RAFAŁ BILL
Od jakiegoś czasu krąży w mediach informacja, że Foxconn, jeden z najważniejszych dostawców podzespołów do iPhonów, planuje przeprowadzić ogromną inwestycję w swoich fabrykach zlokalizowanych w Chinach, instalując roboty automatycznie wykonujące pracę w miejsce nisko wykwalifikowanych robotników. Powodów jest kilka, m.in. wzrastające koszty siły roboczej wynikające z żądań pracowników o zwiększenie wynagrodzenia i pojawiające się skandale związane z samobójstwami osób zatrudnionych w ośrodkach produkcji Foxconna, spowodowane przeciążeniem i stresem pracy. O ile Apple jest ważną firmą na rynku telekomunikacyjnym, to w skali makro nie odgrywa aż takiej roli. Podobnie nie powinna znaczyć wiele informacja pochodząca od przedstawicieli Foxconnu. Jednak w ich słowach jest ukryta zapowiedź nowego zjawiska o przełomowym znaczeniu.
Zanim rozwinę myśl, polecę artykuł, który stał się bezpośrednią przyczyną poruszenia tematu postawionego w tytule. Dotyczy on przewidywanych trendów na rynku pracy do 2020 roku, który w coraz większym stopniu polegać będzie na kreatywności i wykorzystania unikalnych umiejętności. Innymi słowy, pracownicy standardowi zaczną tracić swoje miejsce na rynku, ponieważ konkurencja będzie szybsza, dokładniejsza i nie będzie wymagać przerw. Roboty. Czy naprawdę grozi nam zastąpienie przez droidy? Odpowiedzi na to pytanie udziela Andrew McAfee w ramach prezentacji TED.
To tylko kolejna wizja futurystów? Nie sądzę. We wrześniu 2012 r. popularny portal freakonomics.com zamieścił nietypowe ogłoszenie – freelancer economist szuka pracy. Jeszcze ciekawsza była relacja dotycząca otrzymanych odpowiedzi, którą opublikowano po miesiącu. Całość znajduje się tutaj, a wklejam fragment, który przykuł moją uwagę:
Others expected I would have computer science skills I simply don’t have (C++ or Java). From the blog comments, there were suggestions that I needed more experience/expertise and some rebranding (as a small business consultant maybe) to actually make this work long-term.
Nie wystarczy być wyspecjalizowanym mikroekonomistą, przydałaby się również wiedza z zakresu programowania i rebrandingu. Wydawało mi się, że wykształcenie ekonomiczne jest wystarczające. Nic bardziej mylnego.
Trochę autoprezentacji. Na drugą pracę magisterską wieńczącą moje studia na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie wybrałem temat wykorzystania sztucznej inteligencji w obszarze funduszy europejskich. Główną ideą (choć nie tezą) była możliwość zastąpienia ekspertów unijnych oceniających złożone wnioski o dofinansowanie w ramach Programów Operacyjnych, które funkcjonują w Polsce (konkretnie próbę badawczą stanowiły aplikacje z POIG 8.1).
Przygotowałem krótkie opisy wniosków oraz skróciłem oficjalną metodologię oceny aplikacji złożonych w działaniu POIG 8.1. Sztuczną inteligencję stanowił moduł text mining dostępny w programie Statistica. Próbuje on “zrozumieć” tekst pisany i zaprezentować wyniki swojej analizy w formie statystyki lub graficznej. Rezultaty badania okazały się interesujące: sztuczna inteligencja wykazała zbieżność z wynikami oceny ekspertów-ludzi na poziomie 85%. Do zalet SI na pewno należy obiektywność i niepodatność na korupcję. Nie potrzebuje też długich weekendów i przerw obiadowych.
Czy wchodzimy w etap nowej rewolucji informatycznej, po której roboty będą w stanie naprawdę nas zastąpić? I jakie to zmiany przyniesie nam, twórcom inteligentnych droidów? Do rzeczywistości znanej z filmów, tj. Matrix czy Terminator, czeka nas daleka droga, ale wkrótce wiele osób może mieć coraz większe problemy ze znalezieniem pracy.
Wasilij Leontiew napisał w 1983 r., że tempo zmian technologicznych jest tak duże, iż wielu ludzi nie będzie w stanie za nimi nadążyć na rynku pracy i staną się po prostu “zbędni”. A był to 1983 r., podkreślam jeszcze raz. W jakim tempie zachodzą więc zmiany w obecnych czasach, jeśli trzydzieści lat temu występowały już obawy o niedopasowanie pracowników?
Już od zarania ery przemysłowej powracają obawy, że zmiany techniczne staną się zarzewiem masowego bezrobocia. Ekonomiści ze szkoły neoklasycznej przewidywali, że nic takiego nie nastąpi, gdyż ludzie znajdą sobie inną pracę — choć być może dopiero po długim okresie dotkliwego dostosowania się do zmian. Te przewidywania okazały się trafne.
Nie starałem się napisać powyższej “oczywistości” swoimi słowami, gdyż ktoś mógłby jeszcze nie uwierzyć, ale wykorzystałem artykuł Kennetha Rogoffa, profesora Harvardu i jednego z najważniejszych ekonomistów na świecie (m.in. były główny ekonomista MFW). Wg Rogoffa nie czeka nas walka z robotami o stanowiska pracy, bo te po prostu zostaną zautomatyzowane. Ale jednocześnie powstaną nowe miejsca zarobku. Ekonomista podaje przykład ludzi, którzy zaczęli zarabiać na nauce gry w szachy po tym, jak arcymistrzowie szachowi ulegli superkomputerowi w pojedynku. Jest to myślenie pozytywne, ale pytanie nasuwa się samo: co zrobi masa nisko wykwalifikowanych pracowników umysłowych, gdy SI będzie w stanie zastąpić ich pracę? Wbrew pozorom, nie martwię się o pracowników fizycznych – według mnie łatwiej nauczyć się spawania niż zostać finansistą (lub politologiem, przywołując wypowiedź premiera Tuska). Nie chodzi o uzyskanie samego dyplomu (to akurat nie problem w Polsce), ale wykonywanie realnej pracy w zawodzie. Trzeba być albo dobrym, albo wyspecjalizowanym, a najlepiej obie rzeczy.
Milion maszyn zainstalowanych w fabrykach Foxconna ma zastąpić chińskich pracowników tymczasowych. Stracą oni pracę, ale makroekonomiści uspokajają: praca będzie, ale inna. Podobne wydarzenia już miały miejsce w historii. Po mechanizacji rolnictwa w USA odsetek pracujących w tym sektorze zmalał z 41% do 2%, a świat ma więcej jedzenia niż kiedykolwiek. Wspomniany proces dostosowania zawsze prowadzi w kierunku naturalnej równowagi.
Makroekonomia jest jednak szczególną dziedziną nauk ekonomicznych, ponieważ widzi procesy w dużej skali, porównuje je z historią i jest wysoce odhumanizowana. Kilkaset tysięcy bezrobotnych więcej to jedynie zwiększająca się liczba po przecinku w statystyce bezrobocia w Chinach. Podobnie jest w innych przypadkach.
By wyjaśnić rolę pytania zadanego w tytule artykułu, należy przejść na poziom mezo- lub nawet mikroekonomii, a także wykorzystać nieco behawioralizmu ekonomicznego, tłumaczącego nasze zachowania. Wymaga to jednak odrębnego artykułu i to dosyć obszernego. W tej chwili wystarczy sobie wyobrazić, że wszystkie outsourcingowe centra usługowe w Polsce zwalniają swoich pracowników.
Niestety, sytuacja w Polsce nie jest najlepsza. Wprawdzie bezpośrednie inwestycje zagraniczne płyną do Polski szerokim strumieniem, ale wciąż niewiele środków jest inwestowanych w B+R. Krajowy rynek nie jest również chłonny. W efekcie Polska zajmuje dalekie miejsce w eksporcie hi-tech, plasując się nawet za niektórymi republikami z Afryki. Polska jest widziana jako kraj o niskich kosztach pracy w porównaniu do wyedukowanych zasobów na rynku pracy. Problem polega na tym, że te zasoby są w niewielkim stopniu wyspecjalizowane i dalszy rozwój technologii może nawet w dosyć bliskiej przyszłości je zastąpić w wykonywanych czynnościach, czego przykładem jest algorytm oceniający wnioski unijne. Pozostanie długie i bolesne “dostosowanie się” lub kreatywność i unikalne umiejętności. Na koniec trzeba będzie pogodzić się z pracą 24h na dobę, ponieważ coraz częściej będzie nam trudno odróżnić pracę od czasu wolnego. (Przykładem na to jest powyższy artykuł – nie dostaję za niego wynagrodzenia, a jednocześnie dotyczy obszaru mojej pracy naukowej, która przynosi mi dochód.)