PAULINA WOJCIECHOWSKA, Program Azjatycki
Od kilkudziesięciu miesięcy rodząca się demokracja w Birmie jest przedmiotem wzmożonej uwagi społeczności międzynarodowej – przychylnie witającą wszelkie procesy zmierzające do umieszczenia kraju w orbicie gospodarczych i kulturowych wpływów “państw cywilizowanych”. Obok na ogół pozytywnych przemian zmierzających ku “otwarciu na świat” w małym państwie azjatyckim toczą się etniczne konflikty – jeden z nich ma miejsce w stanie Rakhine. Wybory, które obyły się na początku kwietnia ubiegłego roku przyniosły Birmie pewną nadzieję – część miejsc w parlamencie przypadło opozycyjnej Narodowej Lidze na Rzecz Demokracji, na czele z ikoną birmańskich przemian, noblistką Aung San Suu Kyi. Wielu twierdzi jednak, że powołanie cywilnego rządu ma być nieco na pokaz, dla Zachodu – tak, by generałowie nadal nie wypuścili władzy z rąk.
Jednak przemiany demokratyczne, „otwarcie na świat” (także na międzynarodowy biznes) następują krok po kroku. Jednym z takich kroczków było niedawne zezwolenie prezydenta na działalności prywatnych gazet – od 1 kwietnia 2013 roku. Dla zwykłych ludzi demokratyczne przemiany są jeszcze niemal niewidoczne – w sklepie można kupić więcej artykułów, poprawia się nieco standard życia w stolicy. Na prowincji na prawdziwe zmiany trzeba będzie jeszcze trochę poczekać.
Stan Rakhine położony jest na zachodzie Birmy, nad Zatoką Birmańską. Rohingowie to ludność pochodzenia indoeuropejskiego, wyznająca islam i posługująca się odrębnym językiem, zamieszkująca głównie prowincję Rakhine (dawniej Arakan). Stanowią ok 4% z 54 milionowej populacji Birmy, jednak w samej prowincji to ok. 40% ludności – ok. 60% to wyznający buddyzm przedstawiciele grupy etnicznej Rakhine. Rohingowie twierdzą, że są potomkami arabskich żeglarzy, którzy przed wiekami osiedlili się na tym terytorium. Ze względu na odmienność prześladowani są od wieków; w czasie II wojny światowej doszło do masowych pogromów muzułmańskiej ludności. Od lat część ludzi zbiega do sąsiedniego Bangladeszu (często drogą morską na prowizorycznych łodziach), gdzie dla uchodźców granice są otwarte (ok. 300 tys.), a także do Pakistanu i Indii. Umieszczani w ośrodkach oferujących jedynie najbardziej podstawową pomoc, są najczęściej pozbawieni jakichkolwiek perspektyw.
Ucieczki do Bangladeszu są z resztą dla rządu kolejnym powodem do prześladowań, gdyż birmańska junta wojskowa oskarża Rohingów o bycie „piątą kolumna Bangladeszu”. Birma nie uznaje Rohingów za swoich obywateli – według rządu są Bengalczykami – i odmawia im wydania dokumentów tożsamości. Uciekając za granicę, pozbawiają się zatem możliwości powrotu. Rząd biednego Bangladeszu niechętnie przyjmuje kolejnych uchodźców, już obecnym nie daje dużych szans na rozpoczęcie normalnego życia. Brak perspektyw skłania uchodźców do kolejnej ucieczki – drogą morską do Malezji czy Tajlandii, jednak wielu nie przeżywa tej podróży.
„Otwarcie na świat”, które Birma przeżywa od 2011 roku zaostrzyło przemoc i chaos w niespokojnej prowincji. Do najgwałtowniejszych starć pomiędzy muzułmanami a buddystami doszło w czerwcu ubiegłego roku. W region konfliktu wysłano wojska, ale w żaden sposób nie chroniły one lokalnej ludności; według Human Rights Watch przyzwalały na gwałty, morderstwa, masowo aresztując głównie muzułmanów. Według rządowych źródeł zginęło wówczas 89 osób (57 muzułmanów, 31 buddystów,) około 90 tysięcy uciekło ze swoich domów. Wielu chciało wrócić, lecz poruszanie się po stanie było prawie niemożliwe – w poszukiwaniu żywności i opieki lekarskiej trafiają więc do prowizorycznych obozów. W lipcu prezydent Birmy Thein Sein jako rozwiązanie konfliktu zaproponował… wydalenie z Birmy wszystkich Rohingów, a na spotkaniu z przedstawicielami ONZ i UNHCR oświadczył wprost, że nie uzna praw tej grupy etnicznej, która wg niego „stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego”.
W październiku przez prowincję przeszła kolejna fala przemocy, zginęło wówczas co najmniej 80 osób. Pod naciskiem społeczności międzynarodowej rząd Birmy oświadczył, że chce rozwiązać konflikt poprzez przyznanie obywatelstwa muzułmanom. Rozpoczęcie realizacji tego zamierzenia mogłoby być ważnym punktem zwrotnym, przyspieszającym rozwiązanie konfliktu. Mimo tych deklaracji UNHCR i inne organizacje humanitarne odnotowują, że wciąż setki uciekinierów opuszcza niespokojną prowincję.
Uciekając przed nasilającym się konfliktem wielu zostawiło swoje domy, nie wszystkim jednak dane było zbiec za granicę. Na około 100-115 tysięcy szacuje się liczbę uchodźców wewnętrznych (IDPs). Poruszanie się po stanie jest nadal bardzo utrudnione, a muzułmanie narażeni na ataki buddystów. Rohingowie nie mogąc wrócić do domów, mieszkają w większości w prowizorycznych obozach (ok 85% z nich zlokalizowanych jest w pobliżu stolicy stanu, Sittwe), a rząd utrudnia organizacjom humanitarnym udzielenia im najbardziej podstawowej pomocy. Mimo ograniczonych możliwości w pomoc zaangażowały się różne organizacje humanitarne, których działania na tym etapie koncentrują się przede wszystkim na dostarczaniu żywności, leków, koców itd.
W ostatnich dniach pracownicy organizacji humanitarnych zaapelowani o poprawę warunków higieniczno-sanitarnych w obozach (tzw. WASH – water, sanitation and hygene). Stwierdzono, że ok. 60% IDPs nie ma dostępu do pitnej wody, a ok. 70% nie ma zapewnionych podstawowych warunków sanitarnych. (Organizacje międzynarodowe działają m.in. budując prowizoryczne latryny!) Polskim akcentem pomocowym są działania w ramach projektu „Młoda Demokracja” (Projekt Birma) m.in. Warsztat Praktycznych Umiejętności Obywatelskich – dla młodych aktywistów ze stanu Rakhine.
Konflikt w Rakhine nie jest jedynym, z którym zmaga się Birma. Walki na tle etnicznym rozgrywają się także w stanie Shan oraz Kaczin. Niestabilna sytuacja w Birmie jak na razie przyczyniła się do wzrostu przemocy – ale być może w dłuższej perspektywie jest nadzieja na poprawę sytuacji. Liderka opozycji apelowała do rządu o wysyłanie większej liczby wojsk na tereny ogarnięte zamieszkami i zaprzestanie przemocy – jednak zamieszki w stanie Rakhine motywowane są odmiennością religijną czy etniczną, nie polityczną, więc poprawa sytuacji kraju niekoniecznie poprawi los ludności. Być może pod naciskiem społeczności międzynarodowej zostaną zrealizowane zapowiedzi przyznania obywatelstwa – czy po setkach lat prześladowań Rohingowie będę czuli jakikolwiek związek z Birmą? Zostanie także sąsiedzka nienawiść – nie tylko atawistyczny, obecny w wielu miejscach na świecie lęk przed Obcym, Innym, lecz także konkretna pamięć o niedawnych krzywdach. Czy demokracja, prawa człowieka, budowanie wspólnoty opartej na tolerancji, szanowaniu odmienności może temu zaradzić?
Przeczytaj też:
- Jakub Wołosowski, Birma – kręta i długa droga do wolności
- P. Wojciechowska, Wyzwania humanitarne: uchodźcy wewnętrzni
[…] P. Wojciechowska, Muzułmanie i buddyści. Konflikt w birmańskim Rakhine […]
[…] P. Wojciechowska, Muzułmanie i buddyści. Konflikt w birmańskim Rakhine […]
[…] P. Wojciechowska, Muzułmanie i buddyści. Konflikt w birmańskim Rakhine […]