MICHAŁ KĘDZIERSKI
W środę 5. września Manfred Weber ogłosił, że ubiega się o rolę lidera Europejskiej Partii Ludowej (EPL) w kampanii przed przyszłorocznymi wyborami do Parlamentu Europejskiego (PE) oraz – co za tym idzie – o nominację swojej frakcji na kandydata na przewodniczącego Komisji Europejskiej (KE). Podobnie jak w 2014 roku, frakcje w PE wybiorą na czas kampanii wyborczej „wiodących kandydatów” (nazywanych z jęz. niem. Spitzenkandidat), spośród których po wyborach w drodze głosowania w PE miałby zostać wybrany przyszły zwierzchnik KE. Tą drogą urząd objął cztery lata temu Jean-Claude Juncker (także z EPL).
Manfred Weber, który jest wiceszefem bawarskiej partii CSU, od 2014 roku pełni funkcję przewodniczącego frakcji EPL, największej w Parlamencie Europejskim. Dzięki temu należy do ścisłej brukselskiej elity koordynującej bieżące działania unijnych instytucji. Według doniesień z otoczenia niemieckiego polityka, Weber miał już 2 lata temu rozpocząć starania o nominację swojej frakcji na kandydata na szefa KE. W 2016 roku zrezygnował z kandydowania na funkcję przewodniczącego PE, oddając pole innemu politykowi z frakcji EPL – Włochowi Antonio Tajaniemu. Zaczął on wtedy serię spotkań z liderami partii należących do EPL oraz szefami rządów w celu wysondowania poparcia dla swoich planów.
Kluczowa była jednak odbyta pod koniec sierpnia rozmowa z kanclerz Niemiec i liderką CDU Angelą Merkel, po której Weber dostał zielone światło i wsparcie największej partii w EPL. Wcześniej przez wiele miesięcy spekulowano, że niemiecki rząd jest zainteresowany innym wysokim stanowiskiem na szczeblu unijnym, a mianowicie funkcją prezesa Europejskiego Banku Centralnego, na której Niemcy mieli próbować umieścić szefa niemieckiego Banku Federalnego Jensa Weidmanna. Znany z surowego podejścia do polityki fiskalnej Weidmann zdążył jednak zyskać tylu wrogów w południowych krajach strefy euro, że przeforsowanie jego kandydatury uznano w Berlinie za niemożliwe i postanowiono skupić się na wywalczeniu stanowiska szefa KE. Z trzech nazwisk, które zdaniem mediów brano pod uwagę (minister obrony Ursuli von der Leyen, ministra gospodarki Petera Altmaiera (oboje CDU) i właśnie Manfreda Webera z CSU), Merkel po konsultacjach z kierownictwem chadecji oraz przewodniczącym EPL Francuzem Josephem Daulem postanowiła poprzeć Webera.
Konserwatywny pragmatyk
Według kalkulacji niemieckiego rządu, za Weberem przemawia kilka atutów. Po pierwsze, Niemiec na czele Komisji Europejskiej gwarantowałby jej przychylność i współpracę w dobie przygotowywanych reform Unii Europejskiej. Chociaż wywodzi się z CSU, która ostatnimi czasy chętnie wchodzi w spór z kanclerz Merkel, to sam lider EPL zachowywał się wobec szefowej rządu lojalnie i starał się łagodzić tarcia między CDU a CSU. Po drugie, jako lider frakcji EPL Weber dał się poznać jako polityk koncyliacyjny i dążący do kompromisów, który unika ostrego języka i polaryzacji debaty. Już zapowiadając swoją kandydaturę podkreślał, że zamierza „słuchać i doprowadzać do kompromisów”, bo Unia powinna ograniczać podziały, godzić interesy i pozostać zjednoczona.
Po trzecie, Weber reprezentuje umiarkowany, środkowoeuropejski model konserwatyzmu, próbujący łączyć elementy tradycji i tożsamości z pragmatyzmem à la Merkel. Z jednej strony podkreśla znaczenie chrześcijańskich korzeni i tożsamości Europy, jako temat przewodni wybierając walkę z nielegalną imigracją, z drugiej zaś jest zdeklarowanym zwolennikiem dalszej integracji europejskiej i pomocy uchodźcom uciekającym przed wojną lub prześladowaniem w imię chrześcijańskich wartości. Szef KE o takiej charakterystyce mógłby dbać o zachowanie spójności UE w dobie głębokich podziałów i rosnącego poparcia dla prawicy. Po czwarte, 46-latek należy do młodszej generacji polityków niż obecnie kierujący pracami UE Juncker i Tusk, i mógłby stać się twarzą zmiany pokoleniowej i wizerunkowej Komisji.
Manfred who?
Kandydatura Webera budzi jednak szereg kontrowersji. Jako jedną z jego głównych wad wymienia się jego narodowość. Jako Niemiec z pewnością musiałby zmierzyć się z niechęcią i zarzutami o rosnący wpływ jego kraju na Unię, nawet biorąc pod uwagę fakt, że od czasów Waltera Hallsteina (szef KE w latach 1958-1967) na czele Komisji nie stanął żaden z jego rodaków. Druga wątpliwość dotyczy jego niskiej rozpoznawalności. Jak w nieco złośliwie zatytułowanym artykule „Manfred who?” zauważają autorzy Politico, poza Brukselą i Niemcami Bawarczyk jest politykiem nieznanym i przytłaczająca większość Europejczyków najprawdopodobniej nigdy o nim nie słyszała. Nierozpoznawalny polityk o spokojnym usposobieniu i dość niskiej charyzmie nie byłby z pewnością atutem EPL w zbliżającej się kampanii wyborczej.
Po trzecie, Weber nie posiada doświadczenia rządowego, nigdy nie stał na czele żadnego ministerstwa, ani nie kierował żadnym dużym urzędem. W KE musiałby zarządzać blisko 30 tysiącami urzędników. Jak podkreśla Politico, jeszcze nigdy na czele Komisji nie stanął polityk bez doświadczenia ministerialnego. Po czwarte wreszcie, Weberowi często zarzuca się nadmierną bliskość do premiera Węgier Viktora Orbana, którego Bawarczyk często publicznie bronił przed atakami ze strony lewicowych polityków. Także podczas ostatniej debaty nad wdrożeniem art. 7 wobec Węgier Weber, choć wzywał Budapeszt do ustępstw, brał także Orbana w obronę, wskazując na przykłady łamania praworządności w innych krajach UE, rządzonych przez socjaldemokratów. Wobec rosnącej presji ze strony własnego środowiska przyznał jednak w końcu, że zagłosuje za rozpoczęciem procedury ochrony praworządności wobec Węgier[1].
Brak automatyzmu
Manfred Weber jest pierwszym politykiem frakcji EPL, który zgłosił chęć kandydowania na funkcję szefa Komisji. Oprócz niego wśród potencjalnych kandydatów z ramienia chadeków wymienia się Francuza Michela Barniera, 67-letniego głównego negocjatora UE ws. Brexitu, oraz Alexandra Stubba, 50-letniego premiera Finlandii w latach 2014-2015. Zgodnie z przewidywaniami Weber może liczyć m.in. na poparcie Niemców, Austriaków, Hiszpanów, a także większości krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Frakcja EPL wybierze swojego kandydata 8. listopada na kongresie w Helsinkach.
Po majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego, według sondaży, frakcja Europejskiej Partii Ludowej (mimo strat) powinna utrzymać się na pierwszym miejscu i będzie miała pierwszeństwo do wysunięcia kandydata na następcę Jeana-Clauda Junckera. Zgodnie jednak z traktatem, kandydata na szefa Komisji wskazuje Rada Europejska, czyli szefowie państw i rządów. Parlament Europejski w głosowaniu zaś zatwierdza bądź odrzuca kandydaturę. Podczas lutowego szczytu przywódcy państw UE uzgodnili, że Rada nie będzie automatycznie związana wynikiem wyborów przy wysuwaniu kandydata na szefa KE. Zastosowana po raz pierwszy w 2014 roku formuła Spitzenkandidat (to określenie weszło na stałe do unijnej nomenklatury) ma bowiem wielu prominentnych przeciwników, włączając prezydenta Francji Emmanuela Macrona oraz kanclerz Niemiec Angelę Merkel. Szefowa CDU, dając zielone światło Weberowi, zdystansowała się od otwartego poparcia i dodała w swoim stylu: „Ten, kto jest wiodącym kandydatem EPL, może naturalnie zasadniczo i chciałby zasadniczo zostać przewodniczącym KE”.
W oczekiwaniu na nowy układ sił w PE
Wydaje się, że niemiecka kanclerz chce pozostawić sobie wszystkie karty w ręku przy powyborczych negocjacjach. Tym bardziej, że wynik wyborów i pytanie o możliwą koalicję pozostają w pełni otwarte. Według prognoz stracą zarówno chadecy jak i socjaldemokraci, zyskają za to siły prawicowe, które mogą zjednoczyć się we wspólnej frakcji, zmieniając układ sił w PE. Takie sygnały wysyłał już lider Ligi Północnej Matteo Salvini, który chciałby ponadto, aby siły prawicy i centroprawicy nadawały ton w przyszłej kadencji. Nie jest wykluczone, że wskutek sporu o praworządność z frakcją EPL pożegna się ponadto węgierski Fidesz, który mógłby dodatkowo zasilić nową prawicową frakcję. Takie zaproszenie wysłał już premierowi Orbanowi szef Austriackiej Partii Wolności (FPÖ) Hans-Christian Strache. Co ciekawe, wszystkim tym politykom blisko do bawarskiej CSU, z której wywodzi się Manfred Weber. To może się okazać atutem Niemca w ewentualnym głosowaniu nad jego kandydaturą w Parlamencie Europejskim.
Wybór szefa Komisji Europejskiej będzie jak zwykle elementem szerszej układanki personalnej. Do obsadzenia pozostają także tradycyjnie posady przewodniczącego Rady Europejskiej oraz Wysokiego Przedstawiciela ds. Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa, a także prezesa Europejskiego Banku Centralnego. Na tej ostatniej posadzie zależeć ma prezydentowi Francji Emmanuelowi Macronowi, który chciałby obsadzić ją politykiem przychylnym jego wizji rozwoju strefy euro. W zamian za poparcie Berlina dla francuskiego kandydata w EBC Paryż mógłby wesprzeć Webera w rozgrywce o KE. Wszystkie te pytania pozostają na razie otwarte. Wyścig dopiero się rozpoczyna.
[1] Faktycznie podczas głosowania poparł rezolucję wzywającą do uruchomienia artykułu 7 wobec Węgier. Źródło: Parlament Europejski
Zdjęcie użyte w artykule: Manfred WEBER, FLICKR / European People’s Party, licencja CC BY 2.0
MICHAŁ KĘDZIERSKI – Absolwent Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW (2015). Stypendysta Międzynarodowego Stypendium Parlamentarnego IPS 2016 w niemieckim Bundestagu. W latach 2012-2014 redaktor Przeglądu Spraw Międzynarodowych Notabene a w latach 2012-2016 redaktor Portalu Spraw Zagranicznych, w którym od 2015 roku pełni funkcję szefa działu Europa i Unia Europejska. W latach 2014-2016 roku współpracował przy redakcji „Biuletynu Niemieckiego”, wydawanego wspólnie przez Centrum Stosunków Międzynarodowych oraz Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej. Zainteresowania naukowe: polityka wewnętrzna i zagraniczna RFN, ze szczególnym uwzględnieniem stosunków polsko-niemieckich i niemiecko-rosyjskich. Ekspert Centrum Inicjatyw Międzynarodowych.