JAKUB GRACA
Raport z kampanii nr 8
Choć ogólny obraz kampanii prezydenckiej w Stanach Zjednoczonych zasadniczo się nie zmienił w przeciągu ostatnich dwóch tygodni (począwszy od 19 października), to na kilka wydarzeń warto jest zwrócić szczególną uwagę, gdyż mogą one wpłynąć na ostateczny wynik wyborów.
- W czwartek 22 października 2020 r. odbyła się druga debata prezydencka, która zasadniczo różniła się od pierwszej;
- Republikanie czynili wielkie starania, aby z afery wokół Huntera Bidena (syna kandydata demokratów) uczynić główny temat kampanii;
- W kampanię Joego Bidena zaangażował się Barack Obama;
- USA zanotowały rekordowy przyrost nowych przypadków COVID-19 w skali kraju;
- Opublikowane zostały wyniki gospodarcze za trzeci kwartał 2020 r. – wzrost okazał się być największy od kilku dekad;
- 27 października w skład Sądu Najwyższego powołana została Amy Coney Barrett, w wyniku czego sędziowie konserwatywni zwiększyli swoją przewagę do poziomu 6 – 3.
Oprócz tego w sondażach zaszły pewne zauważalne zmiany, a w skali całego kraju zagłosowało już prawie 100 milionów Amerykanów. Wszystko to jednak nie przybliżyło nas do odpowiedzi na pytanie, kiedy poznamy ostateczny wynik wyborów.
Druga debata [1]
Donald Trump i Joe Biden spotkali się na drugiej debacie prezydenckiej w Nashville w stanie Tennessee 22 października br. Dyskusja była dużo spokojniejsza i utrzymana w bardziej kulturalnym tonie niż podczas pierwszej debaty. Kandydaci rzadko wchodzili sobie w słowo, tym bardziej, że Komisja ds. Debat Prezydenckich zarządziła wyłączanie mikrofonów poza czasem przeznaczonym na wypowiedź.
Uznaje się, że urzędujący prezydent miał lepsze wystąpienie niż jego konkurent, choć nie wszyscy są co do tego zgodni. W każdym razie można mówić raczej o zwycięstwie na punkty niż o nokaucie. Cichymi bohaterami debaty byli: prowadząca Kristen Welker z telewizji NBC, która bardzo dobrze wykonała swoje zadanie, oraz… Abraham Lincoln, którego postać została przywołana podczas dyskusji kilkukrotnie i to w różnych blokach tematycznych.
Poruszony został szereg tematów, począwszy od pandemii COVID-19 poprzez napięcia społeczne na tle rasowym, ochronę klimatu, aż po politykę zagraniczną[2]. W pierwszym z nich Donald Trump wypadł nie gorzej niż Joe Biden, co było pewnym zaskoczeniem, gdyż jest to w teorii obszar najbardziej niekomfortowy dla urzędującego prezydenta i, co za tym idzie, najczęściej podnoszony przez demokratów. Kluczem nie był nawet dobór argumentów, gdyż zarówno Trump, jak i Biden jedynie powtórzyli swoją dotychczasową diagnozę sytuacji. Istotny był spokój w argumentowaniu, czego Trumpowi zabrakło podczas pierwszej debaty, a także nieprzerywanie rywalowi oraz ciągłość i logiczność wywodu.
Korzystając z okazji Trump po raz kolejny zarzucił Bidenowi, że spędził kilka dekad w polityce, a nie ma żadnych osiągnięć. Biden celnie odpowiedział, że podczas swojej wiceprezydentury nie mógł dokonać więcej, gdyż Kongres był wówczas w rękach republikanów[3]. Przy innej okazji, Trump stwierdził, że Biden mówi jak typowy polityk, podczas gdy on sam „nie jest typowym politykiem”.
Trump stwierdził, że żaden inny prezydent w historii USA nie uczynił więcej dla Afroamerykanów niż on, nie licząc oczywiście Lincolna. Wymienił reformę więziennictwa (First Step Act z 2018 r.), reformę wymiaru sprawiedliwości oraz stworzenie tzw. stref możliwości (Opportunity Zones), czyli systemu preferencji podatkowych dla firm inwestujących na obszarach zamieszkiwanych przez uboższych obywateli. Biden nazwał Trumpa jednym z najbardziej rasistowskich prezydentów w historii USA i zarzucił mu rozniecanie konfliktów na tle rasowym.
W kwestii ochrony klimatu, Donald Trump opowiedział się za poszanowaniem dla środowiska i nie zanegował istnienia zmian klimatu, jednak zaznaczył, że wszelkie działania i projekty na rzecz klimatu muszą iść w parze z myśleniem w kategoriach rachunku ekonomicznego. Zarzucił demokratom, że ich projekty są zbyt drogie i zapewnił, że sam (w przeciwieństwie do nich) myśli również o gospodarce. Biden stwierdził, że zmiany klimatu są egzystencjalnym zagrożeniem dla ludzkości i uznał, że przestawienie kraju na zielone technologie zapewniłoby wzrost liczby miejsc pracy. Opowiedział się także za ponownym przystąpieniem do klimatycznego porozumienia paryskiego.
Słowo Chiny padło w debacie 55 razy. Trump wielokrotnie obarczył ChRL odpowiedzialnością za pandemię. Biden stwierdził, że w razie objęcia władzy, zmusiłby Chiny do „grania według zasad”. Chciałby także włączyć chińskie władze w proces denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego. Zapewnił, że jako prezydent pociągnie Chiny, Rosję i Iran do odpowiedzialności za ich potencjalną ingerencję w przebieg wyborów w Stanach Zjednoczonych.
Jeśli nawet uznać, że cała debata była w miarę wyrównana, to szalę na korzyść Trumpa przechyliły dwie wpadki Bidena z końcówki spotkania. Na ok. 30 minut przed końcem Biden popatrzył na zegarek, przez co powtórzył słynną wpadkę George’a H. W. Busha z 1992 roku. Pod sam koniec debaty dał się natomiast wciągnąć w rozmowę o tzw. frackingu, czyli szczelinowaniu (metoda wydobycia gazu łupkowego). Stwierdził – wbrew prawdzie – że nigdy nie opowiadał się za zakazaniem tej metody i dodał, że według niego należy odchodzić od paliw kopalnych na rzecz czystych technologii. Trump odparł: „Zapamiętacie to, Teksas i Pensylwania?”.
Inne wydarzenia przedwyborcze
Jak wspomniano na wstępie, ogólny obraz kampanii się nie zmienił. Donald Trump opiera swoją kampanię przede wszystkim na wiecach organizowanych w kluczowych stanach. Na ostatnie trzy dni przed wyborami zaplanował 14 takich wydarzeń, z czego w sobotę (31 października) w samej Pensylwanii odbyły się cztery z nich. Nie wszystkie jednak mają charakter masowy.
Joe Biden ograniczył się do mniejszych spotkań, a przed samą debatą prezydencką nie pojawił się publicznie przez co najmniej cztery dni. Oficjalnie podaną przyczyną były przygotowania do debaty. Nieoficjalnie mówiło się, że Biden chciał uniknąć pytań dotyczących powiązań jego syna z biznesem ukraińskim i chińskim, ponieważ afera wybuchła na krótko przed jego decyzją o usunięciu się w cień. Podczas drugiej debaty Donald Trump podniósł ten temat, a Kristen Welker poprosiła Bidena o doprecyzowanie. Ten jednak wyparł się zarzutów i stwierdził, że nie doszło do żadnych nieprawidłowości. W zamian wypomniał Trumpowi, że ten zapłacił większe sumy podatków w Chinach niż w USA, a jego firma nadal posiada rachunek bankowy w Państwie Środka[4].
Republikanie wraz z telewizją FOX News podejmowali wysiłki, aby afera wokół Huntera Bidena zatoczyła szersze kręgi i z pewnością duża część społeczeństwa się o niej dowiedziała – abstrahując od tego, czy zarzuty są słuszne czy też nie. Dane z Google Search pokazują trzykrotny wzrost liczby zapytań w tej sprawie podczas trwania drugiej debaty prezydenckiej. Trudno stwierdzić natomiast, w jakim stopni przełożyło się to na decyzje wyborców. W ostatnim tygodniu kampanii media położyły już jednak nacisk na inne tematy.
W kampanię Joego Bidena, począwszy od środy 21 października, zaangażował się Barack Obama. Jak do tej pory, odwiedził kilka kluczowych stanów, m.in. Florydę, Pensylwanię oraz Michigan. W ostatnich dniach miesiąca pojawił się też na scenie wraz z Bidenem, podczas gdy wcześniej sam agitował na rzecz kandydata demokratów. Na spotkaniach z Obamą widownia również jest niewielka, choć jego aktywność ma na celu przyciągnięcie uwagi raczej lokalnych mediów.
W piątek, 30 października Stany Zjednoczone zanotowały rekordowy przyrost liczby nowych zakażeń COVID-19 – ponad 99 tysięcy osób. Trudno przewidzieć, czy fakt ten będzie miał wpływ na decyzje wyborców. Jest jednak wielce prawdopodobne, że pozostanie on bez istotnego wpływu, gdyż kilka dni temu opublikowane zostały dane gospodarcze za trzeci kwartał 2020 r. A te dane przyćmiły informacje dotyczące pandemii. Wynika z nich bowiem, że gospodarka USA zanotowała największy wzrost kwartalny od 1950 r. (33,1% w ujęciu annualizowanym, czyli ok. 7,5% kdk[5]). Donald Trump, choć lekceważył pandemię (zwłaszcza z początku), to jednak konsekwentnie opowiadał się za otwieraniem kraju po lockdownie, co przynosi efekty. Warto podkreślić, że według sondaży, gospodarka jest dla Amerykanów najważniejszym tematem wyborczym, wyprzedzając odpowiedź na pandemię. Z drugiej strony, w ostatnim czasie zaczęły pojawiać się badania pokazujące, że Biden po kilku miesiącach wyprzedził Trumpa pod względem zaufania wyborców w temacie gospodarki. Dobre wyniki gospodarcze mogą jedna poprawić pozycję urzędującego prezydenta.
Sąd Najwyższy
We wtorek 27 października 202 r., republikanie osiągnęli ostatecznie swój cel, jakim było wypełnienie wakatu po zmarłej we wrześniu sędzi Sądu Najwyższego Ruth B. Ginsburg. Jej następczynią została Amy Coney Barrett – konserwatystka, praktykująca katoliczka, wychowująca wraz z mężem siódemkę dzieci. Przewaga sędziów konserwatywnych wzrosła do stanu 6-3. Zaprzysiężenie poprzedzone zostało kilkudniowymi publicznymi wysłuchaniami przed Senatem.
Demokraci byli zdecydowanie przeciwni wypełnieniu wakatu przed wyborami. W przypadku wygranej w wyborach mogliby nominować swojego kandydata do Sądu Najwyższego. Otwarte pozostaje pytanie, czy w razie zwycięstwa demokratów, zdecydują się oni poszerzyć skład orzekający SN o dodatkowych, liberalnych sędziów. Brakuje jednoznacznych deklaracji w tym temacie ze strony Joe Bidena, który konsekwentnie unika kontrowersyjnego tematu.
Powołanie Barrett w skład Sądu Najwyższego może mieć kluczowe znaczenie nie tylko dla przyszłości Obamacare czy też prawa do aborcji w USA, ale również dla samego procesu wyborczego w 2020 r. W razie jakichkolwiek kontrowersji związanych z liczeniem głosów, każda sprawa może trafić na wokandę Sądu Najwyższego, który jest władny unieważnić część głosów bądź – w skrajnym przypadku – nawet całe głosowanie w danym stanie. Gdyby w wyniku takiego kroku żaden z kandydatów nie przekroczył progu 270 głosów elektorskich potrzebnych do zwycięstwa, to prezydenta wybrałaby Izba Reprezentantów. Byłaby to nowa Izba, wyłoniona w nadchodzących wyborach i zaprzysiężona 3 stycznia 2021 r. (podczas gdy zaprzysiężenie prezydenta odbywa się zawsze 20 stycznia). Każdy stan dysponowałby jednym głosem. Obecnie, więcej jest stanów republikańskich, ale nie wiadomo, jak będzie wyglądać sytuacja po wyborach. Jednocześnie, Senat wybrałby wiceprezydenta, z tymże każdy senator dysponowałby jednym głosem. Taka sama procedura obowiązuje w przypadku remisu w Kolegium Elektorskim (269-269).
Sztaby wyborcze przygotowały się już na okoliczność bitwy prawnej i zorganizowały grupy prawników. W okresie od 1 stycznia do 23 października 2020 r. wniesionych zostało ponad 230 pozwów na szczeblu federalnym. Coraz częściej pozwy dotyczą sposobu liczenia głosów podczas pandemii. Przykładowo, stan Pensylwania, umożliwił uwzględnianie głosów nadesłanych w ciągu trzech dni następujących po 3 listopada. Taka procedura została zaskarżona, jednak Sąd Najwyższy nie zdecydował się unieważnić decyzji podjętej na szczeblu stanowym. Podobna sytuacja ma miejsce w Karolinie Północnej, gdzie głosy można nadsyłać nawet do 9 dni po dacie wyborów. Stany powołują się na ogół na utrudnienia związane z pandemią oraz opóźnienia zaistniałe w urzędach pocztowych. W obu przypadkach Sąd Najwyższy przychylił się do woli władz stanowych, jednak nie wiadomo, jak sędziowie zachowają się w momencie decydującym o wyniku całych wyborów.
Jak do tej pory, zagłosowało już ok. 93 miliony Amerykanów, podczas gdy 4 lata temu zagłosowało w sumie prawie 129 milionów osób. To oznacza, że frekwencja w tym roku może być rekordowa. Na Florydzie głos oddało już ok. 93% liczby wyborców z 2016 r. Biden prowadzi różnicą ok. 95 tys. głosów (co stanowi ok. 1%). Biorąc pod uwagę, że to wyborcy demokratów chętniej głosują korespondencyjnie oraz w ramach tzw. early voting, to można przypuszczać, że sytuacja Trumpa na Florydzie jest mimo tych wyników bardzo dobra i jego wynik poprawi się w dniu wyborów. Co więcej, kluczowym dla Bidena hrabstwie Miami-Dade, bastionie demokratów, frekwencja wśród wyborców republikańskich jest wyższa niż wśród wyborców demokratycznych. Biden musiałby tam wygrać znaczną różnicą głosów, aby wygrać cały stan. Warto dodać, że Floryda liczy głosy na bieżąco, więc będzie jednym z tych stanów, które opublikują wyniki prawdopodobnie już w noc wyborczą.
W interesie demokratów jest, aby frekwencja była jak najwyższa. Chociażby dlatego, że dysponują przewagą wśród mniejszości (czarnoskórych, Latynosów). Z kolei w interesie republikanów leży, aby jak najmniej osób oddało swój głos. Demokraci poważniej traktują pandemię i chętniej głosują korespondencyjnie, więc im więcej głosów tego typu uda się odrzucić bądź unieważnić, tym potencjalnie lepiej dla Donalda Trumpa. Dlatego podejmuje on szeroko zakrojone działania propagandowe na rzecz zniechęcenia co bardziej niezdyscyplinowanych wyborców do głosowania. W Stanach Zjednoczony od bardzo dawna stosowane są bowiem techniki tzw. voter suppresion oraz disenfranchisement mające na celu utrudnienie głosowania części wyborców lub zniechęcenie ich do niego.
Podsumowanie
Gdyby opierać się jedynie na sondażach, należałoby stwierdzić, że delikatnym faworytem wyborów prezydenckich jest Biden. Prowadzi w większości kluczowych stanów, w większości badań, a jedyną pracownią, która uważa, że wygra Donald Trump, jest Trafalgar Group. Z drugiej strony, to właśnie ta firma przewidziała zwycięstwo Trumpa w 2016 r. Jest bardzo prawdopodobne (pokazują to zarówno badania, jak i doświadczenia sprzed 4 lat), że urzędujący prezydent posiada tzw. cichy elektorat, czyli osoby, które nie chcą przyznać się ankieterom, że głosują na kandydata republikanów. Są też inne czynniki, które przemawiają za Trumpem. Przede wszystkim, prowadzi on kampanię opartą na emocjach, a nie od dziś wiadomo, że wybory wygrywa się w dużej mierze bazując na emocjach, a nie na analizie programów politycznych. Oczywiście, Donald Trump wzbudza emocje zarówno pozytywne, jak i negatywne – pytanie, które przeważą.
Zwycięzca na pewno nie zostanie wyłoniony w głosowaniu powszechnym, gdyż znaczenie mają wyniki w kluczowych stanach. Nie można również wykluczyć, że Joe Biden zbierze więcej głosów elektorskich, ale ponowne liczenie głosów bądź unieważnienie głosów przez Sąd Najwyższy doprowadzi do zwycięstwa Trumpa albo do uruchomienia procedury wyboru prezydenta i wiceprezydenta przez Kongres. Jest bardzo prawdopodobne, że nie poznamy zwycięzcy wyborów 4 listopada, lecz kilka dni, a może nawet kilka tygodni później.
Zdjęcie użyte w nagłówku: Screen z drugiej debaty prezydenckiej; link do debaty: https://www.c-span.org/debates/
[1] Zapis debaty dostępny jest na platformie YouTube
[2] Było sześć bloków tematycznych: 1) walka z COVID-19, 2) amerykańskie rodziny, 3) problem rasowy w USA, 4) zmiany klimatu, 5) bezpieczeństwo narodowe, 6) przywództwo. Zob: debates.org/2020
[3] Faktycznie przez pierwsze dwa spośród ośmiu lat rządów Baracka Obamy (z Bidenem jako wiceprezydentem) demokraci mieli większość w obu izbach. Utracili ją bezpowrotnie w Izbie Reprezentantów po dwóch latach oraz w Senacie po 6 latach. Wypowiedź Bidena była zatem bliska prawdy.
[4] Sprawa ta została ujawniona przez New York Times na krótko przed drugą debatą (https://www.nytimes.com/2020/10/20/us/trump-taxes-china.html)
[5] Kdk – kwartał do kwartału