Bezpieczeństwo Bezpieczeństwo międzynarodowe Program Amerykański Stany Zjednoczone

„Duma admirałów” zagrożona?

Lotniskowiec klasy Nimitz, licencja CCŁUKASZ SMALEC, Program Amerykański

Kryzys finansowy jest pojęciem odmienianym przez przypadki po obu stronach Atlantyku. Stany Zjednoczone, jak mało które państwo, odczuły jego bolesne skutki. Niezbędne cięcia finansowe nie ominą również amerykańskich sił zbrojnych. Rozpoczyna się trudny okres, w którym będą one musiały pogodzić stojące przed nimi oczekiwania, wieloletnie projekty modernizacyjne oraz konieczność „zaciskania pasa”. Owe problemy nie ominą jednego z filarów amerykańskiej potęgi wojskowej – US Navy. Zasadnicza zmiana okoliczności, jaka nastąpiła po rozpadzie “Imperium zła” sprawiła, że zadania stojące przed amerykańskimi siłami zbrojnymi, w tym również flotą, uległy ewolucji. Odgrywanie roli hegemona czy też primus inter pares nakłada na Waszyngton pewne obowiązki, na czele ze zdolnością do szybkiego reagowania wobec kryzysów w najbardziej newralgicznych regionach świata.

Redukcji nie będzie?

Jeszcze w ubiegłym roku planowano zmniejszenie liczebności floty lotniskowców z jedenastu (do roku 2007 w służbie Pentagonu znajdowało się jeszcze dwanaście jednostek) do dziesięciu. Ówczesny Sekretarz Obrony Robert Gates uważał, że struktura amerykańskiej floty jest nieadekwatna do nowych wyzwań stojących przed Waszyngtonem. Według niego kierunek modernizacji amerykańskich sił zbrojnych powinny wyznaczać obecne potrzeby, tzn. te wynikające z zagrożeń asymetrycznych. W przypadku floty wskazywał na potrzebę rezygnacji z części dużych, a więc drogich, a zarazem mało mobilnych jednostek. Dostrzegał również inny problem w postaci znacznych opóźnień w procesie wdrażania nowych jednostek do służby. Zmiana planów to sukces dowództwa US Navy. W ciągu najbliższych trzech dekad Departament Obrony planuje zakup sześciu lotniskowców klasy Gerald R. Ford. Pierwszy wejdzie do służby nie w przyszłym roku (jak do niedawna planowano), ale dopiero w 2015 r. Tym sposobem w ciągu najbliższych dwóch lat flota lotniskowców zostanie zredukowana do poziomu dziesięciu jednostek. Na początku następnego roku zostanie wycofany ostatni lotniskowiec klasy Enterprise. W kolejnych latach jednostki nowej generacji będą zastępować wysłużone lotniskowce typu Nimitz.

Nowa generacja

Mimo że dominacja amerykańska na morzach i ocenach w chwili obecnej wydaje się nie podlegać żadnej dyskusji, to jednak czasu nie da się oszukać. „Duma admirałów”– amerykańskie lotniskowce uderzeniowe – w dalszym ciągu mają druzgocącą przewagę nad jednostkami innych państw tej samej klasy, jednak są już mocno wysłużone. Najstarsza jednostka tego typu, USS Enterprise, został zwodowany ponad pięćdziesiąt lat temu – w roku 1961, za rok planowane jest zakończenie jego służby. Pozostałe jednostki to lotniskowce typu Nimitz, pierwsza jednostka tego typu weszła do służby już w 1975 r. Truizmem jest więc stwierdzenie, że nie reprezentują one wiodącej myśli technicznej naszej epoki. Idea, która legła u podstaw budowy jednostek w tamtych czasach, zakładała połączenie innowacyjnych technologii (już na etapie ich projektowania) oraz doświadczeń płynących z eksploatacji dotychczasowych okrętów.

Teraz w procesie budowy jednostek ma nastąpić epokowa zmiana. Dotychczasowa strategia polegająca na rozpoczynaniu budowy lotniskowca po tym, jak dokonano zakupu podzespołów, które miały być na nim zainstalowane, uznano za „melodię czasów minionych”. Okres potrzebny na ukończenie takiego projektu obejmował kilka lat, a produktem finalnym była jednostka, którą już w momencie rozpoczęcia służby trudno było uznać za „cud techniki”. Według projektantów oraz konstruktorów jednostek nowej generacji, mają one przezwyciężyć tę niedoskonałość poprzednich modeli. Zastosowane rozwiązania mają pozwolić na wyeliminowanie tego problemu, poprzez możliwość zaadaptowania najnowocześniejszych rozwiązań.

Lotniskowiec klasy Gerald R. Ford / Źródło

Rewolucja czy ewolucja?

W porównaniu do jednostek klasy Nimitz, w lotniskowcach typu Gerald R. Ford zastosowano szereg innowacyjnych rozwiązań. O ile rozmiar i wyporność w przypadku obu modeli są bardzo zbliżone, o tyle już sposób zaprojektowania pokładu różni się zasadniczo. Dzięki zastosowaniu nowych rozwiązań ma zostać ograniczone ryzyko „zatorów komunikacyjnych” samolotów. W nowej klasie lotniskowców wprowadzono dodatkową, czwartą katapultę zdolną do „wyrzucania” w powietrze w pełni uzbrojonych samolotów. Dzięki zastosowaniu nowego reaktora atomowego typu A1B (mniejszy, a jednocześnie trzy razy wydajniejszy niż te stosowane w lotniskowcach klasy Nimitz, planowany okres jego eksploatacji przekracza 50 lat), stało się możliwe wprowadzenie systemów EMALS (system katapult elektromagnetycznych, mocniejsze i zajmujące mniej miejsca) oraz AAG (system lin hamujących).

Prace nad nową klasą lotniskowców rozpoczęły się przed pięcioma laty. Szacowany łączny koszt realizacji projektu rośnie z dnia na dzień. Początkowo była mowa o sumie bagatela około 8 mld dolarów, potem nieprzekraczalną czerwoną linię ustalono na 10,5 mld, jednak na początku bieżącego roku łączny koszt realizacji projektu wzrósł do 12 mld dolarów. Oprócz innowacyjnych technologii, w dłuższej perspektywie oferuje on dość istotne oszczędności. Na okrętach typu Nimitz działa personel liczący 3,2 tys., podczas gdy na lotniskowcach nowego typu załoga jest mniejsza o 1,2 tys. osób.

Pytanie o przyszłość

Wydaje się, że przyszłość „dumy admirałów” jest jeśli nie świetlana, to jednak dość stabilna. Waszyngton, a raczej Pentagon, nie zamierza rezygnować z jednego z filarów swojej potęgi. W obecnych czasach bez posiadania lotniskowców uderzeniowych trudno w ogóle mówić o odgrywaniu roli mocarstwa. Osobną kwestią jest to, czy parytet jedenastu jednostek tego typu zostanie utrzymany. Będzie to zależało od aktualnie panujących trendów, określonych strategii, potrzeb, a nade wszystko środków finansowych pozostających do dyspozycji Departamentu Obrony. Zapewne dużo zależy od wyniku wyborów – zwycięstwo kandydata tradycyjnie bardziej wojowniczej partii republikańskiej może oznaczać stabilny, a zarazem wysoki budżet Departamentu Obrony. Otwarte jest pytanie o to, co przyniesie reelekcja demokratycznego „pacyfisty” – Baracka Obamy. Jego zapowiedzi cechuje moc paradoksów. Połączenie wypowiedzi o potrzebie modernizacji floty z planowaną redukcją funduszy zaciemnia rzeczywiste zamiary Demokraty. W tym miejscu należy poczynić istotne zastrzeżenie, że nawet najbardziej szczegółowe plany długoterminowe to tylko prognozy, które zweryfikuje rzeczywistość. Możliwe wolty kierunku działań są zależne od zmiany kondycji finansowej Waszyngtonu.

5 Responses

  1. Łukaszu, ten artykuł to muzyka dla moich uszu… a raczej oczu ;).

Comments are closed.