Europa Europa Zachodnia Gospodarka Społeczeństwo UE Wybory

Rozwodu nie będzie. Szkocja nie chce niepodległości

KATARZYNA CZUPA

Szkocja pozostaje częścią Zjednoczonego Królestwa. Ponad 55 proc. uprawnionych do głosowania odpowiedziało przecząco na pytanie „Czy uważasz, że Szkocja powinna być niepodległym państwem?”. Kampania zainicjowana przez Alexa Salmonda, pierwszego ministra Szkocji, nie przyniosła spodziewanego efektu. Mieszkańcy tego kraju nie uwierzyli w optymistyczne wizje wieszczące nadejście cudu gospodarczego po uwolnieniu się ze szponów Westminsteru.

Pierwszy minister o 6 rano czasu lokalnego, jeszcze przed podliczeniem wszystkich głosów, wygłosił przemówienie. Jak powiedział, jego rodacy demokratycznie uznali, że na obecnym etapie nie są gotowi na niepodległość. Dodał jednak, że to nie koniec. W jego ocenie fakt, że ponad 1,5 mln Szkotów głosowało za odłączeniem się od Wielkiej Brytanii, stanowi dowód na to, że coraz więcej z nich wierzy, że Szkocja może, i w niedalekiej przyszłości z pewnością stanie się niezależnym państwem.

Państwo w państwie

Historyczna umowa umożliwiająca Szkotom podjęcie decyzji w sprawie potencjalnej niepodległości została podpisana w październiku 2012 roku. Po wielu miesiącach negocjacji, brytyjski premier David Cameron zgodził się na przeprowadzenie referendum, które według członków Szkockiej Partii Narodowej (ang. Scottish National Party, SNP) miało doprowadzić do końca ponad 300-letniego związku ze Zjednoczonym Królestwem[1]Jak tłumaczył Cameron, Wielka Brytania nie może pozwolić sobie na dalszą dewolucję, w związku z czym Szkoci powinni mieć prawo wypowiedzenia się, czy dalej chcą stanowić jej część.

Kampania wyborcza „Yes Scotland” ruszyła niemal natychmiast. Do głosowania za niezależnością zachęcały takie gwiazdy jak aktor Sean Connery, projektantka mody Vivienne Westwood czy komik Frankie Boyle. Jak mówili, dynamiczny rozwój regionu w ostatnich latach stanowi dowód na to, że Szkocja jest w stanie istnieć jako niezależny byt, nieskrępowany polityką Londynu. W 2012 r. PKB per capita wyniosło 20 tys. funtów, co sprawia, że była to jedna z najbogatszych części Wielkiej Brytanii (wyższą wartość tego wskaźnika, prawie 40 tys. funtów, odnotowano tylko w Londynie oraz w południowo-wschodniej części Anglii). Wzrost nastrojów nacjonalistycznych można było obserwować od 2007 r., kiedy to SNP wygrała wybory do parlamentu szkockiego. Uzyskanie w 2011 r. 69 mandatów w 129 osobowej izbie pozwoliło uwierzyć Szkotom, że to, co dla wielu stanowiło dotychczas jedynie mrzonkę, może stać się rzeczywistością.

Odrębność niektórych regionów nie jest niczym nadzwyczajnym, zwłaszcza w Europie. Tak jak Ślązacy nie czują się do końca Polakami, a Katalończycy Hiszpanami, tak i część Szkotów nie uważa siebie za Brytyjczyków. Różnice widoczne są zwłaszcza na płaszczyźnie politycznej. Największe rozbieżności dotyczą wydatków socjalnych. W Szkocji studiować można za darmo. W Anglii roczne opłaty za edukację na uczelniach wyższych sięgają 9 tys. funtów. Udział wydatków publicznych w PKB w latach 2012-2013 w Szkocji wyniósł 8,3 proc., przekraczając średnią brytyjską, która wyniosła 7,3 proc. SNP zapowiadała w czasie kampanii, że planuje zwiększać środki przeznaczane na finansowanie dóbr publicznych o 3 proc. rocznie. Westminster chce z kolei ciąć tak, żeby zbilansować budżet do 2019 roku. Szkotom nie podoba się również to, że zbyt duża część dochodów z podatku od wydobycia ropy naftowej oraz gazu ziemnego, których złoża znajdują się na Morzu Północnym, trafia do budżetu centralnego. Cała kampania niepodległościowa oparta jest na założeniu, że Londyn za nic ma sobie potrzeby pozostałych regionów i troszczy się jedynie o własny dobrobyt[2].

Razem lepiej

Przeciwnicy niepodległości również nie pozostawiali bierni. W czerwcu 2012 r. Alistair Darling, były kanclerz skarbu w rządzie Gordona Browna, zainicjował kampanię „Better Together”, która zyskała poparcie trzech głównych partii politycznych: Partii Pracy, Partii Konserwatywnej oraz Partii Liberalnych Demokratów. W inicjatywę zaangażowały się takie gwiazdy jak pisarka J. K. Rowling,  aktorka Emma Thompson oraz piosenkarz David Bowie. Jak przekonywali, to właśnie unia stanowi gwarancję dobrobytu i rozwoju Szkocji oraz całego Zjednoczonego Królestwa.

Wśród najczęściej używanych argumentów znalazła się oczywiście kwestia waluty. Westminster jasno dał do zrozumienia, że w przypadku, gdyby Szkoci zdecydowali się na niepodległość, nie zgodzi się, aby nowe państwo używało funta szterlinga. Sytuacja ta była o tyle problematyczna, że nie wiadomo co miałoby go zastąpić. Euro? Oczywiście, członkostwo w Unii Europejskiej nie jest warunkiem jego stosowania. Trudno jednak określić, jakie warunki Szkocja musiałaby spełnić chcąc przyjąć tę walutę, nie wspominając o tym, że krok ten pozbawiłby Szkotów możliwości prowadzenia niezależnej polityki monetarnej, ważnego elementu tak upragnionej suwerenności[3]. Wprowadzenie nowej waluty również nie należałoby do najłatwiejszych zadań. Stworzenie sprawnie funkcjonującego systemu bankowości centralnej zajmuje w najlepszym przypadku kilka lat, a proces przewalutowania aktywów i zobowiązań jest niezwykle kosztochłonny. Zmiany te z pewnością pociągnęłyby za sobą wzrost niepewności i ucieczkę kapitału do londyńskiego City, co stanowiłoby potężny cios dla ogromnego sektora finansowego Szkocji. Jak wskazywali zresztą eksperci, jego rozmiar stanowi poważny problem dla stabilności szkockiej gospodarki. Wartość aktywów sektora bankowego stanowi ponad 1 tys. proc. szkockiego PKB. Kolejny kryzys finansowy po prostu by Szkotów zabił.

Za niepodległością nie przemawia również wolumen handlu i jego kierunki. Jak wskazywano w raporcie przygotowanym przez komitet ds. gospodarczych Izby Lordów, rynek brytyjski jest bardziej zintegrowany niż wspólny rynek Unii Europejskiej. Wartość szkockich towarów eksportowanych do pozostałych części Wielkiej Brytanii stanowi ponad 2/3 całkowitej produkcji tego regionu. Odłączenie się Szkocji, i – co za tym idzie – wprowadzenie barier handlowych, pociągnęłoby poważne straty dla tej gospodarki.

Czas zmian 

Na komentarz Camerona dotyczący wyników referendum nie trzeba było długo czekać. Brytyjski premier wygłosił przemówienie w godzinę po wystąpieniu Salmonda, stwierdzając, że tak jak miliony Brytyjczyków jest zachwycony decyzją Szkotów. W jego ocenie nadszedł czas, żeby Wielka Brytania ruszyła na przód, a głosowanie pokazało, że Szkocja jest na to gotowa.

Cameron bronił swojej decyzji na temat przeprowadzenia referendum, mówiąc, że stanowiła ona wyraz szacunku dla woli większości, a nie – jak niektórzy twierdzą – dowód politycznej słabości. Co ważniejsze, dodał, że nie tylko Szkoci zasługują na prawo do decydowania o swoim regionie. Należy się ono również Anglikom, którzy jako jedyni pozbawieni są lokalnego parlamentu. Zapowiedział również, że przeprowadzona zostanie kompleksowa reforma dewolucyjna, zwiększająca uprawnienia poszczególnych części Zjednoczonego Królestwa. Przedstawiając ten plan, pozbawiony co prawda jakichkolwiek szczegółów, premier wyraził nadzieję, że ostateczne rozwiązanie zostanie opracowane przy współpracy wszystkich partii.

Decyzja ta nie powinna nikogo dziwić. Choć z początku przeciwny zwiększaniu zakresu władzy organów lokalnych, Cameron jest świadomy, że jeżeli nie dojdzie do zmian ustrojowych napięcia będą się nasilać. Szkocja to nie jedyny problem Wielkiej Brytanii. Poważnym wyzwaniem są także ruchy nacjonalistyczne w Irlandii Północnej. Choć konflikt został wygaszony (głównie dzięki staraniom labourzystowskiego premiera Tony’ego Blaira), nadal trudno mówić o stabilizacji.

Historia szkockiego referendum zakończyła się happy endem. Jednakże za niespełna 3 lata Brytyjczycy być może staną przed kolejnym ważnym wyborem – kwestią członkostwa w Unii Europejskiej. Choć nie należy wysnuwać prostych analogii, na pierwszy rzut oka sytuacja wydaje się podobna.  Rozwinięty kraj, którego gospodarka opiera się na usługach finansowych, chce ograniczyć kontrolę innych nad swoimi sprawami wewnętrznymi. Kampania Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, popierana przez małżeństwo Beckhamów oraz kucharza Jamiego Oliviera, przypomina tą prowadzoną przez SNP. Argumenty ich przeciwników, podkreślające znaczenie wspólnego rynku oraz konieczność przemawiania jednym głosem na arenie międzynarodowej, również wydają się dziwnie znajome. Przed nami jeszcze jednak wybory parlamentarne w 2015 r., od których zależy, czy do głosowania w ogóle dojdzie. Jedno jest pewne, ani Szkoci, ani Brytyjczycy nie dadzą o sobie łatwo zapomnień, a cały świat będzie  obserwował historię szkocko-brytyjskiego oraz brytyjsko-europejskiego małżeństwa przez najbliższych kilka lat.


[1] Szkocja została inkorporowana do królestwa Anglii na mocy Akt Unii z 1707 r.

[2] Demoniczny obraz Londynu, który wyzyskuje pozostałe części Zjednoczonego Królestwa, przedstawiony został w dokumencie Sotland’s Economy: the case for independence, który przygotowany został przez rząd Szkocji.

[3] Podobna sytuacja miałaby miejsce w przypadku utrzymania funta jako krajowej waluty, ponieważ szkocki sektor bankowy pozostałby w pełni uzależniony od polityki Banku Anglii.


Katarzyna Czupa jest ekspertem Centrum Inicjatyw Międzynarodowych ds. Bliskiego Wschodu oraz koordynatorem projektu „Let’s talk about Islamic finance”. Obecnie pracuje jako młodszy analityk w firmie Analizy Online, gdzie zajmuje się analizą rynku funduszy inwestycyjnych. W okresie od kwietnia do listopada 2016 r. pracowała na stanowisku młodszego analityka w Domu Maklerskim Banku Zachodniego WBK, gdzie była odpowiedzialna za analizy rynkowe oraz wycenę spółek. W okresie od stycznia 2014 r. do kwietnia 2016 r. pracowała w CASE – Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych na stanowisku koordynatora ds. projektów oraz asystenta naukowego. Obecnie realizuje studia doktoranckie w Kolegium Ekonomiczno-Społecznym Szkoły Głównej Handlowej. Jest absolwentką kierunków finanse i rachunkowość (Szkoła Główna Handlowa) oraz stosunki międzynarodowe (Uniwersytet Warszawski). W 2013 roku otrzymała stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego za wybitne osiągnięcia naukowe.


Przeczytaj też:

P. Sopoćko, Rok wyborczy 2014 w Zjednoczonym Królestwie – żółta kartka dla Torysów czy wiatr w żagle dla Laburzystów i UKIP?

P. Sopoćko, Walia 2014 – dalsza decentralizacja Zjednoczonego Królestwa?