Ameryka Północna Program Amerykański Stany Zjednoczone Wybory

Republikańskie „Primaries”- Kardynał Richelieu zaciera ręce?

JAN SZCZEPANOWSKI

Proces wyłaniania kandydata partii republikańskiej na prezydenta wydaje się wielkimi krokami zmierzać do klarownego zakończenia. Do 24 kwietnia zasadniczo mógł jeszcze nastąpić dramatyczny i niespodziewany zwrot preferencji wyborców prawicy, niestety jednak wszystko potoczyło się dawno już antycypowanym torem.

„Super wtorek” był ostatnim momentem triumfu najbardziej konserwatywnego pretendenta do nominacji, dwukrotnego senatora z Pensylwanii- Ricka Santorum. Jego program wyborczy można określić mianem niezwykle obiecującego, śmiałego i w zasadzie bezprecedensowego w całej historii USA. Reprezentował wartości skrajnie tradycjonalistyczne, zachowawcze i katolickie. Wyznanie, nieugiętość, determinacja i klarowność postaw kandydata okazały się przeszkodą w zjednaniu sobie wystarczającej ilości zwolenników. Niechęć Amerykanów (których organizm państwowy wyrósł przecież na wartościach oświeceniowych) do wybierania głów państwa o proweniencji „papistycznej” mógłby się okazać niemałą przeszkodą w wygraniu walki z Barakiem Obamą.

W niemal analogicznej sytuacji jest Mitt Romney. Jako mormon nie wzbudza zaufania konserwatywnych protestanckich wyborców. Ogromnym sukcesem senatora było jednak skupienie szczególnej uwagi na elementach światopoglądowych. Współcześnie, coraz mniejszą rolę odgrywają kwestie czysto doktrynalne czy nadmiernie formalistyczne. Rzeczywistość i sposób myślenia społeczeństwa uległy daleko idącej symplifikacji. Ludzie postrzegający świat podobnie do reprezentantów tradycjonalistycznego środkowego południa USA są pod tak intensywnym atakiem przeróżnych zamożnych NGO’s czy mediów, że taki „szczegół” jak przynależność do tej czy innej chrześcijańskiej organizacji wyznaniowej przestaje mieć dominujące znaczenie. Trzeba zewrzeć szeregi aby zwalczyć potężny prąd laicyzacji, zepsucia i relatywizmu- wydaje się myśleć amerykański protestant czy ewangelik.

Niegdysiejszy „papista” staje się powoli sprzymierzeńcem w kraju rządzonym przez tak skrajnie lewicowego (jak na ojczyznę demokracji nowoczesnej) osobnika, jakim jest potomek kenijskiego studenta. Chrześcijanie gustują zasadniczo w jednostkach wyrazistych- zimnych lub gorących; przynajmniej takie preferencje winna im narzucać ich wiara. Rick Santorum jest niemal uosobieniem skonkretyzowania, jednostajności, radykalizmu i kontrowersyjności. Można powiedzieć, że ten kandydat nie pasował do establishmentu, nie bał się mówić tego, co myśli, mimo że był świadom klimatu i nastrojów, w obliczu których te refleksje wypowiada. Wyśmienity przykład stanowi stwierdzenie, że teoria ewolucji jest przeświadczeniem, które jak najbardziej należy poddawać dyskusji i weryfikacji, ergo kontynuować nad nim badania zamiast bezmyślnie prezentować je jako niezaprzeczalny proces biologiczny.

Warto przytoczyć inną interesującą wypowiedź, za którą w Polsce nazwany byłby prawdopodobnie talibem i niechybne zlinczowany przez wyznaczające kierunek myślenia sfery medialne:

Every society in the history of man has upheld the institution of marriage as a bond between a man and a woman. Why? Because society is based on one thing: that society is based on the future of the society. And that’s what? Children. Monogamous relationships.

Najodważniejsza wypowiedź dotyczy jednak interpretacji niektórych aspektów zjawiska starcia cywilizacji:

The idea that the Crusades and the fight of Christendom against Islam is somehow an aggression on our part is absolutely anti-historical. And that is what the perception is by the American Left who hates Christendom.

Doprawdy oburzające – rzekłaby zapewne niejedna gwiazda polskich kanałów informacyjnych lub inny „autorytet moralny”. Istnieją jednak miejsca na Ziemi, gdzie akceptuje się możliwość posiadania różnorodnych poglądów, gdzie populacja jest mimo wszystko nieco bardziej dojrzała intelektualnie i rozumie, że nie wszyscy muszą mieć myśli „rodem z taśmociągu”.

Tym bardziej warto szczególnie przyjrzeć się fenomenowi senatora z Pensylwanii. Przecież posiada on tak niebywale „wsteczne” przeświadczenia. Ile razy byliśmy informowani, że zasadniczo takich ludzi już nie ma, że to radykał; brakuje mu elektoratu, poparcia, że to egzotyka, że szybko odpadnie. W takim tonie komentowali goście znamienitej polskiej telewizji informacyjnej. Cóż za przedziwna sytuacja! Czyżby ci ludzie nie mieli pojęcia o materii, w której się specjalizują? A może nie pojmują swojego zadania jako przekazywania informacji, lecz traktują je bardziej w kategoriach wychowania i warunkowania widzów.

Rick Santorum osiągnął w wyścigu po nominację drugie miejsce, był jedynym z kontrkandydatów, który mógł zagrozić faworytowi. W „super wtorek” zremisował z rywalem. Po porażce w swoim własnym stanie 24 kwietnia wycofał się z godnością, mimo posiadania 259 głosów delegatów na narodową konwencję partii republikańskiej. Newt Gingrich i Ron Paul mają dla porównania 137 i 80, mimo tego postanowili jeszcze nie rezygnować. Do głosowania przystąpią jeszcze republikańscy wyborcy z 14 stanów. Wydaje się jednak, że sytuacja nie ulegnie drastycznej zmianie. Mitt Romney posiada aż 847 delegatów. Pobicie go przez pozostałych dwóch kandydatów wydaje się już niemożliwe.

Niemal równie wyrazistym pretendentem do wyborów prezydenckich, czyli takim, który posiada własne zdanie na kluczowe tematy i pragnie rzeczywiście za ich pomocą uzdrowić supermocarstwo w kryzysie, jest Ron Paul. Istnieje jednak niewielkie prawdopodobieństwo, że nadgoni dystans dzielący go od Mitta Romneya. Wśród zdecydowanych atutów polityka wymienić należy najbardziej oddany zespół doradców i zwolenników- są to fanatyczni (w pozytywnym sensie oczywiście) wyznawcy libertarianizmu. Wierzą w państwo możliwie wolne, elastyczne i służące obywatelom w sposób drastycznie inny niż obecnie. Pragną sami dążyć do szczęścia i dobrobytu, bez „pomocy” wszechmocnego Lewiatana.

Warto zauważyć, że Ron Paul jest niezwykle popularny na portalach społecznościowych i YouTubie. Elektorat Teksańczyka wydaje się w aspekcie powierzchownym przypominać nieco polskich korwinistów. Trudno odmówić absolutnej słuszności twierdzeniu, że należy wycofać wojska stabilizacyjne z za granicy, ze względu na koszty. Przecież, jak trafnie zauważa członek Izby Reprezentantów, wojna prowadzona w Iraku i Afganistanie wykończyła amerykańską gospodarkę- „nie stać nas na to”- mówi.

Ron Paul jest jedynym rzeczywistym fiskalnym konserwatystą pragnącym zrównoważyć budżet poprzez realne cięcia wydatków idące w dodatku w parze z redukcją danin publicznych. Pozostali kandydaci mówią o tym dużo, lecz brakuje przekonywujących sposobów na zwalczenie ogromnego deficytu. Libertarianin pomógłby realnie zredukować problemy finansowe USA za pomocą najprostszej metody klasycznego liberalizmu, obcinając wydatki na opiekę społeczną, zdrowotną i wojsko. Niestety, elektorat odrzuca takich kandydatów.

To samo dotknęło najbardziej doświadczonego i niegdyś niezwykle prominentnego republikanina Newta Gingricha. Był wielkim strategiem i jednym z głównych architektów zwycięstwa partii w wyborach do kongresu w latach 90-tych – pierwszy raz od 40 lat. Posiada wielkie osiągnięcia, jest znany i bez problemów poradziłby sobie w roli prezydenta. Kiedyś był na samym szczycie prawicowej strony sceny politycznej- dziś kończy w dobrym stylu ze 137 delegatami zobowiązanymi do oddania na niego swoich głosów.

Nieco paradoksalny jest fakt, iż najmniej konkretnych informacji można przedstawić na temat wielkiego lidera wyścigu Mitt’a Romney’a. Chyba, że ktoś uznaje strategię wyborczą czy wielką fortunę za element istotniejszy od przesłania, doktryny, przekonań czy rozwiązań, które proponuje kandydat. Z punktu widzenia sprawowania urzędu prezydenta są to kwestie poboczne i nieistotne. Jakie zatem reprezentuje idee, jakie ma poglądy, jaki program? Złośliwi twierdzą, że zgodny z obecnym popytem i zapotrzebowaniem wyborców- nic dodać nic ująć. Sam jest, albo wielką niewiadomą albo powiewającą na wietrze flagą. Dobry przykład mógłby stanowić stosunek do niezwykle istotnej dla amerykańskich konserwatystów kwestii aborcji. Faworyt deklaruje wobec niej sprzeciw, lecz jego żona przekazała kiedyś pieniądze organizacji Planned Parenthood będącej jednoznacznie „pro choice”. On sam uczestniczył w kampanii społecznej na rzecz tego zrzeszenia, mającej na celu zbiórkę funduszy przeznaczonych na dalszą działalność- opartą na założeniach skrajnie lewicowych. Osobiście gubernator Massachusetts deklaruje, że mimo swojego stanowiska „pro-life”, nie zamierza ingerować w przekonania innych osób na ten temat.

Warto również pokrótce wspomnieć o podejściu kandydata do obszaru polityki zagranicznej. Większość doradców Mitta Romneya odpowiedzialnych za tę sferę pochodzi z ery George’a W. Busha. Dwa dni temu został bezpośrednio skrytykowany przez wiceprezydenta Joe Bidena za posiadanie przekonań rodem z innej epoki, co do roli Ameryki w świecie. Gubernator Massachusetts pozostaje zwolennikiem powiększenia obecności wojsk USA za granicą, co więcej bierze pod uwagę możliwość bezpośredniej interwencji militarnej w Syrii i Iranie. Rosję określa mianem największego geopolitycznego wroga Stanów Zjednoczonych, co wiceprezydent określił „myśleniem w kategoriach zimnej wojny”.  Słowo geopolityka nadaje jednak w tym kontekście stwierdzeniu „wróg” pełną legitymizację i trafność. Sam fakt korzystania z usług tych samych doradców, co poprzedni republikański prezydent USA wydaje się jednak niezrozumiały biorąc pod uwagę wiele błędów, które popełniła jego administracja.

Najważniejsze i największe stany nadal nie miały okazji wyrazić swojego zdania w procesie wyłaniania republikańskiego kandydata na prezydenta. Niezmiernie ważny będzie 29 maja, kiedy to 155 swoich delegatów wybierze Teksas, a także 5 czerwca, wtedy ostatecznie zdecyduje Kalifornia (172 delegatów). W dniach 27-30 sierpnia odbędzie się konwencja partii, na której oficjalnie wyznaczony będzie rywal Baraka Obamy. Prognozowanie, kto weźmie na siebie odpowiedzialność za zwalczanie lewicowych projektów obecnego mieszkańca Białego Domu jest dziecinnie proste. Tendencja prawdopodobnie nie zostanie odwrócona- szczególnie w obliczu najświeższych sondaży, które precyzyjnie wskazują, że demokrata i republikanin idą łeb w łeb. Zwiększają one szanse gubernatora na nominację. Szkoda jednak, że nie wykorzystano szansy na odnowę i powiew świeżości- powrót do korzeni konserwatyzmu. Kandydatem zostanie najprawdopodobniej zwykły karierowicz; bogacz, który postanowił się „pobawić w politykę”- a nie idealista z własnym przesłaniem. Może się okazać, że to wcale nie zwiększy szans na wygraną, a wręcz przeciwnie, zaprzepaści je na kolejne długie cztery lata postępowej stagnacji.

6 Responses

Comments are closed.