doświadczenia”.

Być może w najlepszej pozycji jest Gruzinka, która jeszcze przed Kolegium wyszła za mąż, a w trakcie studiów urodziła dziecko. Na razie zostaje z maleństwem w domu i martwi się, że jest już w tyle za nami wszystkimi jeśli chodzi o doświadczenie zawodowe. Ale jej przewaga jest potencjalnie ogromna: potencjalny pracodawca mógłby woleć zatrudnić kobietę, która już posiada dziecko, niż taką, która tę decyzje ma jeszcze przed sobą i – nie daj Boże – musiałby płacić za jej macierzyński urlop…

Kryzys systemowy, nie młodzieżowy

Te historie ilustrują, w jak głębokim kryzysie jest europejski rynek pracy. Statystyki mówiące o tym, że jeden na czterech młodych ludzi w Europie nie ma pracy, a w Grecji i Hiszpanii nawet co drugi młody człowiek pozostaje bezrobotny, są suchymi danymi tak długo, jak nie usłyszymy o stojących za nimi prawdziwych tragediach. Ludzie, którzy przez cale młode życie dawali z siebie wiele, wierząc, że ciężka praca zapewni im dobry byt, przekonują się, że nawet dla tych najlepszych w dzisiejszej Unii nie ma miejsca. Wspomniany Hiszpan, ochroniarz, zajął drugie miejsce w elitarnym konkursie Junior Professionals in EU Delegations (JPD) – zgodnie z zasadami ogłoszonymi przez Komisję Europejską i Europejską Służbę Działań Zewnętrznych w lipcu 2012 r. Trzy osoby z każdego kraju członkowskiego (po dwie do ESDZ i po jednej do KE) miały zostać wysłane do jednej ze 150 placówek UE, by przez 9 lub 18 miesięcy wspierać jej działania i uczyć się zawodu dyplomaty. Ostatecznie, po cichu, bez wyjaśnień, w grudniu pojawiła się informacja, że w programie JPD zamiast planowanych 81 młodych ludzi weźmie udział tylko 47: 27 z ESDZ i 20 z KE (co bulwersuje tym bardziej, ze arbitralnie Komisja nie przyznała żadnego miejsca siedmiu krajom: Litwie, Łotwie, Malcie, Cyprowi, Estonii, Rumunii i Bułgarii, bez wyjaśnienia dlaczego akurat tym).

Niezrozumiałe jest, dlaczego Unia zdecydowała się na cięcia w tak potrzebnym młodym programie, w inwestycję w przyszłych liderów kontynentu – czy jego koszt był rzeczywiście tak wysoki? Wątpię. Przeciętnie opodatkowane 3000 euro miesięcznie za osobę, co przy całościowych kosztach osobowych Unii jest promilem. Po prostu łatwiej jest obciąć tam, gdzie nie ma masowych protestów albo zainteresowania mediów. „Nie tu, to sobie gdzieś indziej poradzą” – czy tak myślał urzędnik podejmujący decyzję o cięciach? Logika wywodu godna biurokracji UE.

UE: jeszcze więcej frustracji

Te historie frustrują tym bardziej, ze europarlamentarzyści ostrzegają (kogo?) przed „straconą generacją”. KE mówi o „poważnym problemie na drodze do społecznej koherencji”, a jej przewodniczący, J. M. Barosso, uważa bezrobocie młodych za „społeczny stan wyjątkowy”, a walkę z nim jako swój główny priorytet. Trzy miliardy euro zostały uwolnione z Europejskiego Funduszu Społecznego – co jednak przychodzi z tych miliardów, jeśli Europejskie Forum Młodzieży, platforma organizacji młodzieżowych, donosi, że urzędnicy ośmiu państw członkowskich nie kiwnęli nawet palcem by sfinansować jakiekolwiek programy wspierające młodych na rynku pracy? I kolejny przykład na brak strategii w działaniach: czy ktoś z nas słyszał o ‘Youth Guarantee’? Nie? No cóż, ważne, ze Komisja “coś” robi, a że efektów nie widać… Trudno, liczmy na to, że może będą później.

My młodzi rozumiemy, że jest kryzys, że trzeba zacisnąć pasa, że trzeba poczekać. Rozumiemy też, że nie tylko koniunktura na rynku jest nieprzyjazna, ale i konkurencja znacznie większa, a my nie jesteśmy tak wybitni, jak może bylibyśmy postrzegani jeszcze dziesięć lat temu. Wszak teraz jest znacznie więcej osób, które znają języki obce, mają zagraniczne świetne wyksztalcenie, wiele odbytych staży w międzynarodowych organizacjach. Jak pisał o fenomenie „braku wyjątkowości, elitarności” Ortega y Gasset w „Buncie mas” już w 1930 r.:

„Owym faktem nadzwyczaj prostym do określenia, choć nie do analizowania, jest coś, co nazywam zjawiskiem aglomeracji, zjawiskiem ‘pełności’. Miasta pełne są ludzi. Domy pełne są mieszkańców. Hotele pełne są gości. Pociągi pełne są podróżnych. Kawiarnie pełne są konsumentów. Promenady pełne są spacerowiczów. Gabinety przyjęć znanych lekarzy pełne są pacjentów. Sale widowiskowe, o ile przedstawienie nie jest zrobione „na poczekaniu”, nie jest improwizacją, pełne są widzów. Plaże pełne są zażywających kąpieli. To, co kiedyś nie stanowiło żadnego problemu, a mianowicie: znalezienie miejsca, obecnie zaczyna być powodem niekończących się kłopotów.”

Także jesteśmy pokorni. Myślimy, co robić. Ale nie rozumiemy przywilejów, do jakich nieuzasadniony w tych szczególnych czasach dostęp mają pracownicy instytucji UE – pierwsza płaca pracownika merytorycznego KE to nieopodatkowane cztery tysiące euro miesięcznie + grant ekspatriacyjny + grant na przejazdy do ojczyzny + oplata czesnego w prywatnej szkole dla dzieci z dojazdem + szybka ścieżka awansu + premie… Niemiecki„Die Welt” zmroził na początku tego tygodnia brukselskie korytarze swoimi szczerymi obliczeniami: “4365 wyższych urzędników KE zarabia miesięcznie €18,370, co stanowi więcej, niż pensja niemieckiej kanclerz Angeli Merkel (€16,359)”. To jest sześć miejsc w JPD dla młodych profesjonalistów!

I inny przykład: będąc jeszcze na stażu w Komisji, miałam dostęp do listy mailingowej polskich pracowników instytucji unijnych. Naprawdę można stać się zgorzkniałym, widząc, jak Unia na zewnątrz wzywa do oszczędności i cięć, a wewnątrz aż gotuje się od haseł jej własnych pracowników „chcą nam zabrać nasze ciężko wypracowane przywileje, nie pozwolimy!”. Wezwania do strajków pojawiają się co kilka dni, tak jak w ostatni wtorek, 5 lutego. Wszystko dlatego, że w nowej perspektywie budżetowej 2014-2020 pojawiła się propozycja obniżek płac. O ile? O 6%! Przypomnijmy: nieopodatkowanych! Ja ze swojej pensji badacza w w brukselskim think tanku, finansowanej z grantu KE, odprowadzam do państwa belgijskiego prawie 40%!

Rzecz oczywista: zapewne nigdy nie osiągniemy idealnego stanu sprawiedliwości, ale możemy się chociaż próbować do niego zbliżać, jak proponowali różni myśliciele, chośby John Rawls. Przecież mieszkamy w tym samym kraju, chodzimy po tych samych chodnikach, kupujemy w tych samych sklepach, chodzimy do tych samych kin…

Myślę, że to, czego my młodzi uczymy się tuż po opuszczeniu przytulnych i bezpiecznych uliczek Brugii, lądując na twardych deptakach Brukseli, to pokora. To coś, o czym zapomniały starsze generacje, występujące z pozycji „bo nam się należy”. A nam młodym się nie należy? Ile jeszcze bezpłatnych praktyk musimy odbyć, ile bezsensownych zadań wykonać, by w końcu na coś zasłużyć? Nawet nie o bliżej niezdefiniowaną solidarność chodzi, do której tak chętnie bez pokrycia odwołują się polityczni liderzy Europy. Chodzi o ludzką uczciwość.

Jeszcze raz y Gasset:

„Dla chwili obecnej charakterystyczne jest to, że umysły przeciętne i banalne, wiedząc o swej przeciętności i banalności, mają czelność domagać się prawa do bycia przeciętnymi i banalnymi i do narzucania tych cech wszystkim innym.”
A wiec… kto jest współcześnie tym przeciętnym?


Przeczytaj też:

57 Responses

  1. Bardzo fajnie napisania opinia Anito, czytałem z przyjemnością 🙂 i oczywiście pewnym żalem. Z jednej strony trudno się z tym wszystkim nie zgodzić, tzn. trudnej sytuacji absolwentów CoE (zresztą nie tylko ich, równie ciężko, jak i nie jeszcze ciężej mają absolwenci wielu innych uczelni), jednak co do danych odnośnie bezrobocia wśród młodych to chyba lepiej zastosować akronim NEET (not in education, employment, or training) aniżeli standardowy, “urzędowy” wskaźnik. Jeżeli brać pod uwagę właśnie NEET to sytuacja nie wygląda już tak tragicznie, choć w przypadku Grecji czy Hiszpanii nadal jest co najmniej zła.
    Generalnie temat rzeka i faktycznie z perspektywy Europejczyków, to z czym absolwenci muszą się zmagać to jakaś farsa, jednak i tak w perspektywie globu jesteśmy silnie uprzywilejowani.

    1. Ja jeszcze dodałbym, że coraz więcej osób, przynajmniej z mojego otoczenia, ceni sobie niezależną pracę od bycia na etacie. Zarabiają pieniądze z doskoku i to nierzadko większe niż ludzie z korpo, ale w statystykach figurują jako bezrobotni, gdyż umowa o dzieło i zlecenie nie są monitorowane przez ZUS i tym samym nie można dokładnie policzyć, ile osób jest faktycznie bezrobotnych. Zmienia się model pracy, ot co.

  2. Swietny artykul, Anita. Choc nie zgadzam sie do konca z twierdzeniem, ze wszyscy studenci CoE sa naiwni. Wiekszosc zdaje sobie sprawe, ze w czerwcu zacznie sie inne zycie i nie bedzie ona wcale tak kolorowe, jak sie nam wydawalo przed przekroczeniem progow tej szkoly. Wczorajszy “networking evening” przypomnial nam o tym bolesnie.

  3. To prawda, jestemy uprzewilejowani, ale poziom frustracji tez chyba nie ma odpowiednika na zadnym innym kontynencie.
    Jakis czas temu uslyszalam, ze skoro jest nam tal zle, to dlaczego my mlodzi sie nie buntujemy, jak to sie dzialo w przeszlosci, np. w ’68, w ’74 w Grecji, czy ostatnio w ramach ACTA. Nie jestem osoba, ktora wyjdzie na ulice pikietowac pod siedziba Komisji Europejskiej, ale mam nadzieje, ze ten artykul bedzie moim upustem niezadowolenia i wkladem w lepsze jutro.

  4. Ja tam czytając artykuł Anity mam wrażenie, że uczestniczyłyśmy w innej imprezie i co innego słyszałyśmy 😀 A podejście do życia to już całkiem odmienne mamy 😛

    Słuszna uwaga Kamilu z tym NEET 🙂

  5. Dziękuję ci, Anita, dawno nie miałem takiego uśmiechu na twarzy 😀 znamy się lata i to chyba twój pierwszy krytyczny artykuł o “wspaniałej i sprawiedliwej” Unii, daj nam więcej! 😀

  6. Czy frustracji… ja tam sfrustrowany nie jestem :P, chociaż tak zacnej uczelni jak CoE nie kończyłem ;). Zresztą ta frustracja, o której piszesz wynika w głównej mierze z deprywacji relatywnej, która niewiele się ma do rzeczywistej, zobiektywizowanej sytuacji. Wrzucić takiego absolwenta CoE, UW, UJ, czy jakiejkolwiek sensownej uczelni w Europie do 70% miejsc na świecie, to wtedy by poczuł co oznacza prawdziwe “despair”, a nie tylko frustracja ;).
    Co się zaś tyczy braku buntu to w mojej ocenie wynika on z 2 powodów:
    1. Jest nas mało, 68′ to czas kiedy całe tabuny powojennego boomu demograficznego wchodziły w dorosłość, a jak pokazuje historia, takie coś zawsze prowadzi do niepokojów społecznych.
    2. Sytuacja w rzeczywistości nie jest na tyle zła aby wywieszać polityków i unijnych urzędników. Miliony młodych bezrobotnych ma za co żyć a i się zabawić gdyż po prostu nadal finansują ich rodzice.

  7. Problem polega po prostu na tym, że nikomu nie jest potrzebny “specjalista-europeista” tudzież “stosunkowiec międzynarodowiec”. Mój nauczyciel wf w liceum mawiał, że jeśli ktoś jest dobrym szewcem to zawsze kolejki będą się do niego ustawiać. I taka jest przykra rzeczywistość – zapotrzebowanie na rynku pracy jest na ludzi mających umiejętności praktyczne, a nie teoretyków – marzycieli. Winni są twórcy i wykładowcy bezsensownych kierunków, których nazw nie będę wymieniał bo każdy wie o jakich mowa. Sami już ustawieni i doskonale zdający sobie sprawę, że dla ich studentów miejsca już nie będzie. Wreszcie my sami jesteśmy sobie winni, że nie podjęliśmy lepszych decyzji wcześniej, gdy był ku temu czas. Mój kolega, pracownik Instytutu Automatyki i Robotyki, Politechniki Śląskiej (którego absolwenci na ryku pracy problemów nie mają) powiedział ostatnio, że z punktu widzenia wykładowcy widzi wyraźnie jak gigantycznym marnotrawstwem czasu są studia. Większość przedmiotów jest niepotrzebna, prowadzona jedynie aby “zapewnić godziny” kadrze i więcej można by się nauczyć idąc od razu do pracy. I mowa o studiach technicznych! Jak wielkim marnotrawstwem czasu są studia na większości kierunków humanistycznych UW czy UJ, tudzież CoE na własnej skórze się przekonujemy.

  8. Jeszcze kilka uwag. Problem bezrobocia wśród młodych nie dotyczy wszystkich krajów UE. Nie dotyczy Niemiec oraz krajów skandynawskich. Przede wszystkim dlatego, że zachowano słuszne proporcje. Nie zrezygnowano ze szkolnictwa zawodowego, a studia wyższe kończone są jedynie przez 20% młodzieży, a nie 50% jak w Polsce, czy ponad 70% jak w Korei Pd.

    Przypomniała mi się też pewna sytuacja sprzed dwóch lat, zanim wyjechałem do Korei. Otóż spotkałem na ulicy mojego znajomego ze szkoły podstawowej i gimnazjum. Przez wszystkie lata naszej wspólnej edukacji zawsze miał problemu ze zdaniem do następnej klasy. Ostatecznie ukończył pewien osiedlowy Zespół Szkół Ogólnokształcących znany wśród wszystkich pod zaszczytną nazwą “Oxford”. Podczas krótkiej rozmowy pyta się mnie: “Co robisz? Uczysz się jeszcze? Pracujesz?” Ja mu odpowiadam, z pewnym zażenowaniem: “Uczę się”, na co on chwycił się za głowę i krzyknął: “Chłopie!! Weź się do roboty!!”. Miał rację, należało zabrać się do roboty, zamiast studiować bez końca.

  9. Problem ze studiami jest taki, że większość osób nie potrafi wykorzystać kreatywnie wiedzy, jaką otrzymuje oraz podstawowej umiejętności, jaką dają studia, czyli myślenia.

    Teraz dopiero na doktoracie moja wiedza spaja się w całość z umiejętnością kreatywnego myślenia i wykorzystuję w pracy zawodowej spędzone lata na edukacji. Musiałem teorię uzupełnić praktycznymi informacjami np. dotyczącymi best practices, benchmarkingu, metodyk, modeli, narzędzi informatyczno-statystycznych (i wcale nie jest łatwo o takie informacje) ale teraz dzięki temu mogę sam praktycznie stworzyć własną metodykę rozwiązania danego problemu, niezależnie czy byłaby to wycena projektu, zarządzania nim czy sprzedaży produktu.

  10. Jeszcze postawiłbym takiego pytanie: co absolwenci “Pępka Europy” wnoszą jako wartość dodana do dzisiejszego świata, a przede wszystkim ekonomii?
    (ja akurat uwielbiam, że dzisiejszy świat jest taki zekonomizowany ;))

      1. Coz, ja pisalam akurat glownie o tych, co ukonczyli International Relatons and Diplomacy lub Politics, natomiast co sie tyczy ekonomistow i prawnikow to co innego – ci sa rozchwytywani niemal na pniu.

  11. Wydaje mi się, że problem ma raczej charakter systemowy. Uczelnie funkcjonujące w takim otoczeniu polityczno-gospodarczym jak CoE powinny oferować kilka określonych ścieżek kariery. Uczelnia tej rangi winna mieć przecież odpowiednich mecenasów, sponsorów, partnerów… Wszak coś z tego studiowania – o czym pisze wyżej Mateusz – musi w końcu wynikać. Inaczej wszyscy tracą pieniądze: studenci, szkoły, firmy, państwo, podatnicy…

    Z opisu Anity wynika, że absolwentów może dotykać problem przekwalifikowania. Są zbyt dobrzy… Tylko czy podobnego problemu nie mają np. doktoranci w Polsce? Kiedyś pod moim postem “Niektóre przyczyny Oburzenia” Paweł B. zamieścił komentarz, że niezdolność Europy do wykreowania młodych elit to wręcz symbol regresu cywilizacyjnego… Brak stabilnej sytuacji młodych to przecież brak innowacji, słabnąca demografia, pusty aktywizm i konsumpcjonizm… Czekam aż któryś socjolog, na wzór “Upadku człowieka publicznego” R. Sennetta porządnie to zbada.

    Co może rozwiązać problem? Myślę, że po części nowe instytucje branży internetowo-informacyjnej oraz instytucje edukacyjne tworzące otwarty obieg zawodowy. Podobnym projektem jest tworzenie tzw. bąbli wzrostu, co proponował choćby Czapiński. Tylko pytanie, czy potencjalnym inwestorom wystarczy funduszy. W Polsce, kraju 38 mln mieszkańców, większość ngo nie przetrwałaby bez wsparcia państwa i samorządu. Państwo musi też dotować kilkadziesiąt periodyków społecznych, które nie są w stanie przekroczyć sprzedaży 2 tys. szt…

  12. Odpowiedziałbym wam, ale wtedy byśmy weszli w kolejną, długą (i tym razem bezowocną, bo osadzającą się na zasadzie “ja uważam, że”) dyskusję, więc będę siedział cicho :P. Poza tym Szefowa mogłaby mieć znowu jakieś wątpliwości co do jakości zamieszczanych komentarzy na blogu 😉

      1. Po mojej ostatniej wymianie zdań z pewnym doktorantem na temat metodologii badań i funkcji nauki mam chwilowo dosyć przydługich dyskusji na necie ;). Ponadto poruszony tutaj temat jest tak UBER obszerny, że co byśmy nie napisali, to i tak będzie to zaledwie niewielki fragment całości, że nie wspomnę o tym, iż bez opierania się na twardych danych (badania, niekoniecznie ilościowe) to nasze komentarze są tylko takim sobie pogadaniem (który oczywiście bywa fajne i ciekawe 🙂 ).

  13. Po to jest właśnie blog, by czasem coś skomentować i pogadać. 🙂

    1. To prawda Tomku, po prostu next time :). Z tego co widzę to dyskusja się toczy, co jest oczywiście bardzo pozytywnym development 🙂

  14. Oczywiscie, moj wpis nie pretenduje do bycia naukowa analiza pozycji mlodych wykwalifikowanych na europejskim rynku. Jest refleksja i swego rodzaju buntem, ze tak nie powinno byc. Pomimo, ze mi jest dobrze jako Marie Curie Early Stage Researcher on EU External Action, to nie chce siedziec z zalozonymi rekami, tylko chce pomoc tym, ktorzy takiego szczescia nie maja. Dlatego ten wpis. To moj wklad w zmiane systemu. Zapytajmy siebie uczciwie: co mozna zrobic, by nie tylko mi, ale i innym bylo lepiej?
    Pewne sugestie juz sie pojawily: za duzo ludzi studiuje, za duzo i zbyt wiele bezsensownych kierunkow sie otwiera, za malo na studiach stawia sie na praktyke itp. To juz pewne wskazowki, i dla mlodych, i dla studiujacych, i dla uczacych, i dla urzednikow. Oby ktos je uslyszal, przemyslal i wprowadzil w zycie.
    PS. sorry za brak polskiej czcionki!

    1. Są stypendia Marie Curie spoza nauk ścisłych?

    2. “za duzo ludzi studiuje, za duzo i zbyt wiele bezsensownych kierunkow sie otwiera, za malo na studiach stawia sie na praktyke itp”

      ładnie powiedziane i zgrabnie to brzmi. tylko , że autorka powinna sobie samej zadac pytanie – co by zrobila gdyby ktoś jej zabronil studiowac europeistykę i kazal zrezygnowac z marzeń o pracy w instytucji unijnej? a dał ścierkę i kubeł? albo wysłał siłą na studia z fizyki, bo dziś tylko inżynierowie mają sznase?

      padają tu argumenty, ze zbyt dużo ludzi studiuje, ze trzeba bylo zdobyc fach i pojść wykonywac pracę fizyczna – a kto z państwa chce pracowac fizycznie? kto chce sobie niszczyć dłonie? kto chce zrezygnować z dostepu do ludzi biznesu, bankietów, kontaktów? praca fizyczna uwstecznia.

      łatwo powiedziec, że zbyt duzo ludzi studiuje, a jak chcą państwo ukrócić ten proceder? jak podzielić ludzi? wskazac palcem ty masz szansę, a ty już nie? chcecie dzielic ludzi na lepszych i gorszych?
      dziś kazdy ma prawo marzyć i miec aspiracje. każdy ma prawo do szczescia.

      I na koniec: nie ważne ile kierunków sie otwiera. Wystarczy na kierunek ktory nie daje szans zawdoowych po prostu nie iść, po pierwsze sobie krzywdy nie zrobiimy a po drugie przy braku kandydatów takie kierunki będą zamykane.

  15. “Dla prawie wszystkich młodych na brukselskim rynku pracy luty jest miesiącem niewyobrażalnego stresu. Już wiedzą, ze wielki świat Unii Europejskiej nie czeka na nich z otwartymi rękami. Nadal wierzą, że są wybitni, ale tłumaczą sobie, że po prostu nie maja szczęścia. […]
    Te historie ilustrują, w jak głębokim kryzysie jest europejski rynek pracy. […]
    Ludzie, którzy przez cale młode życie dawali z siebie wiele, wierząc, że ciężka praca zapewni im dobry byt, przekonują się, że nawet dla tych najlepszych w dzisiejszej Unii nie ma miejsca. […]
    Niezrozumiałe jest, dlaczego Unia zdecydowała się na cięcia w tak potrzebnym młodym programie, w inwestycję w przyszłych liderów kontynentu – czy jego koszt był rzeczywiście tak wysoki?”

    Co za arogancję … niemalże cieszę się, że zderzenie z rzeczywistością uczy niektórych z Was czegoś, którego wyraźniej brakowało w studiach w Kolegium: skromność.

    A to mówię będąc również z roczniku im. Marii Skłodowskiej Curie (tylko że w Natolinie).

  16. Gosc i Romain, dziekuje za dyskusje i slowa krytyki.

    Nie chodzi o to, by ludziom odbierac marzenia, tylko by nie karmic ich zludzeniami. I kazdy, kto ma marzenia, niech je realizuje, ja mimo wszystko optymistycznie patrze w przyszlosc i wierze w to, ze jesli cos jest dla kogos pasja, to bedzie w tym dobry i zycie go za to nagrodzi, bo nie bedzie mial sobie rownych. Ale wlasnie trzeba byc swiadomym tego, ze nic nie przychodzi za darmo i tylko dlatego, ze ktos skonczyl te europeistyke czy cokolwiek innego. Trzeba dac od siebie znacznie wiecej niz tylko ‘studiowac’.

    Natomiast z ostatnim komentarzem Romain, gdzie pada oskarzenie o braku skromnosci, trudno mi sie zgodzic. Moj artykul nie mial byc manifestem arogancji, tylko przestroga dla innych mlodych: jesli chcecie isc nasza droga, wiedzcie, ze bedzie ciezko, i tylko dla najlepszych (albo dla najwiekszych szczesciarzy) bedzie tu miejsce. I mial on byc takze zawolaniem do tych, ktorzy kreuja dzisiejsza Unie: miejcie spoleczenstwo na uwadze, bo taka sytuacja jaka jest teraz, nie jest normalna.

    Badzmy swiadomi, dzialajmy!

  17. Ale właśnie to mi przypomina kłótnię, którą mieliśmy w poczcie Kolegium niedawno o stażach. Z jednej strony narzekacie, że nie ma pracy a z drugiej, nawet na bezpłatnych praktykach w Brukseli wchodzicie w niesamowity wyścig szczurów, aby je zdobyć.

    W takim przypadku nic dziwnego, że wbrew wysokim kwalifikacjom (chociaż to nie znaczy, że automatycznie powinniśmy zostać liderami Europy lub że w ogóle jesteśmy najlepsi) tak możemy od jednego stażu do drugiego przez lata …

    Jeśli jest trudniej odebrać urzędnikom “przywileje”, to dlatego m. in. że mają związki zawodowe. A młodzież do nich nie wstępuje bo uważa: “może nasza sytuacja zbiorowa jest beznadziejna ale ja jestem najlepszy więc na końcu uda mi się i szkoda dla innych”.

    Póki to trwa, nie można oczekiwać wielu zmian na rynku pracy dla nas a jak to mówię, to określa całą młodzież a nie tylko ta, która skończyła wyższe studia.

    Tak w nawiasy zgodziłbym się z tym, że w Kolegium za często powtarzają pochlebstwo ale może to sposób, aby usprawiedliwić czesne …

  18. Kolegium Europejskie jest w większości finansowane przez Komisję Europejską i rządy państw członkowskich UE. Skończywszy taką szkołę wydawać więc się może, że albo instytucje UE, albo administracje krajowe, będą chętne przygarniać absolwentów. I tak rzeczywiście było, jakieś 10 lat temu. Ale teraz rynek jest nasycony (Ortega y Gasset). Poziom frustracji jest więc porównywalny z tym, że ktoś kończy aplikację dyplomatyczną i nie dostaje pracy w MSZ. Tak nie powinno być.

    Romain pisze: “młodzież (…) uważa: “może nasza sytuacja zbiorowa jest beznadziejna ale ja jestem najlepszy więc na końcu uda mi się i szkoda dla innych”.” Całkowicie się zgadzam! Wydaje mi się, że nie ma protestów, pikiet, demonstracji, czy generalnych wyrazów nieadowolenia właśnie dlatego, że większość z nas po cichu liczy, że w końcu wejdzie do tego raju przywilejów. Ja moim wpisem chcę nas młodych obudzić, zachęcić do walki o zmianę systemu. Taka moja mała społeczna misja.

  19. Anito.

    cieszę się, że w końcu dostrzegasz problemy, o których rozmawialiśmy 🙂

    piszesz, że 10 lat temu sytuacja była inna i czekano z otwartymi rękoma na absolwentów COE, a dwa lata temu? dlaczego zdecydowałaś się na studia w COE? czy była to racjonalna decyzja czy po prostu spełnienie marzenia i próba zdobycia “unikalnych” kompetencji i doświadczenia? a może po prostu starałaś się odwlec zderzenie z rynkiem pracy i uciekałaś od bezrobocia?

    zgadzam się, z tym, że system opodatkowania pracy jest zły (polecam śledzenie przebiegu reform systemu podatkowego przeprowadzonych na wyszydzanym w UE pariasie Europy jakim stały się Węgry), zgadzam się, że system kastowy panujący nie tylko w instytucjach europejskich jest zły (i przykro mi ale nie wierzę w to, że kiedy staniesz się jednym z uprzywilejowanych urzędników to będziesz starała się znieść przywileje,z których sama korzystasz, raczej uznasz, że są one konieczną rekompensatą za pracą na obczyźnie i wielką odpowiedzialność jaką ponosisz za całą Unię Europejską).

    jednak wśród winnych wysokiego bezrobocia wśród młodych ludzi należy wymienić przede wszystkim młodych ludzi, którzy nie są gotowi na ciężką pracę pełną wyrzeczeń. Ci którzy rzeczywiście muszą lub chcą znaleźć pracę, są w stanie znaleźć pracę tylko, że zamiast kolejnego przyjemnego, nawet marnie płatne stażu spędzonego przed komputerem i na jałowych dyskusjach o przyszłości prekariatu czy korzyściach z wprowadzenia euro wymaga to np. trzyzmianowej ciężkiej fizycznie pracy w odlewni ciśnieniowej w jednym z powiatowych miast (od kilka lat nie są w stanie skompletować załogi pomimo, że wynagrodzenie po dwóch latach pracy przekracza średnią krajową) lub dziesiątków tysięcy kilometrów pokonanych po autostradach Niemiec jako przedstawiciel polskiego producenta etykiet IML (po ponad 100 rozmowach kwalifikacyjnych stwierdzili, że po prostu nie ma człowieka w Polsce, który chce tak ciężko pracować i zaczęli szukać w Niemczech, ps. jeżeli ktoś jest zainteresowany to mogę podać kontakt ponieważ to są konkretne oferty pracy). Młodzi ludzie w Europie wolą narzekać i żyć na koszt rodziców i państwa zamiast uświadomić sobie, że ewidentnie kompetencje i umiejętności, które zdobyli podczas swojego dłuuuugiego toku nauczania (najczęściej na koszt… uwaga… państwa i rodziców) są po prostu nic nie warte i kompletnie nieprzydatne na pierwszych szczeblach kariery a to oznacza, że w rzeczywistości MUSZĄ ZACZYNAĆ OD ZERA, zacisnąć zęby i pracować po 10-12 godzin za 1 000 – 1 500 złotych miesięcznie na umowę zlecenie czy umowę o dzieło (tak, ja tak zaczynałem i kosztowało mnie to naprawdę sporo) i uczyć się, uczyć się i jeszcze raz uczyć się. Szczerze mówiąc absolwenci większości kierunków (dotyczy to nie tylko kierunków humanistycznych ale jeżeli wierzyć opinii pracodawców, a tylko ich opinia ma znaczenie, to również ścisłych) w Polsce nie tylko nie mają najczęściej zielonego pojęcia o pracy, którą mają wykonywać ale również mają podstawowe problemy z dyscypliną (znam przypadki, że młodzi pracownicy rezygnowali z pracy ponieważ… nie byli w stanie wstawać codziennie na 8 rano, bo na zaufanie, które wiążę się z elastyczniejszymi godzinami pracy trzeba zapracować… uwaga… ciężką pracą), posłuszeństwem i odpowiedzialnością (reakcja typu: ja wiem lepiej i zrobię po swojemu a potem, jak już wyjdzie na jaw, że schrzaniłem to będę się wykręcał i mówił, że nie zrozumiałem) czy uczciwością (na pierwszym miejscu jest praca! praca musi zostać wykonana! dopiero później sprawdzamy facebooka lub prowadzimy ożywiony czat z mamą na skype!). Dlatego proszę Cię przekaż swoim bezrobotnym znajomym: OGARNIJCIE SIĘ! UE NIE POTRZEBUJE WAS! zacznijcie ciężko pracować w POWAŻNYCH pracach czy przedsiębiorstwach a ułożycie sobie życie! inaczej do 35 roku życia będziecie jeździć po kolejnych wydarzeniach organizowanych za pieniądze Youth in Action a potem okaże się, że nadal jesteście równie NIEPRZYDATNI (problem nie leży w gospodarce UE, która robi co może, żeby sprostać konkurencji dzisiaj Chin, jutro Indii, a pojutrze Afryce) ale w Was.

    Kamil Gruner z Warszawy po bardzo ciężkim tygodniu pracy, mówi jak jest :]

  20. Napisałbyś w końcu jakiś artykuł, zamiast się mądrzeć. Zresztą, ty mieszkasz i pracujesz w Warszawie… wystarczy hejtu 😛

  21. Droga autorko, znasz źródło problemu. Szkoda, że znalazło się dopiero w komentarzu, nie w głównym artykule: “Coz, ja pisalam akurat glownie o tych, co ukonczyli International Relatons and Diplomacy lub Politics, natomiast co sie tyczy ekonomistow i prawnikow to co innego – ci sa rozchwytywani niemal na pniu”. Cóż, ekonomia i prawo może nie są aż takie sexy jak zostanie dyplomatą… ale, parafrazując znany cytat, “it’s not a job unless you’d rather be doing something else”.

  22. Ekonomia jest najbardziej sexy zajęciem ever.

  23. Drogi mi Kamilu,
    dobrze wiesz, ze wybralam CoE dlatego, bowiem nie bylam usatysfakcjonowana poziomem edukacji, jaki otrzymalam podczas studiow tu i owdzie. To byl motyw decydujacy.
    I to jest Kamil w pewnej czesci Twoja wina – to Ty jako dawny szef naszej organizacji rozbudziles we mnie cos, co stalo sie moja maksyma: PASJE DZIALANIA. Znasz mnie dobrze i wiesz, ze cokolwiek robie, chce to robic z sercem, pasja wlasnie. Wydaje mi sie, ze na obecnym etapie rozwoju zawodowego, zapomniales o tym, co mnie nadal konstytuje. Pomimo, ze uwielbiam proawdzic samochod, wiem, ze nie moge miec takiej pracy, gdyz sie w niej nie spelnie – nie gwarantuje mi ona bowiem niczego, co jest dla mnie najwazniejsze: poszerzania kwalifikacji, zdobywania nowych umiejetnosci, wykorzystywanie zdobytej wiedzy, rozwoj osobisty, spelnienie ambicji, satysfakcja z bycia na wlasciwym miejscu. Swiadomie nie wymieniam tu pieniedzy.
    (I dlatego tez, Gallu Anonimie, to polityka miedzynarodowa mnie kreci, nie prawo, ani ekonomia.)
    Nie chodzi mi wiec o to, ze nie ma jakiejkolwiek pracy. Ja jestem gotowa pracowac za mniejsze pieniadze, chce jednak miec mozliwosc robienia czegos, co jest dla mnie nie tylko praca, ale i pasja. W Komisji zdarzaly sie dni, kiedy pracowalam 10 godzin. I wtedy czulam sie fantastycznie, ze jestem w miesjcu, gdzie po 6 latach studiow w koncu moge dac cos od siebie i to jest szanowane.
    Takze ja i moi rowniesnicy jestesmy w stanie pracowac duzo, i byc moze nawet za mniejsze pieniadze niz pracownik odlewni. Bo dla nas liczy sie pasja i rozwoj. I mobilnosc, i miedzynarodowa atmosfera, i podroze, i jezyki, i wolontariaty spoleczne, i poznawanie nowych ludzi, i ich kultur. O tym tez jest m.in. program YiA, a nie jakis spaczony obraz, ktory w sobie nosisz. Wyjedz wiec i sie przekonaj sam, i ewentualnie wtedy krytykuj. Teraz nie jestes wiarygodny.
    Z Twojego komentarza wylania sie obraz kogos, kto wybral inny sposob zycia. OK, niech CI bedzie z nim dobrze, szanuje to. Ja mam swoj sposob, szanuj go rowniez. Ale mam nadzieje, ze jestes tak optymistyczny i szczesliwy, jak ja, z moja pasja, ona daje mi sile.

    1. “Poszerzanie kwalifikacji, zdobywania nowych umiejetnosci, wykorzystywanie zdobytej wiedzy, rozwoj osobisty, spelnienie ambicji, satysfakcja z bycia na wlasciwym miejscu”, “pasja i rozwoj. I mobilnosc, i miedzynarodowa atmosfera, i podroze, i jezyki, i wolontariaty spoleczne, i poznawanie nowych ludzi, i ich kultur” – piękna lista wymagań. Niestety twarde zderzenie z rzeczywistością polega chyba właśnie na tym, że zdajemy sobie sprawę, że nikt nie chce nam płacić za nasze ambicje, nasze pasje, nasz rozwój osobisty (osobisty!!!), nasze podróże i poznawanie nowych ludzi. Pracodawcy płacą za konkretne umiejętności, za to, co jesteśmy w stanie wnieść do firmy/organizacji, ile na naszych umiejętnościach firma zarobi/organizacja zyska. Jeżeli komuś uda sie przy okazji (podkreślam, przy okazji) realizować swoje pasje, to super, miał szczęście – ale zastanówmy sie powaznie, jaki procent osób takie szczęście ma?
      Nie rozumiem, przeciwko czemu absolwenci CoE mieliby się buntować. Widzą, że na kolegów o konkretnych umiejętnościach (prawo, ekonomia) headhunterzy czekają, i dziwią się, że na nich nie?? Może jednak coś w ich wybitności i genialnym wykształceniu jest nie tak?…

      Może w planowaniu ścieżki zawodowej za bardzo skupili się na sobie (i swoich pasjach, ambicjach i podróżach), a za mało na sytuacji na rynku i poszukiwanych kompetencjach?

      I w końcu – może na ciepłą posadkę w super fascynującym miejscu i realizację marzeń trzeba czegoś więcej niż skończenia fajnych studiów? Może po prostu trzeba zacząć od pracy administratora strony i profilu na Facebooku. Ostatecznie lekarz po studiach też nie od razu zostaje ordynatorem.

      1. Zgadzam się z Tobą, też uważam, że realizowanie się w 100% w pracy zarobkowej to kwestia szczęścia i długich lat pracy, nabywania kompetencji i dążenia do wykonywania tego, co nas najbardziej kręci. Z drugiej strony Anita ma rację, pisząc o skostniałych strukturach biurokratycznych i słabym dostępie młodych do tychże. Wystarczy przywołać przykład z naszego podwórka – ostatnio w MSZ ok. 70 osobom obniżono stopnie dyplomatyczne, ponieważ nie znali wymaganego drugiego języka obcego…

      2. @ Zuzanna
        ok. 70 osobom odebrano stopnie dyplomatyczne, nie obniżono.
        Jakkolwiek muszę się zgodzić, że struktury biurokratyczne są skostniałe, to jedna rzecz tutaj nie gra – praca w biurokracji nie ma NIC, ale to NIC wspólnego z pasją, rozwojem osobistym itp. Może z perspektywy gabinetu komisarza wygląda to inaczej, ale taki przeciętny pracownik merytoryczny w ministerstwie, na placówce czy w Komisji Europejskiej wykonuje czysto biurową pracę administratora czegoś tam, 9-5. Zwłaszcza pracownik na samiutkim początku kariery zawodowej. Ambasadorem jeszcze nikt prosto po studiach nie został. Nawet po studiach w CoE…

        Chociaż na europosła zawsze można startować.

  24. Anito tylko podatnicy państw członkowskich (UE nie dysponuje żadnymi własnymi pieniędzmi a jedynie pieniędzmi podatników państw członkowskich) nie chcą płacić przyzwoicie za realizację pasji i rozwój kolejnych roczników absolwentów COE. Biorąc Twój życiorys za przykładowy to absolwenci COE na koszt podatników studiowali w kraju, na koszt podatników brali udział w wydarzeniach organizowanych w ramach YiA i innych funduszy, na koszt podatników studiowali w COE (wiem, że część płaci czesne), i teraz Anito krytykujesz, że program, który miał powstać na koszt podatników i który miał zapewnić pracę i przyzwoite wynagrodzenie absolwentom COE nie doszedł do skutku. Tylko, że podatników europejskich nie stać już na kilkudziesięciu młodych “liderów” (dodałem cudzysłów ponieważ UE cierpi od szeregu lat na kryzys przywództwa pomimo kolejnych roczników absolwentów COE w strukturach europejskich, więc prawdopodobnie to nie liderów kształtuje uczelnia ale bardzo sprawnych i obytych w strukturach UE urzędników wysokiego szczebla) podobnie jak nie będzie stać za chwilę na wiele innych potrzebniejszych wydatków (a rzecz jasna znajdą się pieniądze na rzeczy mnie potrzebne czy nawet bezużyteczne). Dlatego zamiast pytać co Unia może zrobić dla absolwentów COE warto zapytać co absolwenci COE robię (bez pieniędzy podatników) dla Unii? Czy, żeby absolwenci COE mogli spłacić olbrzymi dług jaki zaciągnęli wobec społeczeństw europejskich (ciekawe ile osób myśli, że studiując na koszt państwa zaciąga dług wobec społeczeństwa? :)) potrzebują jeszcze więcej pieniędzy zainwestowanych w siebie?

    ps. mała poprawka Anito, ponieważ brałem udział w wydarzeniu sfinansowanym w ramach YouthFound (to chyba poprzednik YiA) i zorganizowanym w bośniackiej miejscowości Kljuc (czyli po polsku Klucz, ponieważ z uwagi na położenie i walory obronne miejscowości stanowiła północną bramę tj. klucz do Bośni). Jednak nie wiem czy jednostkowe doświadczenie mnie bardziej uwiarygadnia 🙂
    ps.2. Nasze sposoby życia różni to od siebie, że ja nie chce, żeby mi płacili podatnicy. Mi płacą prywatne osoby lub przedsiębiorstwa.
    ps.3 Anito jestem przekonany, że Ty ze swoją pasją i kwalifikacjami znajdziesz wkrótce pracę pozwalającą Ci się w pełni realizować i mieć wpływ na decyzje podejmowane w UE. Jestem bardzo ciekawe wówczas Twoich odczuć i perspektywy spojrzenia 🙂

    1. Drogi Kamilu, małe sprostowanie, jaką część pieniędzy Anity i jej rodziny skonsumowała państwo, które przecież powoływanie i legitymizowane następnie przez społeczeństwo? Co najmniej 1/5 w formie podatku konsumpcyjnego, ale myślę, że Anita, czy jej rodzina, odprowadzali także inne formy podatków np. dochodowy czy akcyzę. Gdyby nie element zwany państwem, to Anita lub jej rodzina byłaby w stanie sfinansować sobie (jej studia) jeszcze do 40stki, a pewnie jeszcze starczyłoby na wsparcie biedniejszych regionów w Afryce. Nie każ mi tego liczyć, dammit!

      1. Rafale, spójrzmy z drugiej strony, przecież to państwo utrzymuje ok 4 mln ludzi, którzy nie pracują, a powinni (i nie mówię tu o studiujących). Socjal, dopłaty, KRUS, wyłudzane renty, węgiel, wyprawki, darmowe obiady, celówki, okresówki, ciuchy. Wydaje mi się, że takich “stypendiów” polskie państwo wydaje całkiem sporo i to – uwaga – na stałe, nie na 5 lat. I w takich warunkach wychowuje się kolejny milion dzieci, które zapewne część podobnych postaw “odziedziczą”. Powtarzam, na tym tle rozwój takich osób jak Anita, to mimo wszystko skarb.

    2. Kamil ma ogólnie rację, gdy pisze, że studenci zaciągają kredyt u społeczeństwa. Taki mamy system oświaty. Możemy ogólnie przyjąć, że koszty ponoszone przez rodziny, podatników, a także potencjalne koszty alternatywne uzyskane w okresie pięcioletniego kształcenia mogą wynieść nawet ćwierć miliona zł na osobę (nie wspomnę o studiach medycznych). To, że ludzie masowo marnują pieniądze i czas, to fakt. Oglądamy to marnotrawstwo na co dzień. Ale nie zgodzę się z diagnozą, że nawet nieodpowiedzialne (ok 85% Polaków nie posiada oszczędności wyższych niż 6 pensji) społeczeństwo nie potrzebuje edukacji. Równie dobrze możemy stwierdzić że wojska i dróg też nie potrzebujemy skoro nam się nie chce ich finansować. Nie chce nam się też wspomagać rzeczonych dzieci w Afryce, bo w Europie pięciokrotnie więcej wydajemy na powiększanie piersi i genitaliów (lol). Kamilu, ludzie nie są racjonalni w zarządzaniu. Winę ponosi też państwo, które nie racjonalizuje wydatków. Kolega z USA studiował medycynę na UJ – kredyt liczył dziesiątki tys. USD, ale on ten kredyt może spłacić w 3-4 lata jako lekarz w UK. W Polsce zajmie mu to przeszło kilkanaście lat. Bo system jest skrajnie nieefektywny a nie żyjemy w międzywojniu i nie ma w Polsce 60 tys. studentów, tylko 1,7 mln. Dlatego wyjeżdżamy, dlatego też Anita mimo wszystko w Brukseli może szybciej “spłacić dług” i wykorzystać swe kompetencje.

      PS. Być może płatne studia i kredyt do spłacenia byłyby bardziej racjonalnym podejściem do studiów, ale i tu pojawiłby się problem braku pracy i marnotrawstwa zasobów. On nie wynika z przeinwestowania, wręcz przeciwnie, ale z tego o czym pisał Rafał wyżej – nie wykorzystujemy kreatywnie wiedzy dla społeczeństwa, od prezesów i urzędników po stażystów. Krótko: bez kapitału społecznego nie mamy szans. Anita ma świetny kapitał społeczny i wykorzysta go na sto sposobów. Pomyślcie jednak o setkach tysięcy tych, którzy go nie mają i… nie planują zdobyć.

  25. zapomnieli w odpowiednim momencie rozpocząć działalność w partii politycznej 😉

  26. Moi Drodzy,

    Odwiedzam te strone po raz pierwszy i chce Wam podziekowac – bardzo ciekawy artykul i rownie ciekawe komentarze. Temat jest mi bliski, bo wlasnie siedze w jednym z licznych biur KE (stad brak polskich znakow), za 1,5 tyg koncze swoj staz, a perspektywy znalezienia pracy wcale nie sa rozowe (i nie mowie tu o pozostaniu w Bxl, mam wrazenie, ze to graniczy z cudem, chyba ze sie ma zamoznych Rodzicow, ktorzy sfinansuja zycie w dosc drogim miescie podczas bezplatnego stazu).

    Gdy dowiedzialam sie, ze dostalam sie wreszcie na wymarzony staz do KE bylam baaardzo szczesliwa, rzucialm bez namyslu prace w Polsce (ciekawa, rozwojowa, dobrze platna – choc moze niezbyt sexy), bo:
    a) kiedy realizowac marzenia jesli nie tu i teraz;
    b) gdzie zdobede cenniejsze doswiadczenie i wiedze, jesli nie w “Centrum Zarzadzania Europa”;
    c) przeciez po stazu w KE na pewno znajde wymarzona, SEXY prace znacznie latwiej!

    I tak siedze sobie tutaj i pisze ten post, poniewaz nie mam kompletnie nic do roboty. Mimo mojego, proaktywnego podkreslam, nastawienia, moje zadania jako stazystki ograniczaly sie w przeciagu ostatnich 5 miesiecy do kopiowania i wklejania, pisania nikomu niepotrzebnych raportow i analiz i ciaglego dopraszania sie o cokolwiek do zrobienia.
    W koncu dalam za wygrana i skupilam sie na szukaniu pracy w ojczyznie – i tu – kolejne rozczarowanie – telefony sie nie urywaja.. Dlaczego??? Dobre studia, tyle praktyk, staz w KE, 2 lata doswiadczenia zawodowego – CO JEST ZE MNA NIE TAK? hmm moze trzeba bylo sluchac Taty – “Masz swietna prace, nie rzucaj jej dla tego stazu! Potem bedziesz miala problemy!” – “Tato, przesadzasz”.. O swieta naiwnosci…

    Pozdrawiam

    1. Bazylia, bedzie dobrze. Ja w dniu opublikowania artykulu dowiedzialam sie, ze kilkoro bliskich mi znajomych otrzymalo swietne propozycje pracy, poczawszy od instytucji UE i polskiego ministerstwa, poprzez think tanku, az po korporacje. Takze nie jest tak zle, jak to zarysowalam. Po prostu trzeba odczekac swoje. Ale warto! Takze probuj dalej, a sie uda lepiej niz myslisz.

  27. Kamilu, nie zgadzam sie z Toba, fundamentalnie roznimy sie w rozumieniu i docenianiu znaczenia i wartosci ‘kapitalu ludzkiego’. Jesli uwazasz, ze moj zywot jest strata dla panstwa, to coz, bardzo mi przykro, ale w takim razie zauwaz, ze dotyczy to zywotow zaczynajacych prace WSZYSTKICH po studiach, od lekarzy, przez prawnikow, ekonomistow, nie wspominajac o tych, co trafiaja do budzetowki, czyli m.in. czlonkow i mojej i Twojej rodziny – nauczycieli. Prawdziwa strata bylaby wowczas, gdyby ci wszyscy, uzyskawszy tak staranne wyksztalcenie i ‘kredyt’ od spoleczenstwa, nagle rzucili to, do czego zostali wyedukowani, celem pracy w odlewni, do czego zachecales dla mnie niezrozumiale w komentarzu powyzej.
    I nie zgadzam sie z tym, ze ludzie po stosunkach miedzynarodowych, czy studiach europejskich itp. posiadaja mniej kwalifikacji i wiedzy niz ekonomisci czy prawnicy. Po prostu wiedze tych ostatnich jest latwiej nazwac, zaszufladkowac, podczas gdy edukacja tych pierwszych jest bardziej wszechstronna, skupiajaca sie na dostrzeganiu i rozumieniu dynamik procesow, zjawisk i trendow w polityce.
    Proste pytania: czy ekonomisci wiedza, jak wyjsc z trwajacego kryzysu ekonomicznego? Czy prawnicy wiedza, czy i jak karac zbrodniarzy wojen jugoslowianskich? Nie. Czy ich decyzje sa bezkontrowersyjne? Nie. Ja widze tu role dla ‘stosunkowca’, ktory posiada wiedze zarowno z zakresu ekonomii, jak i prawa, i jest znacznie elastyczniejszy w ocenianiu sytuacji i podejmowaniu decyzji.
    Dalam sie sprowokowac, ale juz mam dosyc sluchania o wyzszosci prawa czy ekonomii nad SM. To otwiera kolejny rozdzial do dyskusji pod tytulem ‘ktora dziedzina nauki jest lepsza’, i ktora nie ma sensu, i w ktora nie chce dalej wchodzic (przynajmniej pod tym artykulem). Jak bym mogla wybierac jeszcze raz, to nie wybralabym ani prawa, ani ekonomii, ani byc moze nawet ukochanych SM, lecz moze przekornie biotechnologie, ewentualnie genetyke.

    1. Nie chodzi o to, że ludzie po SM mają mniej wiedzy niż prawnicy, i to napisałam/chciałam napisać. Wiedza prawników i ekonomistów jest po prostu bardziej rynkowa.
      Ekonomiści nie widzą, jak wyjść z kryzysu? No i co z tego? Czy to jest w ogóle jakokolwiek problem dla poszczególnych ekonomistów na szczeblu lokalnym?… Szeregowy ekonomista wylicza, ile kredytu może wziąć Iksińska i ile firma może zaoszczędzić, jeżeli zatrudni do sprzątania firmę zewnętrzną zamiast pani Ani i pani Kasi na etat. Prawnik? Zbrodniarze jugosławiańscy? Prawnik ma wiedzieć, co i jak zrobić, żeby jego klientka dostał rozwód z orzeczeniem winy partnera…
      Procesy, zjawiska i trendy w polityce nie generują aż takich możliwości zatrudnienia. Z kolei uniwersytety stosunkowców produkują masowo. Jeżeli prawnikowi nie uda się kariera w dyplomacji, zawsze ma jakieś wyjście awaryjne. Stosunkowiec? Może się zacząć buntować, pytanie przeciwko czemu – że na jego (niewątpliwe) umiejętności zapotrzebowanie jest po prostu bardzo ograniczone? A co mozna na to poradzić?

  28. Skromnie, bo skromnie, ale zbyt dużo mądrych myśli tu się pojawiło, bym chciał z nimi polemizować.
    Nie znam w Warszawie praktycznie nikogo, kto skończył stosunki na dobrej uczelni i miałby problem z pracą (ale nie znam losu wszystkich! – skupiam się na moich najbliższych znajomych). Ludzie (rocznik 87 i 88) zarabiają od 1600 PLN na rękę, przez 2000, 2400, 2500, 3500 itp, po 5000 PLN. Pracują w urzędach, MSZ, OSW, organizacjach pozarządowych, firmach zajmujących się problematyką SM i generalnie robią to, co zawsze chcieli robić (może poza osobą od 1600 PLN 🙂 ). Czasem dorabiają pisząc artykuły o świecie, o turystyce, o SM, biorą niewielkie granty którymi opłacają swoje podróże. Realizują się na doktoracie. Nie wszyscy, wiadomo 🙂
    Ale… Może warto swoje kompetencje pokazać najpierw tam, gdzie naprawdę potrzeba wykształconych Polaków? W Polsce? Z 3 językami bez problemu się odnajdziecie. Trzeba tylko szukać.
    Zauważyłem ostatnio, że kupa moich znajomych ze wschodu przyjeżdża do Polski pracować na stanowiskach, gdzie potrzeba dwóch języków zachodnich. Płaci się im ok. średniej krajowej. Na start. Bez niczego. + pokój pracowniczy za 300 PLN. Zastanawiam się, czemu ludzie, których z Polską łączą tylko 10- cio dniowe stypendia znajdują dobrze płatną pracę w Polsce, kiedy tyle świetnie wykształconych osób pracy tej znaleźć nie może?
    Polacy są gorsi?
    Polacy są leniwi?
    A może Polacy nie umieją szukać pracy? I żyją marzeniami, że ona sama ich znajdzie?
    Trzeba ruszyć zadek!
    Życzę powodzenia!

    PS. Uważam, że moment ruszenia zadka w wieku, kiedy ja to zrobiłem (miesiąc po ćwierćwieczu) za zbyt późny. Ale z pomocą przyszłym pokoleniom przychodzą 1 darmowe studia i obniżony wiek szkolny 🙂

    1. A ja znam takich co maja problemy. I musieli wyjechac na jablka do Niemiec. Przykra rzeczywistosc…

      1. W przyszłym tygodniu do swojej firmy (10 osobowej) zajmującej się stosunkami międzynarodowymi przyjmujemy 2 kolejne osoby. Najprawdopodobniej z ISM, na 100% z WDiNP…

  29. Rynek pracy jest jaki jest. Ambasadorów nie może być nieskończenie wielu, to samo tyczy się innych wysokich urzędników państwowych, czy funkcjonariuszy unijnych. Jeżeli CoE wypuszcza co roku ze swoich murów 400 absolwentów (tak podaje wiki), to ja się pytam, gdzie niby ich wszystkich upchać? Przecież nawet unijny Lewiatan takich mas, choćby chciał, w swe szeregi nie zdoła przyjąć.

    Dostrzegam poza tym w całej tej sytuacji pewną nieuzasadnioną roszczeniową postawę. Już sam tytuł co nieco o tym trochę narcystycznie mówi: “bunt pięknych i młodych”. Tak, pięknych i młodych, a poza tym po – uwaga uwaga – elitarnej szkole liderów. Crême de la crême, świat winien leżeć u stóp. Ale ja nie nazwę liderem kogoś, kto znając 3 języki i mając 2 albo 3 fakultety zrobione w różnych państwach wraca po szkole do swojego kraju by pracować jako ochroniarz w barze, albo płacze że wszystko co może na chwilę obecną dostać to kolejny bezpłatny staż i utyskuje na ciężkie czasy. Wśród tych 400 ludzi, do których przemawiał konferansjer “Jesteście przyszłymi liderami Europy!”, prawdziwych liderów było 20, a może i mniej, a cała reszta będzie się musiała jakoś inaczej odnaleźć na rynku pracy, raczej nie w dyplomacji czy nawet szeroko pojętej budżetówce (bo tak jak już napisałem, liczba miejsc tam jest po prostu ograniczona!), a w innych branżach. I to jest całkowicie normalne. Prawdopodobnie wielu z tych ludzi później osiągnie sukces, zdobędzie dobrą pracę, ale nie od razu i nie tak, jak sobie to idealistycznie te osoby na początku zakładały. Opisana tu sytuacja, to mówiąc krótko, klasyczne zderzenie rozdmuchanych oczekiwań ze zwykłą codzienną rzeczywistością.

    Zupełnie inna sprawa to fakt, jak działa unijna biurokracja, o czym wspomniałaś, a mianowicie to, że jest opanowana przez często niekompetentnych ludzi, którzy bronią swoich stołków i przywilejów (w komentarzach powyżej pojawiło się nawet określenie o “sexy-pracy”, cokolwiek to znaczy), nie dopuszczając do różnych stanowisk mądrzejszych od siebie. Dla wielu polityków i funkcjonariuszy unijnych posady w Brukseli to intratne synekury. Ale w zasadzie – każda biurokracja taka jest.

  30. Anito.

    nie namawiam Cię do pracy w odlewni ponieważ praca w dziale odlewania w odlewni to bardzo ciężka, wymagająca fizycznie i niebezpieczna praca, której co do zasady nie wykonują kobiety (oburzonym feministkom proponuję przed podjęciem dyskusji wizytę w dziale odlewni, uważne rozejrzenie się załzawionymi oczyma – opiłki, pył, para wodna, i duże różnice temperatur, i po próbie rozmowy za pomocą krzyku – hałas o dużych amplitudach natężenia – odpowiedź na pytanie czy rzeczywiście chcą żeby tam pracowały kobiety? mogą ale co do zasady nie pracują i to nie z powodu męskiej szowinistycznej zmowy).

    Twoje kompetencje, wykształcenie i umiejętności są warte tyle ile ktoś chce za nie zapłacić. dlatego stale należy dokonywać ich wyceny na rynku. od kilku lat (wg Twoich słów trend się utrzymuje) wartość rynkowa kompetencji, wykształcenia i umiejętności absolwentów COE jest niska i gdyby nie istnienie podmiotów opłacanych przez podatników to szanse na znalezienie przez nich dobrze płatnej pracy po studiach byłyby niewielkie a przynajmniej nie większe (niż bez studiów w COE) pomimo zainwestowanego w studia w COE czasu i pieniędzy. rzecz jasna nie tylko absolwenci COE zaciągają olbrzymi dług wobec społeczeństwa i moje pytanie postawione w poprzedniej wypowiedzi nie miało ich dyskredytować na tle absolwentów innych kierunkach (tak, my wszyscy mamy do spłacenia dług i to jest nasz wielki zbiorowy obowiązek). chciałem odwrócić optykę patrzenia na sprawę z “coś mi się należy” na “dzięki za możliwość realizacji marzeń i pasji, ciężką pracą spłacę szansę jaką otrzymałem/otrzymałam”.

    ps. przewagą prawników jest posiadanie odpowiedniego aparatu pojęciowego, zrozumienie terminologii i języka prawniczego oraz opanowanie podstaw praktycznej wiedzy, a także, i to nie tylko w warunkach polskich, potwierdzenia zdania egzaminów uprawniających do wykonywania zawodu i bez studiów nie da się tego nadrobić, dlatego o ile jest sporo prawników będących świetnymi dyplomatami czy politykami to praktycznie nie ma (i nie może być w dużej części krajów) stosunkowców będących świetnymi prawnikami. z tych m.in. powodów, chociaż nie ja pisałem o tym wcześniej, istotna przewaga studiów prawniczych nad stosunkami międzynarodowymi czy naukami politycznymi, w przygotowaniu do rynku pracy . z tego samego powodu obecne urzędy centralne w Polsce przynajmniej deklaratywnie starają się zatrudniać osoby po prawie czy ekonomii a nie po naukach politycznych czy stosunkach międzynarodowych.

  31. Bardzo ciekawy tekst. Dobrze się czyta i przedstawia nieznane zjawisko (bo jakie media są zainteresowane CoE?). Ale zwrócę uwagę na pewną niekonsekwencję, która wygląda jak upraszczanie problemu.

    Najpierw skrytykowałaś Komisję, że jej programy aktywizacji młodych są nieskuteczne i nawet najlepsi uczestnicy programu JPD nie mogą znaleźć dobrej pracy, a potem zastanawiasz dla czego ten program ograniczono.

    Hmmm. Może twój pogląd wyrażało wielu ludzi a nikt nie raczył głośno powiedzieć, że taki program jest potrzebny i skuteczny? Może ktoś w Komisji uznał, że masz rację i postanowił wyciągnąć z tego wnioski i nie marnować pieniędzy podatników na nieskuteczny program?

    Krytykować jest łatwo i ludzie lubią to robić. Bo w końcu to nie krytycy ponoszą odpowiedzialność za podejmowane decyzje. A taka krytyka świetnie się czyta. Tylko jak Ty napisałaś, że programy Komisji są nieskuteczne, ktoś inny, ku radości czytelników, napisał że JPD to były wspaniałe wakacje ale pracy po tym nie znalazł, a setki innych osób napisały wprost, że te programy nie przynoszą efektów tylko marnują pieniądze podatników, to nie rozumiem zdziwienia faktem, że program został ograniczony. Ile można wydawać pieniądze wbrew obywatelom i ich słusznej opinii?

  32. CoE (College of Europe) oraz JPD (Junior Professionals in EU Delegations) to dwie różne rzeczy, przepraszam jeśli nie zostało to anleżycie rozróżnione w artykule.

  33. http://euobserver.com/economic/120137
    “(…) an opinion drafted by the Council’s legal services – dated 6 May and seen by EUobserver – casts doubt on whether the cutbacks would stand up to a challenge in the EU court in Luxembourg.
    The memo says: “The envisaged measures would mean unprecedented changes to the conditions of employment of Union officials … This makes it difficult to predict to what extent a particular combination of measures would be found in breach of general principles and fundamental rights by Union courts.”
    It adds that all workers in Europe are protected from a “retroactive withdrawal” of “acquired rights” in a principle which is “closely related to the fundamental right of property.””
    Nie rozumiem takiego rozumowania. Kazda praca wymaga poswiecen, jedni wyjezdzaja z kraju, inni musza wstawac o 3 nad ranem, jeszcze inni zpstawiac dzieci na caly dzien z opiekunka. TO jest po prostu nedzne usprawiedliwienie pozostania przy tlustych benefitach. Przeciez mamy czas kryzysu – dlaczego wszyscy maja zaciskac pasa, tylko nie oficjele UE?

Comments are closed.