JAKUB GRACA
Raport z kampanii nr 7.
Ubiegły tydzień (12-18 października 2020 r.) w kampanii prezydenckiej w Stanach Zjednoczonych obfitował w wiele ciekawych wydarzeń. Donald Trump odwiedził w sumie osiem stanów i uczestniczył w dziewięciu masowych wiecach. Joe Biden gościł w pięciu stanach. Nie odbyła się zaplanowana pierwotnie na 15 października druga debata prezydencka. Zamiast niej, każdy z kandydatów wziął udział w tzw. Town Hall, czyli wywiadzie telewizyjnym z udziałem publiczności, która może zadawać pytania. Kamala Harris była wyłączona z osobistych spotkań z wyborcami, ponieważ dwóch jej współpracowników zaraziło się COVID-19. Wybuchły trzy poważnie wyglądające afery – wszystkie potencjalnie szkodliwe dla Joe Bidena, a sondaże zmieniły się nieznacznie na korzyść Donalda Trumpa. Oprócz tego, kandydat demokratów wypowiedział się na temat Polski.
Tournée Trumpa
12 października w mieście Sanford na Florydzie odbył się wiec Donalda Trumpa – pierwszy po jego wyjściu ze szpitala. Kilka godzin wcześniej opinia publiczna została poinformowana, że 45. prezydent USA jest już w pełni zdrowy, gdyż wynik testu wyszedł negatywny. Następne dni przyniosły kolejne wiece: we wtorek w Pensylwanii, w środę w Iowa, w czwartek w Karolinie Północnej, w piątek znów na Florydzie oraz w Georgii, w sobotę w Michigan i Wisconsin oraz w niedzielę w Nevadzie. Tę ostatnią odwiedził w drodze z Kalifornii, gdzie spotkał się z darczyńcami.
Spośród powyższych wydarzeń na uwagę zasługuje zwłaszcza piątkowe spotkanie w Fort Myers na Florydzie. Prezydent złożył wtedy ważną obietnicę wyborczą pod adresem seniorów. Zapewnił, że szczepionka na Covid-19, nad którą prowadzone są obecnie prace, będzie dostępna „przed końcem roku albo wcześniej”, a osoby starsze otrzymają ją jako pierwsze. Preparat ma zostać dostarczony bezpłatnie do domów opieki. Osoby powyżej 65 roku życia to jedna z kluczowych grup wyborców, zwłaszcza na Florydzie, dokąd wielu seniorów przeprowadza się z innych stanów wraz z przejściem na emeryturę. W 2016 r. Donald Trump wygrał w tej grupie wiekowej wyborców, podczas gdy tegoroczne sondaże wskazują na znaczną przewagę Joe Bidena.
Podczas kilku wieców Trump zaapelował również bezpośrednie do „białych kobiet z przedmieść”. Jest to kolejna bardzo ważna grupa wyborców, zwłaszcza w tym roku. Wśród białych mężczyzn z przedmieść, poparcie dla Trumpa i Bidena jest porównywalne, natomiast wśród białych kobiet Trump wygrał w 2016 r. przewagą 4% procent, podczas gdy obecnie traci ponad 20%. Zapewniał, że tylko on jest w stanie zapewnić przedmieściom bezpieczeństwo w świetle zamieszek na tle rasowym. Przypomniał również o tym, że złagodził wprowadzone przez Baracka Obamę przepisy, w oparciu o które władze stanowe miały obowiązek wspierać tanie budownictwo mieszkaniowe na przedmieściach dla przedstawicieli mniejszości, aby integrować ich z resztą społeczeństwa.
W Kalifornii Donald Trump spędził zaledwie kilka godzin, by wziąć udział w prywatnym przyjęciu w domu 28-letniego Palmera Luckey’ego, multimilionera zajmującego się technologiami wirtualnej rzeczywistości, założyciela firmy Oculus. Ceny za bilety wstępu sięgały nawet 15 tys. dolarów. Paradoksalnie, to w demokratycznej od kilku dekad Kalifornii, a zwłaszcza w hrabstwie Orange, Trump zbiera największe dotacje na swoją kampanię. Sam Lucky hojnie wspiera Trumpa, a jedna z jego firm pracuje nad budową wirtualnego muru na granicy z Meksykiem.
Cichej kampanii Bidena ciąg dalszy
Joe Biden w ciągu siedmiu dni odwiedził pięć wahających się stanów: Ohio, Florydę, Pensylwanię, Michigan oraz Karolinę Północną. Ze względu na zagrożenie epidemiczne, jego spotkania z wyborcami miały na ogół formę tzw. drive-in rally, co oznacza, że przemawiał do wyborców siedzących w samochodach bądź stojących obok samochodów.
W przemysłowym Ohio, który jest najważniejszym spośród tzw. bellwether states[1], Biden zaapelował do robotników oraz związków zawodowych: „On (Trump – red.) odwrócił się od was. Obiecuję, że ja tego nigdy nie zrobię”. Zapewnił, że nikt, kto zarabia poniżej 400 tys. dolarów rocznie, nie zostanie obłożony nowymi podatkami. To reakcja na działania Trumpa, który przy każdej okazji ostrzega/straszy wyborców, że Joe Biden podniesie podatki w razie zwycięstwa. Kandydat demokratów cały czas stara się pokazać, że on, syn sprzedawcy samochodów jest bliżej ludzi niż jego republikański oponent. Przekonanie wyborców do tego będzie trudne, gdyż paradoksalnie to właśnie Trump – multimilioner oraz kobieciarz z Nowego Jorku – stał się cztery lata temu wyrazicielem interesów mniej wykształconych Amerykanów z prowincji i większość z nich nadal go popiera.
Ciekawa była wizyta Bidena w stanie Michigan. 8 października 2020 r. Federalne Biuro Śledcze (FBI) aresztowało trzynastu mężczyzn, którzy planowali porwanie i zorganizowanie samosądu demokratycznej gubernatorce stanu Gretchen Whitmer. Jej spór z Donaldem Trumpem ma długą historię, a jednym z jego ostatnich odsłon był wprowadzony przez Whitmer lockdown na terenie stanu. Miał on wielu przeciwników, a Trump otwarcie domagał się jego zniesienia. Biden po raz kolejny oskarżył Trumpa, że ten w pewnym sensie przyzwolił na zorganizowanie spisku przeciwko gubernatorce, ponieważ kilka miesięcy temu, w okresie obowiązywania lockdownu, zaapelował na Twitterze: „Wyzwolić Michigan!”. Zdaniem Bidena działania Trumpa podsycają napięcia społeczne, a on chciałby być „prezydentem wszystkich Amerykanów”.
Trzy afery
W połowie tygodnia wybuchły trzy afery, które potencjalnie mogą być szkodliwe dla kandydata demokratów. Pierwsza z nich sięga swoją historią kilku lat wstecz i dotyczy kontaktów syna Bidena, Huntera, z ukraińską spółką Burisma. To na Ukrainie Trump miał szukać haków na Joe Bidena, o co oskarżano go w procesie impeachmentu na przełomie lat 2019/2020. Afera wróciła w ubiegłym tygodniu w innej odsłonie. „New York Post” opublikował korespondencję mailową pochodzącą z prywatnego komputera Huntera Bidena, która wskazuje, że pomagał on ukraińskiemu biznesmenowi dotrzeć do Joe Bidena wtedy, gdy pełnił on urząd wiceprezydenta USA. Ujawnione zostały również prywatne zdjęcia i korespondencja Huntera. Sprawa szybko zaczęła rozprzestrzeniać się w mediach społecznościowych. W ramach reakcji, Twitter oraz Facebook zablokowały możliwość zamieszczania i udostępniania artykułów z „NY Post” (jedna z kilku najbardziej poczytnych gazet w USA), a Twitter zablokował konta m.in. kampanii Trumpa oraz rzeczniczki prasowej Białego Domu – Kayleigh McEnany. W rezultacie wysunięte zostały poważne oskarżenia o wprowadzanie cenzury informacji przez wielkich potentatów technologicznych (druga afera). Dzień później, w kolejnym artykule ta sama gazeta opisała kontakty rodziny Bidenów z chińskimi biznesmenami. Joe Biden w trakcie tygodnia był proszony przez dziennikarzy o odniesienie się do rewelacji, jednak za każdym razem zbywał pytania, niejednokrotnie reagując nerwowo.
Trzecia afera dotyczy osoby Steve’a Scully’ego, dziennikarza telewizji C-SPAN, który miał prowadzić drugą, ostatecznie odwołaną, debatę prezydencką. Donald Trump oskarżył Scully’ego o stronniczość. W odpowiedzi Scully zaliczył głupią wpadkę – poradził się mianowicie publicznie na Twitterze Anthony’ego Scaramucciego (byłego doradcy Trumpa, obecnie skonfliktowanego z prezydentem), czy powinien Trumpowi odpowiedzieć. Gdy o wpadce zaczęły mówić media, Scully stwierdził, że jego konto zostało zhackowane (podobno w przeszłości wielokrotnie tłumaczył się w ten sposób). Następnie przyznał się do kłamstwa, a jego pracodawca zawiesił go bezterminowo. Donald Trump tryumfował, gdyż udowodnił, że dziennikarz jest mu nieprzychylny.
Town Halls
Druga debata prezydencka miała odbyć się w czwartek 15 października na Florydzie. Z powodu choroby Donalda Trumpa, Komisja ds. Debat Prezydenckich podjęła decyzję o przejściu na formę wirtualną. W tym samym dniu, Trump zapowiedział, że w debacie wirtualnej nie weźmie udziału, w związku z czym została ona odwołana.
W obliczu powyższego, telewizja ABC zorganizowała Town Hall z Joe Bidenem w Pensylwanii w czwartek wieczorem. Następnie, w tym samym dniu i o tej samej godzinie telewizja NBC zaproponowała Town Hall z Donaldem Trumpem na Florydzie. To pierwsze wydarzenie miało trwać 90 minut, a drugie 60 minut. Obie konkurencyjne „debaty” odbyły się. O dziwo ta z udziałem Joe Bidena zebrała nieznacznie większą publiczność przed telewizorami: 15,1 miliona w stosunku do 13,5 miliona widzów. Żadna z nich jednak nie zbliżyła się oglądalnością do standardowych debat prezydenckich. Statystyki firmy Nielsen nie zawierają jednak tych osób, które oglądały Town Halls na komputerze, smartfonie bądź w restauracji/pubie.
Były to dwa skrajnie różne wydarzenia, które idealnie oddały kontrast pomiędzy kandydatami. Wywiad z Joe Bidenem był bardzo spokojny, merytoryczny, a dziennikarz zadawał swojemu rozmówcy stosunkowo niekłopotliwe pytania (tzw. softballs). Nie zapytał go ani razu o omówione powyżej afery. Poruszony został temat Sądu Najwyższego, w którym Biden jest atakowany przez republikanów. Zarzucają mu oni, że w odpowiedzi na nominację konserwatywnej Amy C. Barrett, zaproponuje on poszerzenie składu orzekającego Sadu Najwyższego w razie swojego zwycięstwa. Biden jak do tej pory uchylał się od konkretnej odpowiedzi, czym tylko prowokował domysły i kontrowersje. Podczas Town Hall stwierdził, że chciałby uniknąć powiększania składu Sądu, ale wszystko zależy od rozwoju wydarzeń (w domyśle: czy Barrett zostanie zatwierdzona). Zapowiedział, że przed samymi wyborami poinformuje, jakie są jego propozycje w tym zakresie.
Podczas Town Hall z Bidenem pojawił się wątek polski. Mówiąc o NATO, były wiceprezydent powiedział (wolne tłumaczenie): „NATO jest narażone na ryzyko pęknięć (..) Widzimy, co się dzieje od Białorusi, przez Polskę, Węgry, aż po wzrost reżimów totalitarnych w świecie”. Pomylił tym samym problemy NATO (którego Polska jest mocnym punktem) z praworządnością, o którą toczy się spór głównie w ramach Unii Europejskiej oraz Rady Europy. Środowiska polonijne wezwały Bidena do przemyślenia i skorygowania swojej wypowiedzi.
Spotkanie z Donaldem Trumpem było dużo bardziej żywiołowe – prowadząca Savannah Guthrie od samego początku atakowała Trumpa, często w tematach, które nie mają pierwszorzędnego znaczenia, ale budzą emocje i kontrowersje. Ten z kolei nie pozostawał jej dłużny – w pewnym momencie, gdy Guthrie poprosiła go o potępienie teorii spiskowych spod znaku QAnon[2] i w jednym zdaniu wytłumaczyła mu, na czym one polegają, Trump odpowiedział: „to, że ty mi to mówisz, niekoniecznie oznacza, że jest to prawdą, bardzo przykro mi to mówić”. Stwierdził, że nie ma w praktyce żadnej wiedzy o QAnon, dlatego ciężko mu się ustosunkować.
Najpierw przez kilkanaście minut w ostry sposób rozmawiali o polityce prezydenta wobec pandemii, o jego podejściu do noszenia masek, o jego poglądach w stosunku do białych supremistów, o QAnon, czy też o potencjalnych manipulacjach wyborczych. Trump po raz pierwszy tak wyraźnie potępił biały supremizm, jednocześnie dając do zrozumienia, że to radykalna lewica spod znaku Antify jest groźniejsza. W odpowiedzi na pytania z sali, Trump skupił się na obronie swojej polityki ostatnich miesięcy oraz lat i zapewniał, że kolejne cztery lata będą jeszcze lepsze, pod każdym względem.
Podsumowanie
Ubiegły tydzień był bardzo intensywny, szczególnie dla Donalda Trumpa, i przyniósł niewielką, acz zauważalną zmianę w sondażach. Zwłaszcza na Florydzie, poparcie dla urzędującego prezydenta wyraźnie wzrosło i obecnie traci do rywala zaledwie 1,4%. W Pensylwanii, przewaga Bidena również się zmniejszyła i wynosi 4,4% (kilka dni temu wynosiła ok. 7%). Są to dane z firmy RealClearPolitics, która uśrednia wyniki kilku ostatnich sondaży różnych firm z danego stanu. Pracownia FiveThirtyEight również pokazuje minimalną różnicę na Florydzie w ostatnich sondażach oraz przewagę Bidena w Pensylwanii rzędu 6,7%. Niedoceniana przez obserwatorów firma Trafalgar Group, która w 2016 r. przewidziała zwycięstwo Trumpa w Michigan i Pensylwanii, wskazuje, że Trump już prowadzi na Florydzie, a w Pensylwanii jest blisko remisu.
W tym tygodniu, a dokładnie w czwartek 22 października, odbędzie się faktycznie druga (pierwotnie miała to być trzecia) debata prezydencka. Joe Biden zawiesił publiczne wystąpienia na 4 dni, aby przygotować się do debaty, za co został wyśmiany przez republikanów na Twitterze, ale z drugiej strony widać, że traktuje to wydarzenie poważnie. W środę, na dzień przed debatą, w kampanię Bidena ma zaangażować się Barack Obama, aby pomóc swojemu byłemu wiceprezydentowi zmobilizować do głosowania mniejszości etniczne. Były 44. prezydent USA zamierza prawdopodobnie odwiedzić kilka kluczowych stanów, choć nie jest planowane spektakularne tournée. Raczej chodzi o przyciągnięcie uwagi lokalnych mediów.
Joe Biden na każdym kroku zachęca Amerykanów do tego, aby głosowali jak najwcześniej. Jak do tej pory zagłosowało już ok. 30 milionów obywateli. Dla porównania – w 2016 r. zagłosowało w sumie ok. 130 milionów osób.
[1] Bellwether ma w j. angielskim znaczenie podobne do słowa trendsetter. Mianem tym określa się stany, które na ogół głosują na zwycięskiego kandydata. Ohio obecnie zajmuje pierwszą lokatę wśród tych stanów – od 1964 r. nieprzerwanie głosowało na tego kandydata, który ostatecznie wygrał wybory.
[2] QAnon – anonimowa osoba lub grupa osób rzekomo mająca dostęp do silnie strzeżonych tajemnic państwowych USA i szerząca teorie konspiracyjne. QAnon został szczegółowo opisany na angielskojęzycznej stronie Wikipedii, do której odsyłamy zainteresowanych tematem. [przyp. red.]
Zdjęcie użyte w nagłówku: Ravi Patel, Unsplash, licencja CC.