Bezpieczeństwo Bezpieczeństwo energetyczne Bezpieczeństwo międzynarodowe Europa Europa Zachodnia ONZ UE

Czarny orzeł na rozdrożu – niemiecka polityka zagraniczna i bezpieczeństwa 25 lat po zjednoczeniu

RAFAŁ ANDRZEJ SMENTEK

3 października Republika Federalna Niemiec obchodziła swój Dzień Jedności (Tag der deutschen Einheit). W tym roku przypada już 25-ta rocznica zburzenia Muru Berlińskiego i początków jednoczenia RFN z NRD. Jak zwykle przy takich okazjach niemieccy politycy – zarówno ci aktualnie rządzący, jak również decydenci z poprzednich lat – wielokrotnie podkreślali znaczenie tych wydarzeń i określali je mianem politycznego sukcesu. A niewątpliwie nim było. Dzięki zjednoczeniu i późniejszym ustaleniom konferencji „2+4” Niemcy odzyskały pełną suwerenność i możliwość samodzielnego decydowania m.in. o polityce zagranicznej. Teraz po 25 latach rząd w Berlinie staje przed bardzo poważnymi wyzwaniami i rosnącymi oczekiwaniami swoich sojuszników oraz przed koniecznością ponownego określenia własnej roli na arenie międzynarodowej.

Co po zjednoczeniu?

W latach 1989-1990 wypełnione zostały dwa podstawowe cele tzw. bońskiej republiki, które stawiane były kolejnym ministrom spraw zagranicznych Niemiec Zachodnich – zjednoczenie kraju oraz odzyskanie pełnej suwerenności. Podejmowane przez kolejne rządy RFN działania miały – przynajmniej w warstwie deklaratywnej – zmierzać właśnie ku ich realizacji. Służyły temu też wszelkie koncepcje artykułowane przez Bonn. Tak było m.in. z zasadą „zbliżania do Zachodu” (Westbindung) oraz niemiecką Ostpolitik.  RFN została częścią tzw. bloku zachodniego, jednak nie oczekiwano od niej aktywnego militarnego wkładu i udziału w „wyścigu zbrojeń”.  Za bezpieczeństwo odpowiadały przede wszystkim Stany Zjednoczone. Ponadto kontekst niedawno zakończonej wojny światowej dawał kolejny argument do powstrzymywania się od działań stricte militarnych. RFN, zgodnie z ideą Handelsstaat skoncentrowała się przede wszystkim na rozwijaniu swojego potencjału gospodarczego.

Upadek Muru Berlińskiego w 1989 roku nie został zaplanowany przez decydentów w Bonn, stawiając ich przed faktami dokonanymi. Miało to swoje konsekwencje także w  polityce zagranicznej, ponieważ niemal z dnia na dzień „zniknęły” filary, które determinowały zachodnioniemiecką powojenną dyplomację. Rozpad związku Radzieckiego, konflikty etniczno-narodowościowe w Europie i międzynarodowy terroryzm zmieniły percepcję zagrożeń i wymusiły bardziej aktywny udział RFN w ramach organizacji międzynarodowych, zwłaszcza ONZ, OBWE i NATO. Dodatkowo na pierwszy plan polityki międzynarodowej, obok kwestii obrony i reagowania kryzysowego, wysunęły się tematy związane z migracjami, ochroną środowiska oraz bezpieczeństwem energetycznym. Oczywiste było, że zjednoczona Republika będzie  potrzebowała czasu na „uporządkowanie” spraw wewnętrznych i dostosowanie strategii polityki międzynarodowej do nowej sytuacji, jednak wydaje się, że ten „okres ochronny” już upłynął.

Między deklaracjami a rzeczywistością

Po 25 latach niemieccy partnerzy i sojusznicy nie mogą być do końca usatysfakcjonowani z drogi, którą obrał Berlin. Na pierwszy rzut oka zwracają uwagę sprzeczności pomiędzy artykułowanymi przez niemieckich polityków zamierzeniami, a rzeczywistymi działaniami. Dotyczy to w szczególności polityki bezpieczeństwa i obrony. Po pierwsze, padają deklaracje większego zaangażowania, w tym również zwiększenia udziału Bundeswehry w zapewnianie światowego pokoju w ramach organizacji międzynarodowych. Ponownie zostały one powtórzone przez czołowych niemieckich polityków w bieżącym roku podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. Odmowa udziału w interwencjach w Iraku w 2003 roku oraz w Libii w 2011 roku były jednak tego zaprzeczeniem. Także w stosunku do aktualnych kryzysów na Ukrainie oraz w Iraku i Syrii Niemcy zajmują raczej „wyczekujące” stanowisko. W tym kontekście eksperci określają niemiecką politykę mianem „wyemancypowanej”, co oznacza przede wszystkim, że Berlin weźmie udział tylko w takich działaniach międzynarodowych, które uzna za istotne z punktu widzenia własnych interesów.

Dodatkowo polityka zagraniczna RFN posiada szereg ograniczeń, takich jak tzw. „kultura wstrzemięźliwości” (Kultur der Zurückhaltung), czyli niechęć do używania sił zbrojnych. W pierwszych latach po odzyskaniu suwerenności, w odniesieniu do tej kwestii, dyplomaci mieli w ręku argument o wciąż żywych w państwach europejskich obawach remilitaryzacji Niemiec. Jednak obecnie jest już on nieaktualny. Sojusznicy wręcz domagają się od Niemców większego zaangażowania, a i wśród niemieckich polityków doświadczenia historyczne w wielu wypowiedziach służyły podkreślaniu „szczególnej odpowiedzialności” Niemiec w zapewnianiu światowego pokoju.

Do szeregu wróć!

Teraz jednak w obliczu poważnych kryzysów, kiedy niezbędne są zdecydowane działania, Niemcy ponownie wycofują się na drugi plan. W ramach koalicji przeciw dżihadystom w Iraku i Syrii udział Niemiec prawdopodobnie ograniczy się jedynie do wysłania kilkudziesięciu żołnierzy, którzy będą szkolić kurdyjskie służby policyjne. Po szumnych zapowiedziach z Monachium trzeba było jakoś wytłumaczyć swoje zachowanie. Tym razem podkreślany jest głównie brak gotowości i odpowiedniego wyposażenia Budeswehry do brania udziału w zbrojnych misjach ekspedycyjnych. Niemiecka minister obrony Ursula von der Leyen zasugerowała nawet, że RFN nie byłaby obecnie w stanie wypełnić art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, aby stanąć w obronie sojuszników z NATO. Ta opinia odnosiła się głównie do konfliktu na Ukrainie i ewentualnych agresywnych zachowań Federacji Rosyjskiej w stosunku do państw bałtyckich lub Polski. Naturalnie nikt nie oczekuje teraz od Berlina militarnego zaangażowania przeciw Rosji, choć brak zdecydowanej riposty może niepokoić sojuszników.

Sytuacja na Ukrainie, z uwagi na specyfikę stosunków niemiecko-rosyjskich, postawiła niemieckich polityków w bardzo niekomfortowej sytuacji. RFN jest mocno związana z Rosją więzami politycznymi i gospodarczymi. Przede wszystkim niemiecka gospodarka w znacznej mierze uzależniona jest od rosyjskiego gazu i ropy. Jakiekolwiek przerwy w dostawach tych surowców zachwiałyby z pewnością procesem produkcji i wywołałyby konsekwencje dla eksportu, od którego Niemcy są również  uzależnione. Ponadto rosyjskie dostawy odgrywają zasadniczą rolę w projekcie Energiewende, który zakłada m.in. odejście od energii nuklearnej na rzecz energii odnawialnej i gazu ziemnego. Także stosunki polityczne, m.in. za pośrednictwem Dialogu Petersburskiego, układały się bardzo dobrze. Berlin liczył nawet na wsparcie Rosji w niemieckich staraniach o powiększenie Rady Bezpieczeństwa ONZ tak, by uwzględniała ona stałe miejsce m.in. RFN.

Konkluzje

Reforma struktury instytucjonalnej Narodów Zjednoczonych miała być spełnieniem niemieckich dążeń do potwierdzenia swojej pozycji jako „średniego mocarstwa” (Mittelmacht). Przez długi czas sytuacja międzynarodowa była dla zjednoczonej Republiki sprzyjająca. Niemcy utwierdzały swoją dominującą pozycję gospodarczą, a zaangażowanie Bundeswehry w misję w Afganistanie zapewniło wiarygodność wśród sojuszników z NATO. Tego obrazu, z uwagi na zastrzeżenia innych państw, nie zachwiał nawet brak udziału niemieckich sił zbrojnych w interwencji w Iraku. Odmowa zaangażowania Bundeswehry w misji w Libii w 2011 roku oraz przede wszystkim wstrzymanie się od głosu niemieckiego ministra spraw zagranicznych w Radzie Bezpieczeństwa ONZ (ówcześnie jako członka niestałego) w sprawie interwencji, były sygnałem, że to nie Irak, a Afganistan był wyjątkiem. Obecne zachowanie Niemiec w sprawie tzw. Państwa Islamskiego jest tego potwierdzeniem.

Podobnie sytuacja na Ukrainie jest dla RFN bardzo niewygodna. Niemcy nie spodziewali się takiego obrotu sytuacji i nie mieli przygotowanej strategii działania. Jednoczesne powiązania z Unią Europejską i NATO z jednej strony oraz z Rosją z drugiej wymuszają „lawirowanie” i usunięcie się na dalszy plan. Obie sytuacje pokazują zresztą, że Niemcy zapomnieli, iż bezpieczeństwo stanowi jeden z filarów polityki zagranicznej lub mieli nadzieję, że uda im się dyplomatycznie unikać zaangażowania. W kontekście niemieckich ambicji, konieczności utrzymania wiarygodności wśród sojuszników oraz wcześniejszych deklaracji o zwiększeniu zaangażowania taka postawa nie może być utrzymana. Berlin może się jeszcze tłumaczyć niedokończoną reformą Bundeswehry, ale powinien się pospieszyć – sojusznicy nie będą czekać kolejnych 25 lat.


Rafał Smentek – Absolwent nauk politycznych Uniwersytetu Warszawskiego i stypendysta programu Erasmus na Ludwig-Maximilians-Universität w Monachium. Zaangażowany w tzw. dziennikarstwo obywatelskie (Wiadomości24.pl, Stosunki Międzynarodowe). Dwukrotny praktykant Fundacji Konrada Adenauera w Polsce. Od marca do lipca 2012 stażysta w ramach Internationales-Parlaments-Stipendium w niemieckim Bundestagu w biurze posła Eckharda Polsa (CDU).


Przeczytaj też:

K. Libront, Niemiecka polityka bezpieczeństwa dziesięć lat po zamachach z 11 września 2001 r.

R. Smentek, „Zielony” sojusz Berlina

K. Libront, Szczyt NATO w Walii – historia zatoczyła koło

R. Smentek, Wysadzeni z siodła? Niemieckie reakcje na skład Komisji Europejskiej

A. Radziwoń, Niemieckie reakcje na unię energetyczną

K. Mazurek, Modernizacja techniczna się zbrojnych a 15 lat Polski w NATO