MICHAŁ KĘDZIERSKI
Przed niedzielnymi wyborami do Parlamentu Europejskiego w Niemczech panują zgoła inne nastroje niż we Włoszech czy państwach Grupy Wyszehradzkiej. Nasi zachodni sąsiedzi należą do najbardziej euroentuzjastycznych narodów w Unii Europejskiej. Ponad 80% z nich ocenia przynależność do UE pozytywnie i deklaruje, że w ewentualnym referendum na temat dalszego członkostwa zagłosowaliby za pozostaniem we wspólnocie. W przeprowadzonym w połowie maja sondażu Politbarometer 55% Niemców wyraziło przekonanie, że ich kraj czerpie znaczne korzyści z przynależności do UE, 32% z nich ocenia bilans zalet i wad za wyważony, a jedynie 10% ankietowanych dostrzega przewagę strat. W grupie osób w wieku 18-29 lat te proporcje przemawiają jeszcze bardziej na korzyść przynależności do UE – 64% młodych Niemców widzi przewagę zalet, a jedynie 3% – wad. W innym badaniu (DeutschlandTrend) ponad 70% ankietowanych zgodziło się z tezami, że dzięki członkostwu w Unii Europejskiej w Europie żyje się bezpieczniej i dostatniej. Biorąc pod uwagę powyższe postrzeganie przynależności do wspólnoty, nie powinien dziwić fakt, że Niemcy w większości popierają także dalsze zacieśnianie współpracy państw w ramach UE, bo dostrzegają w tym więcej szans niż ryzyka.
Prounijnym nastrojom w społeczeństwie odpowiadają naturalnie programy większości głównych partii politycznych, których deklarowanym celem jest dalsze „pogłębianie” Unii. Różnice między nimi dotyczą kierunków i pól oraz zakresu zacieśniania współpracy państw. Gdy chadecy (CDU/CSU) postulują głębszą integrację w dziedzinach polityki obronnej i zagranicznej, głoszą potrzebę przeciwdziałania nielegalnej imigracji oraz przeciwstawiają się większemu transferowaniu pieniędzy do innych państw, to socjaldemokraci (SPD) odpowiadają postulatami socjalnymi, jak np. wprowadzenie europejskiej płacy minimalnej (60% średniej krajowej w danym państwie) czy hasłem opodatkowania na poziomie unijnym wielkich koncernów globalnych, jak Google, Amazon czy Apple. Zieloni z kolei skupiają się na potrzebie wspólnej walki o ochronę klimatu, głębszej współpracy w zakresie prawa do azylu (m.in. wprowadzenia mechanizmu rozdzielania uchodźców między kraje UE) i postulatach socjalnych (unijna płaca minimalna i ubezpieczenie na wypadek bezrobocia), podczas gdy liberałowie (FDP) odrzucają wspomniane pomysły socjalne Zielonych i SPD, a domagają się m.in. prowadzenia odpowiedzialnej polityki fiskalnej przez państwa UE, bardziej celowego wydawania pieniędzy z budżetu wspólnoty na cele społeczne czy wdrożenia wielkiego programu wspierania inwestycji i działania na rzecz stworzenia „Europejskiej Doliny Krzemowej”.
Od tej grupy głównych partii różnią się dwa pozostałe skrajne ugrupowania reprezentowane w Bundestagu: Lewica i Alternatywa dla Niemiec (AfD). Pierwsza z nich domaga się radykalnej przebudowy Unii Europejskiej, włącznie z renegocjacją wszystkich traktatów. Według Lewicy wspólnota powinna wprowadzić wyższe podatki dla przedsiębiorstw, darmowe przejazdy komunikacją miejską w miastach, zakaz eksportu broni oraz referenda ogólnoeuropejskie. Państwa członkowskie powinny natomiast zostać zobligowane do wprowadzania płacy minimalnej. Najbardziej eurosceptyczne pozycje zajmuje natomiast AfD. Prawicowa partia domaga się przede wszystkim radykalnego ograniczenia imigracji spoza Europy. Prowadzona dotychczas przez UE polityka imigracyjna i azylowa stanowią – zdaniem polityków AfD – egzystencjalne zagrożenie dla tożsamości narodowych i przyszłości cywilizacji europejskiej. AfD co do zasady odrzuca pogłębianie integracji, zwłaszcza zaś zacieśnianie współpracy obronnej w ramach wspólnoty, domaga się natomiast przeciwdziałania „dumpingowi socjalnemu”, a także postuluje opuszczenie strefy euro przez Niemcy. W przypadku niewprowadzenia niezbędnych z punktu widzenia AfD reform, Niemcy powinny albo opuścić Unię albo dążyć do jej kontrolowanego rozwiązania i powołania na jej miejsce nowej organizacji.
Niemcy nie znają Manfreda Webera
Chociaż zainteresowanie udziałem w tegorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego jest w Niemczech dość wysokie, to kampanię wyborczą zdominowała tematyka wewnętrzna. Programy europejskie partii politycznych nie zajmowały w przekazie medialnym wiele miejsca i raczej nie przebiły się do świadomości wyborców, podobnie zresztą jak większość nazwisk polityków kandydujących do PE. Symptomatyczny jest fakt, że aż 45% Niemców przyznało się, że nie zna polityków otwierających listy wyborcze głównych partii (tzw. Spitzenkandidat). Szokujący wydaje się natomiast inny rezultat. Jedynie 26% Niemców kojarzy Manfreda Webera (CSU), „Spitzenkandidata” chadeków, który ubiega się w tych wyborach o funkcję szefa Komisji Europejskiej i ma w tym wyścigu teoretycznie największe szanse, ponieważ zgodnie z wszelkimi prognozami frakcja Europejskiej Partii Ludowej będzie ponownie najliczniejsza w nowej kadencji PE.
Z tematyki „unijnej” na pierwsze strony gazet i do codziennych serwisów informacyjnych przebijały się natomiast najczęściej informacje poświęcone przyrostowi poparcia dla partii prawicowych i związanych z tym konsekwencjami. Sporo miejsca poświęcano także Matteo Salviniemu i jego dążeniu do zjednoczenia sił prawicowych w jednej frakcji w następnej kadencji Parlamentu Europejskiego. Telewizja ZDF wyemitowała np. parę filmów dokumentalnych poświęconych właśnie wzrostowi nastrojów eurosceptycznych w Europie i jednoczeniu się europejskiej prawicy.
Kampania do PE zdominowana przez krajową politykę
Tematykę unijną w kampanii zastąpiły problemy polityki krajowej. W ostatnich miesiącach jednym z głównych tematów politycznych był spór wewnątrz koalicji w sprawie zaproponowanego przez SPD projektu wprowadzenia tzw. emerytury podstawowej w wysokości 900 euro, która przysługiwałaby każdemu, kto przez 35 lat odprowadzał składki na niemiecki odpowiednik ZUS. Projekt ministra pracy Hubertusa Heila (SPD) odrzucają politycy CDU/CSU, ponieważ wbrew ustaleniom umowy koalicyjnej nie przewiduje on przyznawania dodatku jedynie potrzebującym, lecz wszystkim bez względu na zamożność, co drastycznie podniosłoby jego koszty. Politycy SPD obstają jednak kategorycznie przy swoim pomyśle.
Innym związanym ściśle z projektem emerytury podstawowej tematem jest przyszłość koalicji CDU/CSU-SPD. Ze względu na słabe wyniki sondażowe i prawdopodobne straty mandatów w zbliżających się majowych wyborach (oraz jesiennych wyborach w Turyngii, Brandenburgii i Saksonii), a także liczne spory koalicyjne w ostatnich miesiącach – mnożą się spekulacje dotyczące możliwego rychłego końca współpracy chadeków z socjaldemokratami. W tym kontekście szczególnie często pojawia się wątek pogłębiającego się od lat kryzysu SPD, której grożą bardzo słabe wyniki w wyborach do PE oraz – co gorsza – po raz pierwszy od 73 lat utrata władzy w Bremie, najmniejszym niemieckim landzie i socjaldemokratycznym bastionie, w którym w najbliższą niedzielę odbędą się wybory lokalne. Oczy politycznych komentatorów zwrócone są więc na SPD, bowiem nie wyklucza się, że ze stanowiskiem będzie musiała się pożegnać przewodnicząca partii Andrea Nahles. Według innego scenariusza wciąż tracący poparcie socjaldemokraci mogliby wykorzystać jesienną rewizję umowy koalicyjnej z CDU/CSU do zerwania koalicji. Jako pretekst mógłby posłużyć wspomniany sprzeciw chadeków wobec projektu emerytury podstawowej[1].
W ostatnich tygodniach dyskusję w Niemczech rozgrzewały ponadto spekulacje dotyczące planu szybkiego zastąpienia Angeli Merkel przez nową przewodniczącą partii Annegret Kramp-Karrenbauer[2]. Według części politycznych komentatorów rządząca Niemcami od prawie 14 lat Merkel planuje ustąpienie ze stanowiska przed końcem kadencji Bundestagu (2021 r.), wbrew swoim zapowiedziom z zeszłego roku. Mimo licznych dementi ze strony zarówno szefowej chadeków, jak i samej kanclerz, temat wciąż jednak powraca. Na wszelki wypadek socjaldemokraci zdążyli już zapowiedzieć, że w przypadku próby zastąpienia Merkel przez Kramp-Karrenbauer SPD zdecyduje się na przyspieszone wybory.
Rezultaty wagi ciężkiej?
Skoncentrowanie się opinii publicznej na tematach krajowych w kampanii wyborczej przed wyborami do Parlamentu Europejskiego dobrze koresponduje z tym, że ich wyniki mogą mieć znaczące konsekwencje dla niemieckiej sceny politycznej. Chociaż spadek poparcia w porównaniu z poprzednimi wyborami grozi także chadekom, to wszystkie oczy zwrócone będą zwłaszcza na SPD, której grożą dotkliwe straty. Jak się zdaje, od tej partii właśnie w największym stopniu zależeć może bowiem dalszy rozwój wydarzeń w kraju. Druga połowa roku w Niemczech zapowiada się więc niezwykle ciekawie.
Według przedwyborczych sondaży CDU/CSU w niedzielę mogą liczyć na 28-30% poparcia. Drugie miejsce z wynikiem 17-19% powinno przypaść Zielonym, którzy już jesienią zeszłego roku na stałe wyprzedzili w sondażach socjaldemokratów. Na SPD chce zagłosować natomiast 15-18% Niemców. Na czwartym miejscu znajdzie się AfD z poparciem 10-13% wyborców. O piątą lokatę powalczą natomiast FDP z Lewicą. Obie partie mogą liczyć na głosy ok. 6-8% Niemców.
[1] Więcej: https://blogcim.wordpress.com/2019/02/14/decydujacy-rok-dla-spd/
[2] Więcej: https://blogcim.wordpress.com/2019/05/08/kanclerz-kramp-karrenbauer-nie-tak-szybko/
Zdjęcie użyte w nagłówku – opracowanie własne.