MAURYCY MIETELSKI
W ostatnim sondażu przed niedzielnymi wyborami parlamentarnymi w Mołdawii (24.02.2019) na największe poparcie może liczyć Partia Socjalistów Republiki Mołdawii (PSRM), na którą chce głosować 26% Mołdawian. Na drugim miejscu plasuje się natomiast centrolewicowa Demokratyczna Partia Mołdawii (PDM) z 19,4% natomiast trzeci wynik uzyskałaby prawicowa koalicja „Teraz” (ACUM) z 16,4%. Do mołdawskiego parlamentu dostałyby się także nacjonalistyczna i prorosyjska Partia Șora z poparciem 7,5%, zaś tuż pod wynoszącym 4% progiem wyborczym znajduje się Partia Komunistów Republiki Mołdawii (PCRM).
Daleko od uczciwości
Tegoroczna kampania wyborcza w Mołdawii nie różniła się zasadniczo od tych prowadzonych w ubiegłych latach, dlatego jeszcze przed głosowaniem jego uczciwość została zakwestionowana przez niezależne instytucje. Swój raport na ten temat opublikowała między innymi „Koalicja na rzecz Wolnych i Uczciwych Wyborów” (CALC), w skład której weszły najważniejsze mołdawskie organizacje pozarządowe. W dokumencie czytamy więc, że kampania wyborcza nie zapewniła równych szans wszystkim grupom społecznym, ograniczając im możliwość głosowania, a także korumpując wyborców i używając do celów politycznych administracji państwowej.
Chodzi przy tym głównie o zmianę „zasad gry”, polegającą na niedawnej nowelizacji kodeksu wyborczego, uchwalonej w dużym pośpiechu. i bardzo nieprzejrzystej dla zwykłych obywateli. Zmiany uderzają zwłaszcza w Mołdawian pracujących poza granicami kraju (prawie milion obywateli), którzy mimo posiadania ważnych dowodów osobistych lub paszportów nie będą mogli wziąć udziału w głosowaniu. Błędy w rejestrach wyborców dotyczą również osób wciąż mieszkających w Mołdawii. Obserwatorzy CALC zwracają uwagę głównie na obecność na listach osób, które zmarły, na błędy w adresach zamieszkania wyborców oraz na nieprzejrzystość spisów obywateli w związku z brakiem kolejności alfabetycznej. Dodatkowo – wbrew zaleceniom Komisji Weneckiej i Unii Europejskiej – wybory odbędą się po raz pierwszy w systemie mieszanym i 101 posłów zostanie wybranych w okręgach jednomandatowych, zaś 50 pozostałych w systemie proporcjonalnym.
Ponadto sojusz organizacji pozarządowych dostrzega brak równowagi w mediach, jednoznacznie opowiadających się po jednej ze stron sporu politycznego. Większość stacji telewizyjnych przedstawia więc określonych kandydatów jedynie w pozytywnym kontekście, natomiast pozostali są pokazywani wyłącznie w negatywny sposób. Jednocześnie przekaz medialny zdominowany jest przez PDM i PSRM, stąd pozostałe ugrupowania albo w ogóle nie mogą liczyć na czas antenowy, albo prezentuje się jedynie krytyczne uwagi pod ich adresem. Zarówno w telewizji, jak i w internecie kampania wyborcza jest relacjonowana w sposób tendencyjny, dlatego kandydaci najczęściej nie mogą odpowiadać na stawiane im zarzuty.
Niespotykaną dotychczas skalę miały przybrać przypadki korumpowania wyborców oraz wykorzystywania państwowej administracji do bieżącej kampanii wyborczej. W tym ostatnim procederze uczestniczy głównie rządząca PDM, pod adresem której wysuwane są zarzuty zaganiania urzędników na jej wiece, czy też wywierania presji na lokalne przedsiębiorstwa, aby wsparły one partię kontrowersyjnego oligarchy Vlada Plahotniuca. Na początku tygodnia pod siedzibą Centralnej Komisji Wyborczej manifestowali zresztą politycy PSRM, którzy oskarżyli jej kierownictwo o próbę wykluczenia ich z wyborów oraz utrudnianie prowadzenia kampanii. Natomiast Komisja wyborcza zarzucała wcześniej socjalistom, że mogą oni liczyć na nieformalne poparcie prezydenta Igora Dodona, czyli swojego wieloletniego przewodniczącego.
Z danych ujawnionych przez jeden z portali śledczych wynika zresztą, że to właśnie demokraci mogą liczyć na największą liczbę darczyńców w całym kraju, a ich liczba przekroczyła już tysiąc osób dokonujących regularnych wpłat. Ogółem PDM otrzymało od swoich zwolenników blisko 5,6 miliona lejów, zaś według ustaleń witryny „Rise Moldova” większość z Mołdawian wspierających finansowo te ugrupowanie pracuje w administracji publicznej lub w państwowych przedsiębiorstwach. Pod presją związaną z podobnymi oskarżeniami ugiął się w końcu premier Pavel Filip, który zapowiedział uruchomienie specjalnej infolinii do zgłaszania przypadków naruszeń wyborczych, jednak będzie ona dotyczyła jedynie incydentów do jakich może dojść w dniu samego głosowania.
Demokraci rozdają, socjaliści krytykują
Krytycy obecnych mołdawskich władz zauważają, że inną formą wykorzystywania państwa do celów partyjnych jest przekupywanie wyborców. W ostatnich miesiącach PDM sprawiła obywatelom wiele kosztownych dla budżetu „prezentów”, uwzględniając zwłaszcza potrzeby blisko 700 tysięcy mołdawskich emerytów. Otrzymali więc oni blisko 10% podwyżki swoich uposażeń, natomiast osoby otrzymujące świadczenia poniżej minimum egzystencji będą mogły liczyć na coroczne wyrównanie. Ponadto przeprowadzono reformę płacową, polegającą na zwiększeniu wynagrodzeń ponad 150 z 200 tysięcy pracowników sektora publicznego, w tym głównie tych zatrudnionych w służbie zdrowia, placówkach edukacyjnych, czy w pomocy społecznej. Warto przy tym podkreślić, że prawie 26 tysięcy osób otrzymywało dotychczas wynagrodzenie poniżej minimum socjalnego.
Kampania wyborcza demokratów opiera się więc głównie na propagandzie sukcesu, zaś jej główną twarzą jest wspomniany Plahotniuc. Oligarcha zwany najpotężniejszym człowiekiem w Mołdawii jeszcze kilka lat temu unikał publicznych wystąpień, choć był już posłem i przewodniczącym własnej partii, a także właścicielem wielu gazet, portali oraz stacji telewizyjnych i radiowych. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy znacząco zmienił swoje nastawienie i stara się być obecny dosłownie wszędzie. Jego ugrupowanie w trakcie kampanii chwaliło się natomiast głównie walką z korupcją, uszczelnieniem systemu podatkowego, zwiększeniem wpływów do budżetu oraz wspomnianymi podwyżkami płac w sektorach publicznym i prywatnym, zapowiadając jednocześnie kontynuację reform mających na celu poprawę sytuacji materialnej przeciętnych Mołdawian.
Socjaliści zwracają z kolei uwagę na liczne afery korupcyjne z udziałem polityków pro-europejskiej koalicji rządowej. Wciąż w Mołdawii wraca się więc wspomnieniami do 2015 roku, kiedy dokonano „kradzieży stulecia” polegającej na wyprowadzeniu z systemu bankowego tego kraju blisko miliarda dolarów. Afera ta zakończyła karierę polityczną byłego premiera Vlada Filata, pełniącego wówczas funkcję przewodniczącego koalicyjnej Liberalno-Demokratycznej Partii Mołdawii (PLDM). Został on skazany na dziewięć lat więzienia. Sprawa ta spowodowała znaczący spadek poparcia dla ugrupowań tworzących obecną koalicję rządową, a w przypadku PLDM i Europejskiej Partii Ludowej Mołdawii (PPEM) do ich faktycznego rozpadu. Samo PDM nie miało natomiast oporów, aby jako swoich kandydatów przedstawić między innymi osoby oskarżane o konflikt interesów, fałszywe oświadczenia majątkowe, czy legitymowanie się fałszywym dyplomem ukończenia studiów.
PSRM opierało więc głównie na kampanii negatywnej, co działało jedynie do pewnego momentu, a w ostatnim czasie pozwoliło PDM na znaczne odrobienie strat w sondażach. Oba ugrupowania łączy jednak fakt, że skupiały się one na populistycznych obietnicach, niekiedy myląc wybory parlamentarne w samorządowymi. Większość kandydatów demokratów i socjalistów obiecywała bowiem lokalne inwestycje, które będą możliwe do zrealizowania po zdobyciu przez nich mandatów parlamentarnych. Część z oligarchów zaangażowanych w mołdawską politykę nie czekało nawet na sukces wyborczy, lecz samemu finansowało budowę infrastruktury.
Nowe siły
Poza partiami o ugruntowanej pozycji w mołdawskiej polityce, na scenę wkroczyły również nowe ugrupowania, powstałe głównie na bazie protestów przeciwko obecnej klasie politycznej albo zbudowane wokół byłych kandydatów w wyborach prezydenckich. Swoistym połączeniem obu tych czynników jest koalicja ACUM, którą utworzyły Partia Platformy „Godność i Prawda” (, Partia Działania i Solidarności (PAS) oraz pozostałości po PLDM. Przewodniczącym pierwszego z tych ugrupowań, powstałego na bazie protestów z 2015 roku, jest obecny mer Kiszyniowa Andrei Năstase. Na czele drugiego stoi z kolei Maia Sandu, była minister edukacji w rządach pro-europejskiej centroprawicy, która w 2016 roku weszła do drugiej tury wyborów prezydenckich.
Koalicja znajduje się oczywiście w opozycji do dwóch wiodących ugrupowań, oskarżanych przez nią o faktyczne współdziałanie i podział wpływów biznesowych oraz politycznych w Mołdawii. Z tego powodu na początku kampanii wyborczej liderzy ACUM zdecydowali się na podpisanie deklaracji, w której wykluczają możliwość utworzenia nowego rządu z PSRM lub PDM, a także innymi partiami określanymi przez nich jako „antyeuropejskie”. O jednoznacznie pro-zachodnim kursie sojuszu ma świadczyć poparcie udzielone mu przez byłego rumuńskiego prezydenta Traiana Băsescu, w przeszłości zapowiadającego nawet wejście do mołdawskiej polityki.
Po raz pierwszy w wyborach wystartuje też Partia Șora, czyli ostatnie z ugrupowań pewnych przekroczenia progu wyborczego. Na jej czele stoi biznesmen i burmistrz Orgiejowa Ilan Șor, który za udział we wspomnianej „kradzieży stulecia” został skazany na kilka miesięcy więzienia, lecz obecnie zajmuje trzecie miejsce w rankingu zaufania obywateli do polityków. Wyrok nie przeszkadza mu przy tym występować pod hasłami antykorupcyjnymi, natomiast swoją kampanię oparł na bezpośrednich spotkaniach z wyborcami i obietnicach poprawy warunków życia w Mołdawii. Pod koniec kampanii jego ugrupowanie wsparła trójka prawicowych posłów do Parlamentu Europejskiego, ponieważ należy ono do Sojuszu Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, czyli ugrupowania współtworzonego między innymi przez Prawo i Sprawiedliwość oraz brytyjską Partię Konserwatywną.
Z Rosją czy z Unią?
Zdaniem wielu analityków wybory w Mołdawii zadecydują o najbliższej przyszłości kraju, który w ostatnich latach lawiruje pomiędzy UE a Rosją. Rosjanie na dwa dni przed wyborami parlamentarnymi wystawili więc list gończy za Plahotniukiem, oskarżając go o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą i wyprowadzenie pieniędzy z rosyjskich banków w latach 2013-2014. Już wcześniej Rosja próbowała aresztować lidera PDM, ale przeciwko wystawieniu za nim międzynarodowego listu gończego opowiedział się Interpol. Teraz rządzące Mołdawią ugrupowanie złożyło oficjalną skargę do OBWE, oskarżając Rosjan o próbę bezpośredniego zakłócenia wyborów parlamentarnych.
Kilka dni wcześniej straż graniczna zakazała wjazdu do kraju rosyjskim dziennikarzom z państwowych stacji Rossija 1 oraz NTV, którzy chcieli przeprowadzić wywiad z mołdawskim prezydentem. Dodon jednoznacznie potępił to zdarzenie, ponieważ jego zdaniem zagraża ono relacjom rosyjsko-mołdawskim. Prezydent Mołdawii wraz z PSRM opowiada się bowiem jednoznacznie integracją ze strukturami Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej, a także zerwaniem umowy stowarzyszeniowej z UE. Jego zdaniem przyszłość Wspólnoty jest bowiem niepewna, dlatego Rosja powinna być bliskim partnerem Mołdawii.
Niemal pewne jest natomiast, że rezultatem wyborów parlamentarnych w Mołdawii będą długie negocjacje na temat powstania nowej koalicji rządowej. Z sondaży wynika, iż żadne ugrupowanie nie będzie w stanie rządzić samemu, natomiast najważniejsze partie są ze sobą mocno skłócone lub wprost odmawiają jakiekolwiek formy współpracy.
Zdjęcie użyte w artykule: Vladimir Plahotniuc, Wikimedia Commons