SYLWIA ŁAWRYNOWICZ
Pierwsza część artykułu opisująca korzyści, jakie z TTIP może wynieść niemiecka gospodarka, została opublikowana 28 lipca 2015 r.
Uzasadnione obawy
Obawy Niemców są związane głównie z wizerunkiem porozumienia. TTIP wiąże ze sobą rynek europejski i amerykański, izolując oba podmioty od pozostałych aktorów światowej gospodarki, zwłaszcza od wschodzących rynków azjatyckich, z którymi Niemcy współpracują intensywnie w ostatnim czasie. Może to w konsekwencji doprowadzić do stagnacji i spowolnienia gospodarczego kraju. Najbardziej zaniepokojone są państwa BRICS, które według badania Bertelsmann-IFO mogą ponieść straty rzędu 0,4–3,2% PKB per capita[1]. Związane z TTIP zagrożenia dostrzega także Ameryka Południowa. Rząd Argentyny argumentuje, że zwiększony eksport wołowiny z USA do UE będzie wiązał się z osłabieniem eksportu tego produktu z Argentyny do krajów członkowskich UE. Podobne obawy wykazuje Turcja. Tamtejszy rząd obawia się konieczności podporządkowania się niekorzystnym warunkom dostępu do rynków TTIP. W razie wprowadzenia porozumienia USA uzyskają uprzywilejowany dostęp do tureckiego rynku, bez otwierania własnego na produkty tureckie. Według obecnych przepisów Turcja nie ma ani prawa uczestnictwa w rozmowach, ani możliwości sprzeciwienia się umowie.
W kontekście obaw i głosów sprzeciwu warto dodać kilka słów o Europejskiej Inicjatywie Obywatelskiej (EIO) STOP TTIP. W momencie składania wniosku o jej zarejestrowanie pod dokumentem podpisało się 148 organizacji z 18 krajów UE i ponad milion obywateli. Inicjatywę poparły największe organizacje działające nad rzecz zrównoważonego rozwoju i ochrony środowiska, mimo to została ona odrzucona z powodu braków formalnych. Inicjatywa nie przestała istnieć w chwili jej odrzucenia. Kolejne organizacje podpisują się pod nią, tak samo jak poszczególni obywatele. Inna kampania Uwaga TTIP zwraca uwagę na potrzebę ochrony interesu publicznego, jak np. ochrona praw obywatelskich i konsumenckich, troska o środowisko czy zapewnienie przestrzegania standardów żywnościowych. Warto zwrócić uwagę na stronę internetową www. ttip-unfairhandelbar.de, która jest źródłem informacji na temat samej umowy oraz kolejnych kroków negocjacyjnych. Wskazuje ona także na niemieckie organizacje pozarządowe, które są przeciwne porozumieniu oraz nakłania do podpisania petycji wystosowanej przez EIO. Przeciwko TTIP organizowane są masowe demonstracje przebiegające przez wiele krajów europejskich. Podczas tegorocznego szczytu G7 w Niemczech w Elamu demonstranci propagowali hasła: “Powstrzymać TTIP – uratować klimat – zwalczyć biedę”. Ulicami Monachium przeszło wówczas 35 tysięcy osób.
Oponenci umowy ujawniają się również po drugiej stronie Atlantyku i akcentują strach przed przeniesieniem miejsc pracy do Europy i ich likwidacją w Ameryce. Podobna sytuacja miała miejsce po podpisaniu umowy NAFTA – porozumienia o wolnym handlu między USA, a Meksykiem i Kanadą, kiedy ok. 415 tys. amerykańskich miejsc pracy zostało przeniesionych do Meksyku.
GMO i inne zagrożenia dla rynku rolnego
Społeczeństwo niemieckie obawia się także dużych zmian w rolnictwie i napływu na ich rynek przetworzonej żywności GMO oraz zboża. Rynek rolny jest chroniony w Europie, natomiast porozumienie podważy obecne założenia polityki rolnej, której celem było ukształtowanie go w taki sposób, aby mogło wykarmić Europejczyków. W Europie gospodarstwa rolne wyglądają zupełnie inaczej niż w Stanach – są w większości farmami rodzinnymi, licznymi i o mniejszej powierzchni (jest ich około 14 milionów). W Stanach Zjednoczonych mamy do czynienia z wielkimi przedsiębiorstwami rolnymi, których jest zaledwie 2 miliony. Rolnictwo amerykańskie opiera się na GMO, trudno więc pominąć tę kwestię w negocjacjach. W USA żywność modyfikowana genetycznie to aż 70-80 proc., podczas gdy w UE poniżej 1 proc. Odsetek upraw organizmów genetycznie modyfikowanych wynosi w UE zaledwie 0,5 proc, zaś za oceanem 85-90 proc. Stany Zjednoczone są światowym liderem upraw roślin GMO. W 2013 roku amerykańscy farmerzy obsiali nimi 40 procent uprawianej ziemi, czyli 70 mln hektarów. W Unii Europejskiej modyfikowane uprawy zajmowały w tym samym czasie 148 tys. hektarów w pięciu krajach łącznie[2]. Niektóre z unijnych państw jak np. Austria, Francja, Polska wprowadziły u siebie zakaz uprawy genetycznie modyfikowanych roślin. Kolejnym problemem jest znakowanie żywności przetworzonej, które obowiązuje w UE w momencie, kiedy procent przetworzenia stanowi ponad 0,9 produktu. Zasada ta nie dotyczy żywności pochodzącej od zwierząt, jak: mleko, jaja, mięso. Instytucje amerykańskie dopuszczające produkty żywnościowe na rynek nie wymagały znakowania żywności genetycznie modyfikowanej. Sytuacja ta zmieniła się dzięki kampanii pod hasłem „Right to know”. Obecnie stan Vermont postanowił wprowadzić od 2016 roku obowiązek znakowania żywności GMO. W UE zostało dotychczas dopuszczonych około 52 różnych produktów rolniczych. Kolejne muszą być pozytywnie zaopiniowane przez Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) i państwa członkowskie[3]. Kontrowersyjna (w kontekście rozmów na temat bezpieczeństwa żywności, roślin i zwierząt hodowlanych) wydaje się z punktu widzenia Niemców technologia produkcji i przetwarzania żywności, jak np. mycie kurczaków chlorem w celu odkażania czy stosowanie hormonów wzrostu w hodowlach zwierząt.
Komisja Europejska podkreśla, że nie zgodzi się na obniżenie standardów bezpieczeństwa żywności: nie będzie zgody na szpikowaną hormonami wzrostu amerykańską wołowinę, nie zmienią się także obowiązujące procesy autoryzacji upraw GMO, co bardzo dosadnie podkreślał przewodniczący KE Jean-Claude Juncker w komentarzu nt. TTIP. Niemiecki Bundestag podkreśla, że amerykański drób podlegający takim procesom czyszczenia nie będzie importowany do UE ze względu na brak zgodności z przepisami unijnymi. Mięso może być czyszczone wyłącznie wodą, nie chlorem. Eksperci nadal mają pewne wątpliwości, co do złożonych przez polityków deklaracji. Greenpeace akcentuje, że ujednolicenie obowiązujących przepisów byłoby trudne, ale wystarczy wzajemne uznawanie standardów, na których się opierają: np. testy żywieniowe, które w UE są obowiązkowe i trwają 90 dni, zaś w USA nie są obowiązkowe, a gdy się je przeprowadza, to trwają kilkanaście dni. Efekt takich badań może być naprawdę różny. Choć nie ma jednoznacznych naukowych dowodów za lub przeciw, dotyczących wpływu GMO na zdrowie ludzkie, ich odbiór społeczny w Unii jest pełen emocji. U zwierząt karmionych żywnością genetycznie modyfikowaną stwierdzono wiele problemów zdrowotnych: uszkodzenia właściwie wszystkich narządów i układów, choroby, bezpłodność a także śmierć tysięcy zwierząt. Produkty GMO mogą wpływać na zwiększenie liczby alergii na żywność u ludzi, jednak zgodnie ze stanowiskiem naukowców, realne problemy zdrowotne związane z żywnością GMO mogą uwidocznić się dopiero w kolejnych pokoleniach[4].
ISDS
Ponadto pojawiają się ogromne wątpliwości, czy beneficjentami umowy będą faktycznie zwykli obywatele, czy może jednak wielkie korporacje. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na sądy arbitrażowe (investor-state dispute settlement) regulujące spory gospodarcze pomiędzy inwestorami zagranicznymi a państwem pozwalającym inwestorom (z reguły wielkim korporacjom) starać się o odszkodowania w razie poniesienia strat wynikających ze zmian legislacyjnych wprowadzonych w danym kraju. Odszkodowania byłyby wypłacane z pieniędzy podatników. Prawa do analogicznego dochodzenia swoich racji nie miałyby natomiast rodzime firmy, nieposiadające uprzywilejowanego statusu „inwestorów’’, co dodatkowo godzi w postawy państwa prawa. ISDS daje wobec tego przywilej wyłącznie firmom zagranicznym, ponieważ pierwotnie miała być to instancja chroniąca firmy globalnej Północy inwestujące w krajach o „niestabilnej demokracji”[5]. Miała to być forma zabezpieczenia przed ryzykiem utracenia zysków w wyniku nacjonalizacji jakiejś branży. Sędziami w procesach arbitrażowych są prawnicy korporacyjni, a od ich decyzji nie można się odwołać. „To sprywatyzowany system wymiaru sprawiedliwości, który powstał dla globalnych korporacji” – pisał w listopadzie 2013 roku „The Guardian”.
Na początku 2014 roku w RFN zaczęła się debata na temat tych zmian i prawdopodobieństwie ograniczenia suwerenności rządu federalnego w prowadzeniu polityki gospodarczej. Z jednej strony Niemcy obawiają się nadużyć w tej sprawie ze strony przedsiębiorstw amerykańskich. Z drugiej, istnieje przekonanie, że krajowy system prawny w wystarczający sposób chroni prawa inwestorów prywatnych i zagranicznych firm i nie powinny mieć one dodatkowych przywilejów. Powstaje pytanie, dlaczego nie można odwołać się do niezawisłych już istniejących sądów, jeżeli faktycznie do naruszeń dojdzie i dana korporacja poniesie straty. Taka procedura byłaby tańsza i zgodna z demokratycznymi standardami. Warto dodać, że w całej Unii umów zawierających ISDS jest ok. 1400. Ile toczyło się dotychczas spraw o odszkodowanie? Trudno powiedzieć. Wiemy natomiast, że Stany Zjednoczone nigdy przed sądem arbitrażowym nie przegrały.
Warto wspomnieć, że ISDS może mieć możliwość wywierania presji na dany kraj. Zanim jeszcze dojdzie do faktycznego procesu, można wywierać presję na instytucje publiczne, które uchylą dane zmiany prawne ze względu na widmo kosztownego procesu. Już można wskazać kilka przykładów: Kanada zaskarżyła państwo Salwador, ponieważ odmówił zgody na otwarcie kopalni złota, bo groziło to skażeniem wody, z której korzysta lokalna społeczność. Firma domaga się 315 mln dolarów rekompensaty za to, że nie osiągnie planowanych zysków. Vattenfall zaskarżył Niemcy, bo dążyły do ograniczenia energetyki atomowej. Stawką był pozew o wartości 1,4 mld euro. Kanadyjczycy postanowili ograniczyć frakcjonowanie w prowincji Quebec. Wówczas zostali pozwani przez amerykańską firmę z branży wydobywczej i decyzją sądu arbitrażowego musieli zapłacić 250 mln odszkodowania.
Warto dodać, że stosunkowo niedawno, bo 8 lipca 2015 r. Europosłowie podczas posiedzenia plenarnego w Strasburgu przegłosowali alternatywę dla ISDS – ich zdaniem dużo bardziej demokratyczną niż to było dotychczas. Posłowie wzywają do zastąpienia obecnego mechanizmu ISDS (opartego na prywatnym arbitrażu) nowym systemem “podlegającym demokratycznym zasadom i demokratycznej kontroli, w którym potencjalne przypadki będą rozstrzygane w sposób przejrzysty przez publicznie mianowanych zawodowych sędziów, w publicznych procesach sądowych”. Posłowie chcą, aby nowy system obejmował “przynajmniej jeden mechanizm odwoławczy” i zapewniał “poszanowanie właściwości sądów UE i państw członkowskich”. Parlament Europejski chce wprowadzenia systemu, w którym “prywatne interesy nie mogą podważać celów polityki publicznej”.
SME i ochrona konsumentów
Kolejnym trudnym zagadnieniem są małe i średnie przedsiębiorstwa oraz ochrona ich interesów. Ministerstwo Gospodarki RFN wykazało brak zagrożeń, jednak środowiska lewicowe np. die Linke czy Zieloni uważają, że umowa posłuży jedynie międzynarodowym korporacjom do przeforsowywania własnych interesów. Zwolennicy umowy podnoszą argument ochrony bezpieczeństwa przedsiębiorców oraz własności intelektualnej, jednak dla przeciwników porozumienia jest to związane z ograniczeniem ich wolności. Dodatkowo TTIP zakłada redukcję kosztów związanych z wymianą handlową i stopniową likwidację biurokracji poprzez ujednolicenie niektórych aktów prawnych. Państwa członkowskie UE traktują ten zapis jako ograniczenie ich suwerenności. Dodatkowo, przeciwnicy TTIP obawiają się obniżenia obowiązujących w Unii Europejskiej standardów ochrony konsumentów, których poziom w USA jest, ich zdaniem, dużo niższy niż w UE. Największe obawy dotyczą sektora kosmetycznego, produktów medycznych, a także zasad stosowania pestycydów czy standardów obowiązujących w rolnictwie. Dobrym przykładem jest lista substancji zakazanych w produkcji kosmetyków w Europie, która liczy 1,4 tysiąca pozycji, podczas gdy w USA zaledwie kilkanaście. To oznacza, że trzeba będzie wypracować kompromis, który najprawdopodobniej będzie wyglądał tak, że UE pójdzie na ustępstwa Amerykanom i zmieni przepisy europejskie.
Gaz łupkowy
Przeciwnicy TTIP nie wykazują się optymizmem również wobec gazu łupkowego – z powodu zagrożenia ekologicznego i stosunkowo dużych kosztów wydobycia. Szczelinowanie hydrauliczne tworzy ryzyko skażenia źródeł wody, zaś około 4-8% wydobywanego gazu trafia do atmosfery, a gaz łupkowy to metan, który jest najbardziej niebezpiecznym gazem wywołującym efekt cieplarniany. Żeby skutecznie wydobywać gaz, potrzeba wielu odwiertów. Do tego potrzebna jest odpowiednia infrastruktura. Ekolodzy argumentują, że dla krajobrazu, zwłaszcza wiejskiego, gaz łupkowy to duże zagrożenie, gdyż tereny, na których wydobywa się łupki, przestają się nadawać do uprawy rolnej.
Wielka koalicja podzielona
Na stanowisko CDU/CSU nie wpłynęły podsłuchy Amerykańskich Służb Bezpieczeństwa wykryte w lipcu 2014. Chadecja podchodzi do umowy niemal bezkrytycznie i dostrzega w niej same profity. Porozumienie jest wspomniane w umowie wielkiej koalicji jako jeden z celów: „likwidacja wszystkich barier na drodze do zawarcia umowy”. Podobne stanowisko reprezentuje CSU, akcentując jednak w swoim programie, że standardy europejskie nie podlegają negocjacjom i domagając się większej transparentności. Politycy CSU są także przeciwni sądom arbitrażowym, ponieważ te działają na niekorzyść niemieckiego konsumenta. Trochę inne stanowisko w tej sprawie reprezentują Socjaldemokraci. Wicekanclerz oraz minister gospodarki Sigmar Gabriel jest świadomy korzyści, jakie niesie porozumienie dla gospodarki kraju. Na początku unikał krytyki umowy pomimo wielu zastrzeżeń lewicowych organizacji pozarządowych i think-tanków; zapowiadał też wsparcie dla przedsiębiorstw, aby odebrać część elektoratu chadecji. Z tego względu prezentował się on jako zdecydowany orędownik podpisania TTIP. Z drugiej strony, nie mógł ignorować głosów krytyki swojego tradycyjnego elektoratu. Należy więc przypuszczać, że będzie próbował znaleźć złoty środek w tej sprawie starając się znieść niekorzystne dla Niemiec punkty dokumentu.
Zieloni i Lewica są jednoznacznie przeciwko TTIP, argumentując swoje stanowisko pogorszeniem się standardów ochrony żywności, ochrony praw pracowniczych oraz standardów ochrony środowiska. Z tych względów ograniczona zostanie legitymacja demokratyczna kontroli produktów wprowadzanych na rynek. Lewica domaga się, aby część obszarów życia gospodarczego zostało wyjętych z umowy, takich jak dobra kulturowe czy media. Ponadto – zdaniem partii lewicowych – należy zwiększyć udział społeczeństwa w kolejnych negocjacjach. Die Grünen żądają resetu negocjacji i ich restartu z uwzględnieniem transparentności. Podobnie jak die Linke, chcą aby przemysł spożywczy, rolnictwo, usługi publiczne oraz kultura zostały wyjęte z porozumienia.
* * *
Szanse zawarcia TTIP oceniam jako wysokie; należy się jednak liczyć z oporem społeczeństwa niemieckiego. Wiele zależy od sytuacji gospodarczej kraju oraz od aktywności organizacji pozarządowych i ich skuteczności w prowadzeniu debaty publicznej. Jeżeli TTIP w kwestiach gospodarczych ma był tym dla Europy i Niemiec, czym jest NATO w obszarze obronnym, to faktycznie należy mieć wątpliwości co do skuteczności całego przedsięwzięcia.
[1] M. Wąsiński, TTIP a kraje trzecie: kto obawia się umowy transatlantyckiej, Biuletyn PISM, Nr 45 (1282), 8 maja 2015.
[2] Stany Zjednoczone są światowym liderem upraw roślin GMO. W 2013 roku amerykańscy farmerzy obsiali nimi 40 procent uprawianej ziemi, czyli 70 mln hektarów. W Unii Europejskiej modyfikowane uprawy zajmowały w tym samym czasie 148 tys. hektarów w pięciu krajach łącznie. Największy areał miała Hiszpania (136 tys. hektarów), a kolejne lokaty zajęły: Rumunia, Portugalia, Czechy i Słowacja, Instytut Spraw Obywatelskich, TTIP: Czy Stany Zjednoczone zaleją unijny rynek żywnością z GMO?, w: https://chcewiedziec.pl/ttip-czy-stany-zjednoczone-zaleja-unijny-rynek-zywnoscia-z-gmo/
[3] Ponieważ unijni decydenci są podzieleni, od lat nie ma ani większości kwalifikowanej ani mniejszości blokującej w Radzie UE, więc decyzje podejmuje Komisja Europejska.
[4] Wpływ żywności modyfikowanej genetycznie na zdrowie, http://www.farmio.com/wplyw-zywnosci-modyfikowanej-genetycznie-na-zdrowie.
[5] W ostatnich latach waszyngtońskie kancelarie zajmujące się arbitrażem prowadziły około 50 spraw rocznie. http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/ue/20150205/dymek-ttip-czyli-jak-przeorac-europe-budowana-przez-dziesieciolecia
Sylwia Ławrynowicz – Współpracownik CIM – Absolwentka filologii germańskiej UMK w Toruniu. Uczestniczka studiów podyplomowych na EAD i w PISM. Przez kilka lat pracowała jako dziennikarz w stacjach radiowych oraz telewizjach internetowych.
Przeczytaj też:
S. Ławrynowicz, TTIP: szansa czy zagrożenie dla gospodarki Niemiec? (cz. 1)
M. Gołaszewska, TTIP szansą nie tylko dla koncernów?
M. Gołaszewska, USA vs UE – Handlowe licytacje
Polecamy również:
A. Siemaszko, Trials and Tribulations of the Transatlantic Trade and Investment Partnership (Biuletyn Analiz CIM nr 3/2014)