Europa Europa Środkowa i Wschodnia Wybory

Słowacja bez Smeru?

MAURYCY MIETELSKI

Słowacki kodeks wyborczy pozwala na publikacje sondaży nie później niż na dwa tygodnie przed wyborami parlamentarnymi, zaplanowanymi na sobotę 29 lutego. Z ostatniego oficjalnego badania opinii publicznej wynikało, że pięcioprocentowy próg wyborczy przekroczy dziewięć ugrupowań, a zwycięstwo odniesie Kierunek – Socjalna Demokracja (Smer-SD). Na parę dni przed wyborami nowy sondaż opublikowały czeskie media. Wynika z niego, że w Radzie Narodowej znajdą się przedstawiciele siedmiu ugrupowań. Tym razem liderem badania nie jest jednak Smer, ale konserwatywna partia Zwyczajni Ludzie i Niezależne Osobistości (OĽaNO).

Polityczne zabójstwo

Przez lata wydawało się, że nikt nie jest w stanie zagrozić pozycji partii Smer i jej przewodniczącemu Robertowi Fico. Przełom nastąpił jednak przed prawie dwoma laty, gdy zamordowano dziennikarza śledczego Jána Kuciaka i jego narzeczoną. W styczniu morderca Kuciaka przyznał się do winy, lecz tego samego odmawia biznesmen Marián Kočner oskarżony o zlecenie zabójstwa. Przedsiębiorca łączony jest właśnie ze Smerem, a cała sprawa zakończyła się dymisją Fico z funkcji szefa rządu. Na tym stanowisku zastąpił go Peter Pellegrini, będący w tych wyborach główną twarzą kampanii socjaldemokratów.

Pellegriniemu trudno odmówić błyskotliwości i sprawnego poruszania się w świecie mediów. Widać było jednak wyraźnie, że zarówno on, jak i jego ugrupowanie nie mają szczególnego pomysłu na budowanie pozytywnego przekazu. Z tego powodu Smer przede wszystkim atakował swoich konkurentów politycznych, publikując między innymi niewybredne klipy wyborcze uderzające w centroprawicową opozycję. Dodatkowo – chcąc uniknąć protestów – liderzy największego słowackiego ugrupowania właściwie nie organizowali spotkań z wyborcami, bądź też czynili to w absolutnej tajemnicy przed mediami.

Nawet próby dotarcia do wyborców z pozytywnym przekazem kończyły się niepowodzeniem. Tak było choćby na ostatniej prostej kampanii, gdy z powodu choroby Pellegriniego w mediach zaczął pojawiać się wciąż kierujący Smerem Fico. Były premier na kilka dni przed wyborami wraz ze swoją partią postanowił przeforsować przez parlament szereg socjalnych rozwiązań, wśród których najwięcej kontrowersji wzbudziło wprowadzenie trzynastej emerytury. W głosowaniach nie brał jednak udział koalicjant Smeru, czyli partia mniejszości węgierskiej Most-Hid, której Fico zarzucił działanie na niekorzyść współtworzonego przez nią rządu.

Koniec efektu Čaputovej?

Wspomniane zabójstwo dziennikarza śledczego spowodowało ożywienie się słowackiego społeczeństwa obywatelskiego. Po morderstwie wzrosły zwłaszcza notowania socjalliberalnej partii Postępowa Słowacja (PS), której kandydatka Zuzanna Čaputová w marcu ubiegłego roku wygrała wybory prezydenckie. Jej zwycięstwo znacząco zwiększyło notowania samego ugrupowania, które w koalicji ze SPOLU – Obywatelską Demokracją zdobyło najwięcej mandatów w ubiegłorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Wydawało się, że sojusz PS i SPOLU będzie murowanym faworytem do zwycięstwa w tegorocznych wyborach parlamentarnych. Szybko okazało się jednak, że z polityki nie zamierza odchodzić Andrej Kiska – poprzednik Čaputovej na stanowisku głowy państwa. Co prawda, nie ubiegał się on o reelekcję w wyborach prezydenckich, ale postanowił założyć swoją własną centrową partię Dla Ludzi (Za ľudí). Środowiska polityczne skupione wokół byłej i obecnej głowy państwa próbowały porozumieć się na jesieni ubiegłego roku, a w rokowaniach wzięła udział też liberalna i eurosceptyczna Wolność i Solidarność (SaS). Ostatecznie negocjacje na temat ich wspólnej listy wyborczej zakończyły się jednak fiaskiem.

Choć wspomniane partie walczyły o ten sam elektorat, starały się nie atakować siebie nawzajem. Jeszcze w listopadzie ubiegłego roku centroprawicowa opozycja podpisała bowiem pakt o nieagresji, a jego sygnatariusze zobowiązywali się dodatkowo do niepodejmowania żadnych powyborczych rozmów ze Smerem i ugrupowaniami nacjonalistycznymi. Dlatego mogą dziwić kiepskie wyniki postępowców w sondażach. Niektórzy komentatorzy obwieścili już nawet koniec „efektu Čaputovej”.

Czarny koń wyborów

Pojawienie się na scenie politycznej partii byłego prezydenta spowodowało więc osłabienie ugrupowania założonego przez obecną głowę państwa. Najbardziej na rozbiciu głosów wśród opozycji skorzystała dosyć niespodziewanie partia OĽaNO. Co prawda, ugrupowanie kierowane przez Igora Matovicia jest obecne w Radzie Narodowej od dziesięciu lat, ale jak dotąd jego lider był często uważany za niepoważnego polityka. Matovič wielokrotnie musiał wycofywać się z rzucanych przez siebie oskarżeń pod adresem konkurentów, często zmieniał poglądy w najważniejszych kwestiach światopoglądowych i gospodarczych, a także wygłaszał mocno kontrowersyjne tezy.

Na ostatniej prostej kampanii zaczął jednak wyraźnie zyskiwać poparcie, zaś trend ten potwierdził wspomniany sondaż opublikowany w czeskich mediach. Matovič zaczął więc wprost zgłaszać aspiracje do objęcia urzędu premiera po ewentualnym zwycięstwie centroprawicowej opozycji. Jednocześnie OĽaNO nabierając rozpędu doprowadziło do zgrzytu, a dokładniej do naruszenia wspomnianego paktu przeciwników Smeru. Ruch Chrześcijańsko-Demokratyczny (KDH) oskarżył bowiem partię Matovicia o atakowanie jej w lokalnych rozgłośniach radiowych.

Konserwatyści zdają sobie sprawę, że rywalizują o ten sam elektorat co chadecy, którzy według niektórych sondaży nie przekraczają progu wyborczego. Każdy głos może tymczasem zadecydować o kształcie przyszłej koalicji rządowej. Wydaje się zresztą, że największym osiągnięciem OĽaNO w tej kampanii jest przyciągnięcie do partii wyborców przywiązujących dużą wagę do wartości chrześcijańskich. W ostatnich latach na Słowacji widać bowiem wyraźnie ożywienie religijne. Matovič ze swoim konserwatywnym programem kulturowym jest więc ciekawszą propozycją dla wyborców opozycji niż przedstawiciele ugrupowań lewicowo-liberalnych.

Czas skrajności

Rosnąca popularność prawicowych idei wśród słowackiego społeczeństwa działa też na korzyść ugrupowań radykalnych. Jeszcze kilka tygodni przed wyborami na drugim miejscu w sondażach znajdowała się Partia Ludowa „Nasza Słowacja” (L’SNS), której notowania rosły zwłaszcza po nieudanej próbie jej delegalizacji przez Sąd Najwyższy. Ugrupowanie Mariana Kotleby oparło swoją kampanię na organizowaniu wieców w mniejszych miejscowościach. W ich trakcie radykalni nacjonaliści zarzucali słowackim władzom, że nie zrobiły niczego w kierunku powstrzymania zjawiska przestępczości wśród mniejszości romskiej.

L’SNS najbardziej zabiegało w kampanii wyborczej o poparcie osób rozczarowanych bardziej umiarkowaną Słowacką Partią Narodową (SNS). Narodowcy wyraźnie odczuli w sondażach spadek popularności współtworzonego przez siebie rządu, stali się zbyt umiarkowani dla radykalnie prawicowego elektoratu, a przede wszystkim ich ministrowie byli bohaterami niezliczonej ilości skandali. Kiepskie notowania SNS to zwłaszcza porażka lidera partii i przewodniczącego parlamentu – Andreja Danko. Jeszcze przed trzema laty przewodził on rankingowi najpopularniejszych słowackich polityków, jednak od tego czasu jego pozycję osłabiły między innymi zarzuty dotyczące plagiatu jego pracy doktorskiej.

Stabilnym poparciem cieszy się wciąż partia „Jesteśmy Rodziną” (Sme Rodina) kontrowersyjnego biznesmena Borisa Kollara. Program ugrupowania jest mieszanką postulatów prorodzinnych i socjalnych, trafiających z jednej strony do młodych ludzi mających problem z zakupem własnego mieszkania, a z drugiej do emerytów i rencistów zagrożonych ubóstwem. W podobny elektorat celuje ugrupowanie „Ojczyzna” (Vlasť) kierowane przez byłego ministra sprawiedliwości i prezesa Sądu Najwyższego, Štefana Harabina. W ubiegłym roku Harabin dosyć niespodziewanie zajął trzecie miejsce w pierwszej turze wyborców prezydenckich, ale założona przez niego partia ma znikome poparcie. Tak naprawdę rozdrobniła ona jedynie głosy radykałów, ponieważ Harabin nie doszedł do porozumienia w sprawie wspólnej listy z nacjonalistami Kotleby.

Bez Węgrów?

Wiele wskazuje na to, że pierwszy raz od czasu powstania niepodległej Słowacji w jej parlamencie nie będzie przedstawicieli partii mniejszości węgierskiej. W sondażach pod progiem wyborczym znalazły się zarówno współrządzący krajem liberalny Most-Hid, jak i pozaparlamentarna konserwatywna Partia Społeczności Węgierskiej (SMK-MKP). Na jesieni 2019 roku oba ugrupowania, a także trzy mniejsze węgierskie partie, podjęły rozmowy o wystawieniu wspólnej listy wyborczej. Zakończyły się one jednak dalszym pogłębieniem podziałów wewnątrz społeczności Węgrów.

Brak wspólnej listy może być zabójczy dla politycznej reprezentacji słowackich Węgrów, ponieważ obie wspomniane partie walczą praktycznie o ten sam elektorat zamieszkujący południe kraju. Polityków reprezentujących ich interesy dzieli jednak podejście do obecnego rządu Węgier. Most-Hid zarzuca SMK-MKP uzależnienie od węgierskiego Fideszu. W samym Budapeszcie ma jednak narastać rozczarowanie działalnością SMK-MKP, które może liczyć na wsparcie węgierskojęzycznych słowackich mediów należących do środowisk biznesowych związanych z węgierskim premierem Viktorem Orbánem.

Jaka koalicja?

Rozdrobnienie słowackiego parlamentu z pewnością utrudni możliwość powołania nowej koalicji rządowej. Wiele będzie zależeć od liczby partii, które przekroczą próg wyborczy, a przede wszystkim od zwycięzcy samych wyborów. Przysłowiowym języczkiem u wagi będą zapewne ugrupowania populistyczne. Obecnie trudno sobie wyobrazić, aby z izolacji wyszło L’SNS, jednak pod koniec kampanii można było zauważyć nieformalny pakt o nieagresji między nacjonalistami a rządzącym Smerem.

Wiele zależy też od dotrzymania obietnic przez opozycyjne ugrupowania. W ostatnich tygodniach prześcigały się one w deklaracjach wykluczających współpracę ze Smerem. Nie można jednak wykluczyć, że wyłamie się z nich chociażby „Jesteśmy Rodziną”, która to partia wydaje się być zbyt kontrowersyjnym partnerem dla słowackiej centroprawicy. Z pewnością wyłonienie nowego rządu będzie więc niezwykle ciężkim zadaniem.


Photo Jan Kuciak by Michal Dolnik, licence CC.