PIOTR SZAFRUGA, Program Wolnościowy
W ostatnich latach temat kryzysu gospodarczego niewątpliwie zdobył dużą popularność. Wraz z nią mnoży się liczba zwrotów mających prosto i sugestywnie zobrazować to zjawisko. Globalny wirus , fala kryzysu, czy huragan to tylko niektóre określenia. Pytanie na ile powyższe hasła wpływają na samo postrzeganie czym jest kryzys?
Kryzys jest efektem zjawisk zarówno antropogenicznych jak i przyrodniczych. Może wynikać zarówno z błędnych decyzji podjętych przez podmioty gospodarcze jak i z suszy. Gdy spróbować wywnioskować czym jest kryzys na podstawie zwrotów używanych w mediach i przez polityków, otrzymamy zupełnie inną wizję.
Zwroty wirus czy huragan od razu kojarzą się z katastrofą naturalną, czymś co nie jest bezpośrednim dziełem człowieka. Jest czymś zewnętrznym w stosunku do gospodarki (kryzys nadchodzi), falą która uderzy w spokojnie egzystujące społeczeństwo. Kryzys przyjmuje status niszczącej siły, niezależnego bytu.
Tym samym kryzys całkowicie zmienia swoje znaczenie. Nie jest już efektem, staje się przyczyną, siłą sprawczą. Stąd już widać bliskość takiego podejścia do postrzegania rzeczywistości ekonomicznej praktykowanej przez zwolenników Keynesa. Tym samym można się pokusić o stwierdzenie, że tak uproszczone pisanie o kryzysie sprzyja realizowaniu keynesowskiej polityki interwencjonizmu gospodarczego.
Jaki wpływ na definiowanie (i tym samym rozumienie) zjawiska kryzysu przez ludzi mają takie, pojawiające się w publicznej debacie, zwroty? Biorąc pod uwagę poziom wiedzy społeczeństwa w zakresie ekonomii, śmiem twierdzić że bardzo duży.
To czym skutkuje zwalczanie efektów zamiast przyczyn łatwo się domyślić. Keynesiści twierdzą, że stymulacja wybranych gałęzi gospodarki jest, w okresie kryzysu, lepszym rozwiązaniem niż pozwolenie wolnemu rynkowi na oddolny przepływ kapitału i dostosowanie się do zmian. Problem w tym, że w przyrodzie nic nie ginie, również straty. Dodatkowo za każdą próbę zaklinania rzeczywistości przy pomocy prasy drukarskiej i hojnych subsydiów również przyjdzie zapłacić. I to dużo więcej niż za sam kryzys. “Oburzeni” na razie dostali do spłaty tylko pierwszą ratę.
no tak z powodziami trzeba walczyć, wtedy też gdy idzie np. fala powodziowa najwięcej oczekuje się od państwa, a premier jedzie i obiecuje, że nie zostawi nikogo w potrzebie. Świetna analogia, ale uproszczeń medialnych nie unikniemy…
Powiedziałbym nawet więcej: uproszczenia muszą istnieć, są one bowiem sposobem zwiększania efektywności przekazu. Niestety bezrefleksyjne podejście do nich powoduje ich zupełnie bezpodstawne interpretacje.
Zresztą mamy teraz tego świetny przykład – głoszoną przez polityków konieczność integracji fiskalnej Unii. Rzeczowego uzasadniania, że to pomoże gospodarce brak, natomiast często eksponuje się hasło “wspólnoty” i “integracji”. No bo przecież “integracja” to takie pozytywne słowo. A skoro pozytywne, to wynika samo przez się, że integracja musi być dobra.
Oczywiście, Piotrze, że integracja to samo dobro! 😉
Czy ktoś mógłby w końcu naprawić ten kryzys? Już go mam(y) serdecznie dość! A tymczasem w Brukseli zbiera się kolejne (które to już?) spotkanie kryzysowe, ‘szczyt ostatniej szansy’. Taak…
Może gdyby politycy skończyli spotkania kryzysowe i najlepiej całkowicie przestali mieszać się w gospodarkę, to wolny rynek sam by ją szybko uzdrowił? Na to się jednak nie zanosi, będzie raczej odwrotnie – jeszcze silniejsze dążenie do sterowania gospodarką.
[…] P. Szafruga, Jak mówić o kryzysie? […]