JOANNA TOŁCZYK
Polska wraz z innymi państwami Unii Europejskiej stoi przed wyzwaniem, jakim jest napływ emigrantów do Europy. Według dostępnych danych od 2000 r. na Morzu Śródziemnym zginęło ponad 22 tysiące imigrantów o nieuregulowanym statusie[1], a co najmniej 40 tysięcy na całym świecie. Decyzje o opuszczeniu ojczyzny i rozpoczęciu życia w obcym kraju są uwarunkowane różnymi powodami. Na przyjęcie na terytorium Unii czeka obecnie 40 tysięcy uchodźców z Syrii i Erytrei koczujących w Grecji i Włoszech oraz 20 tysięcy uchodźców zgromadzonych w obozach w Turcji i Libanie. Według danych Biura Wysokiego Komisarza NZ ds. Uchodźców (UNHCR) od początku roku do lipca do Europy przez Morze Śródziemne przybyło już 137 tysięcy imigrantów.
Na nadzwyczajnym szczycie poświęconym migracji, który odbył się pod koniec kwietnia 2015 r., liderzy UE zobowiązali się do włączenia na zasadzie dobrowolności w program relokacji uchodźców. Kilka tygodni później Komisja Europejska (KE) przedstawiła jednak propozycję obligatoryjnych kwot relokacji uchodźców pochodzących z Syrii i Erytrei. Zgodnie z propozycją KE 40 tysięcy spośród uchodźców, którzy po 15 kwietnia dotarli do Włoch i Grecji, miałoby być rozmieszczanych w poszczególnych krajach UE według klucza opartego przede wszystkim na wielkości PKB oraz liczbie ludności, a także poziomie bezrobocia oraz liczbie już przyjętych uchodźców w ciągu minionych pięciu lat. Część państw członkowskich nie poparła tej propozycji. Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego Alexander Lambsdorff zarzucił m.in. Polsce i Wielkiej Brytanii egoizm narodowy, uniemożliwiający rozwiązanie palącego problemu uchodźców w Unii Europejskiej, gdyż do podjęcia decyzji potrzebna była kwalifikowana większość w Radzie Europejskiej. Na kolejnym szczycie Unii (koniec czerwca) propozycja Komisji Europejskiej, wspierana głównie przez Włochy i Grecję, została odrzucona. Podjęto jednak decyzję, że państwa członkowskie na zasadzie dobrowolności przedstawią własne propozycje dotyczące planowanej liczby uchodźców w terminie do końca lipca.
Kontrowersje wokół deklaracji polskiego rządu
9 lipca br. wiceminister spraw wewnętrznych Piotr Stachańczyk poinformował w Luksemburgu, że Polska będzie gotowa przyjąć dwa tysiące osób w ramach unijnych planów relokacji uchodźców. Według pierwotnej propozycji Brukseli do Polski miałoby trafić 2659 (6,65 proc.) imigrantów, przejętych od Włoch i Grecji oraz 962 uchodźców z obozów spoza UE.
Deklaracja ta wzbudziła wiele kontrowersji nie tylko wśród partii opozycyjnych. Nie była ona uzgodniona w ramach koalicji rządowej, na co wskazuje reakcja wicepremiera Janusza Piechocińskiego: „Jestem zdziwiony, że w tym trybie nie tylko uzyskuje opinia publiczna informacje – tylko że w tym trybie w ogóle procedujemy. Przypomnę, że nie tak dawno, niecałe dwa tygodnie temu pani premier jechała na szczyt europejski ze strategią, że Polska będzie bronić nie tego mechanizmu dzielenia, ale każde z państw członków UE podejmie własną ocenę sytuacji i ewentualnie samo sobie przypisze limit i których uchodźców”.
Państwa unijne zadeklarowały podczas tego spotkania przesiedlenie ponad 20 tysięcy osób z obozów dla uchodźców, znajdujących się poza UE, co i tak nie wystarczyło by wypełnić zobowiązanie Unii z czerwca tego roku do przejęcia od Włoch i Grecji 40 tysięcy imigrantów. Na 20 lipca 2015 r. planowane jest kolejne posiedzenie szefów MSW w tej sprawie.
Czy Polska będzie ich drugą ojczyzną?
Decyzja o przyjęciu uchodźców wiąże się z szeregiem wyzwań. Dr Wojciech Wilk z Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej wypowiedział się na ten temat następująco: ”Tak jak inne kraje rozwinięte Polska też będzie musiała z czasem przyjmować uchodźców na swoje terytorium.[..] nie chodzi o przyjmowanie ich hurtowo. Mówimy o wybraniu przez polskich urzędników imigracyjnych uchodźców spełniających pewne kryteria, które polski rząd będzie musiał ustalić. Z jednej strony mówimy o kryteriach humanitarnych, czyli osoba nie może dłużej przebywać w kraju, w którym obecnie jest uchodźcą. Jej możliwości przeżycia tam są wyczerpane i nie ma możliwości powrotu do kraju swojego pochodzenia. Z drugiej strony kraj przyjmujący, jak Polska, ma swoje pewne kryteria, które pozwalają przyjąć na swoje terytorium tylko te osoby, które maja możliwość realnego wejścia w tkankę społeczną kraju – podjęcia pracy, normalnego życia. A nie skupianie się na osobach, które trzeba będzie utrzymywać do końca życia.”
Agnieszka Kosowicz z Polskiego Forum Migracyjnego skomentowała z kolei: „Jeżeli chodzi o cały system administracyjny – wydawania dokumentów, przeprowadzania procedur, zakwaterowania ludzi w ośrodkach itp., na pewno sobie poradzimy. Od strony demograficznej, dla 40-milionowego państwa rozważanie przyjęcia 2 tys. osób pod względem ekonomicznym, „czy nas na to stać” jest żenujące. Zwłaszcza, że na przyjęcie uchodźców Polska dostaje od Unii konkretne pieniądze.”
Na każdego uchodźcę Unia Europejska przeznaczy 6 tys. euro, co ma pokryć koszt jego utrzymania w ośrodku dla uchodźców, zasymilowania ze społeczeństwem i nauki języka. Natomiast na przesiedlenia z obozów uchodźców poza Unią, Komisja chce przeznaczyć 53 mln euro. Dodatkowo, w marcu br. Komisja Europejska zatwierdziła 22 nowe wieloletnie programy krajowe w ramach Funduszu Azylu, Migracji i Integracji (AMIF) oraz Funduszu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ISF) na lata 2014-2020 o łącznej wartości około 1,8 mld euro. Włochom Komisja Europejska przyznała w lutym dodatkowo kwotę 13,7 mln euro pomocy finansowej w sytuacjach wyjątkowych. Oprócz tego otrzymały one na rozwiązanie problemu napływu imigrantów już 500 mln euro na okres 2014–2020.
Wielu ekspertów podkreśla, że dużym wyzwaniem dla Polski będzie przyjęcie imigrantów bardzo odmiennych od nas kulturowo. Według badania przeprowadzonego przez CBOS wynika, że zdaniem większości Polaków nasz kraj powinien włączyć się w międzynarodową ochronę osób uciekających przed konfliktami zbrojnymi. Jednak 6 na 10 ankietowanych uważa, że po ustabilizowaniu się sytuacji we własnym kraju uchodźcy powinni tam wrócić.
Koszty imigracji w innych państwach
Aż dwie trzecie Niemców sądzi, że imigranci kosztują więcej, niż przynoszą do wspólnej państwowej kasy. Dla niemieckiej opinii publicznej zaskoczeniem był raport opublikowany w listopadzie 2014 roku przez Fundację Bertelsmanna, a wykonany na jej zlecenie przez znany ekonomiczny think-tank ZEW (Centrum Europejskich Badań Ekonomicznych). Wykazał on, że 6,5 mln imigrantów, osób nieposiadających obywatelstwa, ale mieszkających w Niemczech, rocznie przynosi państwu korzyści w wysokości 22 mld euro, czyli 3300 euro na osobę. W artykule dla “Frankfurter Allgemeine Zeitung, prof. Hans-Werner Sinn, przewodniczący Instytutu IFO (Leibniz Institute for Economic Research at the University of Munich), stwierdził, że opracowanie ZEW/Fundacji Bertelsmanna nie wzięło pod uwagę kosztów ponoszonych przez państwo. Przy ich uwzględnieniu, każdy imigrant kosztowałby 1900 euro rocznie (netto)[2].
* * *
Polska stoi przed dużym wyzwaniem w kwestii pomocy uchodźcom, zwłaszcza, że debata wokół tego tematu jest bardzo emocjonalna. Jak zaapelował António Guterres, Wysoki Komisarz NZ ds. Uchodźców „W epoce bezprzykładnych masowych wypędzeń, potrzebujemy bezprzykładnej, humanitarnej odpowiedzi i globalnego zobowiązania się do tolerancji i ochrony ludzi uciekających przed konfliktami i prześladowaniem”. Według bilansu Biura Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR). 60 mln osób musiało opuścić w 2014 r. swoje domy, co druga z nich to dziecko.
[1] Tylko w okresie od stycznia do września 2014 zginęło ponad 3 tysiące imigrantów
[2] Oprócz Niemiec największe koszty emigracji ponosi Wielka Brytania. Według niektórych ekonomistów w okresie 1995-2011 imigranci z krajów spoza UE kosztowali w sumie budżet brytyjski 118 miliardów funtów, czyli średniorocznie 1700 euro dokładanych do imigranta
Zdjęcie: B. Marcinkowska