Społeczeństwo UE Wybory

W poszukiwaniu francuskiej multikulturowości

ZUZANNA BARTOL

Francuski prezydent Nicolas Sarkozy stwierdził w programie „Paroles de Français”, że polityka mulitkuturowości okazała się porażką. Jego głos harmonijnie łączy się z wypowiedziami kanclerz Angeli Merkel i premiera Davida Camerona, którzy także ogłosili odwrót od idei multi-kulti. W Polsce te wystąpienia odbiły się dwojakim echem – „Rzeczpospolita” donosi o nich z niejaką satysfakcją, „Gazeta Wyborcza” – ze sceptycyzmem.

Jak to jest z tą francuską multikulturowością? Cytowany przez “Rz.” politolog Henri Rey zauważa, że „Francja nigdy takiej polityki nie prowadziła”. I rzeczywiście, jeszcze w 2004 r., kiedy Wielką Brytanią rządził laburzysta Tony Blair, a Niemcami Gerhard Schröder z SPD, we Francji wprowadzono zakaz noszenia widocznych symboli religijnych w miejscach pracy i w szkołach. Ustanowienie tego prawa, szerzej znane jako „afera o chustę”, odbiło się echem po całej Europie, wywołując skrajne komentarze wśród publicystów i mieszane uczucia wśród zwykłych ludzi. Byłono zresztą wynikiem dyskusji toczącej się od połowy lat dziewięćdziesiątych i niemilknącej do dzisiaj: w 2010 roku rząd poszedł jeszcze dalej i zakazał noszenia burek w miejscach publicznych. Francja już siedem lat temu twardo forsowała ustawę, która stała w opozycji wobec ówczesnych mulitkuturowych standardów.

W zeszłotygodniowym wywiadzie prezydent Republiki powtarzał wielokrotnie: „nie chcemy” i „Francja nie chce”. Czego? Modlących się na ulicach muzułmanów, którzy blokują ruch uliczny, zakwefionych kobiet, dziewczynek nieposyłanych do szkoły i agresji w nauczaniach imamów . Nie chce nieintegrujących się społeczności, gett, a także wykorzystywania europejskich swobód i wolności do realizowania akcji, które tymże swobodom i wolnościom zaprzeczają. Ale czy rzeczywiście te postulaty są aż taką nowością, aby móc informować o „zmianie polityki” wobec imigrantów? Przecież już w 2007 r. Nicolas Sarkozy głosił je  podczas wyborów prezydenckich. To dzięki nim zresztą,  zdobył poparcie potrzebne do uzyskania wygranej. W przyszłym roku kolejne wybory, więc sięganie po retorykę, która już raz się sprawdziła, wcale nie dziwi.

Nicolas Sarkozy powiedział, że jest za tym, aby budować meczety we Francji, bo każdy ma prawo praktykować swoją religię: muzułmanie, żydzi, protestanci i katolicy. Podkreślił jednak bardzo wyraźnie, że nie zgadza się, aby mówiono o „islamie francuskim”, a tylko o „islamie we Francji”. Ta niechęć do utożsamiania państwa z religią sięga czasów Wielkiej Rewolucji, a wyraziła się najlepiej ustawą o laicyzacji z 1904 r. Laickość jest z kolei czymś więcej niż rozdzieleniem państwa od kościoła, jak to ma miejsce np. w Polsce. To zobowiązanie państwa, że będzie ono chroniło każdego obywatela przed niechcianym wpływem religii na jego życie. I państwo francuskie od lat stara się – raz lepiej, raz gorzej – wywiązywać z tego zobowiązania.

Trudno więc mówić o tym, że problemy, jakie ma Francja z imigrantami wynikają bezpośrednio ze zbyt wielkiej tolerancji wobec religijnego ekstremizmu czy lekceważenia kulturowej ekspansji islamu. Problemy te mają swoje korzenie jeszcze w XIX w. i francuskiej kolonizacji, a bezpośrednie przyczyny – w zbyt liberalnej polityce imigracyjnej prowadzonej w latach siedemdziesiątych XX w. przez rozwijającą się gospodarczo Francję. Trudniej jest jednak mówić o konkretnych sposobach na rozwiązanie kwestii gett biedy czy słabej integracji muzułmanów. Znacznie łatwiej jest rzucić proste hasło: „za dużo wam pozwalaliśmy, polityka multikulturalizmu to błąd”. Takie hasła są chwytliwe, zwłaszcza przed wyborami…

9 Responses

  1. Ooo a dzisiaj w wiadomościach mówili, że Sarko zaostrza ton 😛 Teraz zabroni noszenia burek i chust muzułmankom i modlić się po arabsku…

Comments are closed.