KAMIL ŁUKASZ MAZUREK
Chociaż w dostatnich oraz pokojowo nastawionych państwach skandynawskich sprawy bezpieczeństwa i obrony są na stosunkowo dalekim planie społecznego zainteresowania, również i tam od niedawna kwestie te zaczęły wzbudzać coraz większe emocje. Jak to zwykle bywa w tego rodzaju sprawach, pierwszymi, którzy ponownie zaczęli dostrzegać wagę wspomnianych kwestii, byli wojskowi, a wraz z nimi decydenci polityczni. Czynniki takie jak: od lat spadające lub płaskie (w relacji do PKB) wydatki na obronność we wszystkich czterech państwach[1], rosyjska inwazja na Gruzję w 2008 roku, wzrost istotności regionu Arktyki i Morza Arktycznego oraz związane z tym zagrożenia, eksplozja wydatków na obronę w Rosji i rozpoczęcie poważnej modernizacji jej sił zbrojnych, a ostatnio wypowiedź sekretarza generalnego NATO Andersa Fogh Rasmussena na temat braku ewentualnej pomocy ze strony Sojuszu państwom do niego nienależącym spowodowały, że Skandynawowie poczuli, iż bezpieczeństwo nie jest dobrem danym raz na zawsze. Punktem kulminacyjnym okazały się natomiast niedawne wypowiedzi ministra obrony Szwecji oraz tamtejszego szefa sztabu generalnego, że kraj ten w razie ograniczonego ataku jest w stanie bronić się nie dłużej niż tydzień.
Mimo że poważna publiczna debata na temat obronności państw skandynawskich[2] rozpoczęła się dopiero niedawno, w praktyce od lat współpracują one celem zwiększenia swojego bezpieczeństwa. Jednym z najnowszych, powstałym pod koniec 2009 roku projektem, jest Nordycka Współpraca Obronna (ang. Nordic Defence Cooperation, NORDEFCO), będąca z jednej strony naturalną kontynuacją dotychczasowych działań, z drugiej zaś inicjatywą mającą prowadzić do wytworzenia wspólnej tożsamości obronnej państw tego regionu.
Przeszłość i czasy obecne
Współpraca na polu bezpieczeństwa i obrony nie jest dla Skandynawów niczym nowym. Państwa te od lat wspólnie uczestniczą w misjach pokojowych pod egidą ONZ, w unijnych operacjach petersberskich oraz natowskich misjach SFOR/IFOR oraz ISAF. W 1994 roku po przystąpieniu Finlandii i Szwecji do programu Partnerstwa dla Pokoju państwa skandynawskie (bez Islandii) utworzyły Nordycką Współpracę Zbrojeniową (ang. Nordic Armaments Cooperation, NORDAC). Niedługo później, bo w 1997 roku, zdecydowano się pogłębić kooperację w zakresie misji pokojowych i powołano do życia kolejną inicjatywę, tj. Nordyckie Porozumienie Koordynacyjne w sprawie Wsparcia Wojskowych Misji Pokojowych (ang. Nordic Coordinated Agreement for Military Peace Support, NORDCAPS), do którego w 2003 roku przystąpiła Islandia. Te działania stanowiły z kolei wstęp do utworzonych w 2008 roku przez wszystkie pięć państw Nordyckich Struktur Wsparcia Obrony (ang. Nordic Supportive Defence Structures, NORDSUP), a w ostateczności do powołania rok później kompleksowej, skupiającej poprzednie działania inicjatywy NORDEFCO.
Celem istnienia Nordyckiej Współpracy Obronnej jest wzmocnienie obrony państw członkowskich, poszukiwanie możliwych synergii oraz tworzenie, tam gdzie to możliwe, wspólnych rozwiązań, np. w formie szkoleń, zakupów uzbrojenia, czy kooperacyjnych programów zbrojeniowych. Nadrzędnym ciałem organizacji jest Nordycki Wojskowy Komitet Koordynacyjny, który nadzoruje pięć obszarów działalności, tj.
- rozwój strategiczny;
- zdolności obronne;
- zasoby ludzkie i edukacja;
- trening oraz szkolenia
- operacje
Celem uniknięcia duplikacji działań oraz zapewniania, że współpraca stanie się częścią „normalnej pracy” wojskowych, projekty przeprowadzane pod parasolem NORDEFCO mają miejsce w ramach już istniejących narodowych łańcuchów dowodzenia na zasadzie koordynacji wykonywanych czynności. Co ważne, Nordycka Współpraca Obronna, wpisując się w szerszą transatlantycką inicjatywę Smart Defence oraz europejską Pooling and Sharing, otwarta jest na współdziałanie z innymi państwami, co zresztą ma miejsce w przypadku niektórych projektów, w których uczestniczą państwa bałtyckie.
Czy sukces jest możliwy?
Chociaż NORDEFCO powstało w 2009 roku, w praktyce działalność jednoznacznie pod jej szyldem rozpoczęto dopiero rok później ze względu na proces przenoszenia poprzednich inicjatyw pod jej skrzydła. Niemniej jednak już obecnie możemy obserwować pewne, oczywiście znacząco ograniczone i stosunkowo niewielkie, sukcesy.
W zakresie obszaru „rozwój strategiczny” państwa starają się stworzyć wspólną dla nich wszystkich wizję niezbędnych zdolności obronnych w dziesięcio- dzwudziestoletniej perspektywie, wliczając w to obronę cybernetyczną oraz ewentualne wspólne działania na polu badań i rozwoju. Jeżeli chodzi o materię zdolności obronnych, przeprowadzane są studia wykonalności w zakresie możliwej współpracy na takich polach jak: bezzałogowe pojazdy powietrzne, infrastruktura informacyjna, środki ochrony przeciwko minom i improwizowanym ładunkom wybuchowym oraz, co chyba najbardziej znamienne, utworzenia nordyckiego batalionu bojowego. Także sfery edukacji, szkoleń i zasobów ludzkich odnoszą pewne sukcesy, a przygotowywane programy szkoleniowe w obszarach języków obcych, edukacji medycznej sił specjalnych, czy logistyki, by wymienić tylko kilka, wyglądają na bardzo obiecujące.
Mimo że NORDEFCO odnosi już pierwsze sukcesy oraz może być wzorem skutecznej współpracy dla innych zgrupowań państw w Europie (jak np. Grupa Wyszehradzka), to wydaje się, że pokładanie w niej zbyt wielkich nadziei na znaczące zwiększenie zdolności obronnych państw ją tworzących jest przesadzone. Znacząca kompleksowość obszarów współpracy państw skandynawskich (oraz tych, które się przyłączą) niewątpliwie może stanowić pewną wartość dodaną, jednak przy obecnym stanie rzeczy i tempie zmian trudno mówić o jakimś przełomie.
Nordycka Współpraca Obronna jest niewątpliwie dobrym kierunkiem i powinna być rozwijana. Jednak dla zapewnienia rzeczywistego bezpieczeństwa północnej Europy potrzeba zmiany jakościowej, co do której na dzień dzisiejszy brak niestety woli politycznej. NORDEFCO powinno przekształcić się w silnie zinstytucjonalizowaną, pełnowymiarową współpracę dążącą do stworzenia z niewielkich sił państw nordyckich jednego organizmu obronnego, ze spójną strategią, podziałem obowiązków i zadań, wspólnymi zakupami sprzętu oraz zintegrowaną strukturą dowodzenia. Co więcej, przy obecnych wydatkach na obronę tych państw sama współpraca Skandynawów nie wystarczy. Niezbędna jest kooperacja w ramach Unii Europejskiej (z Europejską Agencją Obrony jako centrum koordynacyjnym) oraz NATO, gdyż w praktyce to właśnie w obrębie tych organizacji wszelkie działania ekspedycyjne mogą mieć miejsce. Zbudowanie silnej północnej flanki stanowiłoby dla Stanów Zjednoczonych dowód, że Europa sama potrafi zająć się swoim bezpieczeństwem, a dla głównych graczy na Starym Kontynencie – iż małe państwa również mogą być partnerami w dziedzinie obrony.
[1] Chodzi o Danię, Finlandię, Norwegię i Szwecję. Islandia nie ma sił zbrojnych i tym samym nie posiada budżetu obronnego.
[2] Chociaż termin „państwa skandynawskie” zazwyczaj odnosi się tylko do Danii, Norwegii oraz Szwecji, tutaj dla uproszczenia jest on używany wymiennie z określeniem „państwa nordyckie”.
Przeczytaj też:
Pytanie na pół – retoryczne: czy “nadmiar” sojuszy i koalicji wszelakich nie doprowadzi kiedyś do rozluźnienia poczucia wiążącej więzi? Czy istnienie wielu struktur w tym samym czasie (nie sprzecznych ze sobą a komplementarnych)., takich jak UE (wcześniej UZE), NORDEFCO, NATO i pewnie jeszcze paru innych prowadzi Twoim zdaniem Kamilu do poprawienia poczucia bezpieczeństwa, czy może wręcz przeciwnie zaoowocować kiedyś sytuacją w której “jesteśmy sojusznikami ze wszystkimi i z nikim”?
W czasach zimnej wojny sprawa była prosta – albo wschód albo zachód, teraz bezpieczeństwo jest bardziej wielowymiarowe i wspólzależne…
W mojej ocenie takie poczucie bycia sojusznikiem “ze wszystkimi i z nikim” mogłoby mieć miejsce w przypadku wchodzenia w porozumienia obronne z różnymi, niezwiązanymi ze sobą państwami. W rzeczywistości jednak te wszystkie porozumienia są zawierane pomiędzy państwami szeroko pojętego, silnie zinstytucjonalizowanego oraz współzależnego Zachodu i tym samym państwa wiedzą z kim “trzymają sztamę”. Poza tym państwa Europy doskonale zdają sobie sprawę z hierarchii sojuszy i, że podstawą ich bezpieczeństwa jest pakt północnoatlantycki, następnie zbudowane wokół niego NATO, potem UE (WPBiO oraz zawarty w TUE silniejszy od północnoatlantyckiego casus foederis), następnie zaś porozumienia regionalne jak właśnie NORDEFCO. Dodatkowe, sektorowe sojusze oraz bilateralne czy regionalne umowy z zakresu bezpieczeństwa i obrony są natomiast najczęściej odpowiedzią na relatywną inercję głównych instytucji (NATO i UE) w wypełnianiu swoich niektórych zadań.
Problemem jest moim zdaniem to, że chociaż właśnie mówi się o komplementarności, a nie rywalizacji pomiędzy organizacjami i instytucjami, w rzeczywistości rywalizacja istnieje oraz bywa, że sprawia problemy. Przykład to oczywiście EDA i NATO w zakresie rozwoju zdolności obronnych w pewnych sferach. Nie wydaje mi się jednak aby NORDEFCO mogło być takim rywalem dla jakiejkolwiek “głównej” instytucji, a stanowić będzie raczej katalizator lepszej współpracy w ramach danej i tak już ze sobą powiązanej grupy państw – nie oszukujmy się, państwom Nordyckim jest do siebie znacznie bliżej w sensie bezpieczeństwa i percepcji zagrożeń aniżeli np. do państw południa Europy. To naturalne, że tam gdzie są silniejsze interesy w danej sprawie tworzy się dodatkowe, “wewnętrzne kręgi wtajemniczenia”. To widać zresztą nie tylko na przykładzie bezpieczeństwa i obrony, ale każdej sfery współpracy.
Tak, mi chodziło raczej o to, że tworzenie podgrup może zaowocować kiedyś podsojuszami w ramach sojuszu, które doprowadzą do rozluźnienia więzi w sojuszu głównym, przez co zobowiązania będą w zasadzie martwe. Ale zgadzam się ze wzmacnianianie współpracy jest istotne. Inna sprawa, która poruszyłeś to właśnie owa “komplementarność – konkurencyjność” 🙂
Coś takiego jest oczywiście możliwe, ale wynikać może raczej z sukcesywnej zmiany kierunków polityki państw aniżeli samego faktu powoływania nowych “podsojuszy”, które mogą, ale nie muszą być przejawem zmiany polityki w kwestii doboru sojuszników. Biorąc jednak pod uwagę teorię neoinstytucjonalną takie zmiany są zazwyczaj trudne do przeprowadzenia i wymagają długotrwałych, stopniowych zabiegów ze strony decydentów politycznych… a pytanie przecież czy sami decydenci w Europie chcieliby rozluźnienia np. NATO – moim zdaniem nie. Tego o czym Basiu piszesz nie da się wykluczyć, jednak osobiście uważam, że podrgupy w ramach dużych porozumień jak NATO czy UE nie stanowią zagrożenia dla istnienia tych pierwszych (prędzej same dla siebie są zagrożeniem) m.in. ze względu iż:
1. Państwa Nordyckie przy obecnych wydatkach na obronę nawet wspólnie nie są w stanie stanowić poważnej siły i rezygnacja z sojuszu z poważnymi graczami jak USA, UK czy Francja jest osłabianiem swojego własnego bezpieczeństwa.
2. Instytucje bywają trwalsze niż się często uważa.
Ah trwałość instytucji zależy od woli politycznej państw więc ja tam w nie nie wierzę 😉
Dzięki za odpowiedzi 🙂
Cóż, osobiście jestem zwolennikiem teorii instytucjonalnej i tym samym uważam, że wola państw choć istotna, w praktyce bardzo często kończy się gdy przychodzi do rzeczywistego zmierzenia się z dokonaniem zmian w instytucjach :). Zresztą przesyłałem Ci mój artykuł na ten temat to znasz moją argumentację w tej kwestii :P.
To ja dziękuję za komentarze i pytania 🙂
[…] K. Mazurek, Nordycka awangarda w dziedzinie obrony – czy NORDEFCO może mieć znaczenie? […]