Europa UE

Turcja w Unii Europejskiej – Dlaczego nie?

KATARZYNA KRUPA*

Kwestia wejścia kraju nad Bosforem do Unii Europejskiej budzi wiele kontrowersji. W 1963 r. został podpisany układ o stowarzyszeniu między Turcją a EWG, w 1987 kraj ten złożył wniosek o pełne członkowstwo we wspólnocie. Dzięki decyzji Rady Unii Europejskiej podjętej na szczycie w Helsinkach, Turcja uzyskała status kraju kandydującego. Dopiero w październiku 2005 r. rozpoczęto negocjacje akcesyjne, lecz w czerwcu 2010 r. zostały one zawieszone. Tylko jeden rozdział został zamknięty, a otworzono mniej niż połowę. Osiem rozdziałów jest blokowanych przez Francję, Cypr, Grecję i Austrię. Powodem utknięcia procesu akcesyjnego w martwym punkcie jest m. in. konflikt turecko-cypryjski. Nie uznająca państwowości Cypru Turcja nie chce wycofać trzydziestotysięcznej armii z wyspy, ani podejmować rozmów z Nikozją na temat jej podziału. Przeciwny akcesji Turcji był także ówczesny prezydent Francji Nicolas Sarkozy, który proponował specjalne partnerstwo z Turcją, co jest niewystarczające dla Ankary. Przeszkodą we wstąpieniu Turcji do UE jest również kwestia Kurdów, stanowiących ok. 20% mieszkańców tego kraju. Nie są oni wymienieni w konstytucji jako mniejszość narodowa, jak np. Ormianie i Grecy. Trzeba jednak zaznaczyć, że proces akcesyjny i związana z nim konieczność wypełnienia przez Turcję norm unijnych spowodowały poprawę położenia tej grupy. Zyskali prawo do nauczania ich języka w szkołach, pojawiły się kanały radiowe nadające w języku kurdyjskim.

Na drodze Ankary do UE stoi również kontrowersyjna sprawa ludobójstwa Ormian w latach 1915 – 1917. Turcja nie chce uznać tej zbrodni ani przyznać, że odpowiedzialności za nią ponosi Imperium Osmańskie – oficjalne stanowisko stanowi, iż powodem śmierci 1,5 mln osób była epidemia. Przyjęcie przez francuski parlament w styczniu 2012 r. uchwały zakazującej negowania ludobójstwa Ormian wywołało spór na linii Paryż – Ankara, a Turcja groziła Francji nałożeniem sankcji.

Krajowi nad Bosforem zarzuca się również niedostateczne i zbyt powolne zmiany w prawie i wprowadzaniu zaleceń Komisji Europejskiej, a także nieprzestrzeganie praw człowieka w stosunku do mniejszości etnicznych i kobiet. Obawę budzi również silna pozycja armii, która już wielokrotnie dokonywała zamachów wojskowych w obronie świeckości państwa. Zwraca się również uwagę na ryzyko islamizacji polityki i zakwestionowanie proeuropejskiej orientacji Turcji w związku z rządami AKP (Partia Dobrobytu i Rozwoju), będącej kontynuacją Partii Cnoty, która została zdelegalizowana w 2003 r. za naruszenia konstytucyjnej zasady laickości państwa. Niepokój w Europie budzi również myśl o możliwym napływie emigrantów, zwłaszcza że mniejszość turecka w krajach Zachodu ma problemy z asymilacją. W razie przyjęcie Turcji do UE można również obawiać się napływu emigrantów z Iranu i Syrii, które graniczyłby wtedy ze wspólnotą. Obecnie, w związku z sytuacją w Syrii, gdzie wojna domowa zmusza wielu ludzi do opuszczenia kraju i przekroczenia granicy, około 60 tysięcy uchodźców przebywa w ośmiu obozach na południu Turcji. Ankara nie wyklucza, że w przyszłości potrzebne będzie zorganizowanie kolejnych takich miejsc.

Następnym argumentem przeciw jest ogromna ilość funduszy strukturalnych, które trzeba by było przyznać temu krajowi. Już tylko kwota przekazana w ramach Wspólnej Polityki Rolnej – gdyby nie zmieniono obecnie obowiązujących zasad przydziału – pogrążyłaby i tak nadszarpnięty kryzysem budżet Unii. Ponadto licząca ok. 70 milionów ludzi Turcja po przystąpieniu do UE posiadałaby najwięcej głosów w Radzie Unii Europejskiej.

Cóż, czynniki prawne i polityczne są niezwykle istotne, lecz w rzeczywistości największą przeszkodą stojącą na drodze integracji Turcja – UE jest tkwiące w głowach eurokratów i obywateli państw europejskich przekonanie, że spadkobierczyni Imperium Osmańskiego to w gruncie rzeczy państwo azjatyckie, a moralność i mentalność wynikająca z będącego w tym kraju dominującą religią islamu, jest różnicą nie do pokonania. Zwłaszcza że od zamachów na World Trade Center islam dla wielu ludzi jest tożsamy z terroryzmem i fundamentalizmem. Przekonanie takie jest błędne. Nie można zapominać o zasadzie laicyzmu zapisanej w tureckiej konstytucji i o proeuropejskim nastawieniu mieszkańców tego kraju, które odróżnia Turcję od wielu państw regionu. Różnice religijne i kulturowe nie powinny być problemem w świetle uważanej za bardzo europejską wartości – tolerancji. Przyjęcie do wspólnoty kraju takiego jak Turcja mogłoby jedynie potwierdzić wagę tych wartości dla Europejczyków oraz pokazać ich otwartość, a co za tym idzie – pewność siebie. Bo czy kraje o ugruntowanej pozycji i tożsamości mogą obawiać ścisłej współpracy z państwem kulturowo odmiennym?

Ważnym powodem, dla którego kraj nad Bosforem powinien zostać przyjęty UE, są płynące z tego korzyści gospodarcze. Turcja ze wzrostem PKB w wysokości 8,5% rocznie jest drugim pod tym względem państwem po Chinach w grupie G20, a także piątym rynkiem zbytu dla Unii oraz szesnastą największą światową gospodarką. Państwa UE gospodarczo współpracują z tym krajem w takich dziedzinach jak lotnictwo, motoryzacja czy elektronika. Tureccy przedsiębiorcy zatrudniają w Europie pół miliona pracowników, a ich inwestycje warte są 40 mld euro. Średnia wieku w Turcji wynosi 26 lat, więc może ona być dla Europy nie tylko dużym rynkiem zbytu i partnerem handlowym, ale także źródłem siły roboczej dla starzejącego się społeczeństwa. Ponadto pozycja tego kraju w regionie jest coraz silniejsza. Przyjęcie do wspólnoty kraju o silnej pozycji w na Bliskim Wschodzie zwiększyłoby wpływy UE w tym regionie.

Jest szansa na to, że podejście Europejczyków do członkostwa Turcji w UE zmieni się. Ministrowie spraw zagranicznych szesnastu państw UE, w tym Polski, Niemiec, Hiszpanii, Szwecji, Węgier, Finlandii, Włoch i Bułgarii w niedawno opublikowanym liście zwracają uwagę na to, że proces akcesyjny jest motorem zmian, zwłaszcza w takich kwestiach jak kontrola nad armią. Mówi się, że proces akcesyjny przyczynia się do demokratyzacji Turcji, tak jak miało to miejsce w przypadku krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Ministrowie wzywają do przyśpieszenia integracji i nadania jej nowej dynamiki. W liście wspomniane są takie problemy jak nieprzestrzeganie praw kobiet, mniejszości, konflikt turecko – cypryjski oraz konieczność uchwalenia nowej, bardziej demokratycznej konstytucji w miejsce dotychczasowej z 1982 r. Parlament Europejski w swoim raporcie na temat relacji Turcja – UE wskazuje, że potrzebują one nowego rozmachu, a kraj ten powinien przeprowadzić reformy w dziedzinie wolności mediów, wymiaru sprawiedliwości i wolności obywatelskich. Oby ten rozmach rzeczywiście nastąpił.

Dotychczas poziom euroentuzjazmu w Turcji był wysoki, lecz frustracja związana z długim oczekiwaniem na wejście do UE może powodować spadek proeuropejskości. Turecki minister do spraw europejskich Egemen Bagis twierdzi, że obecnie Turcy wyjeżdżają do Europy głównie na zakupy. Według niego w zeszłym roku do Europy wyjechało 25 tysięcy Turków, a do jego kraju przybyło 35 tysięcy Niemców. Jak widać zainteresowanie emigracją do Europy nie jest tak duże jak kiedyś, co obala jeden z argumentów przeciwników wejścia tego kraju do UE. Sytuację utrudnia prezydencja Cypru, na czas której Turcja ogłosiła zamrożenie stosunków z Unią. W rzeczywistości nie zostaną one jednak zawieszone, a to za sprawą tzw. pozytywnej agendy, forum które umożliwi spotkania unijnych i tureckich dyplomatów w celu zacieśnienia stosunków Turcja – UE i zdynamizowania procesu akcesyjnego. Inną kwestią sporną jest sposób wydobycia gazu którego złoża wykryto u wybrzeży Cypru. Kraj ten chce prowadzić eksploatację w swojej strefie ekonomicznej, uzgodnionej ze wszystkimi sąsiadami oprócz Turcji. Ankara plany Nikozji uważa za nielegalne, twierdząc że gaz jest własnością zarówno greckiej jak i tureckiej społeczności wyspy. Ponadto sprzeciw Turcji budzi wyrażenie przez Izrael zainteresowania uczestnictwa doprowadzeniu gazu na Cypr. W interesie Turcji, Cypru i Unii leży jak najszybsze rozwiązanie problemu podziału wyspy.

Mimo wszystko, zgadzam się z poglądem, że negocjacje akcesyjne z Turcją należy wznowić. Proces dostosowywania tureckiego prawa do unijnego jest przyczyną wielu pozytywnych zmian. Żeby reformatorski zapał i poparcie dla Unii w społeczeństwie tureckim nie spadło, kraj ten musi mieć realną perspektywę wejścia do wspólnoty i poparcie swoich starań zamiast ciągłej krytyki i punktowania różnic między nim a resztą Europy. Dominująca religia ani różnice kulturowe nie powinny być powodem odrzucania Turcji jako członka Unii. Po pierwsze dlatego, że przyjęcie do UE kraju cieszącego się dobrą sytuacją gospodarczą i młodym społeczeństwem jest opłacalne dla wspólnoty. Po drugie, powinniśmy zastanowić się, czy różnice wskazywane przez przeciwników akcesji nie są wyolbrzymiane. Turcja dzięki zmianom wprowadzanym od czasów Kemala Paszy, zasadzie świeckości państwa zapisanej w konstytucji na pewno jest państwem proeuropejskim. Dlatego powinniśmy dać jej szansę.

———————————————————–
*Katarzyna Krupa – współpracuje z CIM – studentka politologii oraz stosunków międzynarodowych na UJ. Odbyła praktykę w Dzienniku Polskim w Krakowie. Uczy się języka włoskiego. Planuje wyjazd do tego kraju w ramach programu  Erasmus. Interesuje się Unią Europejską, geografią polityczną, polska polityką zagraniczną, wybranymi zagadnieniami związanymi z myślą polityczną XX wieku.

11 Responses

  1. Generalnie zgadzam się z Autorką, choć jestem bardziej przekonana, że główną przekodą dla akcesji jest kwestia polityczna.

  2. Fajny, streszczający wszystkie najistotniejsze sprawy związane z akcesją Turcji do UE artykuł. Tak jak Anita, zgadzam się z poglądem Autorki, przy czym moim zdaniem brakuje w nim (zapewne z powodu ograniczonego miejsca przy artykułach na bloga :P) elementu, jakim jest pytanie: czy stać nas (UE) na nieprzyjęcie Turcji? Otóż moim zdaniem odpowiedź brzmi “nie”, choć jestem otwarty na dyskusję :). Co prawda część ludności tego państwa (wschód) pasuje do laickiej Europy jak pięść do nosa, jednak siła robocza i potencjał gospodarczy jakie w Turcji drzemią są nie do przecenienia.

  3. Nie posunęłabym się do stwierdzenia że UE nie stać na nieprzyjęcie Turcji :)ale na pewno korzyści gospodarcze wynikające z takiego posunięcia przewyższyłyby związane z tym koszty. Zgadzam się z twierdzeniem, że potencjał gospodarczy tego kraju jest rzeczą, której nie można pominąć, rozważając za i przeciw przyjęcia Turcji do Wspólnoty.

  4. A możesz wyjaśnić stanowisko, że “nie posunęłabyś się do stwierdzenia, że UE nie stać na nieprzyjęcie Turcji”?? Ciekaw jestem linii argumentacyjnej :). Dla ukonkretnienia tego co napisałem dodam jeszcze, iż poprzez “nie stać nas” miałem na myśli dłuższą perspektywę. Naturalnie na dzień dzisiejszy i dajmy na to 5-10 lat UE może w ogóle nikogo nie przyjmować w swoje szeregi. Jednak w przyszłości (choć już i obecnie w znacznym stopniu), podstawowym Raison d’être Unii, obok zapewniania dobrobytu (a co za tym idzie pokoju) w Europie, jest umożliwienie państwom członkowskim prowadzenia skutecznej polityki globalnej. W perspektywie 20-30 lat nawet Niemcy, Francja czy UK (nie wspominając już o pozostałych państwach Unii) będą niewiele znaczącymi państewkami na arenie światowej i jedynym sposobem aby utrzymać pozycję “gracza”, a nie “pionka” jest duża, silna gospodarczo, mająca wielu obywateli i zjednoczona politycznie (skuteczna wspólna polityka zagraniczna) Unia. Zaś jednym z ostatnich już sposobów na znaczące powiększenie Wspólnoty zarówno ekonomicznie jak i demograficznie (zwłaszcza tu jest pies pogrzebany w Europie) jest przyjęcie Turcji. Jakby co Ukraina jest słabym argumentem 😛 – mniej ludności, wymierający kraj, biedniejszy od Turcji, obecnie ciążący w stronę autorytaryzmu, znacznie słabiej zintegrowany z Zachodem.

    1. Kamilu, zadam Twoje bardzo ciekawe pytanie miedzynarodowym studentom na Uniwersytecie w Kolonii, ciekawa jestem ich perspektywy 🙂

      1. A proszę Cię bardzo :), jak możesz, to daj mi później znać jak na nie odpowiedzieli.

  5. Studenci odpowiedzieli, ze owszem, TR jest nam potrzebna, wiec zawiazmy z nia jakies specjalne partnerstwo, ale do akcesji dojdzie najwczesniej za ok. 20 lat…

  6. Zatem moim zdaniem odpowiedzieli sensownie, to jest jakieś rozwiązanie. Pełne członkostwo Turcji faktycznie niekoniecznie jest dla UE sensowne, przy czym problem jest w tym, że łatwo coś takiego powiedzieć “specjalne partnerstwo”, trudniej zrobić. Mam tu na myśli kwestię tego, że być może sama Turcja, coraz pewniejsza swej siły, postawi sprawę na zasadzie “albo pełne członkostwo albo dogadujemy się z rywalami UE – Rosją i Iranem”. Scenariusz ten nie jest nieprawdopodobny biorąc pod uwagę skręt społeczeństwa tureckiego w stronę konserwatyzmu i relatywne osłabienie Unii, osłabiające jej blask oraz pozycję negocjacyjną. Pytanie zatem nadal pozostaje aktualne w sytuacji postawienia sprawy na ostrzu noża, co niekoniecznie będzie miało miejsce, ale może się tak stać. W takiej sytuacji wydaje mi się, że nie możemy pozwolić sobie na utratę Turcji.

Comments are closed.