Bezpieczeństwo Bezpieczeństwo międzynarodowe Europa Europa Zachodnia UE

Warto ponownie spojrzeć w przestrzeń (kosmiczną)

 KAMIL MAJ

Sektor kosmiczny jest niebywale skomplikowaną sferą działalności gospodarczej, która jeszcze do niedawna była zmonopolizowana przez aktywność państw. Popularne swego czasu było określenie „wyścig w kosmos”, którego używano odnośnie do rywalizacji pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim. Pierwszy lot w kosmos, lądowanie na księżycu, budowie ogromnych teleskopów – te przedsięwzięcia przemawiały do wyobraźni milionów ludzi na całym świecie. Dziś sytuacja wygląda inaczej – rynek jest bardziej skomercjalizowany, a misje wojskowe relatywnie rzadsze. Kosmos przestał być elementem walki cywilizacyjnej, a zaczął być traktowany pragmatycznie. Jest on obecnie terenem walki o klienta w dużo większej mierze prywatnego. W tę rywalizację włącza się od niedawna także Unia Europejska, a w konsekwencji nawet polskie przedsiębiorstwa.

Światowy rynek technologii kosmicznych jest warty, według obliczeń Space Foundation, 330 miliardów dolarów rocznie. Aż 250,7 miliardów (76% tej puli) warte są infrastruktura i usługi czysto komercyjne. Nie oznacza to jednak, że państwa zostały wykluczone z rynku. Często to one są inicjatorami projektów i programów kosmicznych, które są później wypuszczane na rynek (jak np. GPS). Jednak faktem jest, że sektor kosmiczny to dziś w dużej mierze sfera walki komercyjnej. Na orbicie okołoziemskiej znajduje się obecnie ponad 1000 satelitów o różnym zastosowaniu. Znakomita większość z nich to urządzenia komercyjne, telekomunikacyjne, obserwacyjne, lub służące do nawigacji. Największymi graczami na rynku są nadal Stany Zjednoczone i Rosja, jednak zarówno państwa azjatyckie (Chiny, Indie, Japonia), jak i Europa są bardzo aktywne w tej sferze działań. Rynek jest dynamiczny, dlatego też ciekawą kwestią jest wejście na niego Unii Europejskiej. Już nie tylko Francja, Wielka Brytania, Niemczy, czy Włochy są europejskimi przedstawicielami na rynku światowym, ale także UE – jako podmiot stosunków międzynarodowych.

Unia jako kosmiczny gracz

Unia Europejska z powodzeniem rozwija swoje portfolio kosmiczne od ponad dekady. Kompetencje w tworzeniu wspólnotowej polityki kosmicznej zostały jej przekazane w Traktacie Lizbońskim[1], a już w 2003 roku Komisja Europejska podpisała umowę ramową z Europejską Agencją Kosmiczną dotyczącą współpracy przy rozwoju unijnych programów. Pierwszym dużym wspólnym projektem był system obserwacji satelitarnej GMES (Global Monitoring for Environment and Security), który obecnie nosi nazwę Copernicus. Jego celem jest wszechstronna obserwacja Ziemi pod względem zmian atmosferycznych, meteorologicznych, badania struktury Ziemi, obserwacja infrastruktury krytycznej, jak również wczesne ostrzeganie przed katastrofami naturalnymi. Tak szeroki wachlarz celów wymaga satelitów, które znacznie się od siebie różnią, wiąc postanowiono, że program będzie się składać z 6 rożnych par satelitów zwanych sentinelami. Planowo, cały system będzie w pełni operacyjny w roku 2020, aczkolwiek znaczna jego część już przesyła dane i zdjęcia na Ziemię. Budżet tego przedsięwzięcia wynosi 8,4 miliarda euro.

Drugi, równie ambitny program kosmiczny finansowany bezpośrednio z budżetu UE, to system nawigacji satelitarnej Galileo. Co ciekawe, to jedyny program pozycjonowania, który jest od początku pod cywilną kontrolą. Amerykański GPS, rosyjski GLONASS, czy chiński Beidou – to systemy inicjowane dla potrzeb wojskowych. Nadzór nad całym programem, w skład którego wchodzi 30 satelitów, sprawuje Komisja Europejska, której pomagają Europejska Agencja Kosmiczna, Agencja GSA zapewniająca transfer danych do odbiorców oraz sieć centrów operacyjnych. Budżet programu w latach 2014-2020 wyniesie ok. 7.1 miliarda euro.

Po co Unii kosmos?

Czy opłaca się tworzyć unijne programy kosmiczne, szczególnie w erze niepewności, co do przyszłości europejskiego projektu? Co one mogą zaoferować europejskiemu obywatelowi?

Za decyzją o stworzeniu autonomicznych, unijnych programów kosmicznych przemawia wiele czynników, ale można je podzielić na trzy grupy: przyczyny gospodarcze, społeczne i polityczne. Do czynników gospodarczych należy zaliczyć fakt, że żadne z państw UE samo nie byłoby w stanie sfinansować w całości i autonomicznie programów kosmicznych o takiej skali. Zarówno Francja, Niemcy, Włochy, jak i Hiszpania, mają swoje programy kosmiczne, w tym także systemy obserwacji Ziemi[2]. Jednak są to zazwyczaj konstelacje 2 satelitów, które mają liczne ograniczenia, jak krótka żywotność, wysoki koszt eksploatacji, duże ryzyko utraty całego programu w przypadku kolizji lub problemów technicznych jednego z satelitów. Wspólny unijny program obserwacji (lub nawigacji), to także ogromna oszczędność w kieszeniach państwowych budżetów, które mogłyby duplikować swoje wysiłki, oraz ograniczać dostęp do danych zebranych przez programy narodowe. W końcu, istnieje ogromne zapotrzebowanie  zarówno na usługi nawigacyjne, jak i na dane pochodzące z obserwacji Ziemi.  Telekomunikacja, rolnictwo, nauka, giełda i wiele innych sektorów korzysta z danych i usług oferowanych przez systemy satelitarne. Należy wiąc patrzeć na unijne finansowanie programów kosmicznych w kategoriach inwestycyjnych.

Powszechna dostępność danych, zwiększenie ilości programów edukacyjnych, zapewnienie bezpieczeństwa, jak również wspomożenie i ułatwienie codziennej pracy wielu ludzi – to społeczne powody, dla których powstają unijne programy satelitarne. Komisja Europejska zapewnia, że duża część danych uzyskiwanych dzięki systemowi Copernicus będzie dostępna za darmo. Usługi w ramach systemu nawigacji Galileo będą skomercjalizowane, ale zarówno Komisja, jak i pozyskująca klientów Agencja GSA, twierdzą, że opłaty będą bardzo konkurencyjne. Większa dostępność danych poszerzy bazę, na której opierają się systemy edukacji. Jedną z pierwszych usług tego systemu jest wsparcie zarządzania kryzysowego w Europie. Także system wczesnego ostrzegania jest już w dużej mierze operacyjny. Program nawigacji Galileo także będzie wpływać na poprawę bezpieczeństwa, bowiem jedna z trzech jego głównych usług będzie bezpośrednio dotyczyła wsparcia ratownictwa. W ramach tzw. Open Service, państwa członkowskie uzyskają darmowy dostęp do pozycjonowania wysokiej częstotliwości. Przy odpowiednim wprowadzeniu na rynek, w towarzystwie kampanii informacyjnej,  obywatele UE powinni docenić wartość dodaną, jaką niewątpliwie mogą stanowić te programy.

Inwestycje w politykę kosmiczną mają także sprawić, że UE, jako całość, zacznie się jawić, jako dostarczyciel istotnej wartości dodanej, da poczucie, szczególnie mniejszym państwom, że uczestniczą w tworzeniu wielkich projektów. Mają być elementem spajającym, bowiem bardzo problematyczne byłoby podzielić się danymi pochodzącymi ze wspólnego programu, gdyby doszło do poważnych rozłamów wewnątrz UE. Wspólne zarządzanie, powszechny dostęp oraz brak decydującego głosu jakiegokolwiek z państw członkowskich to elementy, które sprawiają, że Copernicus, Galileo, jak i przyszłe programy kosmiczne, mają istotny wymiar spajający UE. Czego brakuje, to odpowiedniej, szeroko zakrojonej promocji, procesu budowania świadomości istnienia i wartości dodanej tworzonych systemów, co znacznie osłabia wymiar polityczny. Między innymi dlatego Komisja Europejska zaprezentuje pod koniec października tego roku swoją Strategię Polityki Kosmicznej.

Polskie Ministerstwo Rozwoju zaprezentowało założenia polskiej polityki kosmicznej już we wrześniu 2016 r. Warto przypomnieć, że Polska Agencja Kosmiczna została powołana do życia we wrześniu 2014 roku, a już w 2012 roku Polska została przyjęta w poczet członków Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA). Dzięki temu, polski przemysł kosmiczny i instytuty naukowe mogą uczestniczyć w przetargach i projektach na budowę części sprzętu przygotowywanego w ramach rozmaitych misji nadzorowanych przez ESA. Polski wkład roczny w działanie ESA to ok. 40 milionów złotych i, mniej więcej, na taką kwotę powinny zostawać przydzielone naszemu krajowi kontrakty z Agencją. To doskonała szansa na rozwój naszych zdolności w dziedzinie technologii kosmicznych i innowacyjności, co już widać po aktywności polskich firm. W ramach przykładu: firma Hertz Systems z Zielonej Góry produkuje odbiorniki sygnału dla systemu GPS i zamierza czynić to samo z sygnałem w ramach PRS (Public Regulated Service) nadawanym przez Galileo. Z kolei Creotech Instruments z Piaseczna, dostarczy kamery dla teleskopu wykrywającego tzw. „śmieci kosmiczne” w ramach programu Space Situational Awareness (SSA) finansowanego przez Komisję Europejską. Te projekty dają szansę zarówno polskiemu biznesowi, jak i polskim naukowcom brać odpowiedzialność za bardzo ważne systemy, także w skali globalnej.

***

Zarówno dla Unii Europejskiej, jako całości, jak i Polski, wejście na światowy rynek kosmiczny jest ważnym krokiem dla zaznaczenia swojej obecności, ale także w wymiarze czysto gospodarczym i społecznym. Można na tym tylko zyskać, bowiem nawet nieudane przedsięwzięcia bardzo często dają początek nowym wynalazkom, czy pomysłom. Finansowanie tego ze wspólnej europejskiej kieszeni daje znacznie większe możliwości pozyskiwania nowych odbiorców technologii. Niestety, mimo wszystkich tych argumentów, nadal wiedza i świadomość istnienia tych programów jest niewystarczająca i nieadekwatna do ich wagi i potencjału. Nowa Strategia Polityki Kosmicznej powinna wyznaczać nowe cele, ale także kłaść duży nacisk na sposób promocji tego, co już jesteśmy w stanie osiągać wspólnotowo. Jako Polska, powinniśmy mocno wspierać nasze przedsiębiorstwa i promować ich rozwój i ich produkty. Jesteśmy jeszcze mało istotni, ale nasze ambicje powinny sięgać gwiazd.


[1] Artykuł 189 Traktatu o Funkcjonowaniu UE

[2] Francja – Pleiades; Niemcy- SAR-Lupe; Włochy- COSMO Sky-MED; Hiszpania- PAZ.

Zdjęcia: Komisja Europejska


Kamil Maj – absolwent prawa na University of Kent w Canterbury (2014). Posiada tytuł Master of Laws in International Economic Law. Od stycznia 2014 roku pracuje w Parlamencie Europejskim, gdzie zajmuje się tematyką obronności i bezpieczeństwa. Odbywał praktyki między innymi w Ministerstwie Spraw Wewnątrznych oraz Sądzie Arbitrażowym przy Krajowej Izbie Gospodarczej.


Przeczytaj też:
A. Sęk, Niebezpieczne igraszki w kosmosie