Europa Europa Zachodnia Polska Społeczeństwo UE

Polacy elementem polityki Davida Camerona

PRZEMYSŁAW SOPOĆKO

photoW ostatnim czasie w Zjednoczonym Królestwie zrobiło się głośno na temat sprawy polskiej. Urzędujący premier David Cameron wykorzystuje mieszkających w jego kraju Polaków do gry politycznej. Niestety, w głośnej sprawie dodatków dla dzieci posługuje się on stereotypowym podejściem, kierując swoich obywateli przeciwko imigrantom znad Wisły. Dlaczego akurat Polacy znaleźli się w tej chwili na wokandzie?

Polska w Unii Europejskiej

Na postawione powyżej pytanie nie można odpowiedzieć bez cofnięcia się dekadę wcześniej. Dnia 1 maja 2004 r. Polska razem z dziewięcioma innymi krajami europejskimi weszła do UE. Państwa „piętnastki”* w większości wprowadziły okresy przejściowe dla imigrantów z „nowej UE”, m.in. w zakresie swobodnego przemieszczania się oraz możliwości podjęcia pracy. Jedynie Republika Irlandii oraz Zjednoczone Królestwo, wówczas rządzone przez Partię Pracy premiera Tony’ego Blaira, otworzyły swoje rynki pracy natychmiast. Niemcy czy Austria dokonały tego dopiero w 2011 r.

Zamiast szacowanych kilkudziesięciu tysięcy do Zjednoczonego Królestwa przybyło, zależnie od źródeł, od 700 tys. do 1 miliona imigrantów zarobkowych. Skoro otwarto rynek pracy, a wtedy w Polsce panowało dosyć wysokie bezrobocie (16,5% w maju 2004 r.), wielu ludzi zmieniło miejsce zamieszkania. Na samym początku wyemigrowali fachowcy oraz ludzie dobrze zorganizowani, a więc doświadczeni, znający język angielski i mający rozeznanie w specyfice brytyjskiego społeczeństwa. Do tego byli zatrudniani na mocy umów, tym samym pracując legalnie i płacąc podatki na rzecz Korony.

Niektórzy twierdzą, że niestety z czasem zaczęli tam jeździć także przedstawiciele tzw. “patologii”, a więc osoby, którym nie chciało się pracować, a jedynie żyć z zasiłków socjalnych oraz innych benefitów gwarantowanych przez brytyjski rząd. Nie trzeba być wybitnym ekonomistą, żeby rozumieć co się dalej działo.

Poprawność polityczna …

Z powyższego powodu dochodziło do wielu nadużyć, a w konsekwencji powstania złego obrazu imigrantów z naszej części Europy. Wtedy też można było zauważyć różnego rodzaju mity i bzdurne informacje, np. o jedzeniu łabędzi. W polityce powracało hasło „zabrali nam pracę!”, co ludzie podchwycili. Przestępstwa popełniane przez imigrantów były przedstawiane przez media w bardzo rozdmuchanej formie.

Wszyscy też obawiali się kolejnej fali napływu imigrantów w ramach UE. Od dnia 1 stycznia 2014 r. Brytyjczycy musieli otworzyć swój rynek pracy dla Bułgarów i Rumunów, okrytych jeszcze gorszą „sławą” niż Polacy. Tu jednak rząd Gordona Browna zadziałał, wprowadzając okres przejściowy, utrzymany potem przez Davida Camerona. Jednak i ta forma ochrony musiała się kiedyś skończyć, zgodnie z prawem unijnym.

Społeczeństwo w Zjednoczonym Królestwie od kilku lat wyraża swój sprzeciw wobec napływu imigrantów, a przede wszystkim nadużywania przez nich programów pomocy socjalnej. Niestety, wspomniana w podtytule poprawność polityczna obejmuje jedynie ludzi pochodzących z innych kręgów kulturowych, a więc nie-Europejczyków.

Polacy mają tego pecha, iż są największą grupą przybyszów z UE, a na dodatek wchodzą w skład cywilizacji zachodniej. David Cameron nigdy nie powie, że muzułmanie, czy nielegalni imigranci z Azji czy Afryki kosztują podatnika więcej niż obywatele nowej UE, gdyż działa tutaj poprawność polityczna (więcej w moim tekście pt. „Demokracja w strachu”). Wroga trzeba było jednak znaleźć. Niestety, wrogiem okazują się być Polacy, którzy stanowią największą grupę wśród mniejszości nieobjętych poprawnością polityczną.

Wybory 2015

Powyższe kwestie doprowadziły do tematu wyborów w 2015 r. David Cameron o poglądach umiarkowanych idzie w kierunku radykalizacji. Dlaczego?

Po pierwsze, torysom zagraża UK Independence Party Nigela Farage’a. UKIP zyskuje na popularności, podbierając żelazny elektorat konserwatystom. Skoro ludzie dają się uwieść takowym hasłom o populistycznym charakterze, to skuteczny polityk jest gotów podebrać część z nich na swój użytek. Tak też David Cameron robi w przypadku UKIP. Co prawda partia ta nie ma szans na samodzielne rządzenie, ale zawsze może uzyskać kilkadziesiąt głosów w Izbie Gmin, dzięki którym będzie słyszalna, a wszyscy inni zmuszeni zostaną do liczenia się z ich opinią**.

To akurat implikuje drugi powód, dla którego Cameron obawia się o losy swojego gabinetu. W ramach Partii Konserwatywnej zagraża mu urzędujący burmistrz Londynu, czyli Boris Johnson, a  w materii światopoglądowej jest to partner raczej dla Farage’a (który nie kryje chęci zawiązania koalicji z torysami kierowanymi przez Johnsona). Można być pewnym, że David Cameron nie zechce podzielić losu „Żelaznej Damy” Margaret Thatcher, którą torysi odstawili na boczny tor, gdyż zagrażała im w ponownym zwycięstwie w wyborach.

Co będzie dalej?

Podsumowując, David Cameron nie zmieni swojego podejścia do imigrantów z Polski. Będzie wykorzystywał naszych rodaków na Wyspach do gry wyborczej, obawiając się utraty głosów na rzecz UKIP oraz zajęcia swojego stanowiska przez Borisa Johnsona. Nawet telefony od premiera Donalda Tuska czy polemika w prasie szefa MSZ Radosława Sikorskiego nie zmienią wytyczonej przezeń linii politycznej. Polacy służą tutaj nie tyle jako grupa, ale symbol złej polityki Tony’ego Blaira, o czym też należy pamiętać. Jednakże nasi rodacy nie są do końca bezbronni, gdyż propozycje brytyjskiego premiera naruszałyby zakaz dyskryminacji. W dalszej kolejności Komisja Europejska mogłaby wszcząć postępowanie przed Trybunałem Sprawiedliwości w Luksemburgu, który poza wyrokiem nakazującym zmianę prawa (skarga o unieważnienie), nałożyłby także karę finansową. Pytanie, czy nie wykorzystałby on tej sytuacji do swojej rozgrywki (vide nastroje anty-unijne)?

Zostając w tym wątku, David Cameron wie doskonale, że w najbliższym czasie jego partię czeka kilka sprawdzianów popularności. Rok 2014, to również czas wyborów, ale małego kalibru. Pojedyncze rady lokalne oraz posłowie do Parlamentu Europejskiego będą ostatnimi i rzeczywiście miarodajnymi sondażami przed 2015 r. Co więcej, na 2017 r. Cameron zapowiedział przeprowadzenie referendum nad wystąpieniem Zjednoczonego Królestwa z UE w przypadku swojego wyborczego zwycięstwa. Wtedy wynik może być zupełnie inny niż w miało to miejsce w 1975 r., gdy ludzie opowiedzieli się za pozostaniem we Wspólnocie***. Moim zdaniem David Cameron za wszelką cenę chce odciąć się od polityki Tony’ego Blaira, ale pewnych zmian już nie da się cofnąć. Jednak jak widać dla wygranych wyborów Cameron jest gotów nagiąć rzeczywistość. Pytanie jak na tym wyjdzie?


*Nieformalne określenie „starej UE”, tzn. do 1go maja 2004 r., kiedy w skład Wspólnoty wchodziło 15 państw.
**Taka sytuacja ma obecnie miejsce w przypadku rad lokalnych w Anglii po wyborach z 2013 r.
***(67,2% za pozostaniem)


Przemysław Sopoćko – Współpracownik CIM  absolwent Politologii na Uniwersytecie Warszawskim. Stypendysta programu Erasmus na Uniwersytecie w Southampton. Absolwent kierunku Administracja na Politechnice Warszawskiej (2013 r. ) praca dyplomowa: „Ustrój administracyjny Wielkiego Londynu”. Obecnie doktorant na Wydziale Politologii UMCS w Lublinie. Osoba, której główne zainteresowania dotyczą Wielkiej Brytanii, w dosyć szerokim spektrum. Określony kiedyś jako „Polak z urodzenia, a Brytyjczyk z serca”. Jego pozostałe zainteresowania to film, podróże oraz historia najnowsza.


Przeczytaj też:

12 Responses

  1. Nie negując problemu, wydaje mi się, że zanadto generalizujesz polskich imigrantów. Bo iluż tak naprawdę było tych nazywanych przez Ciebie “patologicznymi” Polaków? Chyba dużo większy udział w kształtowaniu negatywnego wizerunku Polaków w UK – tego, który tak bardzo podkreślasz – mieli Ci, którzy jechali do Wielkiej Brytanii z dobrymi intencjami (np. żeby podjąć się obiecanej im pracy), ale najzwyczajniej w świecie zostali oszukani przez innych (m.in. współziomków) albo po prostu się im nie udało z innych przyczyn i w efekcie finalnym znaleźli się bez pracy i bez grosza przy duszy, zostając np. bezdomnymi koczującymi na Victorii. To oni byli najlepiej widoczni przez społeczeństwo brytyjskie, to oni też byli często prezentowani w mediach jako “problem” związany z Unią.

    Szczerze – rzetelne odniesienie się do problemu wymaga nawiązania do analiz ekonomicznych, wskazania realnych skutków obecności polskich imigrantów w UK itp., a nie tylko podawania populistycznych argumentów poruszanych w debacie publicznej. Inna rzecz, czy są jakieś badania brytyjskiej opinii publicznej, które wskazywałyby, że to właśnie Polaków uznaje się za źródło wszystkich nieszczęść, czy też władze w Londynie wmawiają to swoim obywatelom? Bo ja po swoich doświadczeniach kontaktów z Brytyjczykami mam zupełnie odmienne wrażenie niż to, które próbuje nam sprzedać Cameron.

  2. Arturze, nie negując Twojego argumentu o braku podstaw do generalizowania i nazywania wszystkich “patologią” – bo to prawda, przydałyby się jakieś statystyki; chciałabym spytać – czy nie jest tak właśnie, że często debatą publiczną rządzą właśnie populistyczne hasła?? I to one nadają im ton. Autor artykułu zwraca na nie uwagę (np. “zabierają miejsca pracy”), zauważając problem. Myslę, że teza o szukaniu “wroga na siłę” jest bardzo ciekawa i jakże pasuje równiez do naszego małego polskiego poletka 😉

  3. Jeśli chodzi o sprawy ekonomiczne, to w jednym z odnośników odsyłam do artykułu z “The Economist”, który wskazuje na zalety otwarcia rynku pracy (http://www.economist.com/blogs/bagehot/2011/05/immigration_britain). Dotarłem też do wyników badań odnośnie imigracji i jej poparcia wśród Brytyjczyków (http://www.migrationobservatory.ox.ac.uk/briefings/uk-public-opinion-toward-immigration-overall-attitudes-and-level-concern), co również znajduje się w moim tekście. Nie wyszczególniono poszczególnych grup, tylko ogólnie wskazano na pewne trendy.
    Zgadam się, że nie wszyscy Polacy to patologia, ale pewna mała grupa, która robi wszystkim złą opinię. O zeszłorocznej sprawie śmierci polskiego dziecka wypowiadał się sam wicepremier Nick Clegg w mediach (http://www.theguardian.com/society/2013/aug/01/daniel-pelka-death-conscience-clegg). My mamy to nieszczęście być największą grupą imigrantów wewnątrz UE, której nie obejmuje poprawność polityczna, o czym w moim tekście wspominam. W ostatecznym rozrachunku obecność wielu Polaków na Wyspach jest na plus, ale na kimś trzeba skupić uwagę, skoro nie można na rzekomych “prześladowanych” z Azji i Afryki, którzy Koronę kosztują więcej. Tylko oni są chronieni przez wspomnianą poprawność polityczną.
    Samych Brytyjczyków dotykają identyczne problemy – “sierotki po Thatcher”, których rośnie kolejne pokolenie na zasiłku itd., ale przecież o nich Cameron nie powie, ponieważ to jego wyborcy. On stara się wygrać kolejne wybory, czemu nie ma się co dziwić – każdy rozsądny polityk do tego dąży.
    Kiedyś zdarzyło mi się mieszkać na Wyspach przez pewien czas i zgodzę się z Tobą Arturze, że niektórzy Brytyjczycy widzą sprawy zupełnie inaczej. Sam jeżdżę po kilka razy do roku do Wielkiej Brytanii od wielu lat i w cztery oczy dowiaduję się ciekawych opinii. Bardzo niepoprawnych politycznie, ale przyjaznym nam jednak 🙂

  4. Przeczytałem artykuł, do którego wkleiłaś link. Komisarz Reding ma rację – Cameron opowiada populistyczne hasła, których ludzie chcą słuchać, a “nie mówi jak jest” odnośnie UE. Takie postępowanie zagraża w dużej mierze Brytyjczykom, którzy myślą o tematach zastępczych. Odnośnie ostatniego rozmówcy konserwatywnego europosła Hannana, poniekąd ma rację – skoro Reding odwołuje się do lat 50tych w jego mniemaniu, to może warto parę rzeczy z tamtych czasów zmienić.

  5. Drogi Autorze, myślę, że Twój artykuł miałby znacznie większą wartość, gdybyś potrafił zachować odpowiedni styl pisania. Jeśli bowiem piszesz (cytat): “Niektórzy twierdzą, że niestety z czasem zaczęli tam jeździć także przedstawiciele tzw. “patologii”, a więc osoby, którym nie chciało się pracować, a jedynie żyć z zasiłków socjalnych oraz innych benefitów gwarantowanych przez brytyjski rząd. Nie trzeba być wybitnym ekonomistą, żeby rozumieć co się dalej działo” stosując tak wiele uproszczeń, generalizacji i kolokwializmów (np. o “nadmuchiwaniu sprawy przez media”), to wiedz, że stawiasz się w tej samym populistycznym szeregu z D. Cameronem czy wspomnianymi mediami. Stawiasz też BlogCIM w niewygodnej sytuacji, przy czym nie chodzi o cenzurę wolności wypowiedzi, lecz o jej jakość.
    Oczywiście, to właśnie na blogu jak ten jest miejsce dla luźniejszego języka, ale wówczas wypada być uczciwym z czytelnikiem i zaznaczyć, że takie są Twoje przemyślenia, bo sposób, w jaki wprowadzasz pewne tezy, zwłaszcza w pierwszej części tekstu, jak pokazały przytoczone przeze mnie przykłady, mogą wprowadzić niezorientowanego czytelnika w błąd, że są to Twoje tezy poparte rzetelnymi badaniami. Jak zwrócił uwagę Artur M. powyżej, Twoje opinie są na tyle ostre, że muszą mieć odzwierciedlenie w badaniach. Jeśli badań takich nie ma, musisz być bardziej ostrożny w osądach, a przede wszystkim w ich przedstawianiu, tego wymaga uczciwość dziennikarska i akademicka.

  6. Droga Koleżanko, rozumiem Twoje uwagi, ale dziwnie się czuję z określeniem moich poglądów jako ostre. Prawie zawsze słyszę, że mam neutralne czy nawet zupełnie niewyraziste twierdzenia. Teraz będę wiedział, żeby uważać. Chociaż w Southampton chciano mnie nauczyć lepszego artykułowania swoich poglądów, żeby były jasne.
    Co do “patologii”, pomieszkałem na Wyspach chwilę i niestety pewne jej elementy zauważyłem. Na jesieni w Londynie rozmawiały koło mnie trzy Polki jak wyłudzić zasiłek (ponoć wyglądam na Brytyjczyka czy Niemca, więc mogę usłyszeć przypadkowo wiele rzeczy). To co mam o tym myśleć? Nie one jedyne, dosłownie koło mnie kombinowały w podobny sposób.
    Także widzę czasem, kto z mojego gimnazjum pojechał tam na stałe, to aż mną wstrząsa. Co do danych, to na napisanie artykułu miałem kilka godzin, a konkretne statystyki pojawiły się następnego dnia, przy okazji rozmowy Donald Tusk-David Cameron. “Niektórzy twierdzą” nie zostało dodane przeze mnie.
    Jednakże nie będę szukał żadnych usprawiedliwień. Szczerze, to nie zamierzam prowadzić działalności podobnej do tej pewnego pana z Nowego Jorku, który “mówi jak jest”, ale wg siebie samego.
    W przyszłości pojawią się na szczęście mniej kontrowersyjne artykuły, więc nie powinno być do nich żadnych zastrzeżeń od strony poglądów. Ewentualnej pracy doktorskiej też nie napiszę o sprawach kontrowersyjnych.

  7. cóż, wtrącając i swój komentarz w zasadzie większość moich przemyśleń an temat tego tekstu została już trafnie wyartykułowana przez Artura Malantowicza i Anitę Sęk. Od siebie dodam jeszcze jedną istotną uwagę: z niesmakiem czytam powyższe przemyślenia “obserwatora rzeczywistości społeczno-politycznej” przedstawione w takim stylu:
    “Co do “patologii”, pomieszkałem na Wyspach chwilę i niestety pewne jej elementy zauważyłem. Na jesieni w Londynie rozmawiały koło mnie trzy Polki jak wyłudzić zasiłek (ponoć wyglądam na Brytyjczyka czy Niemca, więc mogę usłyszeć przypadkowo wiele rzeczy). To co mam o tym myśleć? Nie one jedyne, dosłownie koło mnie kombinowały w podobny sposób.”

    Przemysławie, w naukach społecznych nie wyprowadza się praw ogólnych z jednostkowych przypadków, bo pomijając liczne oczywiste konsekwencje takiego postępowania, należy przede wszystkim mieć na uwadze niedocenianą często siłę słów, stereotypizacji i uproszczeń rzeczywistości społecznej, która wielokrotnie już doprowadziła ludzkość do ogromnych tragedii…

  8. Na koniec przyznaję, że przyjmuję powyższe uwagi. Tylko, że nigdzie w tekście nie napisałem: “wszyscy tacy są”, stąd dziwi mnie trochę aż taka krytyka. Sam znam mieszkających tam na stałe rodaków, którzy chcieli mi pomóc zostać już w Southampton, włącznie z polskim wykładowcą z uczelni. Jednak o negatywnej stronie imigracji też sporo się mówiło, więc nie tylko własne zdanie przedstawiłem. Nie jestem idealny, popełniam błędy, niestety stosuję niekiedy uproszczenia, ale mam wrażenie, że nie zrozumiano moich intencji do końca. Jeden akapit jest dyskutowany, ale nikt nie zwraca uwagi na resztę tekstu. Mój błąd, że nie napisałem “mała grupka”. Na przyszłość zajmę się mniej kontrowersyjnymi tematami

  9. No to pozwólcie, że ja stanę w obronie tekstu Przemka :). Zgadzam się, że są w nim uproszczenia oraz użycie słowa “patologia” jest niekoniecznie parlamentarne (choć u nas w parlamencie przechodziły już znaaaacznie gorsze określenia 😉 ). Przemek oczywiście mógł napisać “przedstawiciele grup z problemami adaptacyjnymi”, “osoby ze środowisk trudnych” itp., jednak nie każdy ma ochotę wpisywać się w poprawną politycznie nowomowę, której osobiście uważam, że należy unikać.

    Nie widzę jednak nic złego w np. w sformułowaniu “nadmuchiwaniu sprawy przez media”… normalne sformułowanie dotyczące stanu faktycznego. Tak, media nadmuchują sprawę bo to się sprzedaje a tu idzie o czytelnika i pieniądze z nim związane. Nie no, to teraz podpadłem bo również napisałem nieco prawdy?

    Generalnie cały Twój zarzut wobec Przemka o nadmiernej ostrości tez nie ma moim zdaniem podstaw (poza tą “patologią). Tekst jest opinią (i to w sumie umiarkowaną), jednak w znacznym stopniu odzwierciedlającą stan rzeczy. Jest cała masa tekstów, w tym książek poważnych autorów (np. leżąca metr ode mnie książka “Ostatnie dni Europy” Waltera Laqueura), które uznałabyś za znacznie ostrzejsze.

    Odnosząc się zaś do słów Marty:

    “Przemysławie, w naukach społecznych nie wyprowadza się praw ogólnych z jednostkowych przypadków, bo pomijając liczne oczywiste konsekwencje takiego postępowania, należy przede wszystkim mieć na uwadze niedocenianą często siłę słów, stereotypizacji i uproszczeń rzeczywistości społecznej, która wielokrotnie już doprowadziła ludzkość do ogromnych tragedii…”

    Marto,

    chowanie głowy w piasek przed problemem nie spowoduje, że on zniknie. O problemie trzeba mówić, pisać oraz nazywać po imieniu. Historii takich jak przytoczona przez Przemka jest wiele i chociaż niekoniecznie przyjemnie pisać o czymś takim, to zdarzają się niestety nad wyraz często.

Comments are closed.