Azja Gospodarka Społeczeństwo Wybory

Wyborcze niespodzianki

KAROL WASILEWSKI

Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) – 41%, Republikańska Partia Ludowa (CHP) – 25%, Partia Ruchu Narodowego (MHP) – 16%, Ludowa Partia Demokratyczna (HDP) – 13% ­– oto wyniki tureckich wyborów parlamentarnych. Taki rezultat oznacza najprawdopodobniej poważną transformację tureckiej sceny politycznej. Wszystko dlatego, że rządząca nieprzerwanie od 2002 r. AKP najpewniej nie będzie w stanie utworzyć samodzielnego rządu. To zaś zasługa prokurdyjskiej HDP, której udało się przekroczyć 10-procentowy próg wyborczy. W ten sposób w Turcji doszło do dość paradoksalnej sytuacji, w której największym przegranym wyborów jest partia, która uzyskała pierwszy wynik, a ich największym wygranym ugrupowanie, które zajęło ostatnie, promowane wejściem do parlamentu miejsce.

Ostatni będą pierwszymi

Już na tym etapie nie da się ukryć, że największymi przegranymi tureckich wyborów parlamentarnych – poza samą Partią Sprawiedliwości i Rozwoju – są premier Ahmet Davutoğlu i prezydent Recep Tayyip Erdoğan. Mimo że obaj niezwykle aktywnie agitowali na rzecz AKP – objeżdżając jako jedyni liderzy wszystkie 81 tureckich prowincji (liderzy pozostałych partii byli mniej mobilni) – ich ugrupowaniu nie udało się osiągnąć nawet celu minimum, jakim było uzyskanie liczby mandatów, która umożliwiałyby stworzenie samodzielnego rządu[1]. Jest to porażka zwłaszcza dla tureckiego prezydenta – w ostatnich tygodniach kampanii Recep Tayyip Erdoğan robił bowiem wszystko, aby wybory parlamentarne zamienić w plebiscyt własnej popularności. Choć strategia ta działała w przeszłości ­– m.in. w trakcie ubiegłorocznych wyborów lokalnych – tym razem nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Wiele wskazuje na to, że jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy był błąd prezydenta polegający na zaostrzeniu kursu wobec kwestii kurdyjskiej. Przyglądając się liczbie głosów, które otrzymały wszystkie partie, i porównując je do wyników wyborów z 2011 r., trudno wyzbyć się wrażenia, że utracone przez AKP głosy (około 3 mln) powędrowały głównie do prokurdyjskiej HDP i nacjonalistycznej MHP.

Warto jednak zauważyć, że ten błąd był sprowokowany ryzykowną, ale – jak pokazały wyniki wyborów – słuszną decyzją Ludowej Partii Demokratycznej o starcie jako ugrupowanie (wcześniej prokurdyjscy kandydaci ubiegali się o miejsce w parlamencie jako niezależni, co pozwalało im na obejście 10-procentowego progu wyborczego). W ten sposób HDP poniekąd zmusiła AKP do balansowania między wyborcami kurdyjskimi a nacjonalistycznymi, co okazało się niezwykle trudne. Wydaje się bowiem, że zarówno jedni, jak i drudzy nie dali się ostatecznie przekonać partii rządzącej. Sama HDP zaś – przynajmniej na tę chwilę – jest największym zwycięzcą wyborów parlamentarnych. Ogromny sukces odniósł także lider formacji Selahattin Demirtaş, który udowodnił, że jest najzdolniejszym tureckim politykiem młodego pokolenia, a także poważnym kandydatem na najwyższe stanowiska państwowe w przyszłości.

Swoje cele wyborcze osiągnęły również pozostałe partie opozycyjne. Z wyniku wyborów szczególnie zadowolona może być nacjonalistyczna MHP, której udało się przekonać do siebie około 2 miliony wyborców więcej niż w 2011 r. Tak dużego entuzjazmu nie odczuwają zapewne politycy głównej partii opozycyjnej CHP. Choć głosowało na nich nieco więcej Turków niż w 2011 r. – w dodatku udało jej się zrealizować cel pośredni, jakim było ograniczenie władzy AKP – jeszcze nie jest jasne, czy przełoży się to na liczbę mandatów w przyszłym parlamencie. Ponadto nie da się ukryć, że po tak ambitnej kampanii wyborczej w CHP liczono zapewne na zdecydowanie lepszy wynik.

Co dalej?

Choć jest jeszcze za wcześnie, aby ostatecznie stwierdzić, ile mandatów przypadnie poszczególnym partiom, już teraz pewne wydaje się, że AKP nie uda się stworzyć samodzielnego rządu (chyba że partia „podkupi” posłów ugrupowaniom opozycyjnym, jeśli okaże się, że liczba brakujących mandatów niewiele odbiega od wymaganej większości). Na tym etapie pojawiło się kilka scenariuszy rozwoju sytuacji:

  • rządy koalicyjne– wprawdzie cieszą się one w Turcji nie najlepszą sławą, jednak obecnie kraj może być na nie skazany. Problem polega na tym, że partie opozycyjne zapewniały w trakcie kampanii wyborczej, że nie zamierzają współpracować w takiej formie z partią rządzącą. Wydaje się jednak, że takie deklaracje powinno się traktować z dystansem. Najlepszym dla AKP partnerem koalicyjnym mogłaby być nacjonalistyczna MHP. Sam lider formacji Devlet Bahçeli powiedział po wyborach, że jeszcze jest za wcześnie, aby dyskutować o takich scenariuszach. Dawniej – gdy stanowisko rządu wobec kwestii kurdyjskiej było bardziej koncyliacyjne – mówiło się również, że AKP może zdecydować się na koalicję z HDP. Można jednak powątpiewać, czy bezpośrednio po odniesieniu takiego sukcesu wyborczego prokurdyjskie ugrupowanie będzie chciało obciążać się brzmieniem władzy;
  • koalicja CHP-MHP-HDP– rozwiązanie proponowane przez niektórych tureckich ekspertów bezpośrednio po ogłoszeniu wyników wyborów parlamentarnych. Bazuje na rzekomym braku zdolności koalicyjnej AKP. Z jednej strony, dla obecnej partii rządzącej mogłoby to być atrakcyjne (choć ryzykowne) zagranie polityczne. Koalicja taka charakteryzowałaby się raczej licznymi tarciami, które ostatecznie doprowadziłyby do jej rozpadu, co działałoby na korzyść AKP. Z drugiej jednak strony, wydaje się wątpliwe, aby prezydent Erdoğan zdecydował się na powierzenie misji tworzenia rządu przewodniczącemu CHP Kemalowi Kılıçdaroğlu, chociażby z obawy o własną pozycję;
  • rząd mniejszościowy i wcześniejsze wybory– jeden z oficjeli Partii Sprawiedliwości i Rozwoju miał zasugerować takie rozwiązanie agencji „Reuters”. Scenariusz ten jest z pewnością obecnie rozważany przez polityków partii rządzącej, jednak niewykluczone, że wcielenie go w życie wiązałoby się ze zbyt dużym ryzykiem w obecnej, powyborczej atmosferze;
  • wcześniejsze wybory –jeśli nowy turecki rząd nie ukonstytuuje się w ciągu czterdziestu pięciu dni, Turcję czekają ponowne wybory parlamentarne. Realizacja takiego scenariusza wiązałaby się z poważnym ryzykiem zarówno dla partii rządzącej, jak i opozycji;
  • powstanie nowej partii politycznej– już od dłuższego czasu spekuluje się, że w Turcji może powstać nowa formacja polityczna. Na jej czele miałby stanąć były prezydent Abdullah Gül, a w jej skład weszliby byli politycy AKP, którzy – ze względu na wewnętrzny regulamin partii – nie mogli startować w tegorocznych wyborach parlamentarnych (wśród nich znajdują się tak istotne postacie, jak wicepremier Bülent Arınç czy Hüseyin Çelik). Rzeczywiście, wynik wyborczy AKP – zwłaszcza fakt, że partii nie udało się osiągnąć swych celów – zwiększa prawdopodobieństwo zaistnienia takiego scenariusza. Należy jednak zauważyć, że o podziałach w partii rządzącej mówi się od dawna i zazwyczaj nie znajdują one poważniejszego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Wydaje się, że dużo w tej materii będzie zależało od wpływu wyniku wyborów parlamentarnych na pozycję Recepa Tayyipa Erdoğana. Ten zaś jest obecnie trudny do przewidzenia – wprawdzie rezultat pokazał, że „teflonowy Tayyip” ­– jak nazywają prezydenta Turcy w związku z jego niesamowitą zdolnością do wychodzenia cało z najpoważniejszych politycznych opresji – również popełnia poważne błędy, które coraz trudniej jest naprawiać, jednak dotychczasowa praktyka polityczna nakazuje ostrożne zapatrywanie się na możliwości ewentualnej marginalizacji Erdoğana.

***

Choć formalnie niezwykle ciekawa kampania wyborcza dobiegła końca, najbliższe tygodnie w tureckiej polityce będą zapewne nie mniej gorące. Wskazówki odnośnie do rozwoju sytuacji będzie można odczytać z komentarzy Recepa Tayyipa Erdoğana. Znaczący może być jednak już sam fakt, że w noc wyborczą turecki prezydent w żaden sposób nie odniósł się do wyniku wyborów. Dotychczas po tego typu krótkotrwałym milczeniu przychodził czas na kolejne uderzenie, dzięki któremu udawało mu się odwracać nawet najbardziej nieprzychylne wydarzenia. Być może sztuka ta uda mu się i tym razem. Warto jednak pamiętać, że od 7 czerwca przyjdzie mu działać w zupełnie innych warunkach, do których również on będzie musiał umieć się przystosować.


[1] Więcej na temat celów tureckich ugrupowań w wyborach parlamentarnych czytaj w raporcie Centrum Inicjatyw Międzynarodowych „Turcja – krajobraz przed wyborami”.

 


Karol Wasilewski – Absolwent studiów pierwszego i drugiego stopnia w Instytucie Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego (specjalizacja dyplomacja współczesna) oraz studiów pierwszego stopnia na Wydziale Orientalistycznym (kierunek turkologia). Aktualnie student studiów III stopnia na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych. Autor książki “Turecki sen o Europie – tożsamość zachodnia i jej wpływ na politykę zagraniczną Republiki Turcji”.


Przeczytaj też:

K. Wasilewski,Turcja – krajobraz przed wyborami

K. Wasilewski, Koronacja sułtana

K. Wasilewski, Brace Yourselves, The New Turkey is Coming

M. Makowska, (Nie)demokratyczny pakiet Erdoğana

B. Belica, Oko cyklonu w oku świata – czyli tureckie lato po arabskiej wiośnie