KAMIL CIBOROWSKI
Bieżący rok jest pod wieloma względami wyjątkowy dla Afganistanu – końca dobiega misja ISAF, co związane jest ze stopniowym wycofywaniem się wojsk NATO z kraju. Odpowiedzialność za bezpieczeństwo zostanie przekazana w ręce sił afgańskich – zgodnie z ostatnią decyzją Obamy, pod Hindukuszem ma pozostać w ramach wsparcia dla się afgańskich jedynie około dziesięciu tysięcy żołnierzy amerykańskich. W tym roku miały miejsce także wybory prezydenckie. W kwietniu, po pierwszej turze głosowania wielu ekspertów i obserwatorów ogłosiło „zwycięstwo młodej afgańskiej demokracji”, jednak wydarzenia związane z liczeniem głosów po wyborczej dogrywce uwidoczniły wszystkie problemy Afganistanu. Co dalej z nowym afgańskim prezydentem, którego nazwiska po niemal trzech miesiącach od drugiej tury wyborów nadal nie znamy?
Warto przypomnieć przebieg pierwszej tury wyborów – 5 kwietnia, mimo gróźb ze strony talibów i obaw miejscowej ludności, Afgańczycy tłumnie udali się na głosowanie. Frekwencja była tak wysoka, że w niektórych komisjach wyborczych zabrakło kart do głosowania. Zaskoczył też duża liczebność głosujących kobiet. Podsumowując – w pierwszej turze udział wzięło ponad 6 500 000 Afgańczyków, z czego około 36% stanowiły kobiety. Dr Abdullah Abdullah uzyskał 45% głosów, wobec 30% poparcia dla doktora Ashrafa Ghaniego. Pozostali kandydaci nie zbliżyli się do tych wyników, uzyskując wyniki nieprzekraczające 15%.[1] Już w kwietniu pojawiły się jednak doniesienia o prawdopodobnych nieprawidłowościach (możliwości oddania więcej niż jednego głosu oraz fałszerstwach wyborczych), jednak wówczas obaj kandydaci zaakceptowali wyniki głosowania i rozpoczęli przygotowania do zaplanowanej na połowę czerwca drugiej tury. Również druga tura była dla wielu dużym zaskoczeniem – ponownie dopisała frekwencja, w głosowaniu wzięło udział sporo kobiet, sam mułła Omar miał wystosować pismo, w którym apelował do Afgańczyków o udział w wyborach i prosił talibów o to, by nie utrudniali wyłonienia nowego prezydenta. Mimo tego apelu miało miejsce nieco więcej aktów terroru, niż w kwietniu.
Impas, który trwa do dziś, rozpoczął się niemal natychmiast po zamknięciu lokali wyborczych. Obaj kandydaci natychmiast po zakończeniu głosowania ogłosili swoją przewagę, a także wspomnieli o możliwych nieprawidłowościach. Już wówczas Abdullah zakwestionował podaną przez Niezależną Komisję Wyborczą (EIC) liczbę siedmiu milionów głosujących. 14 czerwca policja zatrzymała szefa afgańskiej EIC, Ziaulhaka Amarchaila, który miał przewozić puste karty do głosowania celem „dosypania” kilku głosów do urn. Protesty zaczęły się jednak kilka dni później, gdy sztab Abdullaha ujawnił nagrania będące dowodem na występowanie licznych nieprawidłowości – jedno z nich to zapis rozmowy gubernatora prowincji z jednym z wysoko postawionych wojskowych, w której padają słowa o możliwości fałszowania głosów, na drugim zarejestrowano proces fałszowania głosów na rzecz Ghaniego. Wkrótce na ulicach Kabulu i innych miast pojawili się protestujący, którzy domagali się jak najszybszego ogłoszenia wyników wyborów. Demonstracje, spośród których największa miała miejsce 27 czerwca, były organizowane przez sztab Abdullaha, a jednym z postulatów było unieważnienie sfałszowanych głosów oddanych na rzecz kontrkandydata. Trzy dni później kierownictwo komitetu Abdullaha ogłosiło, że ten „nie zaakceptuje żadnych działań, decyzji i rezultatów ogłoszonych przez EIC”.
Wobec tego oczywistym jest, że nie udało się podać częściowych i ostatecznych wyników wyborów zgodnie z ustalonym wcześniej kalendarzem prac EIC (odpowiednio 2 lipca i 22 lipca). W sprawę afgańskich wyborów zaangażowały się Stany Zjednoczone i ONZ – sekretarz stanu John Kerry odwiedził Kabul, rozmawiał z Karzajem i negocjował w tej sprawie z obiema frakcjami. Wizyta Amerykanina przyniosła najwyraźniej skutek, ponieważ obaj kandydaci zgodzili się na przeprowadzenie pod nadzorem Narodów Zjednoczonych audytu, który rozpoczął się 17 lipca. Kilka dni temu ogłoszono, że sprawdzono i policzono już około 93% procent głosów i zgodnie z zapowiedziami, audyt zakończył się w czwartek, 4 września – EIC wciąż nie podała jednak ostatecznych wyników głosowania. W tej sytuacji, obaj kandydaci zgodzili się na utworzenie tymczasowego rządu jedności narodowej. Jednak już w poniedziałek Abdullah zapowiedział, że i tym razem nie zaakceptuje wyników oraz zaznaczył, że rozmowy w sprawie formowania gabinetu tymczasowego utknęły w martwym punkcie.
Afgański kryzys uwidocznił wszystkie problemy, z którymi boryka się po 13 latach od rozpoczęcia Operacji Enduring Freedom Afganistan: spór między Abdullahem a Ghanim spolaryzował afgańskie społeczeństwo i doprowadził do uwidocznienia sporów etnicznych – Ghani to kandydat cieszący się poparciem Pasztunów, na Abdullaha głosują zaś Tadżycy i Hazarowie, co udowadnia, że jedność Afgańczyków jest mitem i pobożnym życzeniem zachodnich analityków. W tej sytuacji nasiliły się problemy z bezpieczeństwem wewnątrz kraju – talibowie wznowili swoją ofensywę przeprowadzając liczne zamachy i ataki niejednokrotnie wymierzone w NATO. Poza talibami pojawiło się także kilka mniejszych grup bojowników – odpowiadają one m.in. za ataki na lotnisko w Kabulu, czy egzekucję grupy szyitów (takie ataki do tej pory zdarzały się w kraju niezwykle rzadko). Z Afganistanu płynęły też doniesienia o tym, że talibowie przejęli całkowitą kontrolę nad kilkoma prowincjami, a także miastami nieopodal stolicy, co jest złym zwiastunem w kontekście wycofywania się armii biorących udział w operacji ISAF. Nic dziwnego zatem, że jednym z założeń formowanego rządu jedności ma być podpisanie z liderami NATO umowy pozwalającej na przedłużenie pobytu zachodnich armii o kolejny rok. Innym dowodem na słabość i indolencję afgańskiej administracji centralnej były wydarzenia związane z lawiną błotną, która miała miejsce na początku maja w Badachszanie. Kabul boryka się także z licznymi problemami natury gospodarczej – afgańska kasa świeci pustkami, choć wartość międzynarodowej pomocy dla kraju (udzielonej w związku z toczącą się od trzynastu lat wojną) przewyższa wydatki na plan Marshalla. Wobec tego nie dziwi fakt, że światowe media niejednokrotnie informowały w ostatnim czasie o problemach związanych z uprawą maku – często jest to jedyne źródło dochodów dla mieszkańców kraju.
Podobnie jak w przypadku wyborów, które odbyły się dziesięć lat temu, społeczność międzynarodowa zbyt szybko ogłosiła sukces – tym razem już po pierwszej turze głosowania. Tymczasem sytuacja w Kabulu jest trudna i zdaje się, że rację mają ci analitycy, którzy przewidywali, że bieżący rok będzie rokiem negatywnych, a nie pozytywnych przemian w Afganistanie. Spór Ghaniego z Abdullahem rzutuje na sytuację kraju, destabilizując go w tak kluczowym momencie. Już raz, w 2006 roku, zbyt wczesny entuzjazm Zachodu ułatwił talibom powrót na afgańską scenę. Dziś, w obliczu wszystkich wspomnianych problemów, z którymi boryka się państwo, ciężko przewidzieć rzeczywiste konsekwencje trwającego już niemal trzy miesiące impasu wyborczego – jedno jest pewne, niezależnie od końcowego wyniku w tych wyborach przegrał wolny Afganistan, a zwyciężyły wszystkie siły, które pragną jego destabilizacji.
[1] Wszystkie dane dot. wyników pierwszej tury wyborów przytaczam za stroną: https://www.facebook.com/WyboryAfganistan2014
Kamil Ciborowski – współpracownik CIM, student filologii angielskiej z jęz. arabskim na Uniwersytecie Śląskim. Zainteresowania: Afganistan, najnowsza historia Bliskiego Wschodu, przemiany społeczne w świecie islamu.
Przeczytaj też:
Ł. Smalec, “Wojna Obamy” zmierza ku końcowi
Ł. Smalec, Co dalej z Afganistanem?
M. Hatzigeorgopoulos, EUPOL Afghanistan: too small, too slow, too late?
K. Libront, Szczyt NATO w Walii – historia zatoczyła koło