Bezpieczeństwo międzynarodowe Dyplomacja ONZ Społeczeństwo

Konferencja ITU – powtórka z ACTA?

JAKUB BRZESZCZAK*

zrodlko - grafika googleInternet to potężne narzędzie – z pewnością nie trzeba tego nikomu przypominać. Z tego też powodu wciąż mają miejsce coraz to nowe próby przejęcia nad nim kontroli. Całkiem niedawno zakończyła się debata związana z propozycją przyjęcia ACTA, a na horyzoncie już pojawiły się kolejne zagrożenia dla wolności w sieci. Jednym z nich była konferencja Międzynarodowego Związku Telekomunikacyjnego (International Telecommunication Union, w skrócie ITU), która odbyła się w grudniu ubiegłego roku. Stała się ona polem bitwy o panowanie nad Internetem.

USA władcą Internetu

Kwestia kontroli nad globalną siecią to złożony i wieloaspektowy problem. Wielką władzę w tej dziedzinie posiada ten, kto przydziela adresy IP. Czym jest adres IP? Mówiąc najprościej, jest to numer, na podstawie którego użytkownik łączy się z Internetem. Obecnie ich przydzielaniem zajmuje się ICANN (ang. The Internet Corporation for Assigned Names and Numbers – Internetowa Korporacja ds. Nadawania Nazw i Numerów) – organizacja non-profit zarejestrowana w Kalifornii, której członkami są biznesmeni i naukowcy. W praktyce, w większym lub mniejszym stopniu, jest ona kontrolowana przez rząd Stanów Zjednoczonych.

Taka sytuacja nie podoba się krajom takim jak Chiny, Rosja czy niektóre państwa afrykańskie, gdzie wolność wypowiedzi jest ograniczana nie tylko w Internecie. Przykładowo w Rosji Internet stał się kolebką społeczeństwa obywatelskiego i źródłem informacji niepoddanych cenzurze państwowej. Amerykańskiej supremacji w sieci sprzeciwiają się też Indie. Narzędziem mającym wpłynąć na obecny stan rzeczy miał być Międzynarodowy Związek Telekomunikacyjny – wyspecjalizowana organizacja ONZ.

ITU

Międzynarodowy Związek Telekomunikacyjny (ITU) jest jedną z najstarszych organizacji międzynarodowych. Powstała w 1865 roku w Paryżu jako Międzynarodowy Związek Telegraficzny. Obecnie jest wyspecjalizowaną organizacją działającą przy ONZ, zajmującą się rynkiem telekomunikacyjnym i radiotelekomunikacyjnym. Do tej pory jej główne zadania związane były ze standaryzacją i zarządzaniem pasmami radiowymi. Ostatnio zaczęła jednak rościć sobie prawa do regulowania globalnej sieci internetowej.

Konferencja w Dubaju

W obradach Światowej Konferencji Telekomunikacyjnej, odbywającej się w Dubaju między 3 a 13 grudnia 2012 roku, wzięły udział delegacje 193 państw zrzeszonych w ITU. Jej celem było zrewidowanie ważnego traktatu międzynarodowego – International Telecommunication Regulations (ITR) – zawierającego regulacje dotyczące telekomunikacji na poziomie globalnym. Jego ostatnia wersja pochodzi z lat osiemdziesiątych i niezbyt przystaje do współczesnego świata. Zmiany są konieczne, jednak niektóre propozycje od samego początku budziły kontrowersje. Przykładowo Rosja zaproponowała, aby nowe regulacje wprost zezwalały państwom na kontrolę i cenzurowanie Internetu na swoim terytorium. Już od maja ubiegłego roku w gazetach zaczęły pojawiać się artykuły, w których wyrażano obawę przed możliwością ograniczenia wolności w Internecie przez ONZ. Dodatkowo niepokoje wzmagał fakt, że obrady w Dubaju miały toczyć się za zamkniętymi drzwiami.

Stanowisko Polski

Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji ogłosiło w sierpniu 2012 roku konsultacje społeczne, na które odpowiedziało bardzo wiele organizacji i instytucji społecznych, między innymi: Fundacja Panoptykon, Fundacja Nowoczesna Polska, Centrum Cyfrowe: Projekt Polska i Internet Society Poland. Wyraziły one brak zgody na ograniczanie przepływu informacji w sieci oraz rozszerzenie mandatu ITU na Internet. Polskie stanowisko w sprawie zmian w ITR przez pewien czas nie było do końca jasne. Oficjalnie polski rząd opowiadał się za ochroną wolności w Internecie, ale jednocześnie deklarował gotowość do dyskusji nad zmianami w zarządzaniu Internetem. Ostatecznie jednak nie poparł żadnych kontrowersyjnych zapisów.

Zmiany w ITR-ach

Chiny i Rosja zrezygnowały z niektórych najbardziej kontrowersyjnych propozycji jeszcze przed konferencją, uginając się pod naciskiem krytyki płynącej ze strony innych państw i organizacji społecznych. Jednak wciąż pojawiały się postulaty stanowiące zagrożenie dla wolności w Internecie. Przykładowo, grupa państw arabskich proponowała, aby znieść anonimowość w Internecie poprzez wprowadzenie identyfikacji użytkowników. Jest to prawdopodobnie skutek wiosny ludów na Bliskim Wschodzie, w której Internet odegrał niebagatelną rolę.

Do tej pory Internet funkcjonował w dużym stopniu w sposób anarchiczny, bez większej kontroli. Na konferencji w Dubaju pojawił się pomysł, aby regulację globalnej sieci powierzyć ITU. Obecny system zarządzania Internetem z ICANNem na czele nie jest doskonały i wymaga zmian, lecz ITU nie nadaje się do roli globalnego zarządcy. Jest organizacją nietransparentną, jej regulacje powstają w zaciszu gabinetów i podczas dyplomatycznych rozmów, w których mogą uczestniczyć tylko strony rządowe państw członkowskich. Sami obywatele są wyłączeni z procesu decyzyjnego.

Przed rozpoczęciem konferencji WCIT-12 (jak dokładnie nazywa się grudniowe zgromadzenie) w Dubaju, organizacje pozarządowe  chroniące prawa człowieka i wielkie korporacje, takie jak Google, mówiły jednym głosem – co zdarza się raczej rzadko – sprzeciwiając się przekazaniu ITU kontroli nad Internetem. Swój sprzeciw wobec cenzury i ograniczaniu wolności w Internecie zdążył wyrazić w mocnych słowach Parlament Europejski oraz amerykański Biały Dom.

Niemal dwa tygodnie trwały debaty nad zmianami w ITR. Ich końcówka przybrała dość dramatyczny obrót. Kiedy po wielu dniach dyskusji ustalono w końcu kompromisową wersję zmian, na ostatnim zgromadzeniu plenarnym Iran i Algieria zaczęły zabiegać o to by przeredagować zapisy o ochronie praw człowieka. Wcześniej zostało uzgodnione, że zostaną one wpisane w nowy traktat. Skończyło się na tym, że nowe przepisy zaczęły być nieprzejrzyste i stało się niejasne, czy dotyczą Internetu. Polska była jednym z krajów, które domagały się doprecyzowania przepisów.

W rezultacie, z powodu niejasności niektórych artykułów traktatu, 59 państw głosowało przeciw, a 89 za przyjęciem jego nowej wersji. W gronie państwa, które odmówiły podpisania dokumentu znajduje się m. in. Polska, wraz z USA, Kanadą, Wielką Brytanią, Szwecją, Danią i Kenią.

Obecna sytuacja prawdopodobnie będzie jeszcze poddawana interpretacji w świetle zapisów prawa międzynarodowego o traktatach. Najbardziej prawdopodobny jest scenariusz, w którym nowe przepisy będą obowiązywać jedynie w tych krajach, które podpisały traktat. Reszta państw będzie podlegać starszej wersji.

Jaka przyszłość globalnej sieci ?

Internet odegrał niebagatelną rolę podczas wiosny ludów w krajach Afryki Północnej. Stał się też kolebką społeczeństwa obywatelskiego w Rosji. Znając potencjał globalnej sieci, autorytarni przywódcy od dawna starają się wprowadzić w niej ograniczenia. Chiny nie pozwalają swoim obywatelom korzystać z takich serwisów jak Facebook czy Google. W Rosji niedawno powstała czarna lista stron internetowych, które będą blokowane. Iran ma zamiar dołączyć do Korei Północnej i Kuby, gdzie dostęp do Internetu zastępuje sieć wewnątrzkrajowa. Nowe przepisy ITU mogłyby usankcjonować jedynie to, co wymienione państwa już wprowadzają.

Można postrzegać konferencję w Dubaju jako romantyczny bój o wolność w Internecie, jednak należy pamiętać, że Stany Zjednoczone mają swój interes w zachowaniu kontroli nad przydzielaniem adresów IP i wraz z organizacją ICANN czerpią ogromne korzyści finansowe ze sprzedaży domen internetowych. Trzeba też podkreślić, że zachodnie firmy i koncerny często handlują z niedemokratycznymi reżimami, sprzedając im np. oprogramowanie szpiegowskie.

Podział na dwie grupy państw, jaki uwidocznił się podczas grudniowej konferencji, może źle wróżyć na przyszłość. Powstać mogą dwa rodzaje Internetu. Jeden wolny i niczym nieskrępowany. W drugim Wielki Brat będzie zaglądać użytkownikom przez ramię i blokować wybrane strony. Trzeba też pamiętać, że państwa, które opowiedziały się za wolnością i brakiem cenzury w Internecie są w mniejszości i kiedyś być może będą musiały pójść na ustępstwa wobec krajów autorytarnych.


*Jakub Brzeszczak – współpracownik CIM, student stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie (specjalność – Studia Wschodnie). Członek koła naukowego „Homo Politicus”. Interesuje się polityką wschodnią, krajami Partnerstwa Wschodniego.


Przeczytaj też:

5 Responses

  1. A możesz napisać jeszcze jakie jest stanowisko państw EU wobec faktu posiadania przez USA ICANN? Przyznam, że jestem zielony w tym temacie, ale zastanawia mnie dlaczego państwa Europy nie protestowały przeciwko temu, że Stany mają monopol na przydzielanie adresów IP, bo mam rozumieć, że w praktyce daje to USA jakieś profity?

    1. Mam nadzieję, że Autor nie obrazi się, że odpowiem. Kamilu, sprawa, bardzo ogólnie, wygląda tak, że Internet powstał poprzez udoskonalanie sieci ARPANET, nad którą badania finansowało amerykańskie wojsko. Z czasem zezwolono na użytkowanie sieci przez uniwersytety, a potem osobom prywatnym. Jednocześnie nieformalne stowarzyszenie Internet Engineering Task Force (IETF), początkowo naukowcy sponsorowani przez rząd USA, a potem grupujące wszystkich zainteresowanych Internetem, prowadziło dyskusje nad protokołami komunikacyjnymi i uporządkowaniem IP, z czego powstała grupa robocza Internet Assigned Numbers Authority (IANA). Z czasem okazało się, że dla sprawnego funkcjonowania trzeba IANA zinstytucjonalizować i tu z pomocą przyszedł rząd USA, który przyznał odpowiednie uprawnienia i środki. IETF w memorandum (http://tools.ietf.org/html/rfc2860) zgodził się na administrowanie IP przez IANA, która obecnie jest częścią ICANN. Z racji tego, że do IETF może należeć każdy użytkownik internetu, a w wyborach do Rady Dyrektorów ICANN prawo głosu też ma każdy, to z instytucjonalnego punktu widzenia, jest to zdecydowanie lepsze rozwiązanie niż przekazanie kontroli instytucji ONZ. USA swój interes ma taki, że może wymóc usunięcie pewnych domen (przetłumaczonych adresów IP) tak jak to było z Wikileaks. Dodatkowo korzysta jeszcze na tym (choć nie wiem dokładnie jak) sieć wywiadu elektronicznego Echelon, z pomocą której podobno wytropiono m.in. Bin Ladena. Plus dochodzi kasa za sprzedaż domen internetowych i interesy korporacji takich jak Network Solutions. Mam nadzieję, że wszystko jest poprawnie, jeśli nie, proszę poprawić.

  2. Witam. Jeśli chodzi o UE i jej stanowisko, parę lat temu komisja europejska, na czele z Viviane Reeding, dość mocno skarżyła się na podporządkowanie ICANNu rządowi Stanów Zjednoczonych. Jednak w 2009 roku została podpisana nowa umowa pomiędzy ICANNem, a amerykańskim Departamentem Handlu. Zgodnie z jej zapisami, ICANN nie jest już wyłącznie kontrolowany przez rząd USA, a kontrolę nad nim ma przejąć organ doradczy będący porozumieniem pomiędzy rządami państw (Governmental Advisory Committe – GAC). Wpływy USA na ICANN zostały zmniejszone, a pani komisarz Reeding wydaje się być usatysfakcjonowana takim rozwiązaniem. Po podpisaniu nowej umowy w 2009 roku mówiła: „Jeżeli reforma ta zostanie wprowadzona w skuteczny i przejrzysty sposób, zyska szerokie poparcie zarówno wśród obywateli i przedsiębiorców, jak i w środowiskach rządowych” (cytat i cały artykuł znajdziesz pod tym linkiem: http://interaktywnie.com/biznes/newsy/prawo/rzad-usa-juz-bez-wplywu-na-icann-5299)

    Oficjalnie ICANN jest organizacją non-profit, ale prawda jest taka, że wciąż rządzi nią USA i czerpie z tego duże korzyści. ICANN za sprzedaż konkretnej domeny inkasuje spore kwoty pieniężne (ok. 200 tys. USD). Zyskami prawdopodobnie dzieli się z rządem USA. Dodatkowo za pośrednictwem ICANNu USA może blokować strony internetowe.

    Obecna sytuacja nie jest idealna i myślę, że rządy krajów członkowskich UE zdają sobie z tego sprawę. Jednak wizja przejęcia zadań ICANNu przez ITU jest dużo gorsza. Jakaś część pieniędzy ze sprzedaży domen idzie na rozwój Internetu. ICANN jest o wiele bardziej transparentny, niż ITU, jego działania są dużo bardziej przejrzyste. Dodatkowo Internet został wynaleziony i rozwinięty w Stanach Zjednoczonych, dlatego trudno się dziwić, że ICANN ma swoją siedzibę w Californii, a nie w Brukseli.

  3. Bardzo ciekawe komentarze!

  4. Ok, dzięki za wyczerpujące odpowiedzi 🙂

Comments are closed.