Europa Zachodnia Gospodarka UE

Dlaczego Hiszpanie zawsze siedzą przy barze?

RAFAŁ BILL, Program Wolnościowy

Prof. Krzysztof Rybiński popełnił lekki artykuł o swoich obserwacjach ekonomicznych podczas pobytu nad polskim morzem. Miałem przyjemność przeczytać go podczas swojej podróży po płn. Hiszpanii. Istotnie, podróże zawsze kształcą. W szczególności gdy wędrujesz do kraju stojącego na skraju bankructwa, którego losy wpływają każdego dnia na sytuację w Europie. Porzućmy więc nudną statystykę i równania matematyczne, o ekonomii danego państwa więcej mówią nam przeprowadzone rozmowy z obywatelami, lektura prasy (w szczególności regionalnej), a nawet programy telewizyjne. Dlaczego Hiszpanie zawsze siedzą przy barze? Kto był w polskiej knajpie, widział, że zdecydowana większość gości siedzi przy stolikach. W Hiszpanii odwrotnie, nawet gdy lokal jest pusty, to klienci gromadzą się przy ladzie, gdzie podawane są drinki i popularne przekąski o wymyślnych nazwach. I jak to wiąże się z gospodarką Hiszpanii?

Media zagraniczne, niehiszpańskie, podają generalnie informację, że z Hiszpanią jest źle i większość prowadzonej walki o utrzymanie strefy euro toczy się wokół tego kraju (po spisaniu na straty Grecji). W hiszpańskiej telewizji dominują newsy ekonomiczne, nawet te dotyczące wypowiedzi prezesa EBC, ponieważ międzynarodowi inwestorzy z uwagą patrzą na jego słowa.

Zapytałem wpierw samych Hiszpanów, dlaczego wolą siedzieć przy barze. Większość z nich była zaskoczona samym pytaniem, ale przyznawali, że w Polsce niektóre osoby przychodziły do nich i zaczynały rozmawiać po hiszpańsku. Gdy pytali, skąd dana osoba wiedziała, że jest z Hiszpanii, słyszeli w odpowiedzi „ponieważ nie siedzisz przy stoliku, tylko przy barze!”. Jeden z Hiszpanów (Asturyjczyków, muszę zwracać większą uwagę na regiony) zwrócił mi uwagę, że przy barze może być taniej. W tym miejscu można również najwięcej dowiedzieć się o ekonomii.

Uznajmy, że północni Hiszpanie, północni Włosi, Niemcy i Francuzi są podobni pod względem zachowań, języka i kultury. Co stało się z północną Hiszpanią dwa kroki wcześniej, że radzi sobie coraz gorzej?

Odpowiedź usłyszałem przy kieliszku wina. Firmy z Hiszpanii myślą tylko krótkofalowo, a nie długofalowo, ponieważ ich celem jest maksymalizacja zysków. Jeśli firma robi zysk na jednej rzeczy, to za chwilę pojawia się tysiąc firm, która robi to samo, potem rynek upada i one też. Tak było m.in. z sektorem budownictwa.

Ten temat można jeszcze rozszerzyć. Wielu z was na pewno czytało „Don Kichote”. Jego postać również obrazuje pewien sposób myślenia ekonomicznego Hiszpanów. Książka ukazuje społeczeństwo podzielone na dwie grupy – arystokrację, która brzydzi się pracą (nawet jeśli jest biedna) i tych, którzy muszą pracować. To podejście wciąż obowiązuje, zwłaszcza wśród iberyjskich biznesmenów – zrobić szybko duże pieniądze i nie pracować więcej. W przeciwieństwie do społeczeństw np. Niemiec czy Japonii, w Hiszpanii praca jest ceniona tylko ze względu na przynoszone dochody, a nie ze względu na jej wartość.

Czemu powstaje stereotyp leniwych południowców i jaki ma to wpływ na międzynarodową ekonomię? Czy faktycznie Hiszpanie są tak leniwi, jak się ich uważa w zagranicznych mediach? Sami Hiszpanie twierdzą, że spędzają dużo godzin w pracy. Sprawdziłem więc, jak wygląda u nich wydajność pracy. Generalnie dane nie potwierdzają stereotypu – Hiszpanie spędzają całkiem dużo godzin w pracy i jednocześnie wydajność nie jest niska (czyli pracują, a nie leniuchują). Na tle OECD są mocnym średniakiem – zazwyczaj w połowie którejś ze statystyk. Martwić powinniśmy się my – w Unii jesteśmy najmniej efektywnym narodem w czasie godzin pracy.

Największym problemem w opinii Hiszpanów pozostaje bezrobocie. Na koniec lipca wynosiło prawie 25%. Szczególnie dramatyczna sytuacja jest wśród młodzieży – jedynie co druga młoda osoba ma pracę. Regiony południowe radzą sobie gorzej niż północne – w Andaluzji 1/3 społeczeństwa nie ma pracy. Warto jednak zwrócić uwagę, że gorsza sytuacja już miała miejsca w Hiszpanii – było to w 1994 r. Obserwując życie wieczorne Hiszpanów, można zastanowić się – skoro nikt nie ma pracy, to kto siedzi przy tych barach? Jakie jest realne bezrobocie – może Hiszpanie, jak Polacy, są naprawdę dobrzy w szarej strefie i unikają opodatkowania pracy?

Sytuacja szarej strefy w Polsce została opisana dosyć dobrze przez mojego znajomego dziennikarza.  W Polsce szara strefa jest wg różnych danych wielkości 25-30% naszej oficjalnej gospodarki. W Hiszpanii te liczby są trochę mniejsze – shadow economy to prawie 20% iberyjskiej ekonomii, podawanej w statystykach. Narody z południa Europy i z kręgu słowiańskiego mają jedną cechę wspólną – są dobre w omijaniu legalnych struktur i procedur.

W czasie wyjazdu starałem się przynajmniej na chwilę odwiedzić miejską bibliotekę, a jeszcze lepiej, jedną z wielu kafejek lub barów, w których oprócz znakomitego wina i świetnych przystawek dostępne są aktualne gazety narodowe i lokalne. Przygotowałem listę najważniejszych informacji, które ciężko znaleźć w amerykańskich, europejskich lub polskich serwisach informacyjnych w kontekście kryzysu:

  • firmy zalegają ze składkami socjalnymi w wysokości 7,1 mld euro, czyli ok. 0,7% PKB hiszpańskiej ekonomii,
  • Hiszpania po cichu negocjuje z Niemcami swój ratunek,
  • regiony autonomiczne konsumują 37% wydatków całości budżetu (Seguridad Social 32%, a rząd centralny jedynie 20%),
  • giełda to raz skacze o 6% w górę, by potem spaść o 4%,
  • zmniejsza się różnica pomiędzy oprocentowaniem dwulatek a dziesięciolatek w poszczególnych dniach,
  • wskaźnik konsumencki jest najniższy w historii – 36 p. wobec 46,3 p. w 2008,
  • Andaluzja wydaje 8,6 mld euro rocznie na Servicio Andaluz de Salud (usługi zdrowotne) wobec łącznych wydatków w wysokości 8,8 mld euro na inne usługi publiczne.

Warto chwilę zatrzymać się przy regionalizmie hiszpańskim. Powszechnie znana jest historia Katalonii czy Kraju Basków, które od kilkudziesięciu lat domagają się niepodległości lub przynajmniej bardzo szerokiej autonomii. Tożsamość regionalna jest równie silna w innych miejscach, chociaż nie mówi się o tym tak szeroko. Można uznać, że na linii rząd centralny – władze autonomiczne regionów trwa nieustanny konflikt.

Problemem Hiszpanii nie jest dług publiczny. Jest on znacznie poniżej średniej unijnej i dopiero w następnych latach ma wzrosnąć do ok. 80%, co wciąż stanowi niezły wynik w porównaniu do Grecji, Włoch czy Belgii. Istotny problem stanowi zadłużenie regionalne Hiszpanii. Regiony hiszpańskie odpowiadają za 27% zadłużenia regionalnego zachodniej Europy – dla porównania niemieckie regiony odpowiadają za 34% długu. Jednak niemieckie regiony w latach 2011-2012 obniżyły swoje zadłużenie o 2,3 mld, a hiszpańskie powiększyły zapotrzebowanie na środki finansowe o 100%! (z 35 mld do 70 mld) – będą wydawać tyle, ile niemieckie landy. Cały dług regionalny Hiszpanii wynosi 220 mld – 15% Unii Europejskiej. Więcej mają tylko Niemcy. W kryzysie rekordzistami stali się Brytyjczycy. Zwiększyli zadłużenie z 10 mld do 25 mld, ale wciąż to tylko 9% całości. Dług regionalny w samym 2012 wyniesie 267 mld wobec 210 mld w 2011.

Dlaczego te dane są tak ważne? Mają one wpływ na postrzeganie gospodarki hiszpańskiej przez międzynarodowe rynki finansowe. Obecny premier Mariano Rajoy zobowiązany jest do przeprowadzenia serii głębokich reform, aby utrzymać iberyjski kraj na powierzchni strefy euro. Bardziej lub mniej, są one wdrażane na poziomie centralnym. Patowa sytuacja występuje w regionach, które również muszą się poddać masowym oszczędnościom. Nie zgadzają się one jednak na regulacje przysłane z Madrytu. Rząd centralny i władze autonomiczne rozpoczynają konsultacje, które trwają kilkanaście tygodni, a tym czasie inwestorzy międzynarodowi widzą hiszpańską ekonomię coraz gorzej. Powstaje swoiste błędne koło – Hiszpanie muszą zaciskać pas, dyskutują nad tym, a rynki finansowe w międzyczasie wymagają jeszcze większych oszczędności (co przejawia się m.in. w oprocentowaniu dwu- i dziesięciolatek)

Prawdą jest również to, że hiszpańskie regiony są zbyt zadłużone i wymagają pomocy rządu centralnego. Ten w odpowiedzi domaga się ograniczenia autonomii regionalnej, aby w przyszłości nie dopuścić do zadłużenia. Dla Katalończyków, Basków, mieszkańców Andaluzji czy regionów północnych, taka sytuacja jest absolutnie niedopuszczalna.  Madryt również nie jest bezkarny – przyjął strategię „cięcia równo” bez zwracania uwagi na uwarunkowania poszczególnych regionów. To podejście nie może przynieść pozytywnych efektów.

Na szczęście da się również znaleźć parę optymistycznych punktów w fali negatywnych informacji płynących z Płw. Iberyjskiego. Gospodarka hiszpańska staje się bardziej konkurencyjna w skali międzynarodowej – deficyt handlowy zmniejszył się o 22,5% dzięki wzrostowi eksportu o 3,4% w skali roku. Nadal jest to deficyt, ale tylko 109 mld eksportu do 128 mld importu.

Na koniec, Hiszpanie w kontekście kryzysu przywołują książkę o tytule „Lazarillo de tormes” (autor pozostaje nieznany). Opowiada ona o chłopcach, którzy w poprzednich stuleciach służyli jako przewodnicy dla osoby niewidomej. Dzisiejsza Hiszpania jest właśnie tą drugą, ale brakuje jej chłopca, mogącego ją poprowadzić. Wziąłem do ręki wydanie z 1981 r. i już na samym początku znalazłem taki fragment:

Mientras el navio corre hacia la Europa turbuletna y eterna he releido La Vida de Lazarillo de Tormes”. Ahora veo a Espana como nunca la he visto… *

Ten cytat doskonale oddaje sytuację hiszpańskiej ekonomii. Książka z 2 poł. XVI pozostaje dzisiaj bardziej aktualna niż kiedykolwiek
—————————————————————————————————
* Podczas gdy okręt płynie do wiecznej i targanej burzami Europy, [ja] przeczytałem ponownie “żywot Łazika z Tormesu”. Teraz widzę Hiszpanię w świetle, w jakim nigdy wcześniej jej nie widziałem… (Tłumaczenie: Weronika Krzewińska)

7 Responses

  1. Tylko suche nie polaczone ze soba fakty. Wydaje się że autor nie wiedzial jaki jest cel pisania tego artykułu. Zero konkluzji i jakich kolwiek wniosków! Podsumowanie nie spina calego artykułu w całość. No i co ma bar do ekonomii – autor nie raczył wytłumaczyć.

Comments are closed.