WERONIKA WOLANIN**
Turcja chce uchodzić za państwo europejskie lub, inaczej rzecz ujmując, za pomost łączący Europę i Azję. Ankara podjęła działania zmierzające do osiągnięcia tego celu już kilkadziesiąt lat temu, a ostatnie wypowiedzi tureckich polityków są tylko tego potwierdzeniem. Turecki minister do spraw stosunków z Unią Europejską, Egemen Bağış, oznajmił 14 października 2012 r., że planuje rozpoczęcie nowego rozdziału akcesyjnego z UE. Ma to nastąpić na początku stycznia 2013 r., gdy prezydencję obejmie Irlandia. Dodał, że trwają już rozmowy z przedstawicielami UE, a także przedstawicielami rządowymi – irlandzki minister ds. Unii Europejskiej gościł w Turcji, a niebawem będzie miała miejsce rewizyta. Coraz częściej pojawiają się jednak wątpliwości, czy Turcja rzeczywiście powinna dołączać do Unii Europejskiej, i czy w ogóle może uchodzić za państwo starego kontynentu. Jednak jak wiemy polityka rządzi się własnymi prawami – nie zawsze geograficznymi.
Współpraca Turcji z UE rozwija się już od lat 60, jednak jej członkostwo w organizacji wydaje się co najmniej odległe, jeśli nie czysto iluzoryczne. O genezie relacji turecko–unijnych i o historii negocjacji akcesyjnych pisała Katarzyna Krupa. Omówiła też niektóre z przyczyn, z powodu których Turcja jeszcze członkiem Unii nie jest. W moim artykule chciałabym uzupełnić jej zestawienie o analizę kolejnych.
Obawy francusko-niemieckie
Turcja jest krajem zgoła odmiennym od reszty państw starego kontynentu, a w dodatku zaledwie 3% jej terytorium leży w Europie. Ponadto, mimo iż jest krajem laickim już od 1923 r., w świadomości wielu Europejczyków dalej funkcjonuje jako kraj teokratyczny, kierujący się zasadami islamu. Jednymi z największych przeciwników wstąpienia Turcji do Unii są Niemcy i Francja, państwa, w których odsetek tureckiej mniejszości jest największy. Opinia publiczna w tych krajach sprzeciwia się przystąpieniu Turcji z obawy przed napływem kolejnych fal tureckich imigrantów. Z dotychczasowych doświadczeń wynika, że nie chcą się oni asymilować i często przyjeżdżają, by korzystać z dobrze rozwiniętej pomocy socjalnej oferowanej przez kraje Europy Zachodniej. Jak mówiła Angela Merkel dwa lata temu multikulturalizm się nie udał. Imigranci zamykają się w gettach, nierzadko mówią słabo w oficjalnym języku państwa, którego są mieszkańcami, nie czują się częścią kraju.
W 2009 r. według sondażu państwowej telewizji ZDF ponad 90% Niemców było przeciwnych akcesji Turcji. Sama kanclerz Merkel mówiła trzy lata temu, iż popiera uprzywilejowane partnerstwo dla Turcji, ale nie pełną akcesję. Takie głosy nie są odosobnione. Część społeczeństw państw członkowskich (Niemcy, Austria) jest negatywnie nastawiona do przyjęcia Turcji. Przyjmowanie nowego państwa z tak duża liczbą mieszkańców (prawie 80 milionów) jest niekorzystne dla krajów, które obecnie mają największy wpływ na unijną politykę, czyli Francji i Niemiec – czują się one zagrożone utratą dotychczasowych pozycji i wpływów w UE. Turcja miałaby licznych przedstawicieli w PE, a ponadto miałaby niezmiernie istotny wpływ na podejmowanie decyzji w Radzie UE, gdzie przy większości kwalifikowanej bierze się pod uwagę również liczbę ludności*. Akcesja takiego państwa z pewnością zachwiałaby dotychczasowym kursem Unii, skupiającej się obecnie na sobie samej i swoich wewnętrznych problemach: Grecji stojącej na skraju bankructwa, wysokiemu bezrobociu w Hiszpanii, niezadowoleniu wśród młodych obywateli, którzy nie mają perspektyw na dalszy rozwój i pracę. W Brukseli (ale także w państwach UE m.in. Francji czy Niemczech) istnieje obawa w jakim kierunku dążyłaby Turcja, czy nie będzie naciskać, aby skupić się na niej i najważniejszych z jej punktuw widzenia kwestiach.
W opublikowanym ostatnio Raporcie Komisji Europejskiej o stanie przygotowań do członkostwa Bałkanów Zachodnich, Turcji i Islandii zarzuca się Turcji m.in.: problem dyskryminacji ludności niemuzułmańskiej, korupcję, naciski na media. Jednakże wymienione powyżej problemy nie są jedynymi i zapewne nie najważniejszymi.
Kwestia cypryjska
Istotnym hamulcem w postępie procesu akcesyjnego są relacje turecko-cypryjskie, które od wielu lat nie są dobre. Wciąż niezażegnany konflikt skutecznie uniemożliwia realne rozpatrywanie Turcji jako przyszłego członka UE. Spór jest na tyle trwały, że trudno znaleźć skuteczne wyjście z impasu. Turcja nie uznaje pełni praw Republiki Cypryjskiej, dlatego mało realnym wydaje się być przypuszczenie, by oba państwa miały funkcjonować obok siebie w strukturach unijnych.
Nie będę przedstawiała całej genezy konfliktu, gdyż nie jest ona przedmiotem analizy tego artykułu; przytoczę jedynie najważniejsze, według mnie wydarzenia. 20 lipca 1974 r. tureckie oddziały wojskowe wylądowały w północnej części wyspy i rozpoczęły inwazję. Grecki rząd nie mógł udzielić wsparcia, gdyż Amerykanie zagrozili, że jakakolwiek akcja przeciwko Turkom będzie powodowała reakcję zbrojną (zarówno Turcja jak i Cypr są członkami NATO, ale USA obawiało się osłabienia flanki NATO w Azji Mniejszej). 22 lipca ogłoszono zawieszenie broni, jednak już 12 sierpnia Turcja domagała się podziału Cypru, co na nowo wskrzesiło walki. Podejmowano próby załagodzenia konfliktu, jednak wszelkie negocjacje kończyły się fiaskiem. 15 listopada 1983 r. na okupowanej przez Turków części wyspy ogłoszono niepodległość i tak powstała Republika Turecka Cypru Północnego. Akt ten został potępiony w rezolucjach Rady Bezpieczeństwa ONZ.
Inwazja budzi negatywne emocje także z powodu sposobu, w jaki Turcy traktowali wtedy Greków. Grecy, którzy znaleźli się na terenach okupowanych, byli wyrzucani z domów. Odcięcie greckich Cypryjczyków od swoich domów i bliskich miało ich skłonić do opuszczenia terenów okupowanych. Tureckie władze zaczęły sprowadzać nowych mieszkańców na zajęte terytorium. Ankara nie przejmuje się zaleceniami ONZ, ponadto oficjalnie uznała Republikę Turecką Cypru Północnego i nawiązała z nią stosunki dyplomatyczne. Sekretarz generalny ONZ Kofi Annan osobiście zaangażował się w toczący się spór, nadzorował negocjacje, przedstawił plan rozwiązania konfliktu. Wszystkie wysiłki nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. W latach 2002-2004 odbyła się kolejna tura negocjacji, na której ustalono, że od stycznia 2004 r. pod auspicjami ONZ rozpoczną się rozmowy pokojowe na Cyprze. Rozmowy mają być prowadzone aż do satysfakcjonującego obie strony rozwiązania. Należy nadmienić, że był to jeszcze okres, gdy obu stronom zależało na rozwiązaniu konfliktu. Cypr był niejako zmuszony do rozmów w związku ze staraniami o członkostwo w Unii, ale gdy projekt przyjęcia całej wyspu przyniósł fiasko, rozmowy stanęły w martwym punkcie. Dziś już chyba żadna ze stron nie wykazuje takiego zainteresowania zakończeniem sporu, które mogłoby zwiastować szybkie osiągnięcie porozumienia w tej kwestii. Najwyraźniejszym znakiem wciąż istniejącego konfliktu jest obecne zamrożenie relacji Turcja – Rada Unii Europejskiej na czas cypryjskiej prezydencji.
Mniejszość kurdyjska
Pojawia się także problem mniejszości kurdyjskiej. Szacuje się, że w Turcji żyje ok. 14 mln Kurdów. Zamieszkują teren zwany Kurdystanem, który jest podzielony między Turcję, Syrię, Irak i Iran. Co prawda, na mocy traktatu pokojowego podpisanego 10 sierpnia 1920 r. w Sèvres, przewidziano powstanie autonomicznego Kurdystanu, jednakże Ankara nigdy tego porozumienia nie ratyfikowała, nie zostało więc wprowadzone w życie. Turcja nie uznawała odrębności Kurdów i nazywała ich „Turkami Górskimi”. (m.in. zakazano używania języka kurdyjskiego, praktykowania kurdyjskich obyczajów i świąt).
Gdy w 1974 r. powstała Partia Pracujących Kurdystanu, za cel postawiła sobie niepodległość Kurdystanu, jednak zajęła się także walkami zbrojnymi, przez co uważano ją za organizację terrorystyczną. Formalnie działania zbrojne zakończono 9 lutego 2000 r., a Partia miała się stać orędownikiem praw ludności kurdyjskiej. Jednakże walki nie ustały.
Przełom lat 2004 i 2005 można uznać za odwilż. Turcja złagodziła nieco swoją politykę wobec Kurdów. Zalegalizowano audycje radiowe i telewizyjne nadawane w języku kurdyjskim, pozwolono na naukę tego języka. W 2004 r. z więzienia zwolniono jedną z najbardziej znanych polityków – Leylę Zanę.
Wszystkie te działania zostały podjęte ze względu na starania Turcji o członkostwo w Unii Europejskiej, ale zakres reform uważany jest za niedostateczny zarówno przez UE jak i Kurdów. Dalej miały miejsca ataki na wojska tureckie, jednak by załagodzić eskalujący konflikt w 2009 r. rząd zezwolił na uruchomienie 24 godzinnego kanału telewizyjnego w języku kurdyjskim. Szanse zażegnania sporu zaprzepaściła delegalizacja pro-kurdyjskiej Partii Społeczeństwa Demokratycznego. W kolejnych latach sytuacja zaczęła się ponownie zaostrzać. PKK wzmogła działania zbrojne, wykorzystując wydarzenia w Syrii. Już 26 lipca 2012 r. premier Erdogan ostrzegał, że Turcja może podjąć środki militarne przeciwko kurdyjskim bojownikom działającym na terenach Syrii, gdy te zostaną uznane za zagrożenie.
Ormianie
Ważną kwestią w rozwoju procesu akcesyjnego Turcji jest również kwestia nie uznawania przez Turcję ludobójstwa Ormian, do którego doszło na przełomie XIX i XX wieku. Kwestia ta została już opisana zarówno przez Katarzynę Krupę, jak i (w kontekście pogorszenia się stosunków turecko-francuskich) przez Barbarę Marcinkowską, dlatego ograniczę się jedynie do jej wymienienia.
A jednak jest nadzieja?
Niemniej jednak, w samej Unii pojawiają się głosy za przyspieszeniem rozmów z Turcją (np. wspólny artykuł szesnastu ministrów spraw zagranicznych UE, w tym Polski), choć uważam, że nie do końca są to głosy szczere. Zapewne ministrowie zdają sobie sprawę z wciąż istniejących licznych przeszkód, które obecnie uniemożliwiają realne rozmowy o członkostwie. Wypowiedzi takie mają na celu zapewne zachęcenie tureckiego rządu do dalszych reform i współpracy z UE.
Podsumowując, uważam, że trudno będzie pokonać weto niektórych państw wobec akcesji Turcji, a jest ono wysoce prawdopodobne. Po drugie, same piękne hasła o jedności w różnorodności nie wystarczą, to tureckie elity są pro-unijne, przyjęły zachodni model życia, znaczna większość społeczeństwa natomiast nie chce być członkiem UE. Sądzę, że nie jest dobrym rozwiązaniem przyjmowanie państwa, którego większość obywateli jest przeciwna akcesji. Generalnie skłaniam się ku stwierdzeniu, że przyjęcie Turcji w szeregi państw unijnych jest mało prawdopodobne, chyba że Unia zostanie przyparta do muru tzn. będzie potrzebowała znacznej siły roboczej, kraju z szybko rozwijającą się gospodarką, który będzie swego rodzaju motorem dla gospodarek unijnych. Z pewnością przyłączenie nowego kraju wiąże się z wysokimi nakładami pieniężnymi, a póki co Bruksela ma kogo ratować przed zatonięciem. Niewątpliwie przystąpienie Turcji miałoby pozytywne skutki dla Unii (to wciąż jedna z najprężniej rozwijających się gospodarek, nie bez znaczenia jest też wysoki przyrost naturalny, ogromny rynek zbytu), ale to chyba nie wystarczy do przechylenia szali na korzyść członkostwa. Przy odpowiednich umowach partnerskich Unia jest w stanie czerpać korzyści ze współpracy z krajem nad Bosforu i vice versa, ale przyjmowanie nowego państwa, przy niejasnej przyszłości UE, wydaje się być niekorzystnym posunięciem.
* System głosowania podwójną większością – projekt zostanie przegłosowany przy poparciu 55% państw członków Rady, jednak nie mniej niż piętnastu z nich, reprezentujących państwa członkowskie, których łączna liczba ludności stanowi co najmniej 65% ludności Unii.
**Weronika Wolanin studentka III roku Dyplomacji Europejskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. Stypendystka programu LPP-Erasmus na Uniwersytecie w Oslo, gdzie była także członkinią Model of United Nations Norway; członkini koła naukowego Dyplomacja Europejska. Praktykantka w Centrum Inicjatyw Międzynarodowych i stażystka w Instytucie Wiedzy i Innowacji. Obszar zainteresowań: polityka europejska, Bliski Wchód, konflikty zbrojne, prawo dyplomatyczne, bezpieczeństwo energetyczne.
Polecamy również:
- K. Krupa, Turcja w Unii Europejskiej – Dlaczego nie?
- B. Marcinkowska, Turecko-francuskie niesnaski i inne faux pas polityki zagranicznej Sarkozy’ego
- M. Makowska, Turkey: a democratic role model for the Arab Awakening Countries?
- Z. Bartol, W poszukiwaniu francuskiej multikulturowości
Ja mam parę “ale” po pierwsze to nie Turcja chce uchodzić za państwo łączące Europę z Azją, a UE chcę by Turcja uchodziła za takie państwo. Kolejne “ale” niestety na dzień dzisiejszy to UE nie ma zabardzo co zaoferować Turcji bo jak widać mamy kryzys w UE i większe bezrobocie w niektórych krajach UE jak i w Polsce, gdzie w Turcji jest ono mniejsze, zauwazyłam mieszkając w Turcji, że jako kraj dobrze radzą sobie z gospodarką ( mają jakieś problemy ale to jak każdy kraj ). I trzecie najważniejsze “ale” niech ktoś zapyta Turków czy oni chcą wejść do UE bo coraz mniej z nich chce taka prawda, jak kiedyś pytałam znajomych to chcieli na dzień dzisiejszy zwiększyła się liczba tych na “nie”.
Co do blokowania przez francje i niemcy – maja imigrantów aczkolwiek nie każdy to Turek bo są i Kurdowie, no i to jak z Polakami, najwięcej emigruje tych z biednych rodzin, to tak jakby Irlandia czy Wielka Brytania miały blokować Polsce bo dużo emigrantów jest z Polski a opinii dobrej tez nie mamy.
Pozwolę sobie odnieść się do ostatniego punktu Pani wypowiedzi, w pewnym sensie Francja blokowała Polskę obawiając się napływu taniej siły roboczej, stąd (m.in) okresy przejściowe dla Polaków.
Polityki nie mam w jednym palcu, jednak myślę, że nie było to aż tak jak w przypadku Turcji. Mam osobiście wrażenie, ze to zabawa w kotka i myszkę ze strony UE. Również to, że to kraj o innej religii i kulturze, skoro niektórym to przeszkadza to po co wogóle pozwolili się Turcji starać o członkostwo ( a czytałam parę razy, że teraz widzą problem w tym, że Turcja to kraj islamski ). Ja osobiście jak tylko mogę to jestem w Turcji i jestem na TAK aby Turcja była w UE, jeżeli chodzi o wizy byłoby może wygodniej, jednak mam obawy czy przez UE nie zaniknie jakaś część tamtej pieknej kultury. Turcja jaka jest taka jest, myślę ze UE mogłaby zyskać niż stracić mając Turcję za członka. Jednak jak wczesniej wspomniałam polityki w jedym palcu nie mam, a to są tylko i wyłącznie moje osobiste odczucia.
Jeszcze tylko mam pytanie bo nie mam pewności co do Ormian ale czy przypadkiem nie wyrazili jakieś skruchy?? bo słyszałam, ze ponoć w tej kwestii coś tam ruszyło.
Pozdrawiam 🙂
hmm, zacznę od początku. Uważam, że póki co to Turcji bardziej zależy na członkostwie niż UE, w przeciwnym razie wycofałaby się z działań dążących do akcesji widząc, że inne państwa, które znacznie później złożyły wniosek już są częścią Unii. Jasne zgadzam się z tym, że większość Turków nie chce akcesji, to głównie elity do tego dążą-co wspomniałam w artykule. nie ma co ukrywać, odmienna kultura i religia jest zapewne znacznym problemem, który staje w opozycji do członkostwa, mimo iż UE szczyci się pięknymi hasłami o równości i poszanowaniu każdej odmienności. taka dygresja, podejrzewam, że czytałyście o tym mieście w Danii, które zniosło obchody Bożego Narodzenia, a większość władz miasta jest muzułmańska, muszę przyznać, że wśród wielu moich znajomych wywołało to spore oburzenie, nawet tych, którzy do tej pory byli pozytywnie nastawieni do imigracji muzułman. co do Ormian o ile mi wiadomo w Turcji mówienie o tych wydarzeniach jako o ludobójstwie jest karane, gdyż ubliża to “tureckości”.
[…] W. Wolanin, Turcja – co ją wciąż dzieli od UE? […]
[…] W. Wolanin, Turcja – co ją wciąż dzieli od UE? […]