Europa Europa Zachodnia Gospodarka Społeczeństwo UE Wybory

Migracyjny prztyczek dla konserwatystów

ALEKSANDRA RADZIWOŃ

Można powiedzieć, że David Cameron sam zapędził się w kozi róg, kiedy uczynił z ograniczenia migracji jeden z głównych celów swojego rządu. Zgodnie z obietnicą z 2010 r. migracja netto miała spaść do 100 tys. osób rocznie. Tymczasem według ostatnich danych migracja nie tylko nie spadła, a jeszcze wzrosła do blisko rekordowych rozmiarów.

Obietnica Camerona od samego początku była problematyczna – wprowadzenie ograniczeń odnośnie do liczby imigrantów, szczególnie z krajów Unii Europejskiej, wiązałoby się bowiem z ingerencją w jedną z głównych wolności obowiązujących w UE, a mianowicie swobodę przepływu osób. Na krótką metę jednak pomysł ten – słynne no ifs, no buts policy – wydawał się skuteczny. Hasła anty-imigracyjne trafiały na podatny grunt w społeczeństwie brytyjskim, zrażonym coraz większą liczbą obcych mieszkających na stałe w ich sąsiedztwie, a tym samym wyjątkowo wrażliwych na hasła głoszone przez Partię Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP).

Decydując się na hasła ograniczania migracji Partia Konserwatywna chciała wykorzystać polityczną koniunkturę, jaka pojawiła się wraz z przybyciem do Zjednoczonego Królestwa „obcych” (przede wszystkim z tzw. nowych krajów członkowskich UE). Wszak skupienie uwagi społeczeństwa na konkretnej grupie, którą tak łatwo można było wyodrębnić – chociażby przez jej nieznajomość języka – jest doskonałą strategią na odwrócenie uwagi od innych problemów, bądź też przerzucenie za nie winy właśnie na tę grupę. Do pewnego stopnia zrozumiałym jest, że społeczeństwo gotowe będzie obwiniać za własne niepowodzenia obcokrajowców, tworząc z nich niejako wspólnego „wroga”, tego „innego”. Zrozumieć też można fakt, iż politycy chcą na takiej sytuacji ugrać polityczne cele (choć nie jest to bynajmniej przejaw dojrzałości politycznej). Sęk jednak w tym, że aby strategia ta zadziałała, powinny się z nią wiązać jakieś sukcesy. W tym konkretnym przypadku – spadek liczby imigrantów napływających do Wielkiej Brytanii.

Rekordowa imigracja

Na nieszczęście dla Konserwatystów, celu osiągnąć się nie udało nawet w najmniejszym stopniu. Co gorsze, według opublikowanych pod koniec lutego przez Office for National Statistics statystyk imigracja nie tylko nie spadła, a wręcz osiągnęła rekordowy od lat poziom – 298 tysięcy. Gorszej informacji tuż przed wyborami David Cameron chyba nie mógł się spodziewać. Czołowi politycy Partii Konserwatywnej już zarzucają mu, że nadwyrężył zaufanie wyborców i podkopał wiarygodność całej partii. Liberalni Demokraci wyraźnie odcinają się od wszelkiej odpowiedzialności podkreślając, iż nie był to w żadnym razie projekt koalicyjny. Wicepremier Nick Clegg nie przebiera w słowach nazywając sytuację „strasznym wstydem dla Konserwatystów” i „spektakularną porażkę”, przed którą ostrzegał Camerona i on, i inni politycy[1].

Polityka zna wiele przypadków niespełnionych obietnic. Problem obecnej sytuacji polega na tym, że obietnica ta była zbyt często powtarzana, wyborcy zaś zbyt często utwierdzani byli w przekonaniu, że da się ją zrealizować. Dodatkowo straszeni są teraz przez UKIP groźbą bezrobotnych z całej Europy, którzy tylko czyhają, aby przyjechać i zabrać im miejsca pracy. I to właśnie UKIP najwięcej może skorzystać na porażce rządu Camerona w kwestii migracji. Społeczeństwo nadal niechętne jest imigrantom, zaś Nigel Farage może teraz powiedzieć „Konserwatystom się nie udało, teraz nasza kolej!”.

Przedwyborczy plakat UKIP ostrzegający Brytyjczyków przed imigrantami, którzy chcą zabrać ich miejsca pracy.

Dyskusja nad imigracją uderza też w Laburzystów. Brytyjski think tank Migration Watch w swojej ostatniej analizie „Imigracja za czasów Partii Pracy” (Immigration Under Labour) to właśnie tę partię obwinia za obecną sytuację stwierdzając, że rządy Partii Pracy w latach 1997-2001 nie miały skutecznej strategii radzenia sobie z migracją. Według autorów raportu Ed Miliband też nie ma jasnej taktyki w tej kwestii, co może zniechęcić wyborców również do głosowania na tę partię.

A Brytyjczycy wyjeżdżają

Oliwy do ognia dolał dziennik The Telegraph publikując pod koniec lutego wyniki badań University College London dotyczących emigracji Brytyjczyków. Zgodnie z nimi, w okresie 1964-2011 blisko 700 tys. (wysoko wykwalifikowanych) brytyjskich obywateli opuściło kraj w poszukiwaniu lepszego życia, a co roku dołącza do nich blisko 300 tys. kolejnych. Obecnie poza granicami kraju mieszka ok. 4,7 mln Brytyjczyków. Tymczasem Wielka Brytania w tym samym okresie przyjęła prawie 2,4 mln nisko wykwalifikowanych (with low numeracy skills) imigrantów. Zatem do obawy przed „inwazją obcych” dołączyło jeszcze poczucie utraty „najzdolniejszych” spośród własnych obywateli. Do tego jeszcze okazuje się, że ci „obcy” są mało inteligentni.

Przeciwko takiemu postrzeganiu imigrantów wymierzona jest kampania Ruchu Przeciwko Ksenofobii (Movement Against Xenophobia) „I am an immigrant”, koordynowana przez Joint Council for the Welfare of Immigrants. Akcja ma na celu przygotowanie plakatów, które przedstawiać będą sylwetki obcokrajowców pracujących w Wielkiej Brytanii, historie ich sukcesu i wkładu w rozwój brytyjskiej gospodarki. Plakaty te zostaną rozwieszone w londyńskim metrze oraz dużych brytyjskich miastach przez 3 tygodnie przed majowymi wyborami. Co ciekawe, kampania jest finansowana na zasadzie crowd-fundingu i już zebrano ponad 10 tys. GBP więcej, niż pierwotnie zakładano (zbierana kwota to 44 tys. GBP, na dzień 1.03.2015 organizatorzy otrzymali 54,101 GBP).

Przed wyborami

Niespełnienie tak ważnej w oczach Brytyjczyków obietnicy może Konserwatystów drogo kosztować w majowych wyborach. Nigel Farage chętnie przygarnie głosy rozczarowanych wyborców, którzy domagają się bardziej stanowczej polityki antyimigracyjnej. UKIP raczej nie będzie w stanie wygrać wyborów – obecne sondaże dają partii Farage’a ok. 16% głosów – jednak przy porównywalnych rezultatach Partii Pracy (34%) i Konserwatystów (33%), taki wynik daje UKIP silną pozycję przetargową. Liberalni Demokraci mogą liczyć na 8% poparcia, co nie daje im już pewności bycia koalicjantem, wynik taki nie gwarantuje bowiem żadnej z dwóch głównych partii większości potrzebnej do rządzenia. Jeżeli UKIP rzeczywiście osiągnie przepowiadany wynik – poparcia takiego nie będzie można zignorować. Prędzej czy później Wielka Brytania będzie wreszcie musiała znaleźć rozwiązanie – czy raczej może odpowiednie podejście – do „kwestii migracyjnej”, bo dyskutowany na prawo i lewo Brexit sytuacji nie rozwiąże.


[1] The Guardian ‘Net migration to UK higher than when coalition took office’ z dn. 26.02.2015 http://www.theguardian.com/world/2015/feb/26/net-migration-to-uk-higher-than-when-coalition-took-office?CMP=share_btn_tw

Zdjęcia: I’m an immigrant – licencja CC; Plakat UKIP – Źródło : http://www.ukip.org

 


Aleksandra Radziwoń – Absolwentka Instytutu Stosunków Międzynarodowych oraz Instytutu Anglistyki na Uniwersytecie Warszawskim, stypendystka programu Erasmus na Uniwersytecie Wiedeńskim oraz Programu Stypendialnego Republiki Austrii. Stażystka w Ambasadach RP w Wiedniu i Dublinie oraz w Instytucie Polskim w Wiedniu. Wieloletnia członkini Centrum Młodych Dyplomatów, stowarzyszenia studenckiego przy ISM UW. Stypendystka Międzynarodowego Stypendium Parlamentarnego IPS 2014 w niemieckim Bundestagu. Zainteresowania badawcze: dyplomacja publiczna i kulturalna, Unia Europejska, współpraca w ramach Trójkąta Weimarskiego. kontakt: aleksandra.radziwon(at)centruminicjatyw.org


Przeczytaj też:

P. Sopoćko, Polacy elementem polityki Davida Camerona

M. Makowska, Populiści w natarciu

M. Makowska, Migracja w Unii Europejskiej – kilka przykładów w dobie kryzysu