Azja Społeczeństwo UE

Między Gruzją a Armenią. Subiektywnie o Zakaukaziu

PAULINA ANNA WOJCIECHOWSKA

„Co w tej waszej Europie jest takiego, czego u nas nie ma? Co ona może mi dać? Europa jest jak ta wasza Conchita – nie wiadomo, czy to chłopiec czy dziewczynka. Byłem we Francji, kilka miesięcy w Paryżu to się napatrzyłem. Ja nie chcę tak żyć” – Rozmowa z naszym ormiańskim taksówkarzem, wiozącym nas z Alaverdi do Tbilisi nie wiedzieć czemu zeszła na tematy politycznie. Dyplomatycznie milczymy. Taksówkarz z lekką pogardą pokazuje oszklony budynek gruzińskiej policji; w Armenii to wciąż milicja. Nad nami lecą F-16, za chwilę przejeżdżamy obok natowskiej bazy. Kilkanaście kilometrów od kraju, w którym nie jest trudno natknąć się na pojazdy zmierzające do baz rosyjskich. Taksówkarz powtarza słyszany tu i ówdzie pogląd, że niepotrzebnie ta Gruzja dąży do NATO, Putin jej przecież tam nie puści…

Armenia i Gruzja mogą się wydawać podobne głównie z podróżniczej perspektywy. Przeciętnego turystę przerażają alfabety (zwane potocznie “szlaczkami”), a zachwycają bardzo stare, pięknie położone kościółki oświetlone wewnątrz jednie blaskiem świec. Oba państwa z bogatą i długą historię, oba przyjęły chrześcijaństwo jako pierwsze i drugie państwo na świecie – ale tylko Ormianie przypominają nam o tym na każdym kroku (przed wyjazdem do tego kraju należy raz na zawsze zapamiętać – 301 r.n.e!). Także w Armenii jesteśmy częściej szkolone zarówno z historii jak i współczesnych stosunków międzynarodowych, a w jednej z restauracji w centrum Erywania zdarzyło nam się nie dostać hasła do wi-fi kiedy jedna z nas poprosiła o turkish coffe (dowiedziałyśmy się wtedy że taka caffe jest armenian). I w Armenii i w Gruzji chaos, spontaniczność, gościnność… a także upodobanie do bardzo mocnych trunków są bardzo podobne. Jednak nawet podczas zwykłych rozmów, które odbywa turysta zapraszany często do domów, przebija fakt, że Ormianie wciąż zapatrzeni są w przeszłość, a Gruzini – myślą o rozwoju i patrzą w przyszłość. Nie jestem wielką specjalistką od Kaukazu Południowego – przede mną wiele książek i godzin w internecie zanim zacznę więcej rozumieć – chciałabym jednak podzielić się kilkoma spostrzeżeniami i efektami prób zrozumienia tych wszystkich różnic.

Gruzja

Pałac Prezydencki w Tbilisi – wspomnienie Rewolucji Róż

Różne wybory strategiczne wynikają oczywiście z innej sytuacji międzynarodowej. Gruzja wciąż nie utrzymuje stosunków dyplomatycznych z Rosją, wspierającą nieuznawane przez rząd w Tibilisi Abchazję i Osetię Południową. Jednak obecnie podejmowane są już kroki w celu normalizacji stosunków z potężnym sąsiadem – co poskutkowało m.in. zniesieniem rosyjskiego embarga na żywność. Oczywiście aneksja Krymu i konflikt na wschodniej Ukrainie obserwowane są w Gruzji z niepokojem.

27 czerwca 2014 Gruzja podpisała układ o stowarzyszeniu z UE oraz porozumienie o pogłębionej i kompleksowej strefie wolnego handlu z UE (AA/DCFTA), a od 2000 r. jest  członkiem natowskiego Partnerstwa dla Pokoju. Rządząca od 2012 roku kolacja Gruzińskie Marzenie kontynuuje prozachodnią politykę z czasów Saakaszwilego. Wątpliwości budzi jednak przestrzeganie demokratycznych standardów w kraju, a w szczególności rozliczanie się z poprzednią ekipą rządzącą.

Armenia

Granice Armenii z Azerbejdżanem i Turcją są wciąż zamknięte – a pamięć o ich przyczynach: wojnie o Karabach (formalnie wciąż trwa stan wojny – dochodzi też do zbrojnych incydentów) oraz Rzezi Ormian – wciąż żywe. Swoistym “gwarantem bezpieczeństwa” są utrzymywane bazy wojskowe i członkostwo Armenii w Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej (od października 2014 – próby stowarzyszenia z Unią nie doszły do skutku ze względu na konflikt interesów w relacjach z Rosją). Uznanie rzezi Ormian za ludobójstwo jest jedną z ważniejszych racji, którymi Armenia kieruje się w polityce zagranicznej, nawet  w serwisach informacyjnych zagadnienia związane z ludobójstwem pojawiają się wśród codziennych newsów. Armenia lubi “wszystko, co antytureckie”, np. osłabienie relacji z Turcją państw takich jak Jordania i Iran jest ciepło przyjęte przez Erywań.

Ararat jest w Armenii wszędzie – od pieczątek w paszporcie do koniaku. Problem w tym, że nie leży w obecnych graniach terytorialnych tego państwa. Zapatrzeni w przeszłość, z wiarą, że “święta góra” znów będzie w ich granicach Ormianie całkowicie ignorują swój obecny najwyższy szczyt, Aragac (4090 mn.p.m.)

Armenia – Gruzja

Z racji bliskiego sąsiedztwa Gruzji i Armenii, przez wieki dochodziło do licznych interakcji. Wiele epizodów historii jest wspólnych. W średniowieczu częste były małżeństwa pomiędzy członkami rodów królewskich oraz sojusze przeciwko muzułmańskim najeźdźcom. Po I wojnie światowej oba państwa przez kilka miesięcy były razem z Azerbejdżanem w Zakaukaskiej Federacyjnej Republice Demokratycznej, która jednak dość szybko się rozpadła. Mimo zagrożenia ze strony Turcji i radzieckiej Rosji jeszcze w 1918 r. miała miejsce krótka wojna o przebieg granicy pomiędzy tymi państwami. Później oba państwa były częścią ZSRR i w podobnym okresie odzyskały niepodległość, oficjalne stosunki dyplomatyczne zostały nawiązane 17 lipca 1992 roku. Aż do 2008 oba państwa były członkami Wspólnoty Niepodległych Państw.

Gruzja i Armenia nie wspierają się wzajemnie w swoich lokalnych konfliktach. W wojnie Abchazko-gruzińskiej licznie zamieszkujący w regionie Ormianie poparli Abchazję. Z kolei w konflikcie o Górski Karabach Gruzini wspierają Azerbejdżan. Erywań nie utrzymuje kontaktów z Baku i Ankarą – więc niemożliwe są także wspólne spotkania na szczeblu regionalnym. Zapowiedziano wprawdzie, że „mimo braku wspólnych celów strategicznych obydwa państwa będą kontynuować współpracę” a „ormiańskie i gruzińskie narody wiążą wielowiekowe więzi przyjazne” – jednak wydaje się, że jest to raczej standardowe zdanie wypowiadane przez polityków przy podobnych okazjach, bez pokrycia w realnej polityce.

Ormian w Gruzji jest ok. 250 tys. (jest to tylko ułamek ormiańskiej diaspory, która szacowana jest na 5 mln osób – więcej niż w samej Armenii), większość w przygranicznej Samche-Dżawetii (ok. 50% populacji prowincji) i Tbilisi. Po okresie sowieckim w Tbilisi zostały tylko dwa ormiańskie kościoły – stan ten nie zmienił się mimo obecnej swobody wyznawania religii. Niesnaski pomiędzy Gruzinami a miejscową mniejszością ormiańską są na rękę Rosji – w lipcu tego roku doszło do napadu grupki ok. 50 nacjonalistów na armeńską cerkiew w trakcie liturgii, co mogło być inspirowane przez rosyjskie służby specjalne. Ormianom zamieszkującym południową Gruzję można też oferować rosyjskie obywatelstwo. Z kolei w Armenii mieszka zaledwie ok. 1 tys. Gruzinów, zresztą Armenia w przeciwieństwie do większości państw regionu jest dość jednolita etnicznie.

Gruzja jest dla Armenii 9. partnerem w imporcie (5,6%) i 8. w eksporcie (5,7%). Armenia nie należy do głównych partnerów Gruzji w imporcie, jest za to na 2. miejscu jeśli chodzi o eksport (11%). W pierwszej połowie 2014 roku obroty handlowe pomiędzy tymi państwami wzrosły o 42% w stosunku do roku poprzedniego, więc proporcje mogą się wkrótce zmienić. PKB per capita jest w obu przypadkach podobne – w Armenii wynosi 6300 USD, w Gruzji 6100 – tj. mniej niż 20% unijnej średniej. Wraz z wieloma problemami post-sowieckimi oba państwa odziedziczyły korupcję na ogromną skalę, przy czym w Gruzji epoki Saakaszwilego podjęto realną walkę z tym zjawiskiem (stąd szklane – to jest przejrzyste – posterunki policji). Dziś Gruzja zajmuje 50., a Armenia 94. miejsce na 177 państw badanych w rankingu Transparency International (2014 r.).

Zarówno Ormianie jak i Gruzini dużą rolę przywiązują do więzi rodzinnych; ważna jest też religia. Anty-unijna propaganda w obu państwach jest podobna – eksponująca małżeństwa homoseksualne, “upadek obyczajów”, który uosabia m.in. Conchita Wurst. Gruzja i Armenia chętnie i często podkreślają swoje europejskie korzenie, chętniej jednak niż państwa obecnej UE podkreślają też swoją “chrześcijańskość”. Integracja Gruzji z Unią to jeszcze daleka przyszłość – trudno dziś powiedzieć na ile obawy społeczeństwa o zmianę w obyczajowości mogą przełożyć się także na niechęć do podwyższania standardów życia. Na Zakaukaziu jednak dość często można usłyszeć i zaobserwować, że styl życia – rodzina, wspólne biesiady, gościnność, życzliwość – są ważniejsze niż dobrobyt materialny. Jednak w Gruzji obok wspaniałej tradycji i kultury powoli rodzi się społeczeństwo obywatelskie – zdolne do protestu, co pokazali nie tylko podczas “rewolucji róż” w 2003, ale także protestując przeciw nadużyciom obozu Saakaszwilego. W Armenii tak to jeszcze nie działa – np. kiedy jesienią 2013 r. ogłoszono zawieszenie negocjacji ws. umowy stowarzyszeniowej opozycji udało się zorganizować bardzo słabe protesty, dość brutalnie stłumione zresztą przez policję. Kilka tygodni później na Ukrainie rozpoczął się Euromajdan…

Różnica między centrum Tbilisi i  Erywania jest jakby ilustracją obecnej sytuacji w obu państwach. W Tbilisi nad rzeką Mtkwari (ros. Kura – wciąż w użyciu choć w Gruzji wraca się teraz do oryginalnych nazw) pełno szklanych, nowoczesnych budynków (nie do końca gustownych, ale to moja subiektywna opinia), które są wyrazem europejskich aspiracji. Samo centrum jest zresztą bardzo wygodne i przystosowane do turysty-backpakersa. Erywań natomiast – miasto, które zostało założone mniej więcej wtedy kiedy Rzym, jednak wiele razy było niszczone, przez co ze wspaniałych zabytków niewiele przetrwało. Główna atrakcja turystyczna  – Kaskady – czyli połączenie elegancko oświetlonych schodów z muzeum sztuki nowoczesnej – od lat pozostaje niedokończona i wprost z rzęsiście oświetlonych schodów wchodzimy na chwiejącą się i niepewną konstrukcję nad czymś przypominającym plac budowy (przejście tędy jest konieczne, jeśli chcemy dojść na samą górę, gdzie znajduje się jeden z licznych pomników upamiętniających Rzeź Ormian). Jakby Ormianie czegoś chcieli, gdzieś dążyli – ale nie umieli tego skończyć, pogrążeni myślami o własnej przeszłości i należnym im z tego tytułu miejscu w społeczności międzynarodowej. A w dynamicznie zmieniającym się świecie przecież nic nie jest dane raz na zawsze…


Zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum autorki.


Przeczytaj też:

P. Wojciechowska, Europejskie marzenie Gruzinów

Ruiz, EUMM GEORGIA: A Mission in the Caucasus Geopolitical Crossroads

C. Szczepaniuk, OSCE Election Observation Mission in Georgia – report from an International Observer

B. Marcinkowska, „Parliament is not a tribunal” – some reasons why France should not pass a bill against negation of the Armenian genocide

M. Stypułkowski,Jak silna jest Rosja?

A. Sęk, The victorious Mikheil „Misha” Saakashvili

Polecamy również:
A. Sęk, Gruzja – kolebka konfliktów, Analiza CIM nr 3/2011


Paulina Anna Wojciechowska – Absolwentka Instytutu Stosunków Międzynarodowych (2010) oraz Kolegium Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych (2009 – dyplom socjologa). Skończyła również podyplomowe studium bankowości i uzyskała Europejski Certyfikat Bankowca. Obecnie pracuje w sektorze bankowym. Interesuje się państwami azjatyckimi (w szczególności: Indie, Nepal i Birma), pomocą humanitarną (w szczególności uchodźcy), sprawami społecznymi i komunikacją międzykulturową.